Polska XIX I XX Wieku W Filozoficznym Zwierciadle
Polska XIX I XX Wieku W Filozoficznym Zwierciadle
Polska XIX I XX Wieku W Filozoficznym Zwierciadle
Studiów
Filozofii
Pol
s kiej
Biblioteka
Studiów z Filozofii Polskiej
Joanna Zegzuła-Nowak, Polemiki filozoficzne Henryka Elzenberga
ze szkołą lwowsko-warszawską
Stefan Konstańczak, Polska XIX i XX wieku w filozoficznym zwierciadle
Stefan Konstańczak
Kraków 2017
Grażynie,
mojej żonie, cierpliwej
towarzyszce mego życia
Recenzja naukowa
Recenzent: prof. dr hab. Barbara Szotek
__________________________________
ISBN 978-83-65432-85-8
Wydawnictwo «scriptum«
Tomasz Sekunda
tel. 604 532 898
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwoscriptum.pl
Spis treści
Wstęp _________________________________________________________________7
Wiek XIX
1. ROMANTYZM ______________________________________________________45
1.1. Jak może trwać świadomość narodowa bez istnienia własnego państwa?
Koncepcja rozczłonii Ojczyzny Karola Libelta ___________________________45
1.2. Praca jako wartość moralna w filozofii Karola Libelta __________________59
2. POZYTYWIZM ______________________________________________________74
2.1. Stefana Zachariasza Pawlickiego pierwsze polskie przekłady
dzieł Kartezjusza ___________________________________________________74
2.2. Recepcja teorii Darwina w filozofii polskiej XIX wieku _________________94
Wiek XX
3. NA PRZEŁOMIE WIEKÓW _________________________________________ 121
3.1. Panslawizm w filozofii polskiej ___________________________________ 121
3.2. Dzieje filozofii polskiej w listach zapisane.
Korespondencja Stefana Pawlickiego z Kazimierzem Twardowskim _________133
3.3. W polemicznym zwierciadle Adama Mahrburga ____________________ 153
4. SZKOŁY FILOZOFICZNE ___________________________________________ 174
6
5. SZKOŁA LWOWSKO-WARSZAWSKA ________________________________ 192
5.1. Daniela Gromska (1889–1973) w roli historyka polskiej filozofii ______ 192
5.2. Zygmunta Zawirskiego niedokończony projekt ______________________ 212
6. WOJNA A FILOZOFIA _____________________________________________ 225
6.1. Walka jako problem moralny w twórczości Marii Ossowskiej __________ 225
6.2. Strategie przetrwania.
Filozofowie polscy podczas II wojny światowej ________________________ 238
6.3. Pamiętnik czasu wojny i odbudowy. Lekarska epopeja Adama Wrzoska
1939–1959 ______________________________________________________ 253
7. POMIĘDZY FILOZOFIĄ A IDEOLOGIĄ ______________________________ 274
1.1. Józef Maria Bocheński w roli „sumienia” polskiej filozofii powojennej __ 274
7.2. Józefa Tischnera krytyka marksizmu ______________________________ 293
8. FILOZOFIA NA EMIGRACJI ________________________________________ 317
8.1. Zbigniew Antoni Jordan (1911–1977) – szkic do filozoficznej biografii _ 317
9. FILOZOFIA W CIENIU TOTALITARYZMU ____________________________ 336
9.1. Retoryka dominacji – polityczne sterowanie nauką __________________ 336
9.2. „Ruch Filozoficzny” i wolność badań naukowych w Polsce
w latach 1947–1957 ______________________________________________ 351
10. POZA GŁÓWNĄ LINIĄ SPORÓW __________________________________ 371
10.1. Inspiracje twórczością Fiodora Dostojewskiego w filozofii polskiej ____ 371
10.2. Od formizmu do strefizmu. Ewolucja poglądów estetycznych
Leona Chwistka __________________________________________________ 387
Zakończenie _________________________________________________________ 406
Wybrana bibliografia _________________________________________________ 408
Archiwalia ________________________________________________________ 413
Nota bibliograficzna __________________________________________________ 414
Indeks osobowy ______________________________________________________ 416
Spis treści
Wstęp
Wstęp 9
zarazem jest możliwa sytuacja odwrotna, gdy autor dostrzega same zalety,
nawet gdy w jego dziele nie ma żadnej z nich. Historia filozofii polskiej to spe-
cyficzna dyscyplina, gdyż na jej powstanie ogromny wpływ wywarła historia.
Aż do XVIII wieku, czyli do okresu Oświecenia, filozofia w Polsce miała wy-
miar głównie praktyczny, to znaczy jej treści były dostosowane do bieżących
potrzeb dydaktycznych. Rozważania na temat istoty bytu czy granic ludzkiego
poznania były podejmowane incydentalnie i w zasadzie tylko jako komen-
tarze do prac powstałych poza granicami Polski. Dopiero okres Oświecenia
przynosi prawdziwy rozkwit filozofii. Ówczesne publikacje filozoficzne miały
jednak charakter ogólny, rozwijały tylko problematykę podjętą wcześniej na
zachodzie Europy. Ale paradoksalnie, to Hugo Kołłątaj, autor reformy stu-
diów dokonanej przez Komisję Edukacji Narodowej, choć sam filozof, zniósł
w ogóle nauczanie filozofii w Polsce. Przez okres od 1780 do 1792 r. w kraju
nie uczono filozofii w ogóle5. Reforma ta kończy oświeceniowy przełom, ale
dorobek uzyskany w tej epoce stał się już trwałym elementem polskiej nauki.
Przywrócenie filozofii na Akademii Krakowskiej zbiega się już z początkiem
nowej epoki w dziejach nauki polskiej, co wiązać należy także z przyswoje-
niem przez nią elementów mesjanizmu. Pojawia się wówczas pytanie – jakiej
filozofii Polacy potrzebują? Filozofia w Polsce jest uprawiana, ale jeszcze nie
mamy wówczas do czynienia z polską filozofią, gdyż po latach przerwy bra-
kowało nawet filozofów, stąd zajęcia z tego przedmiotu prowadzili specjaliści
z innych dziedzin wiedzy. Ówczesna filozofia nie była więc żadnym zwiercia-
dłem tego, co działo się w Polsce, była mniej lub bardziej udaną kalką tego, co
zachodziło u naszych sąsiadów.
Początek wieku XIX przerywa stagnację w polskiej filozofii. Jak trafnie
zauważył Władysław Tatarkiewicz: „Cezura między XVIII a XIX wiekiem była
kompletna: natury filozoficznej, ideologicznej tak samo jak społecznej i poli-
tycznej. Rozbiory, utrata niepodległości, potem wojny napoleońskie stworzyły
w Polsce nowe warunki nie tylko życia, ale i filozofowania”6. W roku 1800 roz-
począł się w polskiej filozofii okres zwany przez Wiktora Wąsika preroman-
tycznym. Jego cechą charakterystyczną były prace krytyczne inspirowane filo-
zofią Kanta7. Trwał on do 1831 r., a taką cezurę wprowadził do podręczników
5 W. Tatarkiewicz, Między Oświeceniem a mesjanizmem, [w:] Jakiej filozofii Polacy potrzebują,
wybór W. Tatarkiewicz, Warszawa 1970, s. VIII.
6 Tamże, s. XII.
7 Zob. W. Wąsik, Preromantycy (krytycyzm), [w:] tenże, Historia filozofii polskiej, t. 2, Warszawa
1966, s. 7–68.
Wstęp 11
Wstęp 13
15 Zob. T. Mróz, Selected Issues in the History of Polish Philosophy, Vilnius 2016, s. 13–36.
16 Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że w literaturze polskiej motyw zwierciadła
jest przywoływany w nieco innym znaczeniu, jako element utrwalający jakiś ideał, który
w niezmienionej treści jest dostępny dla każdego czytelnika. W takim znaczeniu zwier-
ciadło staje się elementem literatury parenetycznej, jej centralnym punktem. Przekazuje
więc ideał, wzór osobowy, niejako ponad czasem czy ponad konkretnym wydarzeniem.
Zob. W. Wąsik, Piśmiennictwo staropolskie w przedmiocie zagadnień etycznych (Ze studiów
na historją filozofji w Polsce i dziejami arystotelizmu), „Przegląd Filozoficzny” 1919, z. 1–2,
s. 73–78.
Każda nauka dlatego jest uprawiana, ponieważ jej wyniki służą ludziom.
Filozofia nie jest tu wyjątkiem. Kwestionowanie jej użyteczności to wynalazek
współczesny, a u genezy takich postaw leżą usiłowania pogrupowania nauk
na bardziej i mniej użyteczne dla człowieka, a więc naukowe i nienaukowe.
Dopiero dwa wieki temu postawiono pytanie, do której z tych grup zaliczyć
filozofię. Problemem ówczesnym było to, że był to pomysł samych filozofów,
którzy obmyślali różne warianty unaukowienia filozofii. Paradoksalnym było
wówczas, że im bardziej wymyślne były to próby, tym mniej naukową wyda-
wała się filozofia.
Historia przedstawiana w niniejszej książce rozpoczyna się jednak w mo-
mencie, w którym w naukowość filozofii nie zwątpiono. To moment, w którym
oczekiwano, że dostarczy ona narzędzi, za pomocą których zostaną rozwiąza-
ne wszystkie problemy nękające Polaków pozbawionych możliwości egzysten-
cji we własnym państwie. Z tego zadania filozofia wywiązywała się na miarę
swoich możliwości. Trzeba pamiętać bowiem, że oświeceniowi reformatorzy
państwa dostrzegali potrzebę podniesienia poziomu oświaty w całym społe-
czeństwie, ale samą filozofię postrzegali jako do niczego nieprzydatną fana-
berię, której uprawianie i nauczanie jest pozbawione sensu. Z dzisiejszego
punktu widzenia przyniosło to zanik realistycznej wizji odrodzenia własnej
państwowości. Reformy bowiem zostały przeprowadzone, ale nie uchroniły
one przed utratą niepodległości, choć zapewne reformatorzy byli przekonani,
że im się to uda. Moment, w którym Polska straciła niepodległość był zatem
wielką traumą nie tylko dla społeczeństwa, ale i dla ówczesnych ludzi nauki,
zupełnie bezradnych w starciu z realiami geopolitycznymi. Cóż zatem się sta-
ło, gdy taka próba dziejowa nastąpiła? Otóż zwrócono się do pogardzanej do-
tąd filozofii z pytaniem, co należy zrobić w takiej sytuacji. Filozofowie od tego
zadania się nie uchylili i prawdę powiedziawszy dopiero wówczas zaczęła się
historia polskiej filozofii, z której dziś możemy być słusznie dumni. Oświe-
ceniowe próby filozoficzne w Polsce były bowiem wtórne względem tego, co
powstawało na Zachodzie Europy. Od epoki romantycznej mamy zupełnie
inną sytuację, gdyż filozofia odpowiadać zaczęła na zapotrzebowanie własne-
go społeczeństwa. Nikomu zatem nie było obojętne, jakimi byli ci, którym
powierzono rząd dusz w kraju rozdartym zaborami.
18 Tamże, s. 47.
19 F. Krupiński, Filozofia w Polsce, [w:] A. Schwegler, Historia filozofji w zarysie, przeł. F.K.,
Warszawa 1863, s. 384.
20 Tamże.
22 Praktyczna funkcja filozofii
22 Tamże, s. 38.
23 M. Straszewski, Historja filozofji w Polsce, przerobił i uzupełnił ks. F. Kwiatkowski, Kraków
1930, s. 40.
struktura czy też zbiorowość uznana za podmiot dziejowy rodzi się (powstaje),
osiąga młodość, wiek dojrzały, ale potem nieuchronnie przychodzi starość, aż
wreszcie jej śmierć (upadek). A wszystko to po to, aby zrobić miejsce kolej-
nym, bardziej dynamicznym podmiotom, które szybciej i z większą determi-
nacją doprowadzą do urzeczywistnienia ideału społeczeństwa doskonałego.
W taki sposób w niemieckiej filozofii klasycznej historia została zunifor-
mizowana, nie było w niej miejsca na przypadek i nieciągłość. Filozofia ta
z założenia zatem dążyła do generalizacji wszystkiego, nie tylko historii, ale
zwłaszcza nauki. Istniała jedna droga progresywnego postępu, a nauka nią
także podążała i ilustrowała postępy na niej dokonywane. Ale już wówczas
zauważano, że człowiek jest władny przyspieszać bieg historii, a przykładem
tego była rewolucja francuska. Maurycy Straszewski w zgodzie z duchem
konserwatywnego środowiska krakowskiego twierdził nawet, że:
W Polsce jednak rewolucyi nie było, tutaj dokonało się zupełne jej prze-
ciwieństwo. Myśmy się odrodzili nie przez rewolucyę, ale przez ewolucyę.
W tem tkwi właśnie nasza wielka chwała i zasługa, ale znowu także i jedna
z przyczyn naszej klęski ostatecznej29.
