Ewa Paczoska, W Sprawie Nadinterpretacji

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 10

Ewa Paczoska

(Uniwersytet Warszawski)

W sprawie nadinterpretacji.
”Wezwanie” literatury i odpowiedź

Nieobecna obecność
„Zadając” nam jako temat do refleksji kwestię nadinterpretacji i jej granic, redaktorzy
„Tekstualiów” trafnie zwracają uwagę na sprawę jej dziwnego statusu w literaturoznaw-
stwie ostatnich dekad. Z debat i dyskusji, które przetoczyły się ponad 20 lat temu1,
pozostało nam bowiem niepisane przekonanie, że posługiwanie się kategorią nadin-
terpretacji (czy – jak chciał kiedyś Henryk Markiewicz – „falsyfikowalności interpretacji”)
w ocenie literaturoznawczych działań to praktyka anachroniczna, niemodna, źle świad-
cząca o teoretycznym horyzoncie piszącego. Przekonanie to, na gruncie obcym i polskim,
wspierały buńczuczne manifesty interpretacji bez granic, głoszące, że między interpreta-
cją, nadinterpretacją i użyciem tekstu nie da się wytyczyć pewnych linii demarkacyjnych,
bo i tak każdy badacz przychodzi do dzieła „jako swój do swego po swoje”2. Kategoria
nadinterpretacji zstąpiła więc niejako do podziemia, trwając przecież w praktyce akade-
mickiej, a zwłaszcza w różnego typu recenzjach, zwłaszcza tych związanych z kolejnymi
etapami uniwersyteckiej kariery. W tej sytuacji trudno powiedzieć, by mogła zniknąć,
bo stawała nagle jako zmora czy widziadło przed wieloma badaczami próbującymi no-
wych pytań czy własnych tropów lektury. Ta nieobecna obecność zderzała się z kolejnymi
zwrotami w literaturoznawstwie: kulturowym, etycznym, afektywnym, podmywając swo-
im podziemnym nurtem dyskusje wokół „animal studies”, poetyki doświadczenia, nowej
komparatystyki czy „zielonej historii literatury”. Sama kategoria nadinterpretacji stała się
jednak w pewnym stopniu kwestią niedyskutowalną, ciągle pozostając, moim zdaniem,
absolutnie kluczową.
Można więc powiedzieć, że nadinterpretacja jako problem lektury profesjonalnej,
dotyczącej zwłaszcza tekstów sprzed lat, przeniosła się z przestrzeni debat i dyskusji
do obszaru osobistych wyborów poszczególnych badaczy, wyborów ważnych szczególnie
dla tych, którym bliska jest krytyka etyczna. Ja także, podejmując tu kwestię nadinterpre-
tacji, z którą zmagam się w pracy historyka literatury, czynię to z perspektywy moich wła-
snych pytań i praktyki badawczej. Rozważając granice nadinterpretacji, literaturoznawca
musi bowiem wciąż uświadamiać sobie własne priorytety i metody, pytać, kim jest wobec
historii, tekstu, autora, w końcu – literatury jako pewnej komunikacyjnej wspólnoty.

1
Ich wyrazistym śladem jest np. wydany dokładnie 20 lat temu monograficzny numer „Tekstów Drugich”
poświęcony interpretacji i nadinterpretacji (1997, nr 48).
2
Zob. M.P. Markowski, Interpretacja i literatura, „Teksty Drugie” 2001, nr 5.

