Przejdź do zawartości

Wybór poezji (Horacy, 1935)/Listy/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Horacy
Tytuł Listy
Pochodzenie Wybór poezji
Wydawca Filomata
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Felicjan Faleński, Paweł Popiel
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LISTY
Do Numiciusa (Epist. I 6).
Nil admirari...

Nigdy się dziwić niczemu, to rzecz, Numiciusie, jedyna,
Sama też, która nam dać i szczęście zachować potrafi.
Którzy to słońce i gwiazdy i w raz oznaczonym okresie,
Pory następujące zdołają bez trwogi oglądać
W duszy, jakże ty sądzisz na skarby tej ziemi się patrzeć,
Będą; na morze co Indów, odległych Arabów bogaci?
Albo na cyrk i fawory i ludu rzymskiego oklaski?
W jakimże sądzisz nastroju i okiem będą spoglądać?
Stanu kto się przeciwnego obawia zatrwoży się pewnie,
Równie jak ten co go pragnie, dla obu nieznośną obawa
Będzie, jak niespodziewane zjawisko przestraszy obojga.
Niechaj się cieszy lub smuci, obawia się, pragnie; co znaczy,
Jeśli, cokolwiek obaczy, gdy lepszem lub gorszem jak sądził,
Oczy obróci w słup i na ciele i duszy zdrętwieje?
Miasto mędrca, szaleńcem niech zowie się, grzesznym nie
Nawet jeżeli za cnotą podąża goręcej niż trzeba, [zacnym,
Idźże więc, srebro i stare marmury, naczynia i dzieła
Sztuki oglądaj, z klejnoty, Tyryjskie podziwiaj purpury:
Raduj się, oczów tysiące, że patrzą na ciebie, gdy mówisz:
Rano podążaj na forum, wieczorem do domu powracaj;
Żeby zaś więcej z dóbr posagowych nie zebrał pszenicy,
Mutus i wreszcie o zgrozo! choć z gorszych przodków pochodzi,
Żebyś go więcej nie musiał podziwiać, niż on cię nawzajem;
Wszystko co kryje się w ziemi czas wyprowadzi na słońce,

Albo co świeci zakopie i skryje; jakkolwiek bvś znanym
Był na portykach Agrippy, widzianym na drodze Appijskiej,
W końcu i my pójdziemy, gdzie Numa podążył i Ancus.
Jeśli twój bok i krzyże morduje ostra choroba,
Szukaj ratunku od złego. Uczciwie żyć chcesz? (ktoby nie chciał?)
Jeśli to cnota jedynie dać może, wzgardziwszy rozkoszą,
Bierz się odważnie do tego. - Uważasz cnotę za słowa
Marne, gaj święty za drzewo? To pilnuj by portu nie zajął
Inny, byś Cibyrackiego i handlu z Bithynią nie stracił.
Niech zaokrągli się tysiąc talentów! i tyleż następnie,
Trzeci niech rośnie, a wreszcie niech czwarty do kupy się złoży.
Żonę z posagiem (jak wiemy) i dobrych przyjaciół i kredyt,
Ród znakomity, urodę, królewskie dają pieniądze:
Człeka o pełnym trzosie ozdobią Sitadeia i Venus.
W służbę bogaty król Kappadoków potrzebnym jest grosza:
Nie bądź takim. Lucullus, jak mówią, gdy jego proszono,
Czyżby też sto chlamydów dla sceny pożyczyć mi zechciał,
Rzekł: jak mogęż ja tyle? jednakże poszukam; co będzie
Przyszlę. Niedługo zaś pisze, iż pięć tysięcy chlamydów,
W domu posiada, a zatem niech wszystkie lub część zabierają.
Dom ten ubogim, gdzie wiele się nad potrzebę nie znajdzie,
Nawet i panu nie znane i tylko złodziejom na korzyść.
Możeli tylko majątek szczęśliwym zachować i czynić,
Zatem to dzieło najpierw podejmuj, nie puszczaj do końca.
Jeśli bogaty powinien o pozór dbać i godności,
Kup niewolnika, co powie nazwisko, co w lewy cię trąca
Bok i przymusi, byś mimo zapory podawał prawicę:
Wiele ten znaczy w Fabiańskiej, on zaś w gromadzie Welińskiej;
Da komu zechce praeturę, lub jeśli mu kto niedogodny,
Krzesła pozbawi białego; więc ojcem go wołaj, braciszkiem,
I stosownie do wieku pozyskaj usłużnie każdego“.

Dobrzeli żyje, kto dobrze zajada; już świta więc idźmy,
Gdzie nas wiedzie żołądek; polujmy i łówmy, jak niegdyś
Zacny Gargilius, co rankiem oszczepy i sieci pachołkom,
Kazał przez pełne forum, tłumami nabite prowadzić,
Żeby mu jeden ze stada muł w oczach ludności odwoził,
Dzika kupnego. Napici i najedzeni do łaźni
Idźmy, niebaczni na to co uchodzi lub nie, jak Caerici
Godni nagany, jak podła załoga Odyssa z Ithaki,
Która nad miłość ojczyzny wolała chuć zakazaną.
Jeśli, jak sądzi Mimnermos, bez żartów i lubych miłostek,
Nic przyjemnego nie znajdzie; to żyj w miłości i żartach.
Żegnaj mi, żyj, a jeśli byś znał co lepszego niż radzę,,
Powiedzmi szczerze; jak nie, to ze mną do tego się stosuj.



Tzw. Gemma Augustea w Wiedniu.


Do włodarza swej wioski (Epist. I 14).
Vilice silvarum...

Rolników pięciu wyżywiała najmy,
(A z tych miał każdy myśl do rady sprawną),
Przykrzy się tobie? — Dalej — pogadajmy.
Obaśmy w równi do swych prac użyci —
A jednak, z dwóch nas: czy ty pracowiciej
Karczujesz chwasty pod mej ziemi warstwą,
Czy ja umysłu mego gospodarstwo?
I wreszcie, z dwojga, kto się żywiej troska:
Czy ja — Horatius — czy też moja wioska?

Sądź, jak to człek się w sobie sam rozdziela!
Jakbądź w tej chwili żal mi przyjaciela,
Co straconego opłakuje brata;
Niemniej, współcześnie, myśli mojej władza
Tęsknoty więzy targa i rozsadza,
I z murów ciasnych w przestrzeń pół odlata!

Mnie w ciszy wiejskiej miłe tylko niebo —
Miejskie zaś piekło tobie jest potrzebą.

Lecz kto drugiemu czegobądź zazdrości,
Snadź w sobie samym nie ma ten sytości,
I równo z miasta nie jest rad, jak z sioła.
Bo czy tu winno miejsce to, lub owo?
Nie — człek jedynie z głupią swoją głową,
Co sam od siebie uciec w świat nie zdoła.
Tak to kochanku z tobą jest. Bywało,
Kiedyś był jeszcze lichym u mnie stróżem,

— Panie — wzdychałeś — mą jest żądzą całą,
Móc gospodarstwem rządzić gdzie nie dużem. —
Dziś, gdym przerobił stróża na włodarza,
Ten cymbał — znasz go — znowu się uskarża,
Że mu miasteczka, igrzysk brak, i łaźni.

Mam ci ja nieco stalsze przekonania.
To też do Rzymu kiedy mię wygania
Ze wsi potrzeba jaka — najwyraźniej
Przymus mię gnębi. A wiesz, co to znaczy?
Upodobanie moje tak mi każe.
Stąd chodzić z sobą nie możemy w parze —
Bo ja tak rzeczy sądzę, ty inaczej.

W czem ty, naprzykład, widzisz niesłychanie
Odludny zakąt, przykry jak wygnanie,
To mnie, i takim co trzymają ze mną,
Jest pożądaną rzeczą i przyjemną;
A za to znowu mamy w słusznym wstręcie,
Co ciebie z twymi bawi tak zawzięcie.

Kufel z garkuchnią w łeb ci wlazł obrzydłą!
Żeby ci wodze chcieć popuścić ośle,
Na mojej ziemi, pieprz byś i kadzidło
Niźli uprawiać wolał winorośle.
Radbyś ty z serca mieć szynkownię blisko,
Gdzie im podlejsza lura, tem ci cudniej
Dwoi się w oczach dmące w flet dziewczysko,
Aż tańczysz wreszcie, tak, że karczma dudni!
A tu tymczasem — trudno. Do dnia trzeba
Z motyką, z pługiem; a wróciwszy z pola,
Sprzężaj napoić, dać mu jeść. Wtem z nieba
Niechże ulewnych lunie wód swawola,
Od zamulenia łąkę strzeż zalaną,

Co tchu rów kopiąc, albo ratuj siano!
Prawda. Poczęści słuszność masz — nie przeczę.
Lecz znów, z kolei, mnie posłuchaj człecze.