Straszewski w swych Dziejach filozoficznej myśli polskiej zaproponował
także podział dziejów historii porozbiorowej filozofii polskiej, który w ogól-
nym zarysie utrzymał się do dnia dzisiejszego. Otóż wyodrębnił w tej historii
trzy etapy, z których pierwszy związany był z Oświeceniem, gdyż o jego kształ-
cie stanowili myśliciele ukształtowani w tej epoce. Etap ten nazwał wileńskim,
gdyż właśnie w Wilnie skoncentrowali się najwybitniejsi polscy filozofowie.
Zauważył też, że etap ten charakteryzował się:
duchem pseudoklasycyzmu w literaturze, - duchem empiryzmu i idealizmu
w nauce i filozofii, - zaś duchem legalności, trzeźwości, tudzież chęcią dosto-
sowania się do nowych warunków bytu w polityce30.
Drugim etapem, zapoczątkowanym rozczarowaniem po klęsce Powstania
Listopadowego, miało być wystąpienie polskich romantyków „idealistyczne
w zakresie filozofii, w polityce zaś pełnym wiary w przyszłość Polski, ale Pol-
ski nowej wywalczonej ofiarą i poświęceniem utrwalonej znojem i pracą”31.
Autor dostrzegał w tej epoce swoiste zlanie się poezji z filozofią, która przez to
nabrała znamion natchnionej. Zauważył w niej rys specyficzny:
Jak przystało dla narodu nie mogącego się zadowolić rzeczywistością, zwró-
ciła się myśl polska głównie ku przyszłości. Zagadnienie przyszłości stało
się dla niej – podobnie jak niegdyś dla proroków Izraela – najważniejszym
z zagadnień32.
W świetle przemyśleń Straszewskiego temu zwróceniu się ku przyszłości
nie towarzyszyło jednak żadne działanie. Faza ta zakończyć się miała po Po-
wstaniu Styczniowym, ponosząc klęskę w obliczu intensyfikacji polityki ru-
syfikacji i germanizacji oraz przede wszystkim po zakończeniu wojny francu-
sko-pruskiej w 1870 r., która położyła ostateczny kres emigracji do Francji.
Początek fazy trzeciej Straszewski wiązał z nadaniem narodowego cha-
rakteru Akademii Nauk w Krakowie oraz wszechnicy lwowskiej. Straszewski
zauważał, że po tej dacie filozofia polska stała się przez to jakby mniej naro-
dową, gdyż nauka polska została w większym stopniu włączona w nurt świa-
towy. Dlatego apelował:
My wydziedziczeni i wykolejeni, my na własnym prześladowani zagonie, my
z taką miłością i tęsknotą zapatrzeni w wielką naszą przeszłość, jesteśmy
jakgdyby powołani przez Opatrzność do pracy na rzecz ideałów przyszłości.
Ale praca ta musi czuć grunt pod stopami, z ojczystego więc niechaj wyrasta
podłoża33.
Straszewski nie dał jednak żadnej wskazówki, na czym ta praca miałaby
polegać, choć w samej dziedzinie filozofii wskazał na różnicę pomiędzy fazą
trzecią a drugą. Otóż w drugiej filozofia była skoncentrowana na szczegółach,
a teraz nadszedł czas dokonywania syntez, a stąd swoje Dzieje filozoficznej
myśli polskiej także zaliczył do wykonywania takiej pracy.
Dopiero późny Romantyzm polski wypracował nie tyle nową filozofię, ile
przydał jej konkretne zadania praktyczne. Ten pragmatyczny kształt filozofii
wynikał nie tylko z potrzeby podtrzymywania i ożywienia ducha narodowe-
go, do którego to zadania filozofia miała być szczególnie predestynowana, ale
zwłaszcza z potrzeby przygotowania społeczeństwa do życia w niepodległym
kraju. Nic zatem dziwnego, że w filozofii polskiej tego okresu nie tyle mówi
32 Tamże, s. 53.
33 Tamże, s. 55.
się o świetlanej przeszłości, ile próbuje się przede wszystkim roztaczać wizje
pożądanej przyszłości. Różnice pomiędzy tymi dwoma sposobami uprawia-
nia filozofii wynikały także z tego, że filozofię romantyczną rozwijali myśli-
ciele, którzy nie pamiętali już czasów I Rzeczypospolitej, a znając świadectwa
historyczne, w ogóle nie pragnęli restauracji państwa wedle wzoru znanego
z przeszłości. Nie oznacza to jednak, że romantycy całkowicie odrzucali hasła
oświeceniowej historiozofii, gdyż bez zastrzeżeń akceptowali choćby założenie
o progresywnym postępie dziejowym.
Obraz teraźniejszości kreowany przez polskich romantyków to zatem nie
tylko żale nad straconą niepodległością, ale zwłaszcza przypisanie istnieją-
cemu status quo akcentu chwilowości, niestabilności i dysharmonii. Stany
przeszłe były lepsze od obecnych, ale to nie one stanowić miały o przyszło-
ści, która miała być wykreowana niejako od nowa. Romantycy prześcigali się
w tym, aby ową nieciągłość czasową jakoś wytłumaczyć. Filozofia Heglowska
dawała taka możliwość, z której chętnie skorzystali. „Kawałkowanie dziejów”
na mniejszą lub większą liczbę epok było właśnie jednym z wyjaśnień. Teraź-
niejszość musiała taką być, gdyż zawsze stanowiła arenę zmagań tezy mającej
swe źródła w przeszłości i antytezy przez siebie zrodzonej. Nowa przyszłość,
to nowe społeczeństwo, w którym duchowość ludzka ma odgrywać decydu-
jącą rolę. Polscy romantycy zawiedzeni obojętnością Zachodu wobec spraw
polskich zgodnie odrzucali wszelkie wizje przyszłości tam zrodzone. Kreowali
więc wizje własne, które osadzali mocno w rodzimych realiach. Nowa era
w dziejach myśli ludzkiej miała być słowiańska, choć otwarta na propozy-
cje zrodzone w filozofii Zachodu. Łączyli więc myśl filozoficzną z politycz-
ną, co spowodowało, że byli mocno zaangażowani w działalność społeczną.
W Prolegomenach Cieszkowski pisał więc „w każdej teraźniejszości pojawia
się skupienie przeszłości i przyszłości”34, gdyż jest ona pomostem do powsta-
nia w przyszłości nowej jakości – syntezy.
Nie wydaje się zatem zasadne przekonanie, że o rysie narodowym polskiej
filozofii zadecydował pierwiastek mesjanistyczny. Józef Ujejski podkreślał, że
uogólnienie, jakoby mesjanizm narodowy był koniecznie „filozofją narodu
podbitego”, utrzymać się istotnie nie da35,
gdyż znany jest także mesjanizm francuski czy niemiecki. Narody podbite
tylko chętniej odwołują się do mesjanizmu żydowskiego, który zrodził kon-
cepcję „tryumfu mesjasza cierpiącego i poniżonego”36. Ujejski cytuje Johanna
Gottlieba Fichtego Reden an die deutsche Nation, w którym to dziele zawarł
on tezę, że narody podbite zasadniczo tracą przede wszystkim samodzielność
i możliwość wpływania na losy świata, przez co pozostaje im tylko „sława
posłuszeństwa”. Istnieje jednak możliwość zmiany tego stanu rzeczy, a więc
podniesienia narodu z upadku, „jedynie pod tym warunkiem, że mu się nowy
świat objawi, przez którego stworzenie rozpocznie nowy, sobie właściwy okres
czasu i wypełni ten okres jego kształtowaniem”37. Ten nowy i pożądany stan
rzeczy nie pojawi się jednak sam – wymaga bowiem wysiłku i praktycznego
zaangażowania na rzecz swego urzeczywistnienia.
2. W stronę filozofii czynu
Maurycy Straszewski, opisując przyczyny upadku I Rzeczypospolitej winił
za to przede wszystkim obywateli, a w zasadzie stan szlachecki, który przez
wzgląd na swoje egoistyczne interesy osobiste i klasowe doprowadził do roz-
padu całości, blokując konieczne reformy. Stwierdził wówczas: „Dla takich
żywiołów zastój, bezczynność, bierność są stanami najbardziej upragniony-
mi”38. Ten stan rzeczy, choć był w zasadzie zjawiskiem powierzchownym, bo
pozostałe warstwy społeczne stanowiące o trwaniu narodu parły do zmian,
to jednak zamroził istniejącą sytuację. Ze słów Straszewskiego można wnio-
skować, że w jego opinii fakt, iż w Polsce nie było rewolucji niejako zatrzymał
historię. Zdrowa część społeczeństwa jednak była gotowa do podjęcia cięż-
kiej pracy na rzecz koniecznych zmian. Obrazowo swoje stanowisko ilustruje
przytoczonymi słowami Maurycego Mochnackiego, który pisał: „rozbiór Pol-
ski nie był sekcyą trupa, albo obumierającego ciała, lecz żywej istoty, odradza-
jącej się w samej katastrofie politycznego zgonu”39.
Biskup Jan Chrzciciel Albertrandi (Albertrandy), prezes Towarzystwa
Warszawskiego Przyjaciół Nauk (TWPN) był pierwszym znanym z przeka-
zów historycznych naukowcem, który wypowiedział się na temat zadań nauki
36 Tamże, s. 24-25.
37 Cyt. za: J. Ujejski, Dzieje polskiego mesjanizmu od powstania listopadowego włącznie…,
s. 25.
38 M. Straszewski, Dzieje filozoficznej myśli polskiej w okresie porozbiorowym…, s. 36.
39 Tamże, s. 37.
42 F. Jaroński, Jakiej filozofji Polacy potrzebują, [w:] Jakiej filozofii Polacy potrzebują..., s. 16.
43 Tamże, s. 6.
44 F. Kozłowski, Początki filozofii chrześcijańskiej włącznie z krytyką filozofii Bronisława Ferd.
Trentowskiego, t. 1, Poznań 1845, s. III.
45 Tamże, s. 3.
Fryburskiego. To przecież Fichte, Schelling czy też sam Hegel uznając wyłącz-
nie państwa za podmioty dziejów, pozbawiali Polaków nadziei na odzyskanie
niepodległości, tłumacząc jej utratę wyłącznie działaniem obiektywnych (uni-
wersalnych) praw historii. Walka z uniwersalizmem filozofii Zachodu stała się
zatem jak gdyby walką za racjami uzasadniającymi prawo do istnienia pań-
stwa polskiego. I to zadanie z konieczności spoczywało na filozofach. Dlatego
polska filozofia musiała być narodową, partykularną, odzwierciedlać żywotne
interesy narodu. To ona właśnie podążać miała drugą drogą, stanowić nie tyl-
ko alternatywę, ale wyjaśniać świat przez pryzmat zupełnie innych kategorii.
Zwolennicy drugiego kierunku oprócz uznania tejże mocy w duchu ludzkim,
wyznają nadto, że i przedmioty, które podmiot poznaje i nad któremi myśli,
przyczyniają się również do wyrabiania idei, do wyrabiania prawd, do ukła-
dania filozofii, że więc duch ludzki oprócz własnej mocy, poznaje nadto za
pośrednictwem przedmiotów, zaczem poznaje pośrednio46.
Różnica pomiędzy tymi dwoma sposobami uprawiania filozofii zasygnali-
zowanymi przez Kozłowskiego być może wydaje się banalną, ale właśnie ten
drugi kierunek on sam aprobował, gdyż pośrednio odrzucał możliwość ist-
nienia obiektywnych praw historii. Wskazywał tym samym, że pewne praw-
dy dopiero mogą być odkryte, a więc finalizm filozofii Heglowskiej może być
uważany co najwyżej za próbę „konserwacji” korzystnego dla Niemców ist-
niejącego stanu rzeczy, a nie za jakąś ostateczną prawdę. Tym samym kieru-
nek uprawiania filozofii narodowej został jednoznacznie określony, filozofia
miała stać się nauką empiryczną, która na podstawie obserwacji życia i jego
przejawów, w tym także wszelkich form aktywności duchowej, miała określać
ciągle na nowo prawdy i budować obraz wszechświata. Koncentracja tylko
na spekulacji intelektualnej pozbawia filozofów tej zdolności. Konsekwencją
tego stanu rzeczy jest aprobowanie aktywistycznego sposobu uprawiania filo-
zofii, a zatem czynnego podejścia do otaczającej rzeczywistości. Zapewne wła-
śnie dlatego w polskiej filozofii okresu Romantyzmu obok czysto spekulatyw-
nej rozwija się dynamicznie filozofia praktyczna, a stąd Karol Libelt, August
Cieszkowski czy nawet Józef Kremer tak wiele uwagi poświęcają śledzeniu
najnowszych trendów w literaturze, sztuce, ekonomii czy też w nauce. Inspi-
racji szukali nie tylko w kraju, ale także poza jego granicami.