„Tekstualia” nr 1 (48) 2017 33


O intencjach lektury
Ujawniając „nieobecną obecność” nadinterpretacji, wracamy do pytania o granice
i standardy lekturowych działań – a tu pojawić muszą się kwestie intencji tekstu i in-
tencji czytającego3. O miejscu tych kwestii w dyskursie dzisiejszego literaturoznawstwa
świadczyć mogą następujące dwa przykłady. Relacyjne modele tekstu wobec interpretacji
dobrze, choć skrótowo, przedstawił kilka lat temu Michał Januszkiewicz: „1) tekst mówi,
my milczymy (...); 2) tekst milczy, my mówimy (...); 3) tekst mówi i my mówimy (...);
4) tekst i my współ – mówimy”4. Opowiadając się po stronie tego ostatniego modelu
– ramy interpretacji traktowanej jako „obszar semiotyczno-hermeneutycznej gry”, autor
powołuje się i na tradycję hermeneutyczną, i na standardy kultury nowoczesnej związane,
ogólnie, z przekonaniem o „ustanawiającym” oku czytającego i wadze jego podmio-
towości dla aktu lektury. Kwestia intencji tekstu w tym momencie mogłaby się pojawić,
ale się nie pojawia. Nie pojawia się także w artykule Andrzeja Szahaja, który komentuje
Januszkiewicz5. Obaj badacze godząc się, że „nie ma interpretacji bez impulsu płynące-
go z tekstu”, w istocie nie zajmują się wewnątrztekstową naturą tego impulsu, gdyż bar-
dziej interesuje ich druga strona tej relacji: odpowiedź interpretatora na bodziec lektury.
Pytanie o intencję także nie pada.
Drugi przykład to dzisiejsza fascynacja „interpretacją relacyjną”, która „czyni me-
todę z relacjonowania swego przebiegu. Uważność lektury idzie w parze z włączeniem
do analizy opisu doświadczenia odbioru”6. Skupienie się na akcie czytania, relacja
z jego kolejnych etapów, może – ale nie musi – konotować pytania o intencję lektury,
grozi jednak, wbrew przekonaniu cytowanej powyżej autorki, rozmyciem się odpowiedzi.
Jak z tej perspektywy spojrzeć bowiem na literaturoznawczą praktykę skupioną
na kolejnych nowych narzędziach, polegającą na wypróbowywaniu ich na dowolnym
tekście literackim? Czym jest w takiej sytuacji akt lektury? Jego celem okazuje się czę-
sto po prostu możliwość udowodnienia przydatności danego duktu czytania, co osłabia
pozycję dzieła (nie mówiąc o jego intencjach) wobec interpretatora. Impuls interpretacji
nie pochodzi w tym wypadku z dzieła, ulokowany jest często w dużej od niego odległo-
ści, a w tej sytuacji nie dziwi fakt, że niektórzy literaturoznawcy nie wstydzą się przyznać
do tego, że już od lat nie czytają literatury. Nie chodzi tu oczywiście o to, by nie badać
dawnych dzieł, stawiając nowe pytania, ale znów – by każdorazowo przyglądać się in-
tencji lektury i uświadamiać sobie jej główny cel, którym jest spotkanie, rozmowa, a więc
także stworzenie warunków do jakiegokolwiek dialogu (do tej kwestii jeszcze powrócę).
Nie sprzyja temu – odnoszę wrażenie, że dość częsta – przypadkowość tekstów wybra-
nych do interpretacji, której jedynym celem jest udowodnienie przydatności metody;

3
Zob. przegląd tych kwestii: W. Kalaga, Mgławice dyskursu. Podmiot, tekst, interpretacja, Kraków 2001.
4
M. Januszkiewicz, „Y”. Proca i jęk namysłu. W odpowiedzi profesorowi Andrzejowi Szahajowi, „Teksty Drugie”
2013, nr 1/2, s. 382.
5
Zob. A. Szahaj, Siła i słabość hermeneutyki, „Teksty Drugie” 2012, nr 1/2.
6
A. Dauksza, Znaczenie odczuwane: projekt interpretacji relacyjnej, „Teksty Drugie” 2016, nr 4, s. 275.
Zob. Kultura afektu – afekty w kulturze. Humanistyka po zwrocie afektywnym, pod red. R. Nycza, A. Łebkowskiej,
A. Daukszy, Warszawa 2015.