Niegdyś, jedyniem w szacie chodził cienkiej,
I zlane wonią włosy mi błyszczały,
I u Cynary, drapieżnej panienki,
Bezpłatniem w łaskach był, i dzionek cały
Falerny słodkie cmokał. A dziś, oto:
Jem, co się zdarzy, wielce się zaś bawię
Jeśli nad strugą dumam sobie w trawie.

I nie to wcale nazwałbym Sromotą:
Żem wprzód świat lubił unikając nudy,
Lecz gdybym dziś się bawił tak, jak wprzódy.
Na moich śmieciach, ani czyja krzywa
Zawiść postępki moje podpatrywa,
Ani mą sławę szarpie ząb gawiedzi.
Przeciwnie całkiem, jakże dobrotliwie,
Nieraz, gdy pilnie grzebię w mojej niwie,
Moim zajęciom cieszą się sąsiedzi!

Wiem radbyś bratku, w mieście, do sytości,
Z drugiemi, jak już było wprzód, próżniaki,
Przeżuwać strawne. A tu, siaki taki,
Wiedząc, że z tego korzyść jedna, druga,
Tobie znów bydła, sadów mych zazdrości.

Bo tak to zwykle bywa: — wół ciemięga
Do siodła wzdycha — koń zaś rży do pługa
Słowem, rad każdy, gdy po cudze sięga!

Lecz jest najlepiej: gdy z upodobaniem
Na tem, co w dział nam dano, poprzestaniem.




Mądrość życiowa (Epist. I 17).
Quamvis, Scaeva satis...

Jakbądź sam sobie umiesz radzić Scaeva,
Tak, że wśród panów żyjesz jak najśmielej,
To niemniej, proszę, niech cię nie rozgniewa,
Że ci przyjaciel kilku rad udzieli,
Acz ta nauka, może nazbyt śmiała,
Jemu samemu wielce by się zdała.
Więc mów: że ślepy uczy cię twej drogi —
Jednak posłuchaj; — gdyż się rzec ośmielę,
Że znajść tu możesz trafnych rzeczy wiele.

Jeśli ci wczesny sen w twem łóżku błogi,
I jeśli spokój dnia całego miły,
A za to, jeśli w słusznym jest ci wstręcie
W ulicy wozów grzmiących wciąż przeklęcie
Turkot, i oddech tamujące pyły,
I gospód licznych zgiełk — to ci jedynie
W cichym zamieszkać życzę Ferentinie.
Bo wierz mi — nie dla samych to bogaczy
Stworzono szczęście — i tak nawet bywa:
Że jest nad drugie istność ta szczęśliwa,
O której nigdy wiedzieć nikt nie raczy.

— Gdybyś, przemądry Aristippie! skromnie
Chciał jarzynkami żyć i kąskiem chleba,
To u magnatów czyżby ci potrzeba
Być pieczeniarzem? — Słowo to nie do mnie —
Na to człeczyna zmyślny ten odpowie:
— Gdyby ów raczej mędrek co mię gani
Znał, jak to smaczno lubią zjeść panowie —
Czyżby mu w korzyść szedł obiadek tani? —

Kto z nas ma słuszność: ja? czy on? sam powiedz,
Lub raczej słuchaj, jako ten wszystkowiedz
Dobre o sobie rozumienie chowa,
Gdy Kynikowi, co go słowem wzgardy
Chwalebnie karcił, sam wsiadł na kark twardy.
Oto, jak mówią, własne jego słowa:
— Jeśli ja możnym słodkie rzeczy prawię,
To tylko w własnej mojej, nie w ich sprawie —
Wy zaś, gminowi kiedy podchlebiacie,
To z tego jemu zysk, nie wam. Więc bracie:
Który też sobie z nas wspanialej żyje?
Pan mię po pańsku karmi — pańskie cugi
Wożą mię — troska nic mi nie jest znana —
Więc tu zapłata godna swej zasługi.
Ty zaś, co niby nie dbasz o niczyje
Laski, w lichego służbie będąc pana,
Lichej też za to jadasz chleb gawiedzi. —

Aristipp sobie najwygodniej siedzi
Na każdym wozie. Jeśli u sąsiada
Napatrzył lepszy — zaraz się przesiada,
I znów mu dobrze. Filozofja taka,
Czyżby też tego się trzymała, który
Całą swą sławę włożył w płaszcza dziury,
Gdyby mu w zamian przyszło grać dworaka?
Wątpię. Aristipp nic się tem nie zmiesza,
Że purpurowej szaty na swym grzbiecie
Nie ma, jak cała ucztująca rzesza.
Owszem, w najlepsze widzieć go możecie,
Gdy się już właśnie zacząć ma biesiada,
Jak on w najmiększem łożu się rozkłada.
Nie tak to Kynik. Jego płaszcz dziurawy
Weźcie mu, choćby w zamian za szkarłaty,
To prędzej zmarznie cudak ten kudłaty,

A z wami za nic mieć nie zechce sprawy.
Dajcie mu pokój. W jego szmacie starej
Lepiej nie tykać tego tam niezdary!

Wygrywać bitwy i przy ciżbie mnogiej
W triumfie świetnym wlec spętane wrogi —
Toż niemal z Niebios wziąść gromowe wiano!
Przecież, kto możnych podbić sobie umie,
W niemniejszej z tego godzien mieć się dumie,
Boć nie każdemu być w Korincie dano.
Ktobądź z obawy: iż mu się nie uda,
Nie zrobił czego — zgoda. Drugi za to,
Który się nie bał, zdziałał niemal cuda!
W tem rzecz. Ów pierwszy, myślał gapiowato:
Że może ciężar mdłe mu siły złamie —
Drugi, nie pytał, tylko wziął na ramię,
I niósł, aż mety dosiągł znakomitej.
Lub tylko marnem słowem jest odwaga,
Lub ten, kto dzielnie w ten się sposób wzmaga,
Nadgrodę godzien odnieść i zaszczyty!

Nieraz, kunsztowne w porę przemilczenie
O swojej wielkiej biedzie, nieskończenie
W stosunku z możnym skuteczniejsze bywa,
Niźli nie w porę prośba natarczywa.
Bo ów z kopyta będzie brał zuchwale —
Inny, przyjmując, jeszcze się rumieni...
Uwagi godnych wiele tu odcieni...
Znajdzie się taki, czego mu nie chwalę,
Co rzeknie: — Ziemi liche mam zagony!
Ani ich sprzedać, ni z nich żyć oszczędnie!
A tu, matczysku jeszcze radź strapionej,
Że bez posagu córka w domu więdnie! —
To tak zupełnie, jakby wołał właśnie:

— Dawaj pieniędzy! wszak dość głośno wrzeszczę? —
Więc zaraz drugi, jeszcze głośniej wrzaśnie:
— I mnie daj także! jam biedniejszy jeszcze! —
Gdyby kruk zdobycz swoją zjadał w ciszy,
Mógłby najlepszą cząstkę wybrać sobie —
Ani zawistnych miałby towarzyszy.
Ani poparcia szukać musiał w dziobie.

Teraz, na tego popatrz krótkowidza.
Z patronem swoim jedzie, dajmy na to,
W Brundisium wdzięcznem bawić, lub w Surrencie.
jak się on kręci! jak to on przebrydza!
— Cóż tu za drogi! Jakże tu przeklęcie
Zimno! Toż deszcz tu pada całe lato! —
A inny jeszcze niedorzeczniej woła:
— Cóż to? tłumoków moich znajść nie mogę!
Któś mi je ukradł! Z czemże ruszę w drogę? —
Czyż nie tak samo skarży się wesoła
Dziewka z ulicy, której wiecznie wzięto
Złotą przepaskę kamieniami spiętą?
Ona tak rzewnie z tej udanej biedy
Wszystkim się żali — że, gdy znowu kiedy
Z prawdziwych przyczyn płacze jak najszczerzej,
To żeby pękła nikt jej nie uwierzy.

Podobnie szalbierz, gdy na śmiech wystawi
Tych, co zostali jego jękiem tknięci,
To gdy naprawdę później nogę skręci,
Któż mu z pomocą skoczy co najżwawiej?
Próżno on błaga: — Ach! przezacny człecze!
Ratuj! nieszczęsnaż moja tu godzina!
To już nie żarty! — Próżno się zaklina.
Na Osirisa. Każdy mu odrzecze:
— Dwa razy bratku sztuki tejże samej
Z nami nie próbuj. Już my ciebie znamy.




Do Caesara Augusta (Epist. II 1).
Cum tot sustineas...