Przypomnieć należy, że to Józef Maria Hoene-Wroński w swym Prodro-
mie mesjanizmu wykazał, że rozbiory z punktu widzenia filozofii to stan pato-
46 Tamże.
wspólnym celu i zmienia się w czyn przeobrażający świat cały. Tylko dzięki ta-
kiemu zlaniu się jednostkowego wymiaru czynu ze społecznym człowiek może
osiągnąć szczęście. Nie można zatem być szczęśliwym, jeśli się nie uczestni-
czy w przebudowie świata zgodnej z porządkiem Boskim. Stąd miłość Boga
w ziemskim wymiarze przekłada się na miłość bliźniego i swojego narodu.
Ludzi doskonali proces uspołecznienia się, w którym te trzy objawy miłości
urzeczywistniają się w czynie. Cel, do którego ludzkość jako całość dąży też
jest jednoznacznie określony – urzeczywistnienie Królestwa Bożego na Ziemi.
Każdy prawy człowiek uczestniczy w tym dziele, a przez to staje się nie tylko
czynnym wykonawcą dzieła zapoczątkowanego Aktem Stworzenia, ale rów-
nież uszlachetnia pozostałych. Dzięki czynowi realizowanemu w wymiarze
jednostkowym oraz społecznym ilość zła w świecie zmniejsza się, a ludzkość
zmierza ku powszechnej szczęśliwości.
Człowiek jest więc łącznikiem pomiędzy Bogiem a materialnym światem,
co zarazem warunkuje jego wielkość i nędzę przemijania. Tym samym jest on
potencjalnym twórcą, który przyobleka wartości swego ducha w materialne
kształty. W tym wyraża się transgresyjna rola człowieka, który, kreując własną
przyszłość, zawsze wykracza poza swoją materialną doczesność.
Ponieważ działanie wspólne ludzi muszą być spontaniczne, czyli wypły-
wać wprost z samej natury człowieka, powinny być oddolną inicjatywą i w lu-
dziach znajdować siłę do działania na rzecz dobra wspólnego. Karol Libelt
sformułował nawet konieczne wskazówki, które w narodzie powinny być wia-
dome wszystkim i w ten sposób motywować do aktywnego działania:
1) że nie siłą jednego, by też najpotężniejszą, się nie zdziała, ale, że tylko
zmnożonemi siłami wielu, wielkich rzeczy dokazać można;
2) że dobro pojedynczych osób, nie da się pojąć, ani urzeczywistnić bez
dobra ogólnego;
3) że zatem pracując gorliwie w interesie dobra publicznego, pracujemy
najrzeczywiściej dla naszego dobra52.
Dlatego zadaniem postulowanej przez niego filozofii narodowej miało być
uświadamianie rodakom, że:
I Polska równie, jak każdy naród ma swe posłannictwo w ludzkości, którego
nie wolno jej odstąpić, zaniedbać pod karą śmierci. Dopełnienie tej missyi
52 K. Libelt, O stowarzyszeniach, [w:] tenże, Pisma pomniejsze, t. VI, Pisma różne, Poznań 1851,
s. 170–171.
53 K. Libelt, Demokracya XIX wieku, [w:] tenże, Pisma krytyczne, t. 2, Poznań 1851, s. 270–271.
54 K. Libelt, Dwaj bracia Śniadeccy, Poznań 1866, s. 4.
się tym samym romantyzm za wszelkie wady i przywary narodowe. Dla od-
miany mówi się, że Polakom brak pozytywistycznego realizmu przy rozwią-
zywaniu problemów życiowych, co skutkuje cywilizacyjnym zapóźnieniem
w stosunku do Europy Zachodniej, którą rzekomo ów realizm miał ukształ-
tować. Takie stanowisko jest jednak trudne do utrzymania, gdyż wszystkie
ważne wydarzenia, jakie miały wówczas miejsce w Europie, ze stosunkowo
niewielkim opóźnieniem miały swoje odzwierciedlenie w polskich dyskusjach
naukowych. Gdyby jednak trzeba było postawić diagnozę, dlaczego dystans
w rozwoju nauki i techniki w stosunku do innych państw zaczął się w XIX
wieku powiększać, to trafniejszą byłaby odpowiedź, że stało się tak dlatego,
iż zagarnięte przez zaborców ziemie polskie w ich imperiach były głęboką
prowincją. W zaborze pruskim nie było na przykład uniwersytetu, a uczelnie
zaboru rosyjskiego zostały właściwie zdegradowane do roli wyższych szkół
zawodowych. Paradoksem historii było to, że włączone do zaboru austriackie-
go najbardziej zacofane cywilizacyjnie ziemie Królestwa Polskiego, za sprawą
Uniwersytetu Lwowskiego zaczęły zyskiwać najwyższą rangę w naszej nauce.
To właśnie tam rodziła się nowoczesna polska nauka i tam zdobywała ostro-
gi naukowe przyszła elita intelektualna. Było to także rezultatem świadomej
polityki austriackiej, która starała się pomniejszyć polityczne znaczenie Kra-
kowa i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać,
że równie wielu przedstawicieli owej elity zdobywało te ostrogi na studiach
w stolicach zaborców.
Nie znajduje zatem potwierdzenia w faktach rzekomo destrukcyjny wpływ
Romantyzmu na świadomość polskiego społeczeństwa. W tym bowiem okre-
sie powstało wiele wartościowych osiągnięć naszej nauki i kultury. Nie moż-
na zatem mówić, że wówczas istniało jakiekolwiek zapóźnienie cywilizacyjne,
gdyż zaczęło ono narastać dopiero od gloryfikowanego niekiedy Pozytywizmu.
To właśnie wówczas zaczęły się rwać więzy łączące polskie elity mieszkają-
ce w poszczególnych zaborach. Niektóre dyskusje, bez istotnego pożytku dla
nauki i kultury polskiej, powtarzano w nieskończoność. Możliwe zatem, że
uważane przez pozytywistów za bezsensowne romantyczne zrywy niepodle-
głościowe przyniosły więcej Polsce pożytku niż mała stabilizacja epoki Po-
zytywizmu. O tym, że można inaczej spojrzeć na historię własnego narodu
świadczyć mogą załączone przykłady dyskusji naukowych toczonych w tym
czasie na ziemiach polskich.
Wiek XIX
1. ROMANTYZM
46 Wiek XIX
1. Romantyzm 47
59 K. Libelt, O miłości ojczyzny, [w:] tenże, Samowładztwo rozumu i objawy filozofii słowiańskiej…,
s. 38–39.
60 K. Libelt, Wcielające się idee czasu, Kraków 1869, s. 3.
61 K. Libelt, Pomysły o wychowaniu ludów, [w:] tenże, Wybór pism, cz. I, Warszawa–Kraków
1908, s. 37.
48 Wiek XIX
1. Romantyzm 49
50 Wiek XIX
67 J.G. Herder, Myśli o filozofii dziejów, t. 2, przeł. J. Gałecki, Warszawa 1962, s. 327–328.
68 K. Libelt, Samowładztwo rozumu i objawy filozofii słowiańskiej…, s. 405.
1. Romantyzm 51
Zachodu, który swoje zadanie historyczne wcześniej wykonał i dlatego nie jest
już w stanie kreować przyszłości. Dlatego w innym miejscu zauważa:
Kiedy zachodnia Europa przyjęła za zasadę nieograniczone panowanie czło-
wieka nad własnością i despotyzm nad naturą – przechowało się w ludach
słowiańskich […] wyobrażenie posiadania ziemi jako lenności od Boga i reli-
gijnego przymierza pomiędzy człowiekiem a naturą69.
Wskazywał więc dalej, czym się postulowana nowa filozofia musi odróżniać
od zachodnioeuropejskiej: „Do teorii na materializmie opartych słowiańskie
pojęcia przydać muszą duchowy pierwiastek i zmienić zupełnie zasady eko-
nomii politycznej”70.
Tymczasem w filozofii to państwo a nie naród jest bytem politycznym,
czyli – jak się często mówi – podmiotem dziejów. Państwa bowiem, a nie oj-
czyzny przecież, funkcjonują w określonych ramach prawnych przez siebie
kształtowanych, mają obywateli i terytorium, którym muszą zapewnić bezpie-
czeństwo, zawierają umowy, prowadzą wojny i, wreszcie, zapewniają material-
ne podstawy własnej ciągłości historycznej. Ale czy tak jest zawsze? Nie jest
to pytanie retoryczne, zważywszy na fakt, że Polska przez 123 lata zaborów
nie istniała jako państwo, a przecież realny wpływ na historię świata Polacy
w tym czasie wywierali. W tradycji europejskiej dominuje Heglowskie prze-
konanie wyrażone w jego Zasadach filozofii prawa, w myśl którego tylko pań-
stwom przyznawał sprawstwo dziejowe, czyli uznawał je za podmiot historii.
Tym samym w koncepcji Heglowskiej Polska nie tylko nie istniała jako pań-
stwo, ale również jej przyszłe odrodzenie, zdaniem tego filozofa, było nawet
czymś przeciwnym obiektywnym prawom dziejowym. Narody dla Hegla nie
były podmiotami dziejów, bo nie mogły stanowić prawa ani zmieniać porząd-
ku świata, gdyż to było zarezerwowane dla państwa.
Dlatego Libelt nie zaakceptował, bo nie mógł bez szkody dla spójności
swej koncepcji filozofii narodowej, założeń Heglowskich Zasad filozofii pra-
wa. Przyczyną tej opozycji był po prostu fakt, iż Hegel w ogóle nie zajmował
się w swym dziele narodami pozbawionymi własnej państwowości i nie prze-
widywał dla nich żadnego dziejowego przeznaczenia. Filozofia Hegla była po
prostu „próbą konceptualizacji stosunków polityczno-prawnych powstałych
w Europie (w szczególności w Niemczech) jako skutek rewolucji francuskiej
69 Tamże, s. 406.
70 Tamże.
52 Wiek XIX
71 M.N. Jakubowski, „O miłości Ojczyzny” Libelta jako odpowiedź na Heglowskie „Zasady filozo-
fii prawa” (aspekt wojny), [w:] Oblicza polskości, pod red. A. Kłoskowskiej, Warszawa 1990,
s. 78.
72 K. Libelt, System umnictwa czyli filozofii umysłowej, cz. I, Poznań 1857, s. 115.
73 Tamże, s. 112.
1. Romantyzm 53
54 Wiek XIX
ności nieraz je rozniecą, i zatli się nowym bytem, choć niekiedy nie długo-
trwałym76.
Za przykład takiego odrodzenia podaje Grecję, która odzyskała niepodległość
dopiero po kilku wiekach tureckiej niewoli.
Brak własnego organizmu państwowego z konieczności zakłada jednak
potrzebę wzmacniania wszelkich form istnienia narodu. Niektóre formy dzia-
łalności na rzecz Ojczyzny, o ile nie istnieją własne instytucje państwowe, są
możliwe tylko i wyłącznie w warunkach trwania wspólnoty narodowej. Zada-
niem takiej wspólnoty jest więc:
Podniesienie oświaty, sztuk pięknych i wynalazków, tudzież moralnego sta-
nu mieszkańców, oto zawód, który prywatnemu interesowi zostawionym
być nie może77.
Idea rozczłonii Ojczyzny miała więc stanowić konieczną wskazówkę dla
wszystkich Polaków, aby zachowali wiarę w możliwość odrodzenia się pań-
stwa polskiego, a droga do tego wcale nie musi prowadzić przez kolejne zbroj-
ne zrywy, a poprzez pielęgnowanie ducha narodowego i zachowanie mate-
rialnej podstawy istnienia i trwania narodu. Można w tym także upatrywać
zakamuflowanego nawoływania do niewyzbywania się ziemi i nieulegania
przymusowym procesom asymilacyjnym realizowanym przez zaborców (rusy-
fikacji i germanizacji). Posiadając ziemię, utrzymuje się możliwość polityczne-
go współdecydowania choćby poprzez korzystanie z praw wyborczych. Libelt
wskazuje, że zarządzać można tylko tym, co się posiada. Utrata materialnych
podstaw trwania narodu pozbawia bowiem możliwości określania reguł tego
zarządzania, czyli tworzenia prawa i decydowania. Jeśli natomiast zostanie
to wszystko zachowane, to prędzej czy później nadejdzie dzień, w którym na-
stąpi odrodzenie państwowości polskiej. Na materialnej podstawie bowiem
kształtuje się swoiste dla każdego narodu wyposażenie duchowe.
Nic zatem dziwnego, że dla Libelta:
Ojczyzna jest naprzód ciałem, materią i ma materialną swoją stronę; dlate-
go korzyści które przynosi, tudzież fizyczne jej wpływy są jedną z podniet
miłości do niej. – Ojczyzna jest to naprzód ta ziemia, na której mieszkamy,
76 K. Libelt, Europa im Jahre 1840 von Wolfgang Menzel, [w:] tenże, Pisma krytyczne, t. 1,
Poznań 1851, s. 199.