34 „Tekstualia” nr 1 (48) 2017


literatura staje się tu w pewnym stopniu podrzędna wobec narzędzia. Pisała o tym Ewa
Domańska, zwracając uwagę nie tylko na to, że „kategorie badawcze często stają się klu-
czowymi pojęciami politycznej manipulacji”, lecz także na zbyt częste traktowanie przez
polską humanistykę nowych inspiracji jako „gotowej do analizy i interpretacji »skrzynki
z narzędziami«”7.
Na zakończenie tej glosy o narzędziach warto zwrócić uwagę na to, że profesjonali-
sta (w każdej dziedzinie) dostosowuje je do obiektu, dbając o skuteczność swoich dzia-
łań. Puszkę można otworzyć za pomocą klucza do konserw, noża, dłuta, chirurgicznego
lancetu, siekiery lub jeszcze innego przyboru. Wszystkie te narzędzia mogą być pomocne,
ale nie wszystkie niosą ze sobą obietnicę takiej samej efektywności i takiego samego
bezpieczeństwa – i dla otwierającego, i dla zawartości, do której usiłuje się dobrać...
Ta niezbyt może fortunna metafora dobrze oddaje charakter działań, które mogą sprzy-
jać nadinterpretacji. A ta ostatnia, nawet służąc rozwojowi twórczej wyobraźni bada-
cza (podobnie jak otwieranie konserwy siekierą, potraktowane jako performance, może
ujawnić w nas poczucie woli mocy!) czy ożywiając nasz kontakt z na pozór martwymi
już dziełami sprzed wieków, jest praktyką w ostatecznym bilansie szkodliwą, bo osłabia
nasz kontakt z literaturą i tłumi naszą na nią wrażliwość. Także – otwarcie na niewątpliwe
przecież sprawstwo literatury, które zastępujemy eksponowaniem sprawstwa badacza.
Wszyscy jesteśmy świadomi, że nasze czytające oko nie jest niewinne, ale z chęcią
demaskując i dekonstruując lektury jawnie polityczne czy manipulatorskie, zdajemy się
często zapominać o prześwietlaniu swoich intencji. A przecież można by powiedzieć,
że w kimś, kto nawet zaakceptował własną utratę niewinności, powinna być żywa świa-
domość utraty, a przede wszystkim – czujność. Czujność, która na przykład nie pozwo-
li na zastępowanie jednej ideologicznej lektury inną, równie zideologizowaną. Pisałam
o tym przed paru laty, analizując fenomen literaturoznawczej recepcji Marii Komornic-
kiej8. Masowy wysyp naukowych i popularnonaukowych (oraz pseudonaukowych) prac
doprowadził do zinstrumentalizowania lektury świetnej modernistycznej poetki, której
twórczość dla wielu autorów odgrywała tylko rolę ilustracji feminizmu, antypsychiatrii,
gender, psychoanalizy i tym podobnych. A dla niektórych – wręcz tablicy do nakleja-
nia nowych haseł. W tym informacyjnym szumie dawno już utonął głos samej poetki
– to dowód na to, że nadinterpretacja, choćby najbardziej efektowna i „nowoczesna”,
tylko pozornie działa na rzecz odnawiania znaczeń dawnej literatury.

„Wezwanie” dzieła
Wróćmy jeszcze raz do tego, co dzieje się między czytelnikiem a tekstem. Jako uczest-
nika tej refleksji chciałabym przywołać Maurice’a Blanchota, którego książka sprzed po-
nad półwiecza – Przestrzeń literacka – została właśnie wydana po polsku. W trakcie

7
E. Domańska, O poznawczym uprzywilejowaniu ofiary (uwagi metodologiczne) [w:] (Nie)obecność. Pominięcia
i przemilczenia w narracjach XX wieku, pod red. H. Gosk i B. Karwowskiej, Warszawa 2008, s. 34–35.
8
Zob. E. Paczoska, Gdzie jest Komornicka? [w:] Przerabianie XIX wieku. Studia, pod red. E. Paczoskiej
i B. Szleszyńskiego, Warszawa 2011, s. 17–41.