Kiedy tak wielkich i tylu się spraw podejmujesz sam jeden,
Chronisz orężem Italję i zdobisz obyczajami,
Ustawami naprawiasz, publicznej bym sprawie zaszkodził,
Żebym twój czas o Caesarze zaprzątał za długim wywodem.
Romulus, ojciec Liber i Pollux z bratem Kastorem,
Którzy po dziełach olbrzymich do świątyń się bogów dostali,
Chociaż ród ludzki i ziemię piastują, okrutne zapasy
Godzą, rozdziałem pól, zakładaniem wsławili się grodów,
Żalą się, własnym zasługom że nie dopisało uznanie
Spodziewane, I ten co Hydrę porąbał okrutną,
W szermach przez los nałożonych poskromił znane potwory,
Doznał, że nic prócz śmierci pokonać zawiści nie zdoła.
Pali albowiem swym blaskiem ten, co przewyższa umysły,
Niżej od siebie stojące; po śmierci go cenią tak samo.
Tobie zaś pókiś obecnym, szafujem poczestne zaszczyty,
Wznosząc ołtarze dla ciebie, na które przysięgać będziemy,
Twierdząc, iż tobie się równy nie zrodził i nigdy nie zrodzi.
Ale twój oto naród roztropny i słuszny w tem jednem,
Że nietylko od naszych, lecz greckich cię wodzów przenosi,
Reszty bynajmniej tą samą nie ceni modłą i miarą,
Wszystkiem się brzydzi i gardzi, prócz tego, oo zeszło ze ziemi,
Oraz co widzi, że już za czasów obecnych zginęło;
Tak zapatrzony w co stare, że grzechu broniące tablice,
Które dwakroć po pięć stanowili mężowie, królewskie,
Z groźnym Sabinem, lub z grodem Gabińskim sojusze zawarte.
Księgi najwyższych kapłanów, prastare wieszczów proroctwa,
Wszystko jak twierdzi na wzgórzu Albańskiem Muzy śpiewały.
Jeśli dla tego, że Greków najstarsze dzieła są także
Najlepszemi, a rzymscy pisarze tą samą być mają
Wagą mierzeni, to wtedy nie wiele nam trzeba słów tracić:
Wewnątrz oliwki, a zewnątrz orzecha nic niema twardego;

Myśmy doszli do szczytu wielkości; malujem i śpiewam,
Nawet i walczym uczeniej nad gładkich Achajskich szermierzy.
Jeśli jak wina się z czasem i wiersze stają lepszemi,
Pytam, którenże rok ma wierszom wartości przymnożyć?
Pisarz, co temu lat sto zakończył życie, czy w pośród
Znakomitych i starych ma stanąć, czyli też W rzędzie
Lichych i azowych? Niech sporom granica koniec położy.
„Niechajże starym i prawym ten będzie, co stu lat dokonał".
Cóż jeżeli na rok lub miesiąc zawcześnie się sterał,
Między którymi ma być policzon? czy między starymi,
Czyli do tych, których lata obecne lub przyszłe się wyprą?
„Taki naprawdę z godnością do starych liczyć się może,
Któren o krótki miesiąc lub też o rok cały jest młodszym“.
Z pozwolenia korzystam! i jako z ogona końskiego,
Włosek po włosku wyrywam i jeszcze do końca po jednym,
Aż ośmieszony dowodem, że kupka zniknęła, nie padnie
Taki, co szpera w kronikach i geniusz na lata ocenia,
Zgoła za nic nie uznając, aż co Libitina poświęci.
Ennius mądry i dzielny, sobowtór nieledwie Homera,
Jak utrzymują krytycy, wydaje się ważyć na lekko,
Co z obiecanką się stanie i pythagorejskiem widzeniem.
Naevius w umysłach, i rękach, czyż nie tak żywo się trzyma,
Jakby dzisiejszy? tak świętym jest każdy dawniejszy poemat.
Nie wiem o ile jednego przewyższa drugi; Pacuvius,
Starzec, tak uczonością celuje jak Accius polotem;
Rzymskich Afrania komedyj by się nie powstydził Menander;
Plaut na wzór Epicharma z Sycylji odznacza się życiem,
Wszystkich powagą zwycięża Caecilius, a sztuką Terentius.
Roma potężna i takich podziwia i liczy poetów.
Takich się uczy na pamięć i w pełnych podziwia teatrach.
Od epoki Liviusa pisarza do chwili obecnej.
Trafnie czasami osądza pospólstwo, to znowu się myli,
Kiedy tak wręcz starożytnych poetów podziwia i chwali,
Wyższym lub równym żadnego nad nich nie uzna, to błądzi.
Jeśli zaś sądzi, że wiele w nich przestarzałego się znajdzie,

Przyzna, że często wyrazy za twarde, to znowu za słabe,
Wtedy me zdanie podziela i sądzi, jak Jowisz przykazał.
Wszakże ja nie nastaję żądając, by zniszczyć Liviusa
Wiersze, a dobrze pamiętam skorego do kija Orbilia,
Jak mi je chłopcu dyktował; lecz żeby się zdały poprawne,
Piękne, bez małej różnicy od doskonałych, się dziwię.
Między któremi wypadkiem, gdy błyśnie słowo ozdobne,
Albo też jeden lub drugi się znajdzie wierszyk wytworny,
Wtedy niesłusznie zaceni i cały sprzedaje poemat.
Gniewa mnie każda nagana, co sądzi nie z tego, że licho,
Albo niesmacznie zrobione, lecz w skutek nowości potępia,
Bo nie o względy im chodzi dla starych, lecz wieńce i chwałę.
Wątpię li, słusznie czy nie, się na scenie kwiatami przybranej.
Sztuka ukaże Atta, gotowi nieledwie, że wszyscy
Wołać ojcowie „wstyd wszelki“ zaginął, że śmiem krytykować
Rzeczy, poważny co Aisop, lub Roscius uczony grywali; -
Bądź że niczego nie cenią prócz tego co im się podoba,
Albo za wstyd uważają posłuchać młodszych i czem się
Zajmowali za młodu, w starości za marne uznają.
Wreszcie kto Numy pieśni salijskie wychwala, gdy przytem
Równie jak ja nie rozumie, udając sam jeden świadomość,
Wcale ten nie dba o poklask i miłość dla rzeczy prastarych,
Idzie mu tylko by nas i co nasze krzywdził zawistnie.
Jeśliby Grecy tak samo nowością się byli brzydzili,
Jako i my, to cóżby się starego zostało i skądże,
Mieliby ludzie co czytać i z rąk sobie dawać do ręki?
Grecja, jak tylko z ustaniem wojennych zapasów poczęła
Bawić się szczęściem popsuta, powoli ku złemu się chylić,
Dzisiaj do sztuki atletów, to znów się zapala do koni;
Mistrzów roboty w marmurze i spirzu, lub kości słoniowej
Wielbi, to znów zapatrzona umysłem, i okiem w obrazy,
Wnet się muzyką zachwyca, to znów na tragedjach używa;
Równie jak mała dzieweczka, u stóp igrająca piastunki,
Czego pragnęła gorąco, porzuca gdy z wiekiem dojrzała.

Zbrzydnie się albo podoba, nie widzisz, jak wszystko jest zmiennem?
Czasy pokoju i stała pomyślność to niosły za sobą.
W Rzymie zaś długo przystojnemj i słodkiem bywało w otwartym
Domu się rano przebudzać, klientom prawa tłumaczyć,
Grosz wypożyczać ostrożnie, lecz tylko na pewne nazwiska,
Starszych usłuchać, a młodszych pouczać jakowym sposobem
Może się mienie zwiększać, a zgubna żądza miarkować.
Zmienił atoli lud płochy swe cele i pała jedynie
Chęcią pisania; czy młodzież, czy już poważni ojcowie,
Z wieńcem na skroniach, przy uczcie czytają głośno swe wiersze.
Nawet i ja, co zaręczam, że wierszy pisywać nie będę,
Lepszym jak widać od Partha w kłamaniu i jeszcze nie wejdzie
Słońce, jak zbudzon papieru domagam się teki i pióra.
Statkiem kierować się boi, kto statku nieświadom; dyakrwi
Nie śmie bez nauki choremu zadawać; co sprawą lekarzy,
Tem się lekarze zajmują, zaś kowal pilnuje kowadła:
My zaś, uczeni czy trutnie, przygodnie wiersze pisujem.
Taki jednakże ten błąd i lekkie szaleństwo, jak wielkie
Niesie przymioty za sobą uważaj; nie łatwo u wieszcza,
Chciwą jest myśl: on wiersze pokochał i tem tylko żyje;
Straty, ucieczka sług, pożary, on śmieje się z tego;
Zdradą on towarzyszowi, lub małoletniemu nie grozi
Żadną; on prostym bobem się żywi i chlebem poślednim;
Wprawdzie wojakiem jest lichym i gnuśnym, lecz miastu korzystnym,
Przyznaszli, ważnym sprawom, że małe pomagać zdołają.
Usta i szwargot niewinny chłopaczka kształci poeta,
Broniąc od słów nieprzystojnych zawczasu uszy dziecinne,
Jego zaś duszę popóźniej przyjazną rozwija przestrogą,
Nie dopuszczając zawiści, opryskliwości i gniewu;
Dzieje wykłada prawdziwie, na znanych przykładach tłumaczy
Przyszłe wypadki, pociesza niedolę ubogich i chorych.
Skądby dzieweczka przez męża nietknięta z chłopcami skromnymi,