77 K. Libelt, Du crédit et de la circulation par Auguste Cieszkowski, [w:] tenże, Pisma kryty-
czne..., t. 2, s. 38.
1. Romantyzm 55
56 Wiek XIX
1. Romantyzm 57
81 Tamże, s. 4.
82 Tamże, s. 19.
58 Wiek XIX
1. Romantyzm 59
60 Wiek XIX
1. Romantyzm 61
62 Wiek XIX
ską proweniencję tych form: „każdy kształt czyli forma indywidualnego tworu
zawiera […] zawsze swój prototyp, do którego jednak tylko mniej więcej się
zbliża”92. Forma jest nieodzownym, choć biernym warunkiem zaistnienia bytu
oraz fundamentem, na którym pojawić się może treść, ale też niczym więcej.
To treść jest warunkiem ruchu i aktywności, „żywotnością formy, świeci z niej
życiem swoim, dając jej wyraz swój na zewnątrz”93. W każdej formie musi
ponadto ujawniać się żywot i ruch, co najwyżej może nie być dostrzegany. To
treść ma władzę nad formą, poprzez którą tylko się ujawnia. Ponieważ Libelt
zakłada „ustawicznie czynną, stwórczą wszechmoc bożą, nie może nie uznać
form za stworzone”94, przez co popada w sprzeczność nie tylko z metafizyką
Arystotelesa, ale i swego nauczyciela, Hegla. Z konieczności zakłada więc, że
to właśnie treść stanowi pierwiastek idealny, który utożsamia z „myślą Bożą”.
Konsekwencją takiego potraktowania ludzkich form jest wypełnienie ich tre-
ścią dopiero wówczas, gdy są zgodne z owym „planem Bożym”. Czyn nie
jest więc kategorią przypisaną tylko do jednostek, bo zamysł boski realizują
zwłaszcza ludzkie zbiorowości.
Zadaniem ogólnym całej ludzkości jest natomiast urzeczywistnianie „Kró-
lestwa Bożego na ziemi”. Ma ono wymiar zarazem metafizyczny, historiozo-
ficzny, bo ludzkość realizuje „plan Boży”, jak i społeczny, gdyż nieustannie
doskonalą się zarówno struktury społeczne, jak i poszczególne osoby. W tym
dziele brali i biorą udział wszyscy ludzie bez wyjątku, jak też wszelkie narody,
które w rozumieniu Libelta mają podmiotowość polityczną.
Libeltowska kategoria czynu
Ważną konsekwencją przemyśleń Libelta było przekonanie o linearnym
biegu dziejów wedle kryterium postępu. Ponieważ człowiek po popełnieniu
grzechu pierworodnego znalazł się w obcym świecie natury niejako z przymu-
su, to początkowo traktował ją jako środowisko nieprzyjazne.
Jego pierwsze stanowisko do natury było zatem nieprzyjacielskie i korzyścio-
we, szukał tylko łupu z natury. Z tego stanowiska rozwinęły się trzy stany:
łowców, pasterzy i rolników. Stan rolniczy dwa rozwija kierunki: religijny,
do Boga, aby błogosławił zasiewowi; przemysłowy, aby ułatwić pracę rąk95.
92 M. Rymarkiewiczówna, Filozofja Libelta. Epistemologia – filozofia przyrody, Poznań 1933,
s. 74.
93 K. Libelt, Filozofja i krytyka…, t. 2, s. 33.
94 M. Rymarkiewiczówna, Filozofja Libelta…, s. 76.
95 K. Libelt, Prelekcye w Poznaniu, [w:] tenże, Pisma różne, Poznań 1851, s. 91.
1. Romantyzm 63
Pierwotny podział pracy wedle Libelta był więc niejako wymuszony ówczesną
relacją pomiędzy człowiekiem a nieprzyjazną człowiekowi naturą. Relacje te
zmieniły się szybko, gdy ludzie nauczyli się racjonalnie korzystać z zasobów
przyrody:
Bo kiedy natura nie dała człowiekowi dostatecznych środków obrony, ni do-
statecznych narzędzi, któremiby potrzebom swoim zaradzić potrafił, dać mu
musiała instynkt, który tam prowadzi go bez namysłu na wynalazek, gdzie
chodzi albo osłonić życie, albo je utrzymać. […] Przez wynalazki i przemysł
wyszedł człowiek ze stanu natury, ze stanu zwierzęcości, i podniósł się do
oświaty, i zmienił ziemię na godne siedlisko siebie, i ujarzmił całą naturę,
i najpotężniejsze jej siły i żywioły wziął w posługi96.
Ta droga nie jest przypadkowa, gdyż wedle Libelta pierwiastek duchowy, który
Bóg tchnął w człowieka podczas aktu Stworzenia powoduje, że człowiek z na-
tury swej zmierza z powrotem do Boga, co przejawia się w zmysłach, uczu-
ciach i rozumie. W tym też upatrywał źródeł sztuk pięknych, religii i filozofii
jako trzech najwyższych przejawów ducha ludzkiego.
Każda chwila obecna jest tylko przejściem z przeszłości do przyszłości,
i wszelki czyn, wszelki ruch poczęty w tej chwili, jest ogniwem spajającym
przeszłość z przyszłością97.
Czyny nie są więc czymś przypadkowym, ale wynikają z boskiego porząd-
ku świata. Człowiek jest wolnym ich twórcą, ale są one inspirowane czymś, co
Libelt nazwał natchnieniem.
Natchnienie, czyli inspiracja, jest bezpośrednim związkiem ideałów boskich,
rozwijających się do rzeczywistości przez ludzkość, z członkami tejże ludz-
kości; jest bezpośrednim zstąpieniem światła bożego w ciemności ducha
ludzkiego98.
Postęp ludzkości jest więc dokonywany na drodze natchnienia, czyli dokonują
go geniusze odczytujący wprost boskie zamysły. Wszelacy reformatorzy, twór-
cy i wynalazcy są właśnie owymi geniuszami.
Temu przekonaniu jest podporządkowana zaproponowana przez niego
filozofia słowiańska jako zaprzeczenie a zarazem i kontynuacja spekulatywnej
96 Tamże.
97 K. Libelt, Demokracya XIX wieku…, s. 277.
98 K. Libelt, Filozofja i krytyka…, t. 3, s. 183.
64 Wiek XIX
1. Romantyzm 65
Coraz mniej ludzi czynu […] Najprzód kończyny politycznego ciała, a potem
i żywotne członki coraz bardziej niemocy i nieuczynności podpadają. Siła
duchowa ustępuje z narodu, będąca jego jędrnością i sprężystością, a samo
następuje panowanie materii103.
103 K. Libelt, O posłannictwie dziejowym narodów, [w:] tenże, Pisma polityczne: Oddział II,
Poznań 1850, s. 359.
66 Wiek XIX
sił żywotnych nie znajdą”104. To właśnie wyobraźnia jest źródłem owych „sił
żywotnych”, które wynikają z idei przez nią nabytych. Libelt, zachowując kon-
sekwencję swego wywodu, zauważył także, że ludzkość nie tworzy idei, gdyż
tego rodzaju możność ma tylko Bóg, może zatem je tylko „zdobywać”. Ludzka
zdolność do tworzenia ma więc ograniczonych charakter i w zasadzie sprowa-
dza się do zdolności przenoszenia do świata zewnętrznego przyobleczonych
w materialne kształty idei, które człowiek jest zdolny rozwinąć i przeobrażać
stosownie do swoich potrzeb. Antoni Molicki zauważył trafnie, że:
Utrwalenie form zewnętrznych tych idei, czyli ich upostaciowanie się w świe-
cie społecznym i ludzkim, jest zatem koniecznością z samej zewnętrznej na-
tury idei płynącą105.
Aby jednak skutecznie przeobrażać świat, ludzkość musi być połączona jedną
wspólnie realizowaną ideą. Nie powinno więc dziwić, że Libelt tej idei doszu-
kiwał się w religii, jako najbardziej rozpowszechnionej więzi duchowej łączą-
cej ludzi. Dlatego też tak wielką wagę przywiązywał do duchowej jedności
narodu osiąganej na bazie wspólnie wyznawanej religii i podzielanych przez
ogół ideałów.
Libelt z rzadka posługiwał się terminem praca, chętniej używając skom-
plikowanych form, za pomocą których starał się uwypuklić podmiotowy cha-
rakter ludzkich działań. Spotykamy zatem u niego raczej sformułowania
mówiące o „wysadzaniu kształtu wyobraźni z podmiotu w przedmiotowość,
dokonanym za pomocą sił natury”106 czy też opisy ludzkich zdolności do two-
rzenia coraz to doskonalszych kształtów. Praca to dla niego:
najogólniejsza forma pochodna siły i niejako macierz wszystkich innych
form tego rodzaju. Czym siła w naturze, tym praca w ludzkości. I praca ni-
czym innym nie jest jeno nieustannym i powtarzanym doświadczeniem. Pra-
ca jest przeznaczeniem człowieka107.
Aby jednak odróżnić rezultaty pracy ludzkiej od bezdusznego działania sił
natury, precyzował to określenie: „Praca jest rzeczywiście siłą natury w czło-
1. Romantyzm 67
108 Tamże.
109 K. Libelt, Rozprawy: O odwadze cywilnej, Miłości Ojczyzny, Wychowaniu ludów. Na rzecz
pomnika dla Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego i Juliusza Słowackiego, Kraków
1869, s. 179.
68 Wiek XIX
1. Romantyzm 69
70 Wiek XIX
reakcji, a tym samym do reformy stosunków przyjść musi. Stan taki rzeczy,
że gdzie kapitaliści bez innego dołożenia się, bogacą pracą wyrobnika,
gdzie chybione spekulacje pozbawiają chleba kilka tysięcy robotni-
ków; gdzie więc dla pracy nie ma udziału w zysku, a jest udział klęski cały
zakład trafiający, taki stan rzeczy na długo utrzymać się nie może114.
Propozycje Libelta były zatem konsekwencją bardzo krytycznej oceny cy-
wilizacji. Wskazywał na to, że dawna arystokracja urodzenia została zastą-
piona „potworną arystokracyą pieniędzy”, która uznawał za nieszczęście dla
społeczeństwa.
Zamiast równości i braterstwa napotykamy exploatacyę człowieka przez
człowieka, którą jeden z dzisiejszych znakomitych pisarzy słusznie nazwał
niewolą nowoczesną: – miejsce zaś dawnej spólnej wiary w lepszą przy-
szłość, która jest jedyną dla ludzi pobudką do działania, a tem samem
i warunkiem postępu, zastąpiło powszechne zwątpienie, a ztąd powszechny
egoizm stał się jedyną podstawą postępowania wszystkich115.
Wyrównania szans życiowych upatrywał przede wszystkim w edukacji
i samokształceniu. Podkreślał to zarówno w swoich pracach naukowych, jak
i w życiu codziennym. Świadczy o tym choćby jego list do Józefa Chociszew-
skiego, późniejszego znanego publicysty, któremu u progu dorosłości radził:
„Staraj się naprzód o naukę, o złożenie popisu dojrzałości, o wyjście na uni-
wersytet, złożenie znowu popisu i objęcie wskutek tego jakiejś posady”116.
Chociszewski jako syn nauczyciela nie mógł bowiem liczyć na hojne wsparcie
rodziców ani na znajomości w obrębie ówczesnych elit. Sądzić należy, że Li-
belt w pewnym stopniu odwoływał się do własnych doświadczeń, gdyż jako
syn ubogiego szewca na tej drodze osiągnął sukcesy również w swoim życiu.
W tym kierunku zmierzały też działania Towarzystwa Naukowej Pomo-
cy (TNP), które podejmowało starania, aby „wydobywać z mas ludu zdatną
młodzież, a wykrywszy jej talenta, obrócić ją na pożytek kraju, dając pomoc
i stosowny kierunek jej wykształceniu”117. Credo tego działania wyłożył swego
czasu Orędownik Naukowy:
114 K. Libelt, O organizacji stosunków rolniczych we Francji ze względu na reformy dzisiejsze, [w:]
tenże, Pisma pomniejsze, t. 2, Poznań 1849, s. 16.
115 K. Libelt, Demokracya XIX wieku…, s. 271.
116 K. Libelt, Listy, oprac. Z. Grot, Warszawa 1978, s. 320.
117 K. Libelt, Towarzystwo Naukowej Pomocy, [w:] tenże, Pisma pomniejsze, t. 6, Poznań 1851,
s. 204.
1. Romantyzm 71
Jeśli pragniemy narodowość naszą utrzymać i lepszych się czasów doczekać,
musimy się zupełnie zmienić, […] musimy pracować. […] Niechaj szlachcic
pilnuje swojej wioski, niechaj dzień i noc przemyśla nad tym, jakby ziemię,
matkę dla pilnych, macochę dla próżniaków do stukrotnego plonu znie-
wolić, niech wznosi w każdym względzie, choć w najszczuplejszym zakresie
swoim, kulturę narodową, niechaj korzysta z doświadczeń i postrzeżeń agro-
nomów zagranicznych, niech sam udziela drukiem postrzeżeń swoich innym,
niech chłopka poucza, dzieci jego do nauki zachęca118.