„Tekstualia” nr 1 (48) 2017 35


panelu dyskusyjnego na Wydziale Polonistyki UW poświęconego najważniejszym publi-
kacjom roku 2016 z dziedziny humanistyki Grażyna Borkowska słusznie wskazała tę
książkę jako przykład tak potrzebnego dzisiejszemu literaturoznawstwu powrotu do ta-
jemnicy literatury9. Blanchot wiele miejsca poświęca także tajemnicy czytania, „cudow-
ności” lektury:
„W lekturze, a przynajmniej w jej punkcie wyjścia, jest coś oszałamiającego, co przypomina
bezrozumny gest, przy pomocy którego chcemy otworzyć i ożywić zamknięte już oczy. Gest ten wiąże
się z pragnieniem, które – jak natchnienie – jest skokiem, skokiem nieskończonym”10.
Kontakt czytelnika z dziełem porównany tu zostaje do rozmowy z Łazarzem „martwym
od trzech dni, a być może od zawsze, który pod swymi ściśle splecionymi opaskami, pod-
trzymywany przez najbardziej wytworne konwencje, odpowiada nam i mówi wewnątrz
nas samych”11. To porównanie wydaje mi się szczególnie przejmujące, bo jako historyk
literatury nieustannie domagam się przecież bliskiego kontaktu z dziełami sprzed ponad
stu lat i działam na rzecz jego wzmocnienia.
Używając tego obrazu, Blanchot stawia przed nami zadanie: mamy wyobrazić so-
bie, jak wyglądałaby nasza rozmowa z Łazarzem. O czym byśmy z nim chcieli poroz-
mawiać, jak powinniśmy się zachować wobec tajemnicy wskrzeszonego? Byłoby źle,
gdyby uczestnik tego hipotetycznego dialogu ograniczył temat konwersacji do samej
śmierci albo do wskrzeszenia Łazarza. Jeszcze gorzej – gdyby w ogóle go nie słuchał,
uznając, że to świetna okazja, by wylansować swój pomysł i wyjaśnić interlokutorowi,
o co w tym wszystkim chodziło, albo gdyby demonstrował swoją własną wrażliwość
na to niezwykłe zdarzenie.
Rozważając tajemnicę lektury i tajemnicę literatury, Blanchot stwierdza, że w każdym
dziele istnieje jakieś wezwanie,
„wezwanie milczące, które wśród ogólnego zgiełku domaga się milczenia; które cz ytelnik
j e s t w st an i e u sł y szeć , tylk o od powiad ają c na nie; które odciąga go od świata zwykłych
stosunków i przyciąga w stronę przestrzeni, gdzie u samego jej progu, znajdując tam swoją siedzibę,
lektura zbliża się do dzieła”12 (podkr. – E.P.).
Dzisiejsi badacze, jak już wspominałam, wolą mówić raczej o odnajdywanym w dzie-
le „impulsie do interpretacji”. Staroświeckie „wezwanie” przekracza oczywiście funkcję
i działanie impulsu – to bodziec, który angażuje nas w sposób szczególny jako osoby,
który domaga się nie tylko interpretacji, lecz także odpowiedzi. Zauważmy, że katego-
ria „wezwania” akcentuje kwestię podmiotowości czytelnika, gdyż ukazuje akt lektury
jako spotkanie dwóch osobnych podmiotów. Nie każdy odbiorca słyszy to samo wezwa-
nie, nie każdy jest gotów do podjęcia z nim dialogu. Nie usłyszy go czytelnik agresyw-
nie zagłuszający głos literatury – na podobieństwo kolonizatora, który nie chce słyszeć
9
Panel zorganizowany w grudniu 2016 roku przez Pracownię Antropologicznych Problemów Literatury, kiero-
waną przez Hannę Gosk.
10
M. Blanchot, Przestrzeń literacka, przekład i posłowie do polskiego wydania T. Falkowski, Warszawa 2016,
s. 232.
11
Ibidem, s. 233.
12
Ibidem, s. 234.