Mogła się modłów nauczyć, gdy Muza by wieszcza nie dała?
Wzywa pomocy chór i bóstwa pomocne przeczuwa
Błaga pokornie o wody niebieskie wskazaną modlitwą,
Klęskę zarazy odwraca, grożącą usuwa niedolę,
Mir otrzymuje nareszcie i lata w plony bogate;
Śpiewem się koją niebieskie i śpiewem bóstwa podziemne.
Dawni tak nasi ziemianie, wytrwali, przestając na małem,
Po ukończeniu zbiorów, spoczynek w porze świątecznej,
Ciału oddając i duszy, co praca znosiła w nadziei
Końca, z czeladzią ochoczą, synami i wierną małżonką,
Matkę ziemicę knurem, Silvana mlekiem skarbili,
Kwieciem i winem Geniusa, krótkiego żywota przestrogę.
Takim zwyczajem gdy weszły w użycie swawolne Fescennie,
Wierszem kolejnym sypały rubaszne obelgi i drwinki,
Ustalona zaś wolność wracając w porze corocznie,
Psoty niewinne stroiła, dopóki w otwarte przekąsy,
Żarty się nie przemieniły, uczciwe bezkarnie domostwa
Groźbą nachodząc i złością. Cierpieli zębem zjadliwym,
Ludzie szarpani i nawet nietkniętych trwoga ogarnia,
Choć położeniem górują; musiała nakoniec ustawa,
Karę stanowić, by ktoś nie wytykał drugiemu złośliwym
Wierszem; natenczas w obawie przed karą cielesną do zmiany,
Oraz uczciwej zabawy i mowy musieli powrócić.
Grecja zdobyta, dzikiego zwycięscę zdobyła i sztuki,
Wniosła do nieokrzesanych Latinów. Tak wreszcie rubaszny,
Zginął on wiersz Saturniński, a ciężką umysłu chorobę,
Dźwięki nadobne przemogły; jednakże na długo zostały,
Ślady wieśniaczej grubości i jeszcze dziś pozostają:
Późno albowiem do greckich zwróciwszy dowcipem się wzorów,
Badać dopiero począł spokojnie po wojnach Punickich,
Co też Sophokles i Thespis, lub Aischyl dobrego przywodzą.
Zatem spróbował zadania, czy godnie co mógłby przełożyć;
Polot umysłu i duch mu się dzielny na razie spodobał,
Dobrze on bowiem odczuwa tragiczność, nie zgorzej się waży,

Lecz nieświadomie poloru jakoby podłego się boi.
Sądzą, ponieważ komedja swe wzory ze środka zwykłego
Życia wybiera, małego wysiłku jej trzeba, jednakże
Większe wymogi im mniej pobłażania. Uważaj no Plautus,
Rolę jak zakochanego młokosa mizernie przedstawia,
Albo też ojca skąpego, jak przebiegłego rajfura,
Dossen jak w pieczeniarzach obżartych bywa przesadnym,
Jak w niedopiętych ciżemkach przebiega po deskach na scenie
Chodzi mu tylko by schować do szafki pieniądze, a potem
Nie dba czy sztuka upadnie, czy silnie stanie na nogach.
Kogo zawiodła na scenę, bezmierna żądza rozgłosu,
Tego drzemiący słuchacz uśmierci, nadyma ochotny:
Takie to liche i marne co umysł poklasku łaknący,
Może podkopać lub dźwignąć. Niech zczeźnie zabawa, jeżeli
Chudym odmowa nagrody, dostatnim uznanie ma czynić.
Nieraz odstrasza i płoszy dzielnego nawet poetę,
Liczbą że większe tłumy, godnością i cnotą podlejsze,
Nieokrzesane i głupie, gotowe do burdy wszelakiej,
Jeśli im nie potakuje rycersko, żądają w pośrodku
Sztuki, niedźwiedzia lub walki na pięści, bo motłoch to lubi.
Nawet w rycerstwie jednakże dziś rozkosz uciekła od uszu
Wszelka do wzroku, co błędnie na marne się patrzy popisy.
Cztery i więcej godzin kurtyna otworem zostaje,
Podczas gonitwy hufców na koniach i rzeszy piechurów;
Królów podbitych prowadzą z rękoma w pętach na grzbiecie,
Wozy, podwody, karety, okręty mijają w pochodzie,
Rzeźby słoniowe zdobyte i bronzy korynckie obnoszą.
Żeby żył jeszcze na ziemi, jakżeby śmiał się Demokrit,
Widząc jak płód wielbłąda i rysia potworną postacią,
Albo i biały słoń przykuwa motłochu spojrzenia,
Pewnieby patrzał uważniej na widzów niż grę teatralną,
Jako mu dostarczających aż zbyt widowisko ciekawe:
Co do pisarzy zaś by osądził, że osłu głuchemu,
Bajki opowiadają; bo jakież by głosy przekrzyczeć,

Mogły ten hałas co w naszych odzywa się pełnych teatrach i
Zdaje się Jasów Garganskich, lub morza Tuskiego że szumy
Słychać, z objawem tak głośnym się patrzą na sztukę, przybory,
Obce przepychy, którymi przybrany aktor jak tylko,
Wstąpił na scenę, w poklasku się lewa spotyka z prawicą.
„Powiedziałże co już?“ Nic zgoła. „Cóż więc się podoba?“
Szata wełniana co barwą Tarencką fijołki udaje.
Ale byś czasem nie sądził, że to czemu sam nie podołam,
Skąpo zachwalam, gdy inni pomyślnie tę rzecz uprawiają:
Taki po linie sprężonej potrafi jak mnie się wydaje,
Stąpać poeta, co w duszy pozorem wzbudzi niepokój,
Drażni to znów uspokaja, fałszywym napełnia postrachem.
Jak cudotwórca do Athen, to znów do Thebów przenosi.
Poświęć jednakże i tym co raczej się czytelnikowi
Wolą powierzyć, niż znosić zuchwałych widzów humory,
Pewną opieką, jeżeli Apollona godny przybytek,
Chcesz księgami napełnić i wieszczom bodźca dodawać,
Żeby ochoczo na szczyt Helikonu dążyli zielony.
Prawda że złego w bród sami sobie czynimy poeci,
(Jak żebym własną wycinał winnicę), gdy tobie utwory,
Ofiarujemy przy trudach i troskach; gdy wręcz się obrazim,
Jeśli choć jeden wierszyk się waży kto zganić z przyjaciół;
Kiedy czytane już miejsca choć nieproszeni wtórujem;
Kiedy biadamy, że pracy objawu naszej nie cenią,
Z której pomocą utwory tak zręcznie są przeprowadzone;
Kiedy się spodziewamy, iż dojdzie do tego, że byłeś
Się dowiedział, że z nas kto co pisze, to zaraz przychylnie
Wezwiesz, od niedostatku ochronisz i pisać przynaglisz.
Warto jednakże rozpoznać, jakowych cnota co równie
Świeci na wojnach jak w domu, mieć będzie dozorców i stróżów.
Żeby jej sławy niegodnym w opiekę nie dawać poetom.
Ów Alexandra wielkiego potrafił króla pozyskać,
Choiril, co w zamian za liche, mizernie pisane wierszydła,
Wziął królewską nagrodę w brzęczącej monecie philippów.
Ale jak skażę i plamę atrament zostawia po częstem

Używaniu, tak samo pismaki podłemi wierszami,
Czyny kalają przesławne. Jednakże on właśnie monarcha,
Któren za śmieszne poema rozrzutnie tak drogo zapłacił,
Prawem zakazał, by nikt prócz Apella się wcale nie ważył,
Bądź malować, lub też krom Lysippa odlewać ze spiżu,
Twarz Alexandra bitnego naśladowcy posągów.
Jeślibyś trafny ten sąd w obrazowej sztuce do darów,
Muzy chciał zastosować i ksiąg, to pewnie byś przysiągł,
Bodaj boiockich że mgłach ten sędzia na świat się narodził.
Jednak nie ujmą ci sławy twe sądy o nich i dary,
Które odnieśli z niemałą dla dawcy szczodrego pochwałą,
Varius jak równie Vergilius, kochani przez ciebie poeci;
Ani też lepiej oddane oblicza znakami ze śpiżu,
Niźli dziełami wieszcza i cnoty i dusze przesławnych,
Mężów na jaw wychodzą. Prócz tego bym ja nie przekładał,
Słów pełzających po ziemi, nad pieśni o dziełach podjętych;
Śpiewać o lądach! i rzekach, na szczytach gór zakładanych
Zamkach, lub też o królestwach dalekich i wojnach za twoim
Dzielnie stoczonych przewodem, na całym świata przestworze,
Oraz o stróżu pokoju co wrota przymyka Janusa,
Wreszcie o Romie co groźną za rządów twych Parthom się stała
Wszystko gdybym ja temu, co pragnę sprostał, atoli
Błahy wiersz majestatu twojego nie godny, a nigdy
Podjąć bym nie śmiał zadania na któreby sił nie starczyło.
Zbytnia usłużność, co kocha niemądrzze ciężarem się staje,
Zwłaszcza gdy sztuką i miarą uparcie zalecać się stara:
Prędzej się bowiem nauczysz i chętniej będziesz pamiętał,
To co podaje się w śmiech, niż co się szanuje i ceni.
Nie dbam o taką usługę co ciąży mi, ani też pragnę
Być wystawionym publicznie we szpetnem odbiciu woskowem.
Jabym sobie nie życzył pochwały lichemi wierszami,
Żeby mnię niezręczny o wstyd nie przyprawił i razem
Z mym dziejopisem na dół nie ponieśli, jak w trumnie otwartej,
W miasta dzielnicę gdzie kupczą kadzidłem, lub zapachami,
Pieprzem i wszystkiem cokolwiek w zbyteczny się papier zawija.