Analfabetyzm i zniewolenie ludu były stąd traktowane jako przyczyny klęsk
narodowych i ekonomicznych Polski oraz niepowodzeń w zabiegach o odzy-
skanie niepodległości. Pisał o tym wprost: „Ciemnota i niewola, w której lud
nasz wiejski pogrążon, to plagi naszego położenia”119.
W to przekonanie wpisuje się teza Libelta, że ludzie wykształceni są bio-
logicznie lepiej wyposażeni od prostego ludu. Należy jeszcze podkreślić jego
pogląd o wyższości pracy intelektualnej, gdy twierdził: „Jest to też filozoficzne
spostrzeżenie, że człowiek tem dłużej żyje, im więcej dla idei jakiejś żyje, a że
przeciwnie materyalne życie prędko się zużywa”120, ale trudno pojąć dlacze-
go nie dostrzegał aktywności intelektualnej u przedstawicieli ludu. Twierdził
bowiem, że „Lud nie rozumuje, ale czuje głęboko, i w tem czuciu bywa ja-
snowidzącym”121. Zatem danie mu możliwości pełnego wykorzystania swoich
zdolności jest swego rodzaju nakazem nie tyle poczucia sprawiedliwości spo-
łecznej, ile historyczną koniecznością.
Nie ma nic straszliwszego dla narodu, jak ciemnota, bo ciemność jest nie-
wolą, jest materią bez ducha, siłą bez władzy, czasem bez postępu, żywotem
ludu bez historii. Rozpędzać tę ciemność, jest pierwszym zadaniem społe-
czeństwa, bez rzucenia tych fundamentów, budujesz dom od dachu122.
Nie znaczy to jednak, że Libelt był przekonany o równych zdolnościach i moż-
liwościach wszystkich ludzi. Podkreślał bowiem, że zadaniem oświaty jest
podnoszenie poziomu cywilizacyjnego szerokich mas społecznych poprzez
edukację wszystkich jednostek, które będą potrafiły nabytą wiedzę przekazać
później pozostałym.
118 Tamże, s. 43.
119 K. Libelt, Listy…, s. 390.
120 K. Libelt, Dziewica Orleańska…, s. 45.
121 Tamże, s. 127.
122 K. Libelt, O stowarzyszeniach, [w:] tenże, Pisma różne, Poznań 1851, s. 190–191.
72 Wiek XIX
1. Romantyzm 73
2. POZYTYWIZM
2. Pozytywizm 75
76 Wiek XIX
Kartezjanizm w Polsce
Wiktor Wąsik w swym opracowaniu na temat recepcji Kartezjusza w Pol-
sce skoncentrował się jednak na odległej przeszłości, marginalizując znacze-
nie bliskich własnej epoce edycji niektórych jego dzieł w Polsce. Jego prace
zostały jednak udostępnione dla polskiej filozofii dopiero na rosnącej fali za-
interesowania pozytywizmem, który chętnie nawiązywał do dziedzictwa Ba-
cona i właśnie Kartezjusza. Niemniej jednak to nie pozytywiści odkryli Kar-
tezjusza dla polskiej filozofii.
Pierwszy znany tekst w języku polskim, w którym mowa jest o Kartezju-
szu to rozprawka Pierre’a Hourcastremé (1742–1815) Zapytania i wątpliwo-
ści, czyli rozmowa ucznia filozofa z Newtonem i Kartezjuszem. Zawiera ona
cytaty z pracy Essais d’un apprenti philosophe128. Była to oczywista wówczas
otwarta krytyka Kartezjusza i jego koncepcji, ale przy tej okazji całkowicie
pomijająca istotę jego filozofii. Można zasadnie sądzić, że sam autor nie zadał
sobie nawet trudu lektury tej pracy.
Niewiele lat później anonimowy autor biogramu Kartezjusza jako zapew-
ne pierwszy w polszczyźnie kompetentnie wypowiedział się na temat postulo-
wanej przez tego myśliciela metody filozofowania:
Oto są główne prawidła metody, którą wprowadził do filozofii. Zawierzać
samej tylko oczywistości, to jest porzucić podania i formy szkolne. Rozdzie-
lać, to jest rozbierać przedmioty ile tylko można. Czynić podziały tak liczne,
tak rozmaite, tak rozciągłe ile się tylko dadzą, to jest wyczerpać uwagę
przed wyprowadzeniem jakiegobądź wniosku, co jest łatwiej doradzać ani-
żeli w praktyce wykonać”.
W konkluzji zaś swego biogramu stwierdził ponadto:
Kartezyusz jest twórcą nauki psychologii. Mimo nieuchronnych sprzeczno-
ści które mieściła w sobie jego filozofia i sprzeczności które byłyby wyszły
u niego na jaw, tak jak wyszły u jego następców, gdyby był przystąpił do
127 Tamże.
128 P. Hourcastremé, Zapytania i wątpliwości, czyli rozmowa ucznia filozofa z Newtonem i Kar-
tezjuszem, „Pamiętnik Magnetyczny Wileński” 1817, s. 145–147.
2. Pozytywizm 77
129 Kartezyusz (Descartes), „Muzeum Domowe albo Czytelnia Wieczorna” 1837, nr 36 i 37,
s. 285.
130 B. Trentowski, Związek duszy z ciałem, „Biblioteka Warszawska” 1842, t. 4, s. 47.
131 Tamże, s. 49.
132 G.W. Leibniz, Nie znane dotąd uwagi nad zasadami Descarta, przeł. F. Jezierski, „Przegląd
Naukowy” 1844, t. 3, s. 293–310.
78 Wiek XIX
tezyusza, że tylko w Bogu jest wszelka prawda sprzeczny jest z tej filozofii
początkiem”133. Dlatego w swej konkluzji stwierdził:
Kartezyusza stanowisko dało zatym początek filozofii rozumu ale jej jeszcze
nie przeprowadziło. Był on pod wpływem dogmatów religijnych i kwestye
osobowości Boga i nieśmiertelności duszy były dlań, jako artykuły
wiary, nietykalne. Na wielu miejscach w listach swoich uręcza, że w niczym
dogmatów wiary, którą wyznawa, naruszać nie myślał134.
Wystąpienie Libelta było jednak świadectwem tego, że wówczas Kartezjuszo-
wi przyznawano już należne mu miejsce w historii myśli filozoficznej.
Fakt, że Kartezjuszem w aspekcie historycznym zainteresowali się przed-
stawiciele polskiej filozofii narodowej wynikał zwłaszcza z tego, iż wszyscy
doktoryzowali się poza granicami Polski, na ogół byli uczniami Hegla. Z Berli-
na niektórzy z nich udali się do Paryża, gdzie kontynuowali studia, zapoznając
się z historią filozofii francuskiej. Przypadek sprawił, że wybitny filozof fran-
cuski, Victor Cousin (1792–1867), wydał w tym okresie w jedenastu tomach
dzieła zebrane Kartezjusza (1824–1826). Tą drogą podążył np. Józef Kremer.
Dawni studenci uczelni niemieckich i francuskich po powrocie do Polski za-
częli wykładać także o filozofii kartezjańskiej.
Wybitny lekarz, pionier polskiej kardiologii a także polskiej filozofii me-
dycyny, Ferdynand Karol Dworzaczek (1804–1877) był przedstawicielem ta-
kiego właśnie środowiska. Głosił on, że:
Ze względu że człowiek jest istotą cieleśnie duchową, że będąc podwój-
nej tej natury, podwójne ma potrzeby, podwójnie się doskonaląc, nauka na
dwie główne rozdziela się gałęzie: jedna mająca za cel doskonalenie ciała,
druga udoskonalenie i uświęcenie ducha. Pierwszą jest nauka lekarska, ści-
śle mówiąc Hygiena, a drugą Religia135.
W swym artykule poświęconym filozofii medycyny nader często odwoły-
wał się do filozofii Kartezjusza, upatrując w niej ideologicznej podstawy do
unaukowienia sztuki medycznej.
2. Pozytywizm 79
80 Wiek XIX
menidesowi, Zenonowi z Elei oraz Melissosowi, ale przy okazji zawiera wiele
cennych odniesień do pitagorejczyków a nawet orfików. O jego wszechstron-
nym przygotowaniu do pracy naukowej świadczy zwłaszcza fakt, że zasadnicze
zręby swojej rozprawy habilitacyjnej miał już gotowe w momencie obrony dok-
toratu137 i dlatego prawie natychmiast po jej opublikowaniu rozpoczął starania
o zatrudnienie w roli wykładowcy w Szkole Głównej w Warszawie.
W wyniku pomyślnie przeprowadzonego przewodu habilitacyjnego pismem
z dnia 15/27 października 1866 roku Komisja Rządowa Oświecenia Publicz-
nego mianowała Pawlickiego docentem filozofii w Szkole Głównej w War-
szawie138.
W trakcie oczekiwania na przeprowadzenie przewodu habilitacyjnego
w sierpniu 1866 r. rozpoczął prace translatorskie w Kotowiecku (dziś powiat
Ostrów Wlkp.) a zakończył bardzo szybko, bo 8 września tegoż roku, choć już
w Poznaniu. Cały przekład liczy 36 stron drobno zapisanego rękopisu, z du-
żym marginesem na ewentualne poprawki. Korekty autorskie zamieszczo-
ne są tylko na pierwszych czterech stronach, dalej jednak próżno ich szukać
w treściach przekładu. Sugeruje to zatem, że autor z niewiadomych względów
zrezygnował nagle z dalszych prac nad tym tłumaczeniem.
Szybkość przekładu była zatem imponująca. Zachowała się tylko treść
translacji, w której nie ma żadnych informacji na temat oryginału, z które-
go przekład został dokonany. Pawlicki był poliglotą i biegle znał kilka języ-
ków, korzystał także z francuskich tłumaczeń dzieł Darwina139, co świadczy
o biegłej znajomości tego języka, jednak podobieństwa semantyczne do póź-
niejszych przekładów Medytacji, dokonanych zarówno przez Ignacego Karo-
la Dworzaczka z 1885 r., jak i Marię Ajdukiewiczową z 1948 r. wskazują,
że w swym tłumaczeniu korzystał z łacińskiego oryginału, być może z do-
konanej w tym samym czasie wiedeńskiej edycji tego dzieła w opracowaniu
S. Baracha140. Zastanawiające jest jednak co innego. Pawlicki, który uzyskał
137 S. Pawlicki, Szkoła eleatów, „Biblioteka Warszawska” 1866, z. 2, s. 325–362. Na ostatniej
stronie autor zamieścił notkę z datą zakończenia pracy nad rozprawą: „Wrocław w wrześniu
1865 r.”
138 S. Mylik, Stefan Pawlicki: jeden z prekursorów nauki polskiej, Warszawa 2005, s. 45.
139 Zob. S. Konstańczak, Recepcja teorii Darwina w filozofii polskiej XIX wieku, [w:] Filozofia –
nauka – religia. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Kazimierzowi Jodkowskiemu
z okazji 40-lecia pracy naukowej, Zielona Góra 2015, s. 422.
140 René Descartes’ Meditationes de prima philosophia, Zum akademischen Gebrauche neu
herausgegeben und eingeleitet von Dr. C. Sigmund Barach, Wien 1866.
2. Pozytywizm 81
141 Kartezyusz, Rozmyślania nad zasadami filozofii dowodzące istnienia Boga i różnicy pomiędzy
duszą ludzką i ciałem, tłum. I.K. Dworzaczek, Warszawa 1885.
142 R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii, przeł. M. Ajdukiewiczowa, Kraków 1948.
82 Wiek XIX
O rzeczach, które
mogą w wątpliwość być
poddane
O rzeczach, o których
wątpić można
9
(numery
stron
z oryginału)
Wszystko, co tylko
dotąd za prawdziwe
i pewne miałem, albo
od zmysłów albo za
pomocą zmysłów mnie
się dostało (k. 2a).
Wszystko to, co do
dziś dnia uważałem za
najpewniejszą prawdę,
otrzymywałem od
zmysłów czyli przez
zmysły (s. 8).
Otóż wszystko,
co dotychczas
za najbardziej
prawdziwe uważałem,
otrzymywałem od
zmysłów lub przez
zmysły (s. 16)
Od dawna również
tkwi w moim umyśle
przekonanie, że jest Bóg
wszechmogący, który
mnie stworzył takim,
jakim jestem (s. 11).
Jednakowoż znajduje
się w moim umyśle
pewne dawne,
silnie zakorzenione
mniemanie, że istnieje
Bóg, który wszystko
może i który stworzył
mnie takim, jakim
jestem (s. 17).