36 „Tekstualia” nr 1 (48) 2017


opowieści skolonizowanego – lansujący swój punkt widzenia albo podporządkowujący
lekturę intencji wobec dzieła czysto zewnętrznej. Bez gotowości do zmierzenia się z tajem-
nicą literatury i bez czujności interpretacja stać się może pustym intelektualnym popisem
– a to prosta droga ku nadinterpretacji.
Relację dzieło – interpretator w podobny sposób jak Blanchot widział Karol Irzykow-
ski, występując w roku 1929 z własnym projektem lekturowej praktyki, którą też można
by nazwać „relacyjną”:
„są dwa prądy intuicyjne, które wchodzą w grę przy kontakcie krytyka (czytelnika) z utworem.
Utwór jest gotowy, lecz zetknąć się musi w duszy odbiorcy również z tworzywem, choć niegotowym,
z mgławicą obszerniejszą, choć nieskrystalizowaną. Powstaje wtedy fakt, że utwór gotowy »podoba
się« lub się »nie podoba«; powstają konfrontacje i zajścia umysłowe, dzięki którym na swój sposób
krystalizuje się owa mgławica. Akt krytyki jest wtedy niejako aktem równowagi między tym co »goto-
we« a »niegotowe«, twórczość dokonana legitymuje się przed twórczością niedokonaną”13.
„Gotowość” tekstu, którą przecież sam Irzykowski, także jako autor Pałuby, bardzo
często podważał, jest tu pojęciem operacyjnym, pozostającym w ścisłym związku z wy-
suwanym przez krytyka postulatem równowagi, wynikającym z tak charakterystycznej
dla Irzykowskiego refleksji o potrzebie czujności wobec tych, którzy o nas piszą i mó-
wią, ale także – wobec naszych własnych intencji. Postulat równowagi dawno wypadł
z dzisiejszego literaturoznawstwa pod wpływem narcystycznych cech nowoczesnej kultury,
w której o atrakcyjności interpretacji stanowi tak często manifestowanie postawy „teraz
ja!”. Zachowanie tej równowagi, jak po staroświecku myślę za Blanchotem i Irzykowskim,
to niezbędny warunek sensowności i fortunności lektury. Bez niego nawet najbardziej
uważne relacjonowanie kolejnych jej etapów nie stanie się, wedle formuły Irzykowskie-
go, „błękitnym mostem” rozumienia i porozumienia z tekstem – nie posłuży też budo-
waniu „wspólnoty emocjonalnej” jako podstawy funkcjonowania systemów rozumienia
i oceny14.

Tekst i horyzont intencji


Blanchotowskie ujęcie aktu lektury jako rozmowy z Łazarzem podkreśla, że czytanie
może i powinno być aktem ożywiania, przywracania do życia. Znów zatem staje przed
nami kwestia intencji tekstu. Nikt się dziś nie będzie upierał, że interpretator może dotrzeć
do jakiejś jedynej intencji źródłowej czy ustalić ową intencję ponad wszelką wątpliwość.
Wiemy, że trawestując Leśmiana: „jest taka twarda w dziele kość, co się sprzeciwi naszej
interpretacji” (jak dobrze ta trawestacja wpisuje się w formułę „rozmowy z Łazarzem”!).
Możemy natomiast, nastawiając się na „wezwanie” tekstu literackiego, spróbować usta-
lić i zarysować horyzont intencji. Horyzont ten wyznaczają różne elementy, i takie,
które należą do sfery indywidualnych wyborów pisarza, i takie, które wynikają z rzeczy-
wistości kulturowej jego epoki, i te o charakterze wewnątrztekstowym, i te wyraziście

13
K. Irzykowski, Godność krytyki [w:] idem, Słoń wśród porcelany. Studia nad nowszą myślą literacką w Polsce,
pod red. A. Lama, Kraków 1976, s. 92.
14
Taki cel „interpretacji relacyjnej” stawia A. Dauksza. Zob. idem, op. cit., s. 277.