O sztuce poetyckiej (Epist. II 3).
Humano capiti...

Jeśliby malarz do głowy człowieczej chciał wręcz przystosować
Szyję końską i różne, na członki dowolnie zebrane,
Pióra farbami nałożyć, że szpetnie na rybim ogonie,
Czarnym by się zakończyła niewiasta od góry nadobna,
Czyżbyście mogli druhowie powstrzymać śmiech na ten widok?
Wierzcie, Pisony, że z takim obrazem porównać się może
Księga, po której by myśli, na kształt majaczenia chorego,
Wolnie bujały, że nogi ni głowy do jednej całości,
Zebrać nie można. „Jednakże malarzom a niemniej poetom
Równą przyznają swobodę, by na co się nie bądź ważyli“.
Wiemy, o taką też wolność prosimy i w zamian udzielim.
Niech się jednakże co groźne nie mięsza ze słodkiem, niech ptaki
W parze z wężami nie chodzą, lub jagnię z okrutnym tygrysem.
Często po wstępie poważnym, jak rzecz zapowiada się wielka,
Szmat purpurowy bez celu przyszywa się jeden i drugi,
Tylko na pozór, gdy czasem ołtarze i gaje Diany,
Albo jak rzeka wstęgą po łanach uroczych się wije,
Albo i Ren opisują i tęczę co w deszczu migoce.
Ależ tu nie na to miejsce. A może cyprysa potrafisz
Namalować; cóż z tego jeżeli rozbitek co ledwie
Zdołał z okrętu się schronić, ma być wyobrażon za płacę?
Toczyć amforę poczynasz, dla czegóż na garnku się kończy?
Wreszcie niech będzie co chce, byle proste i z rzutu jednego.
Część bo największa poetów, mój ojcze i godni młodzieńcy,
Prawdy pozorem się mylim: jak najtreściwszym być pragnę,
Staję się ciemnym, za lekkim obrazem goniąc mi braknie

Tchu! i życia; nadętym kto wielkim być pragnie się staje;
Pełza po ziemi bezpiecznie kto zbyt zawieruchy się boi;
Kto rzecz prostą by chciał osobliwie przedstawić i zdobić,
Będzie w lesie delfina malował, a dzika na falach.
W błąd unikanie usterek prowadzi, gdy sztuki zabraknie.
Rzeźbiarz w ostatniej pracowni przy cyrku Aemilia paznokcie,
Oraz i włos jedwabisty misternie odda ze spiżu,
Dzieło jednakże chybione, bo złożyć nie umie całości.
Żebym co tworzyć miał zamiar, nie bardziej bym pragnął na jego
Miejscu być, niż pokazywać się z nosem na bakier, gdy z resztą
Wcale niczego jestem, przy czarnych kędziorach i oczach.
Wy co piszecie wybierzcie stosowne do sił założenie
Waszych i rozważajcie nie mało, co dźwigać odmówią
Albo ramiona poradzą. Kto rzecz wedle środków obierze
Temu nie braknie wymowy, jak również składu jasnego.
Jeśli nie mylę się ładu ozdobą to będzie i siłą,
Że od razu to powie co ma być obecnie rzeczonem,
Wiele odłoży innego na czas zachowując stosowny.
Niechaj i sprytnym będzie i w słów dobieraniu ostrożnym,
Bierze lub rzuca z rozwagą, kto dzieło chce tworzyć prawdziwe.
Możesz wybornie powiedzieć, gdy słowo choć znane ze sprytem
W składni się nowem okaże. Jeśli zaś czasem potrzeba
Nowym pokazać wyrazem co pozostawało w ukryciu,
Wolno go ukuć, choć nigdy w przepasce chodzącym Cethegom
Znanym on nie był, lecz skromnie z wolności danej korzystać.
Nowe i nowo tworzone wyrazy się przyjmą, jeżeli
Skąpo z greckiego źródła czerpane się zdarzą; bo który
Z Rzymian by miał Caeciliowi dozwolić i Plaucie, a bronić
Żeby toż czynił. Vergilius i Varius. Dlaczegóż jeżeli
Nieco wytworzę nowego zazdroszczą, gdy mowa Catona
Albo Enniusa nie raz wzbogaciły język ojczysty,
Rzecz po nowemu mianując? na zawsze było i będzie

Wolno pod cechą dzisiejszą wypuścić dosadne wyrazy.
Równie jak w gajach się liście zmieniają w lat szybkich kolei,
Pierwsze spadają, tak samo i słowa się z wiekiem starzeją,
Nowo zrodzone zaś kwitną i rosną na wzór młodzieniaszków.
My i wszystko co nasze powróci do śmierci; czy morze
W lądzie wałami ujęte, co chroni od wiatrów okręty,
Dzieło królewskie; czy bagna niepłodne do wiosła przywykłe,
Dzisiaj żywiące miasta, zmuszone pługowi się poddać,
Albo ta rzeka co bieg zamieniła dla płodów szkodliwy,
W nowe koryto wdrożona; śmiertelne dzieła zaginą;
Zatem i żywa ozdoba i godność mowy przeminie.
Wiele odrodzi się znów zaginionych i będą przemijać
Słowa, cieszące się dzisiaj uznaniem, jeżeli obyczaj
Będzie tak chciał, wyrocznia, prawidło i mowy zasada.
Słynne wyprawy królów i wodzów i wojny nieszczęsne,
Jakim opisać wierszem; i miarą pokazał nam Homer.
Wiersze nierówne ze sobą spojone do skargi zawodu
Najprzód, a potem do dzięków za ślub wysłuchany służyły:
Kto jednakże jest pierwszym elegij twórcą treściwych,
Wadzą się jeszcze uczeni i sprawa przed sądem zawisła.
Gniew Archilocha nakłonił do jambów sobie właściwych:
Tego się wiersza czepiły kothurny wysokie i ciżmy,
Stosownego do ludzkiej rozmowy, zdolnego hałasy
Przemódz niesforne i rzecz zajmująco na scenie przedstawić.
Strunom nadała Muza opiewać półbogów! i bogów,
Wieńca godnego w zapasach, pierwszego rumaka w gonitwie,
Słodkie młodości marzenia, swawolę przy pełnych kielichach.
Jeśli ja miar opisowych! i barwy przedmiotom właściwej
Nie znam, stosować nie umiem, dlaczegóż mnię głoszą poetą?;
Miasto się uczyć, dlaczegóż wstydliwe nieuctwo przenoszę?
Sprawy zabawne w tragicznych opisać się wierszach nie dadzą,
Równie jak rzeczą nieznośną by było powszednim sposobem,
Godnym zaledwie kiermasza, przedstawiać wieczerzę Thyesta.
Zatem niech1 wszystko się w sposób i nastrój właściwy układa.