Przypuszczam więc,
że nie jest dla mnie
źródłem prawdy
najdobrotliwszy Bóg,
jakiś złośliwy, podstępny
i wszechpotężny
zarazem geniusz
zużytkował całą swą
przemyślność, aby mię
oszukać. Będę myślał, że
niebo, powietrze, ziemia,
barwy, kształty, dźwięki
i wszystkie przedmioty
obiektywne są tylko
igraszką sennych
marzeń, za pomocą
których ów geniusz
podszedł zdradziecko
moją łatwowierność.
Wyobrażę sobie, że nie
mam rąk, oczu, mięsa,
krwi i żadnego
2. Pozytywizm 83
ze zmysłów, i że mi
się tylko zdaje, iż to
wszystko posiadam.
Pozostanę stale wierny
temu przypuszczeniu,
i jeśli nie w mojej
mocy poznać coś
prawdziwego i pewnego,
to przynajmniej
umocniwszy się na
duchu, strzedz się będę
według sił moich, aby
mię nie mógł w błąd
wprowadzić ów oszust,
pomimo swej potęgi
i przebiegłości (s. 13).
to wszystko posiadam.
Będę trwać uparcie
przy tym rozmyślaniu
i w ten sposób, choć
może nie w mojej
mocy poznać żadnej
prawdy, to jednak będę
się miał na baczności,
żebym nie uznawał,
o ile to możliwe, rzeczy
fałszywych i żeby mi ten
zwodziciel, chociażby
nie wiem jak potężny
i przebiegły nie mógł
niczego narzucić (s. 19).
O istocie ducha
ludzkiego i o tem, że
więcej znanym jest niż
ciało
O naturze umysłu
ludzkiego, który
dostępniejszym jest dla
poznania, aniżeli ciało
O naturze umysłu
ludzkiego. Że jest on
bardziej znany, niż
ciało
Wprawdzie istnieje
ów nieznany oszust,
najpotężniejszy
i najprzebieglejszy,
który z całą gorliwością
zawsze mię oszukuje.
Nie ulega jednak
wątpliwości, że ja
istnieję i wtedy, gdy on
mię oszukuje. I niech
mnie oszukuje, jak
chce, nigdy jednak nie
zdoła uczynić, abym ja
był niczem, póki będę
myślał, że jestem czemś.
Tak więc, rozważywszy
wszystko dostatecznie
i pilnie, należy
koniecznie uznać za
prawdziwe następujące
stwierdzenie: ja jestem,
ja istnieję, ile razy coś
wypowiem, lub ile razy
coś pomyślę (s. 16).
21 A myślenie? Znajduję
to: myśl jest, ona
sama odemnie
odłączoną być nie
może; pewno, że
jestem, że istnieję. Ale
jak długo?(k. 4b).
A myślenie? Oto
odkryłem! Myślenie
istnieje; ono jedno
odemnie odłączonem
być nie może. Ja
jestem, istnieję, oto
rzecz pewna! Od
jak dawna jednak?
(s. 19).
A jak jest
z myśleniem? Teraz
znalazłem! Tak: to
myślenie. Ono jedno
nie daje się ode mnie
oddzielić. Ja jestem,
ja istnieję; to jest
pewne. Jak długo
jednak? (s. 22).
W medytacji trzeciej różnice w tłumaczeniach najwyraźniej się ujawniają
w przypadku prób oddania Kartezjańskiego sformułowania istoty Boga. Cha-
rakterystyczna dla Pawlickiego w tym okresie twórczości była pisownia słowa
„Bóg” z małej litery.
fragment Pawlicki Dworzaczek Ajdukiewiczowa
Medytacja III
(tytuł)
2. Pozytywizm 85
86 Wiek XIX
której tom pierwszy ukazał się w 1890 r., nie znalazł już czasu na dalsze prace
nad swoim przekładem.
Podobne wrażenia wynieść można wynieść z lektury Kartezyusza Roz-
prawa o prawdziwej metodzie, czyli kolejnego tłumaczenia dokonanego przez
Pawlickiego. Została ona oprawą introligatorską połączona w całość z jego tłu-
maczeniem Medytacji. Skrupulatny Pawlicki odnotował dokładnie moment,
w którym przetłumaczył to dzieło: „przełożył Stefan Pawlicki w Warszawie
podczas zimy 1866/67”145. Wyprzedził więc w tym względzie pozostałych tłu-
maczy o co najmniej kilkanaście lat. Pierwszy oficjalny polski opublikowany
przekład Rozprawy o metodzie w tłumaczeniu Wojciecha Dobrzyckiego uka-
zał się bowiem w 1878 r., inaugurując wydawanie Biblioteki Filozoficznej.
Henryk Struve we wstępie redaktora Biblioteki napisał:
Na czele naszego wydawnictwa stawiamy Kartezyusza, którego imię nie-
tylko w filozofii jest głośnem, ale także w fizyce, w matematyce zaś słynie
jako twórca nowej gałęzi geometryi. Takiemu myślicielowi ufać można. To
też dzieło filozoficzne, które podajemy, pierwsze przełamało lody, jest fun-
damentem całej nowej filozofii146.
Jednak najbardziej znany i popularny polski przekład Rozprawy o me-
todzie zawdzięczamy Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu. Został on opubliko-
wany po raz pierwszy w 1918 r., a wydawca na sugestię tłumacza opatrzył
książeczkę opaską z napisem „Tylko dla dorosłych”. Był to oczywisty chwyt
marketingowy, czego nie zmienią zaprzeczenia Boya zawarte w posłowiu.
A zatem i w tym przypadku mamy trzy podstawowe tłumaczenia tego samego
dzieła, obecne w polskiej kulturze. Jedno dokonane przez filozofa (Pawlic-
kiego), drugie przez filologa (Dobrzyckiego147) oraz trzecie przez zawodowego
tłumacza i literata (Boya-Żeleńskiego).
145 Kartezyusza Rozprawa o prawdziwej metodzie, k. 27.
146 Renata Kartezyusza Rozprawa o metodzie: Jak dobrze kierować swoim rozumem i szukać
prawdy w naukach przytem List do księdza Picot oraz Reguły do kierowania umysłem, przeł.
W. Dobrzycki, Lwów 1878, s. 6.
147 Ponieważ osoba o takim nazwisku i imieniu, dysponująca możliwościami przekładu trud-
nego tekstu naukowego, nie występuje w żadnych słownikach i encyklopediach wypada
przyjąć sugestię Wiktora Wąsika, że najprawdopodobniej był to pseudonim, pod którym
ukrywał się Maksymilian Kawczyński (1842–1906) profesor filologii romańskiej na UJ,
który mógł wykorzystać do tego nazwisko panieńskie swej matki Magdaleny Dobrzyckiej
(zob. W. Wąsik, Kartezjusz w Polsce, „Przegląd Filozoficzny” 1937, z. 4, s. 434, przypis 112).
W przekonaniu tym utwierdza zwłaszcza obszerne i kompetentne wprowadzenie tłumacza
O życiu i pismach Kartezyusza, liczące sobie aż 75 stron.
2. Pozytywizm 87
Rozprawa o metodzie
dobrego powodowania swoim
rozumem i szukania prawdy
w naukach.
88 Wiek XIX
2. Pozytywizm 89
90 Wiek XIX
149 Jezierski przywołuje poglądy głoszące, że słynna metafora Kartezjusza przyrównująca zwie-
rzęta do zegara została pierwszy raz sformułowana przez hiszpańskiego lekarza o nazwi-
sku Gomez Pereira. Podobnie zarzucano mu, że jego autorstwa nie są odkrycia w optyce
(prawo odbicia), w astronomii oraz koncepcja filozofii Boga (F[eliks] J[ezierski], Renata
Kartezyusza rozprawa o metodzie, jak dobrze kierować swym rozumem i szukać prawdy w na-
ukach. Przytem list do księdza Picot, oraz reguły do kierowania umysłem, przetłómaczone
przez Wojciecha Dobrzyckiego. Lwów, nakładem I Związkowej drukarni 1878 r., „Biblioteka
Warszawska” 1879, nr 1, s. 472.
150 H. Goldberg, Biblioteka filozoficzna. Tom I-szy. Renata Kartezyusza: Rozprawa o metodzie
etc., przetłómaczone przez Wojciecha Dobrzyckiego. Lwów 1878, „Ateneum” 1879, z. 3–4,
s. 580.
2. Pozytywizm 91
92 Wiek XIX
2. Pozytywizm 93
filozofii właśnie Struvego156, jak też jego wypowiedź na temat Szkoły Głównej
opublikowana w „Gazecie Warszawskiej”, w której podkreślał niechętny sto-
sunek studentów oraz wykładowców do tego filozofa. Niemniej jednak Pawlic-
ki swym przekładem wpisał się w nurt, w którym filozofia Kartezjusza zyskała
należną jej rangę w polskiej filozofii. Od jego czasów o tej filozofii zaczęto
pisać prawie wyłącznie z uznaniem.
„Przegląd Filozoficzny” wydając w 1937 r. numer specjalny w 300. roczni-
cę wydania Rozprawy o metodzie, formalnie zakończył negatywne ocenianie
filozofii Kartezjusza w Polsce157. Wiktor Wąsik właśnie w tym numerze do-
konał podsumowania obecności francuskiego myśliciela w polskiej teologii
i filozofii. Najogólniej rzecz ujmując, zestawienie to nie przedstawiało przy-
kładów większego zainteresowania nad Wisłą tą rewolucyjną w swoim czasie
filozofią. Autor ten jednak podkreślał, że w filozofii światowej:
Wogóle można śmiało powiedzieć, że cały wiek XVII należy do Kartezjusza
nawet wówczas, gdy występowano przeciwko niemu, a może nawet właśnie
dlatego – reprezentował on wartość – której nikt nie mógł pominąć, do
której każdy myśliciel tego stulecia musiał jakoś ustosunkować się158.
Pawlicki także to dostrzegał, stąd się wzięła jego próba wzbogacenia nauki
polskiej filozofią kartezjańską.
Można na koniec zadać sobie pytanie, czy warto dziś opublikować prze-
kłady dokonane przez Pawlickiego? Otóż w przypadku Medytacji sprawa wy-
daje się oczywista. Jej okrojenie, czyli brak istotnych elementów, włącznie ze
wstępem autorstwa samego Kartezjusza, czynią taki projekt mało sensow-
nym. Jeszcze mniej wątpliwości pozostawia niedokończony przekład Rozpra-
wy o prawdziwej metodzie. Nie jest to ponadto arcydzieło sztuki translator-
skiej, a zatem z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć o dokonaniach
Pawlickiego na tym polu, ale nie istnieje już żaden argument przemawiający
za ich upublicznieniem.
156 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 20 października 1902 r, APB
WFiS UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1 t. XXVII, k. 98–99.
157 Zeszyt Kartezjański wydany w trzechsetna rocznicę „Rozprawy o metodzie” (1637–1937),
„Przegląd Filozoficzny” 1937, z. 2.
158 W. Wąsik, Kartezjusz w Polsce…, z. 2, s. 200.
94 Wiek XIX
2. Pozytywizm 95
96 Wiek XIX
kusje na ten temat zaczęły się jeszcze w XIX wieku i trwają w zasadzie po
dzień dzisiejszy165.
Sytuacja w nauce polskiej po 1859 r. była bowiem niezwykle skompliko-
wana. Romantyczne oczekiwania na przesilenie historyczne, które miało do-
prowadzić do odrodzenia Polski, zastępowane były przez hasła pozytywistycz-
nego aktywizmu. Niemniej jednak nie brakowało wśród polskich mesjanistów
także takich, którzy odrzucali bierne wyczekiwanie na moment sprawiedli-
wości dziejowej, gdyż uważali, że ona nigdy się nie ziści, jeśli taki proces
nie zostanie zainicjowany przez samych Polaków. Część ówczesnych elit inte-
lektualnych zaangażowała się więc w przygotowanie powstania narodowego,
które miało zapoczątkować konieczne procesy historyczne. Nie było zatem
w ówczesnej Polsce intelektualnego otwarcia w stronę świata, a raczej wystę-
powało zamknięcie na przyszłość i pielęgnowanie przeszłości. Przygotowania
do Powstania Styczniowego zaangażowały wielu polskich naukowców tak da-
lece, że można nawet powiedzieć, iż najzwyczajniej przegapili publikację fun-
damentalnego dzieła Darwina, a z tej racji nie dostrzegli również jego wpływu
na ówczesną naukę. Dopiero po upadku powstania, gdy opadły rewolucyjne
nastroje, przyszedł czas na refleksją naukową, w tym również nad dokona-
niami angielskiego przyrodnika. Upowszechnianiu się poglądów Darwina nie
sprzyjała również sytuacja w ówczesnej polskiej nauce. Przypomnieć tu nale-
ży, że w zaborze rosyjskim po likwidacji w 1832 r. Uniwersytetu Wileńskiego
jedyną placówką kształcącą na poziomie uniwersyteckim była warszawska
Szkoła Główna, która po upadku powstania podlegała wzmożonej rusyfikacji,
co odbyło się przede wszystkim poprzez odsunięcie polskich wykładowców
od nauczania przedmiotów ogólnych, w tym i filozofii, oraz wprowadzenie
obowiązkowego nauczania w języku rosyjskim166. Taka sytuacja powodowała,
że w Polsce nie było sprzyjających warunków do toczenia poważnej debaty
nad teorią Darwina, toteż niejako z konieczności dyskusja przeniosła się na
łamy prasy i wydawnictw popularnych. Zauważyli to już ówcześni historycy
nauki, jak Józef Nusbaum, starający się uchwycić przebieg polskich dyskusji
nad teorią Darwina:
2. Pozytywizm 97
167 J. Nusbaum, Idea ewolucyi w biologii. Przeszłość, stan obecny i wpływ na rozwój wiedzy
ludzkiej, Warszawa 1910, s. 435.