„Tekstualia” nr 1 (48) 2017 37


zewnątrztekstowe, na przykład związane z sytuacją mówienia w danej epoce czy sytu-
acją odbiorcy (dostępność do rynku książki). Kulturowa historia literatury ma już narzę-
dzia do konstruowania takiego horyzontu. Wyznaczenie horyzontu intencji byłoby za-
tem pierwszą z procedur, które ograniczają możliwość nadinterpretacji albo po prostu
błędów poznawczych, takich jak falsyfikacja intencji (na przykład pod wpływem ekspo-
nowania „mocy” narzędzia, o czym mówiłam wcześniej). Wiedząc, że w epoce lektur
spod znaku catch as catch can można dziś z nimi zrobić dosłownie wszystko, czytelnik,
dla którego kwestia nadinterpretacji nie jest przebrzmiała czy obojętna, szukać może
wsparcia dla swych lekturowych praktyk między innymi w dokumentach życia kulturalne-
go czy społecznego.
Kiedy Narcyza Żmichowska kończy list do swojej przyjaciółki Bibianny Moraczew-
skiej formułą „całuję twoje kochane powieczki”, czytelnik powinien mieć świadomość,
że to niekoniecznie znak nadzwyczajnej (na przykład homoerotycznej) zażyłości kore-
spondentek, lecz zwrot w istocie czyniący zadość „siostrzanej” konwencji epistolar-
nej epoki. Nie wyklucza to oczywiście innych intencji pisarki, jeśli są na nie w tekście
dodatkowe dowody, nie tylko zresztą te zapisane wprost, lecz także ukryte w fałdach
czy szczelinach zapisanego. Inny przykład. Analizując znaczenie różnych dzieł kultury
dla utworów literackich przełomu XIX i XX wieku, historycy literatury porównują ze sobą
najczęściej i najchętniej teksty wysokoartystyczne. Nie biorą jednak pod uwagę tego,
że we wspomnianym okresie ekspansywnie rozwija się kultura popularna, z którą dia-
logują z konieczności nawet autorzy manifestujący swój wobec niej dystans. A przecież
na przykład motyw z Don Kichota mógł dotrzeć wówczas do pisarza nie tylko poprzez
kontakt z oryginalnym dziełem Cervantesa, lecz także poprzez frazę z modnej operetki.
Pejzaż mógł być zapośredniczony poprzez rycinę z popularnego przewodnika albo za-
uważony na ulicy afisz. Wyobrażenie „kobiety fatalnej” – pojawi się za sprawą Strindber-
ga, Weiningera czy Muncha, jak również – za sprawą witryny fotografa albo potajemnie
oglądanych erotycznych pocztówek. Bez przywołania tego osocza kultury trudno wyzna-
czyć horyzont intencji zanurzonego w niej głęboko dzieła.
Jego wskazanie i analiza to zadanie badań kulturowych, a także nowej kompara-
tystyki, której żywiołem pozostaje teraz coraz częściej nie tylko praktyka porównań tek-
stów, lecz także – konfrontowania ze sobą niesionych przez nie kulturowych opowieści
(które wchodzą ze sobą w rozmaite związki), jak również ich bohaterów i odbiorców.
Nowa komparatystyka bada w ten sposób granice wspólnot kulturowych i lekturowych,
interesuje się też drogami i sposobami przenoszenia się projektów światopoglądowych,
artystycznych, filozoficznych – z jednego regionu do drugiego, ale także – na przykład
– z jednej półki w bibliotece na drugą.
Jedną z kluczowych kategorii współczesnej humanistyki jest palimpsest traktowany
między innymi jako model kultury. Kategoria ta kształtuje dziś standardy humanistyczne-
go „poznania konstelacyjnego”, dla którego ważne jest doświadczenie rzeczywistości.
Tekst to, patrząc z tej perspektywy, dyskursywno-konceptualna sieć, „w której formuje się,

38 „Tekstualia” nr 1 (48) 2017


na której osadza, poprzez której kategorie przejawia się doświadczenie rzeczywistości”15.
Dla takiej koncepcji tekstu rozpoznawanie horyzontu intencji wydaje się absolutnie pod-
stawowe.