Czasem jednakże i dźwięki w komedji niezwykłe się wznoszą,
Kiedy wzburzony Chremes namiętną wybucha oracją;
Żale przeciwnie i tragik wywodzi najczęściej w powszedniej
Mowie, gdy Teleph i Peleus, wygnańcy obaj i nędzni
Szumnych się strzegą wyrazów i wierszy na miarę łokciową.
Jeśli im chodzi by serce poruszyć widza żałobą
Nie wystarczy by utwór był pięknym, i słodkim niech będzie
I jakkolwiek zapragnie słuchacza duszę zdobędzie.
Jak ze śmiejącym się śmieją, tak samo z płaczącym i płaczą
Ludzkie oblicza. Jeżeli do łez mnię pragniesz pobudzić,
Wpierw ci samemu cierpieć, dopiero mnię wtedy Telephie,
Albo Peleusie twa dola poruszy, lecz rolę gdy mylnie
Pojmiesz, to spać lub śmiać się będę. Oblicze ponure
Smutnych wymaga wyrazów, a pełnych groźby zawzięte,
Żartujące swawolnych, poważne głębokich i mądrych.
Naprzód nas bowiem natura do każdej wewnętrznie sposobi
Doli stosownie; pociesza, lub też do gniewu pobudza,
Alboli ciężkim smutkiem do ziemi przygniata i dręczy,
Potem zaś duszy porywy objawia tłómacząc je mową,
Jeśli zaś los mówiącego licować ze słowy nie będzie,
Rzymscy wybuchną śmiechem rycerze i zwykli widzowie.
Wielka też będzie różnica, czy mówi bohater czy Davus,
Starzec dojrzały, czy w kwiecie ognisty wieku mołojec,
Stanowiskiem potężna matrona, czy mamka usłużna,
Kupiec bywały, czy rolnik na polach zielenią wesołych,
Assyryjczyk czy Kolchos, chowany w Thebach lub w Argos.
Albo się trzymaj podania pisarzu lub prawdy pozorów.
Chceszli sławy pełnego Achilla wystawić na nowo,
Szybkim niech będzie, porywczym, nieubłaganym! niech przeczy,
Wszelkim dla siebie ustawom i wszystko mieczem rozstrzyga.
Dziką i niepokonaną Medea, płaczliwą zaś Ino,
Ixion przewrotnym, Io w obłędzie, a smutnym Orestes.
Jeśli co nieznanego wprowadzasz na scenę i nową
Tworzyć osobę się ważysz, to niechże do końca zostanie,

Taką jak wyszła na scenę z początku i w zgodzie ze sobą.
Trudno jest po swojemu co znanem powszechnie powiedzieć;
Snadniej też będzie ci przebieg Iliady w odsłonach przedstawić,
Niźli byś pierwszy rzekł co mówionem i znanem nie było.
Wszystkim dostępna fabuła własności prawo zdobędzie,
Jeśli się kołem otwartem i zwykłem nie chcesz zadowolnić,
Ani też słowo za słowem, jak wierny chodzić po ścieżce
Tłumacz, lub naśladując za ściśle wzoru się trzymać,
Tak że ci skład pierwowzoru i wstyd nie dozwoli się ruszyć.
Ani też nie zaczynaj jak pewien z kyklicznych pisarzy:
„Losy Priama opiewać i wojnę będę szlachetną“.
Cóż bo takiego początku wygłosić godnego potrafisz!
Góry w porodzie się wiją, lichutka stąd myszka się rodzi.
Ten zaś ile stosowniej, co nic pospolicie nie tworzy:
„Śpiewaj mi Muzo o mężu, co mury zdobywszy trojańskie
Poznał obyczaj tak wielu narodów i miasta oglądał".
Nie chce on dymu z płomienia nagłego, lecz z dymu pochodnię
Jasną, by stąd wyprowadzać postacią cudowne obrazy,
Antiphatesa i Skyllę i wraz z Kyklopem Charybdę.
Ani rozpocznie powrotu Diomeda przez zgon Meleagra,
Ani też wojny trojańskiej od jaj bliźnięta rodzących:
Zawsze do skutku się śpieszy i w środek wydarzeń słuchacza
Wiedzie, puszczając mimo co tylko znanem być może,
Oraz co sztuką i blaskiem ozdobić stracił nadzieję;
Przytem tak zręcznie zmyśla, tak prawdę z pozorem pomięsza,
Żeby początek od środka, od środka się koniec nie różnił
Czego więc ja i publika pospołem żądamy posłuchaj:
Jeśli ci chodzi o widza poklaski, co czeka nim wzniosą
W górę zasłonę i śpiewak wydaje hasło: „klaskajcie“.
Wieku obyczaj każdego zaznaczyć ściśle winieneś,
Niemniej wrażenie co czyni ruchliwa natura i lata.
Chłopiec mogący już mówić i nogą po ziemi posuwać

Pewną, do wspólnej zabawy z równemi się rwie i bezmyślnie
Gniewa się, zaraz przebacza, zmieniając się co godzina.
Młodzian ze śladem zarostu jak tylko się zwolni z opieki,
Hula z konikiem, i psami i buja po trawach słonecznych,
Równie jak wosk się do zbytku podaje, przestrogi nie cierpi,
Mało się troszczy o przyszłość i groszem bez miary szafuje,
Wzniosły, namiętny i skłonny co wpierw umiłował porzucić.
Wobec odmiennych dążeń, dojrzała dusza i lata
Mienia szukają, stosunków, godności szukają w urzędzie,
Strzegą się czynić co później z trudnością by trzeba odrobić.
Starca dolegliwości przeróżne zewsząd otaczają,
Albo że wzbrania się użyć i wydać z tego co zebrał,
Albo że wszystkiem wogóle niedbale i licho zarządza,
Skory do odkładania, dbający o życie i gnuśny,
Trudny w pożyciu, kłótliwy, chwalący lata minione,
Kiedy był dzieckiem, weredyk i sędzia młodszych surowy.
Lata bieżące przeróżne korzyści ze sobą przynoszą,
Wiele nam też zabierają: uważaj byś czasem staruszka,
Roli młodemu nie dawał, lub męża chłopcu małemu;
Zawsze trzymajmy się tego co z wiekiem będzie licować.
Rzecz się na scenie odbywa, lub mówią o tem co zaszło.
Mniej się tem drażni uczucia, co wchodzi uszami do duszy,
Niźli co jawnie pod wzrok podpada i z czego dopiero
Widz sobie zdaje sprawę; jednakże co w środku powinno,
Komnat się dziać, wyprowadzać na scenę nie wolno i wiele
Z oczów usunąć należy, co da się wymownie opisać:
Dzieci więc niech nie morduje Medeia wobec słuchaczy,
Ani też Atreus otwarcie gotuje ludzkie jelita,
Albo się Prokne w słowika przemienia lub Kadmos na węża.
Wszystko cokolwiek mi tak przedstawisz, niewierny odrzucę.
Dalej niech mniej nad pięć, ni więcej nie ciągnie się odsłon,
Sztuka co mna się powtarzać i wznawiać później na scenie,
Ani też bóg się nie zjawia, jeżeli się godny rozcięcia
Węzeł nie znajduje i czwarta niech w grę nie wchodzi osoba.

Chór obowiązek niech pełni zupełny i jakby aktora
Rolę i w pośród odsłon niczego nie śpiewa, co z rzeczą
Ściśle nie jest związanem i nie doprowadza do celu.
Dobrym niechajże sprzyja, życzliwej im rady udziela,
Gniewnych hamuje i chętnie trwożliwym pokój przynosi.
Skromne niech uczty pochwala i krótkie, zbawienne ustawy,
Sprawiedliwość i słodki przy drzwiach otwartych spoczynek.
On tajemnicy niech wiernie dochowa i błaga od bogów,
Żeby się szczęście zwróciło ku nędznym, od pysznych uciekło.
Flet jeszcze nie opatrzony mosiądzem jak dzisiaj i trąby
Współzawodnik, lecz prosty i cienki przy dziurkach nielicznych,
Był użyteczny by chórom przygrywać i współtowarzyszyć,
Miasto wypełniać odgłosem mniej pełne niż dzisiaj teatry,
W których zgromadzał się ludek dający się łatwo policzyć,
Ale umiarkowany i przyzwoity i skromny.
Kiedy zaś począł zwycięsca dzierżawy rozciągać i murem
Gród obszerniejszym obwodzić, a już od rana przywykli
Winem się podochacać bezkarnie w dzień uroczysty,
Większa nastała swoboda tak dobrze w muzyce jak wierszach.
W czem bo się mógł lubować rubaszny, w dniu wolnym od pracy,
Wieśniak połączon z mieszczanem, porządny z niskim motłochem?
Ruchy swywolne i zbytek do dawnej tak sztuki połączył
Grajek, wlokący niesfornie po deskach szaty z ogonem;
Cytrze tak samo przydano poważnej głosy rozliczne,
Zaś porywcza wymowa w dziwacznych lubując się zdaniach,
Rzeczy przemądrych rzekomo świadoma jak wróżka przyszłości,
Ledwie że od Delphickich różniła się mętnych wyroczni.
Ten co tragicznym wierszem o kozła podłego szermował,
Wkrótce i leśnych obnażył Satyrów i w grubszym rodzaju
Obok poważnej sztuki, spróbował żartów by jakąś
Widza przynętą zatrzymać i miłą zabawić nowością,