168 L. Kuźnicki, Komitet Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej (1974–2009). Przyczynek do dyskusji
nad rolą i znaczeniem komitetów naukowych PAN, „Nauka” 2010, nr 2, s. 84.
98 Wiek XIX
2. Pozytywizm 99
170 B. Rajchman, Teorya Darwina w stosunku do nauki i życia. Szkic ogólny, Warszawa 1882,
s. 39.
171 Chodziło o książkę Pierre Flourensa, Examen du livre de M. Darwin sur l’origine des espèces,
Paris 1864.
172 S. Pawlicki, Studya nad Darwinem, Kraków 1875, s. 9. Potwierdza to także Rajchman w:
Teorya Darwina w stosunku do nauki i życia…, s. 39.
173 Cz. Głombik, Człowiek i historia. Studium koncepcji filozoficznej Stefana Pawlickiego, War-
szawa 1973, s. 74. Autorowi chodziło tu o artykuł: S. Pawlickiego, Przemiany człowieka,
„Dziennik Literacki” 1866, z. 34; z. 35; z. 36; z. 38; z. 39.
2. Pozytywizm 101
2. Pozytywizm 103
2. Pozytywizm 105
2. Pozytywizm 107
196 T., Karol Robert Darwin. Wspomnienie pośmiertne, „Prawda” 1882, nr 17, s. 200.
197 A. Świętochowski, Liberum Veto, „Prawda” 1882, nr 17, s. 202.
2. Pozytywizm 109
203 J. Kremer, Dzieła pomniejsze. Filozofia – Historia sztuki i Estetyka – Pedagogika – Artykuły
różnej treści, Warszawa 1973, s. 55.
204 S. Pawlicki, Przemiany człowieka, „Dziennik Literacki” 1873, nr 35.
205 Cz. Głombik, Człowiek i historia…, s. 73.
206 S. Pawlicki, Ostatnie słowo Darwina, [w:] tenże, Studya nad darwinizmem…, s. 7.
2. Pozytywizm 111
i stromą ścieżka, po której wdzierają się badacze przyrody, jeżeli chcą dojść
do poważnego rezultatu207.
Jego studia nad Darwinem musiały być jednak wcześniejszej daty zważywszy,
że w swej pracy odwołuje się do francuskiego wydania dzieła Darwina z 1862
r., które wedle jego informacji krążyło w wielu egzemplarzach po Warszawie.
Pawlicki, który obronił swój doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim w 1865
r., najpewniej zetknął się z tym wydaniem nie wcześniej niż podczas przygoto-
wywania swej habilitacji obronionej w 1866 r. w warszawskiej Szkole Głów-
nej, gdzie później pracował do 1868 r. Dopiero wówczas przeżył duchowy
przełom, po którym wstąpił do zakonu Zmartwychwstańców. Jego pierwsza
praca naukowa, w której odnosi się także do prac Darwina – Materyalizm wo-
bec nauki – musiała w ogólnych zarysach powstać jeszcze przed wybraniem
drogi zakonnej, gdyż zawiera przychylne oceny i uznanie dla ogromu pracy
wykonanej przez angielskiego przyrodnika. Krytyczne słowa zawarte w tej pu-
blikacji odnosiły się bardziej do pewnej interpretacji zawartej we francuskim
przekładzie, niż do samych prac Darwina. Pawlicki nie zgadzał się wówczas
z Darwinem, choćby co do znaczenia dziedziczności w ewolucji oraz możliwo-
ści wpływu zmian powstałych w rodzajach na wytworzenie się nowych gatun-
ków. Większe zastrzeżenia miał ponadto do kontynuatorów nauk Darwina
niż do niego samego. Niemniej jeszcze wówczas aprobował ogólnym zarysie
założenia teorii ewolucji uważając, że dobór naturalny faktycznie dokonuje
się w świecie przyrody. Dopiero późniejsza praca Studya nad darwinizmem
(1872) uzasadnia pogląd Leszka Kuźnickiego:
darwinizm był agresywnie zwalczany przez ks. Stefana Pawlickiego, profeso-
ra filozofii, który w swych ocenach również nie przebierał w słowach potępie-
nia. W rzeczywistości dopiero dzięki jego wystąpieniom wzrosło zaintereso-
wanie problematyką ewolucyjną, mimo że próby szukania dróg pogodzenia
między wiarą chrześcijańską i darwinizmem były surowo potępione208.
Z taką opinią należy się zgodzić przede wszystkim dlatego, że zarówno Mate-
ryalizm wobec nauki jak i Studya nad darwinizmem ukazywały się początko-
wo w odcinkach na łamach popularnych wówczas czasopism „Przegląd Pol-
ski” oraz „Przegląd Lwowski”, a dopiero ożywione dyskusje, jakie wywołały,
skłoniły autora do powtórnego ich wydania w formie książkowej. Edycję obu
207 S. Pawlicki, Materializm wobec nauki, „Przegląd Polski” 1870, z. VIII, s. 214–215.
208 L. Kuźnicki, Percepcja darwinizmu na ziemiach polskich, s. 283.
książek dzielą zaledwie dwa lata, a jednak w swej wymowie oddają one dwie
różne epoki w twórczości Pawlickiego. Jeśli w pierwszej Darwin jest ukazany
jako człowiek oddany nauce, który być może nieco pochopnie wyciągał wnio-
ski ze swych szeroko zakrojonych badań, to w drugiej z książek jest on przed-
stawiany już jako ateista i wielki przeciwnik religii i wręcz istniejącego po-
rządku społecznego. Studya nad darwinizmem w formie książkowej składają
się z trzech odrębnych części (Ostatnie słowo Darwina; Człowiek i małpa oraz
Miejsce człowieka w zoologii), połączonych w całość jedynie wspólnym tytu-
łem. Książka powinna zostać uzupełniona jeszcze wydanym osobno tekstem
Mózg i dusza, bo dopiero wówczas zarówno ewolucja postawy Pawlickiego
wobec materializmu, jak i darwinizmu traktowanego jako jego szczytowy wy-
raz, zostałaby przedstawiona w sposób wyczerpujący.
W drugim tekście Człowiek i małpa składającym się na Studya nad dar-
winizmem Pawlicki starał się wykazać, że podobieństwo zewnętrzne pomiędzy
człowiekiem a małpą nie dowodzi wspólnoty pochodzenia. Był przy tym prze-
konany, że małpy i ludzie rozwijają się wedle zupełnie odmiennych zasad209,
dlatego to, co uchodzi za podobieństwo jest albo złudzeniem, albo dopaso-
wywaniem wyników badań anatomicznych do z góry przyjętej teorii. Książkę
Pawlickiego kończy tekst Człowieka miejsce w zoologii, w którym koncentro-
wał się na przytaczaniu argumentów wykazujących wyjątkowość człowieka
w przyrodzie, a owa wyjątkowość wyrażać się miała przede wszystkim w tym,
że zwierzęta nie mówią i nie myślą. Tym samym uznał on, że Darwin czasem
po prostu zbłądził, ale niekiedy przypisuje mu wręcz złą wolę i jakby celowe
wprowadzanie zarówno naukowców, jak i zwykłych ludzi w błąd. Nic zatem
dziwnego, że kończył swoją książkę uwagą:
Sprowadzenie tych fałszów do ich prawdziwego znaczenia i wykazania co
warte, jest więc dziś rzeczą niesłychanej wagi, a przeciw buntowniczym
podszeptom materyi i jej ułudnym pokusom nie można dać młodzieży nic
skuteczniejszego, jak talizman zdrowej krytyki, który będzie dla niej ścisłą
miarą w rozróżnieniu fałszu od prawdy, urojeń od rzeczywistości, zmyślań od
prawdziwych faktów, a naukowej blagi od prawdziwej nauki210.
Prawdziwy przełom nastąpił zatem w momencie, gdy Darwin opubliko-
wał swą kolejną książkę The Descent of Man, and Selection in Relation to Sex
(1871), która zawiera wyniki jego studiów nad ludzką skłonnością do niesie-
209 S. Pawlicki, Studya nad darwinizmem…, s. 75–76.
210 Tamże, s. 106.
2. Pozytywizm 113
nia pomocy innym. Nic nie wskazuje na to, że Pawlicki czytał tę pracę, nato-
miast można przypuszczać, że znał echa, jakie w nauce ona spowodowała,
a jako filozof musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji tez Darwina w niej
zawartych. Otóż angielski przyrodnik w pracy tej wyraźnie sugerował, że mo-
ralność jest także narzędziem ewolucji, która choć w jakiś sposób zmniejsza
zysk z uczestniczenia w walce o byt, to ostatecznie przynosi wiele wymier-
nych korzyści dla całego gatunku. Zauważył tam również, że edukacja może
być narzędziem sprzyjającym ewolucji naszego gatunku. Tym samym dysku-
sja na temat darwinizmu zaczęła dotyczyć sfery duchowości. Efektem tego
był kolejny tekst Pawlickiego Mózg, dusza, człowiek, który już był utrzymany
w konwencji totalnej krytyki darwinizmu. Punktem wyjścia tej krytyki było
odrzucenie całej systematyki, a zatem próba wykazania wyjątkowości ludzi
względem świata przyrody. Jakby wbrew współczesnej mu nauce twierdził, że
jego stanowisko jest jedynie możliwe do przyjęcia, bo wspiera je:
zdrowy rozsądek i powszechne mniemanie i wiara ludów, nieustająca zgoda
największych myślicieli i wszystkie ich wyborne, niezbite i prawie niepo-
trzebne argumenta211.
Tym łatwiej było zatem autorowi tych słów traktować wszystkich zwolenników
darwinizmu jako pseudonaukowców pozorujących tylko prowadzenie działal-
ności badawczej, czy wręcz naukowych hochsztaplerów goniących tylko za
rozgłosem. Na dodatek epitety kierowane pod adresem oponentów były prze-
noszone na zwolenników ich poglądów, którzy są obdarzani epitetami w ro-
dzaju „lekkomyślny”, „godzien pogardy, bo kłamie sam sobie i zwodzi innych,
bo pobudką jego działania mogą być jedynie samolubne i niskie popędy”212.
Na dodatek Pawlicki próbował wykazywać, że to właśnie zadaniem filozofii
jest zwalczanie materializmu, a zwłaszcza jego najbardziej współczesnej po-
staci, darwinizmu. W celu uzasadniania swoich przekonań odwoływał się do
platońskiej koncepcji duszy ludzkiej, a zatem przyjmował za pewnik, iż dusza
może istnieć bez ciała, nigdy zaś odwrotnie. Niemniej jednak niewątpliwą za-
sługą tego zagorzałego krytyka darwinizmu było przeniesienie współczesnych
mu dyskusji o najnowszych osiągnięciach nauk przyrodniczych na grunt pol-
ski. Pawlicki bowiem w swoich tekstach przytaczał praktycznie wszystkie ar-
gumenty, jakie w ówczesnej nauce pojawiały się u przeciwników darwinizmu.
2. Pozytywizm 115
217 J. Ochorowicz, Wstęp i pogląd ogólny na filozofiję pozytywną, Warszawa 1872, s. 62.
218 Zob. K. Jodkowski, Metafizyczne opowieści nauki jako fundament pluralizmu naukowego,
[w:] P.E. Johnson, Wielka metafizyczna opowieść nauki, Warszawa 2003, s. 85.
Wiek XX
120 Wiek XX
3. NA PRZEŁOMIE WIEKÓW
122 Wiek XX
222 J. Kollár, O literackiej wzajemności między różnymi szczepami i narzeczami narodu słowiań-
skiego, przeł. H. Batowski, [w:] tenże, Wybór pism, Wrocław 1954, s. 32.
223 H. Rzewuski, Cywilizacja i religia, „Dziennik Warszawski” 1851, nr 20, s. 2.
124 Wiek XX
126 Wiek XX
230 Tamże.
231 Rewolucja polska 1846. Wybór źródeł, oprac. S. Kieniewicz, Wrocław 1950, s. 209–216.
128 Wiek XX
233 Cyt. za: E. Niebelski, Karol Krysiński – powstaniec i panslawista, [w:] Między irredentą a ko-
laboracją…, s. 128.