Interpretacja i nadinterpretacja
Nie ma, jak sądzę, odpowiedzialnej i sensownej interpretacji historycznoliterackiej
bez uświadomienia sobie na początku, co ma być jej głównym celem. Spotkanie z tek-
stem i autorem, wolna gra wyobraźni, sprawdzenie swoich możliwości, wypróbowanie
narzędzia, działanie o charakterze politycznym, zaistnienie w literaturoznawczej debacie,
otrzymanie grantu, przejście kolejnego etapu akademickiej kariery? Który z tych celów
(i efektów) jest najważniejszy? Jakie eksponuję, jakie ukrywam? Dlatego muszę odpowie-
dzieć w tym miejscu na pytanie, co dla mnie osobiście jest najważniejszym celem czytania
i pisania o literaturze. Od tej odpowiedzi (której w istocie już tu kilkakrotnie udzieliłam)
zależy bowiem moje rozumienie kwestii nadinterpretacji.
Przypominając staroświeckie kategorie „wezwania” płynącego z dzieła, intencji tek-
stu oraz równie nienowoczesny postulat równowagi, opowiadam się po stronie historii
literatury w jej sporze z teorią, nie lekceważąc teorii, jeżeli, jak mówi Adam Dziadek
w dyskusji zamieszczonej w arcyciekawej książce Teoria nad-interpretacją?, chce ona
„istnieć na styku z rzeczywistością”16. Opowiadam się po stronie lektury, której celem
nie jest „pożarcie” tekstu i „zboksowanie” pisarza własną interpretacją, lecz – jakaś po-
kora wobec tajemnicy literatury, poskromienie apetytu i kolonialnej agresji zdobywcy.
Także takiej, która swoje intencje podporządkowuje zasadom przyjaźni z pisarzem
i jego tekstem. Kategoria przyjaźni od dawna przestała być tematem humanistycznych
dociekań – pisał o tym przed laty jeden z patronów krytyki etycznej, Wayne C. Booth17.
Rozpoznanie to dotyczy również naszej współczesności i obecnych praktyk interpreta-
cyjnych. Czy nie jest bowiem tak, że już dawno przestaliśmy myśleć o książkach jako
o przyjaciołach? Czytając różne interpretacje, mamy za to często wrażenie, że dzieło
dla eksponującego swoją podmiotowość czytelnika staje się przeciwnikiem. W przyjaźni,
jak przypomina Booth, najważniejsza jest sprawa „wymiany” – każdy pisarz zaprasza
do niej swojego czytelnika, ale nie każdy odbiorca (także ten profesjonalnie zajmujący się
literaturą) chce w niej uczestniczyć.
Przyjaźń oznacza zatem szacunek dla partnera i gotowość do wymiany. Jeśli przełożyć
te zasady na praktykę lektury, to powiedzieć można, że w istocie to one chronić nas mogą
przed pokusą nadinterpretacji, wynikającą niekiedy ze sprzeniewierzenia się przyjaciel-
skiej otwartości i czujności. Kategoria przyjaźni wiedzie ku pojęciu wspólnoty. Dużo mó-
wiąc o wspólnocie „świata literackości”, w której zanurzeni są piszący i czytający, za mało

15
Zob. R. Nycz, Lekcja Adorna: tekst jako sposób poznania albo o kulturze jako palimpseście [w:] idem, Poetyka
doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura, Warszawa 2012, s. 59.
16
Teoria nad-interpretacją?, pod red. J. Olejniczak, M. Baron, P. Tomczoka, Katowice 2012, s. 134.
17
Zob. W.C. Booth, Domyślni autorzy jako przyjaciele i pretendenci, tłum. M. Bokiniec, „Przegląd Filozoficzno-
-Literacki” 2009, nr 2, s. 37–52. Prwdr. 1988.