Któren spełniwszy obrządki, napity rozpuście folgował.
Niechaj wesoły jednakże i tłum gadatliwy Satyrów,
W taki wprowadza sposób! i w żarty powagę obraca,
Żeby nie każden bóg, nie każdy wystąpił bohater,
Któren dopiero co widziany w purpurze i złocie,
Z pospolitą rozmową do brudnej by schodził szynkowni.
Albo też chcąc poniżenia uniknąć aż sięgał obłoków.
Pleść lekkomyślne wiersze o tyle by mogła tragedja.
Jak matrona co w dzień uroczysty do tańca zmuszona,
Stanie choć krótko ze wstydem w szeregu zuchwałych Satyrów.
Mając Satyrów na scenę wprowadzać nie tylko bym prostych,
Słów bezozdobnych się trzymał i zwykłych, Pisony, wyrażeń,
Ani też tak się starał o barwie tragicznej zapomnieć,
Żeby różnicy nie było czy Davus czy mówi zuchwała
Pythias, co wycyganiła pieniądze od starca Simona,
Albo i Sylen opiekun i stróż nieletniego bożyszcza.
Znanych ze zwrotów tak wiersz wymyślony napiszę, by każden
Sądził, że tego dokaże, lecz wiele daremnie się spocił
W równym zamiarze: tak wiele zależy na toku i składni,
Tyle osiągnąć można wykwintu z potocznej rozmowy.
Z leśnych legowisk Fauny niech mem wystrzegają się zdaniem,
Żeby jak zwykłe mieszczuchy i ludzie do forum przywykli,
Mdłych nie prawili wierszów jak rozpieszczone młokosy,
Albo się w brudnych i szpetnych nie lubowali rozmowach:
Razi to bowiem takich co konia, majątek, rodzinę
Mają; a czemu przyklaśnie na chlebie razowym chowany,
Tamci odrzucą ze wstrętem i pewnie uznania odmówią.
Długa sylaba co idzie po krótkiej nazywa się jambem,
Miara pośpieszna i przeto nakazał trimetrom przydomek
Nadać jambowych, ponieważ naciskiem sześciorgim był znaczny,
Pierwszy do ostatniego podobne, jednakże nie dawno
Temu, by wolniej i nieco poważniej do ucha schodziły,
Ważkim spondejom w ojczystych ustawach przytułek zapewnił,
Chętnie usłużny, jednakże nie dość by w drugim i czwartym

Miejsca dowolnie ustąpić. Tak samo w Acciusa trimetrach
Znanych i stawnych się tenże pojawia rzadko, zaś Ennia
Ciężkim na scenę zamachem rzucane dowodzą zbytniego,
W dziele pośpiechu i braku pilności przy wiersza budowie,
Albo go nieznajomości wyrzutem sztuki obwinia.
Wiersza niepoprawnego nie każden sędzia dostrzeże,
Rzymskim zaś wieszczom na zbyt pobłażano niegodnie w tym względzie.
Mamże dlatego się błąkać, dowolnie gryzmolić? lub w myśli
Wszyscy że moje usterki zuważą, ostrożnie i pewnie
Liczyć na ludzkie względy? to wprawdziem winy uniknął,
Ale też nie mam zasługi. Wy zaś pierwowzory helleńskie,
Niestrudzonemi rękoma po dniach i nocach wertujcie.
Ależ to wasi przodkowie żarciki Plauta i miary
Zbyt pobłażliwie jak sądzę i bez różnicy chwalili,
Niemal że głupio podziwem go darząc, jak tylko wy sami,
Ze mną, umiemy rozeznać dowcipne od słowa marnego,
Oraz i dźwięk rzetelny po palcach i uchem poznawać.
Rodzaj aż dotąd nieznanych tragicznych wierszy, jak mówią,
Thespis wynalazł obwożąc na wózkach swe sztuki, grywane
Pizez osoby z obliczem czerwonem od lagru winnego.
Po nim zaś wynalazca poważnej szaty i maski,
Aischyl niewielkim zachodem estradę z desek zbudował,
Oraz użycia kothurnia i mowy nauczył wykwintnej.
Stara następnie komedja nastała; nie brakło jej zalet,
Wolność atoli się w taką swywolę i gwałt zamieniła,
W kluby, że prawo musiało ją wziąć pod naciskiem ustawy,
Chóry zaś marnie zamilkły, straciwszy chłosty swobodę.
Nie cofnęli się nasi poeci przed żadnym zamiarem,
Owszem nie małą zasługę zdobyli, gdy greckie prawzory
Sinieli odważnie porzucić by sprawy obchodzić domowe,
Bądź na scenie poważne, bądź lekkie traktując przedmioty.
To też nie byłoby Latium, jak męstwem i sławą wojenną
Mniej celowało i mową, zawadą gdyby nie była

Dla każdego z poetów obawa przed pracą i znojem.
Krwi Pompiliusa potomki wszelaki wiersz gańcie, którego
Praca i częste poprawki by nie skróciły, aż dziesięć
Kroć przerabiany nie dojdzie do formy zupełnie skończonej.
Geniusz ponieważ Demokrit wynosi nad sztukę usilną,
Oraz wyklucza wręcz z Helikonu poetów przy zmysłach
Zdrowych, nie mała część zaniedbuje obcinać paznokci,
Brody nie czesze, łazienek unika i szuka ustronia.
Sławę i miano poety zdobędzie bowiem jeżeli,
Głowy co nawet i trzem Antikyrom uzdrowić się nie da,
Obstrzyc przez Liciniusa nie kazał. O jakże niemądrym
Jestem, że porą wiosenną się pragnę żółci pozbywać!
Niktby nademnie lepszych nie tworzył wierszy: jednakże
Nie stać mnie na to; a zatem osełki zadanie podejmę,
Która zaostrzy żelazo, choć sama krajać nie zdoła.
Cel, obowiązki pisarza, choć sam nie pisząc wykładać
Będę, skąd czerpać zasobów, oo tworzy i żywi poetę,
Co uchodzi lub nie, gdzie cnota, gdzie błąd zaprowadzi.
Mądrym być, oto jest źródło i wstęp do dobrego pisania.
Sokratesowe zapiski wskazały ci dawno, że słowa,
Jeśli rzecz obmyślana zawczasu, niebawem się znajdą.
Co się ojczyźnie należy kto poznał i co przyjaciołom,
Jakiem kochaniem rodzica miłować, brata lub gościa,
W czem senatora polega, w czem obowiązek sędziego,
Jakiem jest wodza na wojnie zadanie, ten będzie na pewno
Wiedział co każdej osobie stosownie oddać należy.
Wzór obyczajów! i życia nakażę zbadać dokładnie
Naśladowcy zręcznemu, by stąd brał żywe postacie.
Nieraz ozdobna miejscami jędrnemi przy trafnym rysunku
Sztuka, choć wdzięku żadnego, powagi, ni wiedzy zawiera,
Łatwiej ucieszy pospólstwo i trzyma pewniej na miejscu,
Niźli choć najśpiewniejsze i wiersze i zwrotki bez treści.
Grekom umysłu polot i Grekom słowa toczone
Muza nadała, niczego krom sławy bo chciwi nie byli,

Rzymskie chłopaki przeciągłym rachunkiem assa się uczą
Dzielić i na sto części takowy rozłożyć. „Niech powie
Synek Albina; jeżeli od pięciu dwunastych odejmiesz
Uncję, co pozostanie? no gadaj!“ „Część trzecia“. Wybornie.:
Ty już majątku nie stracisz. Dodawszy zaś uncję co będzie?
„Pół-as“. Podobna zaciętość i chciwość za groszem gdy wejdzie
W dusze, czyż jest nadzieja, by wiersze tworzono któreby,
Skrapiać olejkiem wlartała i chować w skrzyniach z cyprysu?
Albo zabawiać poeci lub użytecznymi być pragną,
Strony ozdobne żywota, lub sprawy poważne opiewać.
Jeśli cokolwiek przepiszesz, to krótko, by szybko rzeczone
Chętnie się w duszę wpajało i łatwo w takowej zostało:
Wszystko zbyteczne się z piersi zanadto pełnej ulotni.
Co dla rozrywki wymyślisz niech będzie prawdy najbliższem:
Bajka niech wiary wszystkiemu nie żąda, jak chłopca żywego-
Z łona by Mamii wydobyć, gdy już go rankiem pożarła.
Starsze centurje potępią co tylko będzie bezpłodnemu
Ramni wyniośli zaś wiersze pominą zanadto poważne:
Cel najwyższy osiągnie kto mądre z przyjemnem połączył,
Czytającemu rozrywkę zarazem z przestrogą podając.
Księga takowa zarobek dla Sosiów zdobędzie, za morze
Przejdzie i życie pisarza na metę przedłuży daleką.
Są jednakże usterki dla których bym chciał pobłażania:
Dźwięku pożądanego przez duszę i rękę nie zawsze
Struna oddaje, i miasto że niższym to zabrzmi wysokim,
Ani też zamierzonego dosięgnie łuk celu bez chyby.
Kiedy jednakże niejedno zabłyśnie w pieśni, to wcale
Drobne mię wady nie rażą jak coś z nieuwagi wypadnie,
Albo też ludzka natura uniknąć nie zdoła. Więc o cóż
Chodzi? by pisarz tak samo nie błądził jak przepisywacz,
Mimo przestrogi wadliwie piszący, jak śmieją się z grajka,
Który na strunie tej samej się zawsze w tonie pomyli;
Takoż i dla mnie poeta, co często przeskrobie z Choirilem
Staje się; jak mu raz drugi się uda podziwiam ze śmiechem,