„Tekstualia” nr 1 (48) 2017 39


myślimy dziś może o ich „wspólnym interesie”, którym pozostaje przecież trud poznania,
podejmowany na przekór otaczającej nas dziś kulturze konsumpcji, także intelektualnej.
Z perspektywy przyjaźni z pisarzem i dziełem warto też spojrzeć na narzędzia inter-
pretacji i jej kierunki. Mówi o tym Martha Nussbaum w tekście poświęconym krytyce
etycznej Bootha18. Nussbaum, często pomawiana o lekceważenie autonomii literatury
i upodrzędnianie zainteresowań dla jej osobnego języka, w istocie wskazuje na koniecz-
ność analizy organicznej więzi między treścią a formą dzieła19. W tym sensie krytyka
etyczna sprzyja „porządnej” pracy z tekstem, promując tradycyjne podejście do pracy
badawczej, które Ewa Domańska streściła w następujący sposób: „sumienność, umiar-
kowanie, krytyczność, dogłębność, cierpliwość i rzetelność”20. Autorka ma świadomość,
że postuluje tu powrót do pozytywistycznego kanonu krytyki i humanistyki. „Pozytywistycz-
nie prowadzone badania warsztatowe ze swoją dbałością o szczegóły i specyfikę rze-
miosła”21 zostają przeciwstawione instrumentalnemu wykorzystywaniu gotowych narzędzi
we współczesnej humanistyce. Postulat powrotu do pozytywistycznej praktyki czytania,
który zdaniem Domańskiej da się uzgodnić z językiem i horyzontem dzisiejszej humani-
styki, prowadzi znów do tradycyjnych wyobrażeń przyjaźni z tekstem, wyznaczanych przez
zasady interpretacyjnej przyzwoitości.
I tak dochodzimy do nadinterpretacji, którą rozumiem przede wszystkim jako efekt,
świadomego lub nie, naruszenia tych zasad. Jakie sytuacje sprzyjają nadinterpretacji?
Po pierwsze: gdy naruszamy równowagę pomiędzy tekstem (i pisarzem) a jego czy-
telnikiem, osłabiając pozycję dzieła w procesie wymiany. Po drugie: gdy rezygnując
z wymiany i partnerstwa, promujemy tylko swój projekt interpretacji, gdy zagłuszamy głos
literatury poprzez eksponowanie własnego głosu. Po trzecie: gdy przenosimy uwagę
z dzieła i jego autora na narzędzie, przy pomocy którego go interpretujemy. Po czwar-
te: gdy odchodząc od dzieła ku teorii interpretacji, nigdy już do niego nie powracamy.
Po piąte: kiedy lekceważymy konieczność rozpoznania i przybliżenia horyzontu intencji
tekstu. Po szóste: gdy czytamy tekst bez świadomości jego ramy kulturowej. Po siód-
me: gdy posługujemy się w ocenie własnej interpretacji głównie kryterium jej wewnętrz-
nej „spójności”, nie pytając o spójność z przedmiotem, którego dotyczy. Po ósme:
gdy zapominamy, że w interpretacji chodzi nie tylko o „igraszki”, lecz także o „życie”...
Oczywiście można sobie powiedzieć, że nawet próbując praktykować interpretację
na sposób „przyzwoity”, „etyczny”, „pozytywistyczny”, i tak nie unikniemy nadinterpre-
tacji, bo jest ona w „naturalny” sposób wpisana w każdy akt czytania. Może zatem
nie warto straszyć literaturoznawców jej widmem? Osobiście uważam jednak, że trzeba
uświadamiać sobie sprzyjające jej sytuacje czy postawy zamiast oddawać się, kuszą-
cym skądinąd, przyjemnościom interpretacji bez granic. Nadinterpretacja jest szkodliwa

18
M. Nussbaum, Czytać, aby żyć, tłum. A. Bielik-Robson, „Teksty Drugie”, 2002, nr 1/2.
19
Zob. M.C. Nussbaum, Love’s Knowledge. Essays on Philosophy and Literature, New York 1991.
20
E. Domańska, Historia egzystencjalna. Krytyczne studium narratywizmu i humanistyki zaangażowanej, War-
szawa 2012, s. 169.
21
Ibidem, s. 168.

40 „Tekstualia” nr 1 (48) 2017


nie tylko dlatego, że osłabia naszą czujność na „wezwanie” literatury. Jeśli interpretacja
jest „niekończącym się zadaniem”, to nadinterpretacja dąży do skończenia i wypełnie-
nia zadania lektury. A to oznacza, że ogranicza czy nawet zamyka w pewien sposób
możliwość dialogu. Uniemożliwia ruch pomiędzy „wezwaniem” a odpowiedzią. Szkodzi
literaturze, bo znieczula na jej głos.

Summary
The Problem of Over-Interpretation: „The Tender Offer of Literature”
and the Answer
The article shows a paradoxical status of over-interpretation in contemporary lite-
rary studies. This category is still very important in literary and cultural research. Howe-
ver, questions arise regarding the limits of interpretation. Maurice Blanchot’s metaphor
of „the tender offer of literature” is evoked so as to express this dilemma and to suggest
a return to the old-fashioned categories of the intentions of reading and the intentions
of the text.

Keywords: interpretation, over-interpretation, reading intention, the intention of the text


Słowa kluczowe: interpretacja, nadinterpretacja, czytanie intencji, intencja tekstu

Monalli Dolls. Twórczyni lalek i fotografii: Monika Ekiert-Jezusek

„Tekstualia” nr 1 (48) 2017 41


Monalli Dolls. Twórczyni lalek i fotografii: Monika Ekiert-Jezusek

42 „Tekstualia” nr 1 (48) 2017

You might also like