Gniewam się zaś, gdy czasem; i Homer nudnym się staje:
Ale też w dziele tak długiem się wolno zdrzemnąć na chwilę.
Wiersze to jak malowidło: zachwyci cię jedno gdy bliżej
Staniesz, zaś inne się więcej spodoba gdy dalej ustąpisz;
Jedno półcienia wymaga, jasnego światła zaś inne,
Które oceny sędziego, choć jak się ostrego nie boi;
Jedne się raz spodobają, ucieszą cię inne dziesięćkroć.
O ty starszy z młodzianów, choć rady ojcowskie zapewne
Prawdę ci wskażą i masz twój rozum, to przecież ci powiem
Chciej zapamiętać, że mierność niektórym się słusznie należy
Sprawom wybaczyć: i tak obrońca i rzecznik przed prawem,
Chociaż i mierny, a wielce zdolnością się od wymownego
Różni Mjessalli i tego co Aulus Cascellius nie świadom,
Będzie miał przecie swą wartość: lecz żeby poeta był miernym,
Ani bogowie i ludzie i sklepy nie ścierpią księgarzy.
Równie jak w ciągu przyjemnej biesiady niezgodna muzyka,
Oraz i maść przestarzała i mączek z miodem Sardyjskim
Obrażają, bo uczta bez tego by odbyć się mogła,
Takoż i wiersz urodzony i stworzon dla duszy rozkoszy,
Jeśli choć trochę się zniży, niechybnie upadnie głęboko.
Ćwiczeń kto nie zna nie rusza oręża na polu Marsowem,
Nieobyty z palaistrą nie tyka obręczy i dysku,
Żeby stojąca wokoło bezkarnie się gawiedź nie śmiała.
Kto na wierszach się nie zna, śmie mimo to tworzyć? dlaczegóż
Nie? wszak wolnym on jest, urodzonym, a zwłaszcza posiada
Census rycerski a żadna poszlaka na nim nie ciąży.
Żebyś przeciwnie Minervie cokolwiek miał pisać lub czynić,
Za to mi ręczy twój rozum, i sąd; jeżelibyś jednak
Miał co napisać, przedłożyć sędziego Maeciusa należy
Uszom, ojcowskim i moim, odłożyć zupełnie na dziewięć
Lat i zachować w ukryciu: natenczas możesz wykreślić
Czegoś nie wydał: bo głos wypuszczony już nigdy nie wróci.
Wieszcz i wyrocznia bogów Orpheus, po lasach żyjących
Ludzi od mordów i strawy potwornej że odwieść potrafił,

Przeto jak mówią tygrysów i lwów okrutnych poskromił;
Również Amphion co gród Thebański założył, jak niosą
Baśnie poruszał skały i dźwiękiem gęśli i słodkim
Głosem prowadził gdzie chciał; zadaniem bywało mądrości,
Sprawy publiczne od zwykłych, powszednie od świętych rozdzieląc
Chucie rozpustne pokonać, ustalić prawa małżeńskie,
Grody zakładać, i pisać ustawy rylcem na drzewie.
W taki to sposób nazwisko i godność boscy wieszczowie
Oraz i pieśni zdobyły. Przesławny po nich nastąpił
Homer i Tyrtaj, co dusze odważne do bojów Marsowych
Pieśnią zagrzewał; wyrocznie się posługiwały wierszami
Temiż i życia prawidła głoszono i królów łaskawość,
Dźwiękiem Pieridów zyskano i wynaleziono zabawy,
Oraz wytchnienie po ciężkich robotach; niech zatem z powodu
Muzy dowcipnej i piewcy Apollona cię wstyd nie ogarnia.
Wiersze pochwały godne, talentem czy sztuką powstają
Nieraz pytano. Co do mnie to praca bez żyłki obfitej
Ani surowe zdolności nie widzę w czem sprostać by mogły:
Jedno i drugie bo wspólnej i pracy przyjaznej wymaga.
Cel upragniony kto chce na wyścigach biegiem osiągnąć,
Wiele jak chłopiec już musiał się ćwiczyć, pocić i marznąć,
Wina i łatwych miłostek zaniechać; kto w święta Pythyjskie
Grywa na flecie się wprzódy nauczył i mistrza obawiał.
Dzisiaj wystarcza powiedzieć: „ja tworzę wiersze cudowne.
Trąd ostatniego niech zdusi; pozostać w tyle jest wstydem
Oraz i przyznać, że czegom nie uczył się wiedzieć nie mogę“.
Równie jak handlarz co gawiedź do kupna towarów namawia
Szuka poeta pochlebców co chwalić go będą dla zysku,
Zwłaszcza gdy w ziemię bogaty i w grosz co na lichwie mu leży.
Jeśli do tego jest w stanie częstować smaczną zakąską,
Ręczyć za lekkomyślnego biedaka, wybawić od przykrej
Sprawy gdy na kim zawisła, to dziwić się będę jeżeli
Zdoła rozeznać pomyślnie, czy druh przewrotnym czy prawym.
Ty jeśli komu co dałeś, lub też darować masz zamiar,

Nie chciej pełnego radości zapraszać na wierszów czytanie,
Któreś napisał: bo „ślicznie, wybornie, dobrze“ zawoła,
Zblednie, przy miejscach niektórych uroni z oczu życzliwych
Łzy, w uniesieniu poskoczy, lub nogą tupnie o ziemię:
Równie jak w ciągu pogrzebu najęte płaczki biadają
Więcej i głośniej od tych co szczerze się smucą, tak samo
Kpiarz poruszy się więcej niż ten co szczerze pochwali.
Mówią o królach że czasem do gęstych zmuszają kielichów,
Morząc trunkiem gdy pragną przekonać się, zali przyjaźni
Godnym się kto okaże; jeżeliś wiersze utworzył,
Niechże cię lisem podszyty nie zwiedzie czasem towarzysz.
Quintiliowiś co czytał, to mówił „poprawiaj no bratku
Tamto i to“. Twierdziłeś iż lepiej nie możesz, boś darmo
Dwakroć i trzykroć próbował; to skreślić wiersze nakazał
Źle utoczone i znów na kowadle zupełnie przekuwać.
Jeśli wolałeś twój błąd obraniać niż z gruntu poprawić,
Słowa już więcej nie rzekł i nie usiłował daremnie
Bronić, bez współzawodnictwa byś siebie i swoję podziwiał.
Mąż roztropny i prawy ci wytknie wiersze bezmyślne,
Zgani za twarde, niedosyć poprawne naznaczy znamieniem
Czarnem przez obrót pióra, ukróci ozdoby zanadto
Wyszukane, gdzie miejsce za ciemne wyjaśnić nakaże,
Mało wyraźne posądzi, nakreśli gdzie zmiana potrzebna,
Stanie się Aristarchem. Nie powie „dla czegóż mam druha
Drobnostkami obrażać?“ Drobnostki te skutki poważne
Mogą sprowadzić, gdy raz go wyśmieją i przyjmą niechętnie.
Równie jak ludzie roztropni takiego co trąd i żółtaczka
Gnębi, lub obłęd mystyczny i gniew prześladuje Diany,
Tak szalonego poety się boją i wręcz unikają:
Chłopcy mu zaś dokuczają, niebacznie mu w ślad towarzysząc.
Tenże gdy głowę do góry zadziera i wiersze wykrztusza,
Jeśli jak ptasznik co sidła zastawia na kosa wypadkiem:
Wpadnie do studni lub rowu, to chociaż donośnie zawoła:
„Hej dopomóżcie mi ludzie“, nie przyjdzie go żaden wydobyć;

Jeśli zaś ktoby chciał mu dopomódz i linkę mu podać,
Rzekłbym, „wiadomoż ci pewnie czy on z umysłu nie wskoczył.
Oraz nie pragnie ratunku?“ i sycylijskiego poety
Zgon opowiem. W pragnieniu by miano go kiedyś za boga,
Z zimną krwią Empedokles do Aitny ognistej przepaści
Wskoczył; niech służy poetom i prawo i wolność do zgonu.
Kto wbrew woli ratuje zabija go niemal tem samem.
To też nieraz to uczynił, a choć go zratujesz i nadal
Człekiem zostanie i chęci do śmierci głośnej nie straci.
Zresztą nie bardzo wiadomo dlaczego wiersze popełnia;
Czy że ojców popioły zbezcześcił, czy gromem rażony
Smutny usunął kopczyk; to pewne że wściekły jak niedźwiedź,
Który zabezpieczające złamawszy kraty od klatki,
Łapie nieuków, uczonych by czytać natrętnie swe wiersze;
Kogo zaś chwycił przytrzyma aż w końcu czytaniem uśmierci,
Z mocą pijawki co skóry nie puści aż krwią się napełni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Horacy i tłumaczy: Paweł Popiel, Felicjan Faleński.