130 Wiek XX
236 J.N. Miller, Zaraza w Grenadzie. Rzecz o stosunku nowej sztuki do romantyzmu i modernizmu
w Polsce, Warszawa 1926, s. 70.
132 Wiek XX
136 Wiek XX
243 Niemiecka książka, o której w liście mowa, to zapewne Theodora Lippsa, Grundzüge der
Logik, którą Twardowski zrecenzował w roczniku tego czasopisma z 1897 r.
244 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 13 listopada 1896 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, teczka 8699 III, k. 85–86. Wspomniana recenzja Pawlickiego
książki Twardowskiego ukazała się w „Przeglądzie Polskim” 1897, t. 126.
245 S. Borzym, „Przegląd Filozoficzny” wobec prądów modernistycznych (1897–1905), „Archi-
wum Historii Filozofii i Myśli Społecznej” 1972, t. 18, s. 62.
138 Wiek XX
140 Wiek XX
Ale ten sam p. MAHRBURG mówi o Historii filozofii greckiej ks. PAWLICKIE-
GO, że „stanowisko autora jest teologiczno-kościelne, często nietolerancyj-
ne”. Kto czyta pisma ks. Pawlickiego bez uprzedzenia przyzna, że autor ten
daleki jest od „nietolerancyjności”, że nawet w swoim dziele o RENANIE
odznacza się rzadką jak na autora duchownego, tolerancją. A może razi
p. MAHRBURGA stanowisko teologiczno-kościelne właśnie u autora du-
chownego, nie rażąc go wcale u autora świeckiego, jakim jest WILLMANN?
A może p. MAHRBURG nie czytał wcale dzieła WILLMANNA, lecz przejrzał
tylko spis rzeczy? Ostatecznie przestajemy się dziwić, gdy w uwagach p.
MAHRBURGA o książce ks. PAWLICKIEGO (tamże, s. 620) czytamy na po-
czątku, iż autor „czerpie ze źródeł oryginalnych”, a ku końcowi: „oryginal-
nym badaczem autor nie jest”. Czytając w ogóle cały ten ustęp Poradnika
o książce ks. PAWLICKIEGO, trudno się oprzeć wrażeniu, że p. MAHRBURG
pisał go pod wpływem pewnej ku autorowi niechęci, niezupełnie licującej
z naukową bezstronnością i może niezupełnie stosownej w uwagach, prze-
znaczonych do Poradnika dla samouków256.
Korespondencja zawiera także wiele interesujących informacji na temat
zamierzeń naukowych i dydaktycznych obu filozofów. Informacje na ten temat
często przeplatają się z rozważaniami na tematy personalne. Pawlicki w liście
z 1900 r. np. pisał:
Zapowiedziałem na półrocze letnie „Estetykę na tle socjologii” Część druga,
cztery razy na tydzień, a raz jeden będę wykładał o filozofii Schopenhauera.
Korzystam z miłej okazji, aby zainteresować Pana do sprawy Witkowskiego,
który u was jest docentem filologii klasycznej. Ponieważ to niezła siła, warto-
by dopomódz mu do zostania profesorem nadzwyczajnym a to już w znacz-
nej części należy do Wydziału. Potrzeba tylko, żeby kilku członków wpływo-
wych troszkę propagowało myśl tę wśród kolegów. Młodzież na tem dobrze
wyjdzie, a prof. Ćwikliński coraz więcej obciążony zajęciami politycznemi,
także ucieszy się gorliwemu pomocnikowi. Jeżeli Panu myśl ta wydaje się
praktyczną, niech Pan raczy trochę przyłożyć się do jej urzeczywistnienia257.
256 K. Twardowski, Myśl, mowa i czyn, cz. II, pod red. A. Brożek i J. Jadackiego, Warszawa 2014,
s. 234 (przypis 80).
257 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 27 lutego 1900 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1 t. XXVII, k. 92. Stanisław Witkowski (1866–
1950) – filolog klasyczny, od 1902 r. profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwo-
wie. Ludwik Ćwikliński (1848–1943) – filolog klasyczny, dziekan Wydziału Filozoficznego
(1883–4, 1891), prorektor (1894–5) oraz rektor (1893–4) Uniwersytetu Jana Kazimierza
we Lwowie.
142 Wiek XX
że mam jeszcze jednego kandydata na oku, który w razie gdyby był stawia-
ny, musiał by być postawiony przed Drem. Wartenbergiem. Całkiem poufnie
wymieniam tu jego nazwisko: jest nim Prof. Struve z Warszawy. Doszły mnie
mianowicie wiadomości, że prof. Struve pragnął by się z Warszawy wynieść.
A nawet mówiono mi, że chętnie przeniósłby się do Lwowa. Oczywiście nie
wiem, o ile te wiadomości autentyczne i trzeba by przedewszystkiem, skoro
fakultet się na to zgodzi, zwrócić się wprost z zapytaniem do Prof. Struvego.
Jeżeli jednak Prof. Struve gotów by przyjąć tę katedrę, dałoby to się zrobić
tylko w ten sposób, że Rząd zawarłby z nim kontrakt aż do ukończenia jego
70. roku życia: o prawidłowem mianowaniu uczonego w tym wieku co Stru-
ve nie mogłoby być mowy. Innego natomiast kontrkandydata dla Dra. War-
tenberga nie widzę, bo że nie uważam za takiego Dr. Dzieduszyckiego o tem
Ks. Profesor również dobrze wie. Można przewidzieć jeszcze trzecią ewentu-
alność: może fakultet nie zechce się w ogóle spieszyć z obsadzeniem drugiej
katedry. Za pewną zwłoką przemawiają niektóre argumenty, które i ja uznać
gotów; ale są także, i może ważniejsze argumenty za tem aby katedrę za-
raz obsadzić. Na wszelki wypadek może Przew. Ks. Profesor być pewny, że
o Drze. Wartenbergu dobrze pamiętam i pamiętać będę. Cenię bowiem nie
tylko jego kwalifikacje naukowe lecz jest on osobiście bardzo sympatyczny
i byłoby dla nauki rzeczą bardzo przyjemną mieć takiego współpracownika
jak on. Bardzo się cieszę, że można się wkrótce spodziewać drugiego tomu
historii filozofii greckiej. Wyczekujemy go wszyscy z prawdziwem upragnie-
niem i z wielką niecierpliwością. Myślę, że skoro się Przew. Ks. Profesor upo-
ra z tomem drugim, trzeci już szybciej po nim nastąpi. […] W tych dniach
przysłał mi Struve trzecie wydanie swego wstępu do filozofii. Jest to bardzo
pocieszający objaw, że tak poważna publikacya filozoficzna doczekała się
w przeciągu sześciu lat trzeciego wydania. Dowodzi to, że przecież warto
u nas pisać rzeczy filozoficzne259.
Korespondencja pomiędzy filozofami nabrała tempa. Na ten list Pawlic-
ki odpowiedział niezwłocznie po powrocie z zagranicy. Nie tylko podtrzymał
swoją rekomendację dla Mścisława Wartenberga, na dodatek przytoczył argu-
menty, które ostatecznie przekonały Twardowskiego, aby nie obstawać dalej
przy kandydaturze Henryka Struvego:
259 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 10 października 1902 r., Czy-
telnia Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 87. Wspomniana recenzja książki Paulsena
ukazała się w 1902 r. w „Tygodniku Słowa Polskiego”, w dwóch kolejnych numerach 1 i 2.
Przedruk w K. Twardowski, Myśl, mowa i czyn…, s. 228–234.
144 Wiek XX
tedrę i zyskuje tym sposobem dla Lwowa poważną siłę naukową, cieszę się
i równocześnie mogę też spełnić osobiste życzenie Przewielebnego Księdza
Profesora261.
Pawlicki miał powtarzające się kłopoty zdrowotne, które nasilały się cy-
klicznie i powodowały jego częste wyjazdy lecznicze do Buska i innych kuror-
tów. Podobnie kłopoty zdrowotne przeszkodziły mu przyjechać na zaprosze-
nie do Lwowa na sympozjum dotyczące przygotowania dydaktycznego kadr
filozoficznych. W liście do Twardowskiego, w którym usprawiedliwiał swoją
nieobecność pisał o tym, jak ten problem postrzega i co by na tym spotkaniu
powiedział:
trochę nagadał o tak ważnej kwestyi, jaką jest nauczanie filozofii po gim-
nazyach. Zdaje mi się, że oprócz dobrych książek podręcznych, należy wy-
magać od dyrektorów, aby nauczanie tak ważnego przedmiotu tylko tym
powierzali, którzy mają odpowiednią kwalifikacyę, a tej nie można nabyć
inaczej, jak przez składanie colloquiów i branie udziału w ćwiczeniach se-
minaryjnych. Gdyby dyrektorowie czuwali troszkę nad tym warunkiem nie-
zbędnym przyszłych nauczycieli propedeutyki filozoficznej, od razu by na-
stąpiło polepszenie. Nie wątpię, że Pan zwróci na to uwagę zbierających się
i postawi wniosek odpowiedni. Ja żałuję, że nie będę mógł być obecnym;
byłbym w tym duchu przemówił262.
Sytuacja rozwinęła się zatem zgodnie z oczekiwaniami Pawlickiego i osta-
tecznie kandydatura Wartenberga zyskała aprobatę lwowskiego wydziału,
o czym niezwłocznie poinformował Twardowski w kolejnym liście.
Ankieta zakończyła swe obrady wczoraj w południe. O jej przebiegu Ks.
Profesor dowie się ze sprawozdań dość dokładnych w „Gazecie Lwowskiej”:
wprawdzie wkradły się tam niektóre niedokładności; jak n.p. przypisano mi
twierdzenie, jakoby logika była nauką empiryczną, czego oczywiście nie po-
wiedziałem. Na ogół jednak sprawozdania są dobre. Myśl przez Ks. Profeso-
ra w liście poruszoną, podniosłem na ankiecie, a chociaż uchwały formalnej
w tej mierze nie było, obecni na ankiecie inspektorowie szkół średnich przy-
rzekli jeszcze baczniejszą niż dotąd zwracać na to uwagę. W ogóle odnio-
słem wrażenie, że ankieta nie minie bez pożytecznych skutków, pierwszym
261 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 10 października 1902 r., Czytel-
nia Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 89.
262 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 18 grudnia 1902 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1 t. XXVII, k. 100–101.
z nich będzie, jak się zdaje, napisanie szeregu podręczników logiki, tak że
będzie z czego wybierać. Pokazało się bowiem, że pośród samych uczestni-
ków ankiety jest kilku autorów bądź rozpoczętych, bądź nawet już kończą-
cych się pisać podręczników. […] Komisya wybrana przez fakultet w sprawie
drugiej katedry filozofii odbyła już jedno posiedzenie, i że wszystko na tem
posiedzeniu poszło po mojej myśli zgodnej zupełnie z życzeniem Ks. Profe-
sora. Mam zarazem prośbę jedną do Ks. Profesora, gdyż pragnę usłyszeć
jego zdanie w jednej sprawie. Jak Ks. Profesorowi wiadomo, urządzamy
tutaj już 4 rok t.zw. powszechne wykłady uniwersyteckie. Otóż miał bym
ochotę wygłosić szereg tych wykładów 12 prelekcyi p.t. „Dusza i ciało, prze-
gląd głównych teorii w ich wzajemnym stosunku”. Zamiarem moim byłoby
omówić materializm, różne monizmy, dualizm, spirytualizm zarówno w po-
staci Berkeleya jak i Leibniza, teoryę Arystotelesa, teoryę psychofizycznego
paralelizmu. Każdy z tych kierunków chciałbym w głównych jego punktach
scharakteryzować, wyrazić historyczną jego genezę a także oświetlić krytycz-
nie. Pragnął bym aby słuchający wynieśli z tych wykładów to przekonanie,
że materializm się całkiem przeżył, że psychofizyczny paralelizm oparty jest
na mylnych założeniach, że właściwie naukowo rzecz biorąc do wyboru ma
się tylko pomiędzy teoryą Arystotelesa, dualistyczną i różnymi spirytuali-
stycznemi, przy czem zaznaczyłbym, że cały szereg współczesnych filozo-
fów skłania się dziś do dualizmu, więc sama treść wykładów zdaje mi się
nie wchodziłaby w konflikt z dogmatami religii, a na to trzeba przy tych
powszechnych wykładach baczną zwracać uwagę. Mimo to istnieje pewna
obawa, czy sam fakt ogłoszenia i wygłoszenia takich wykładów, przeznaczo-
nych dla najszerszej publiczności, nie spotka się z pewną opozycyą i krytyką;
pozwalam sobie tedy zapytać się Ks. Profesora, co o tem sądzi, t.j. czy jest
tego zdania, że takich wykładów należałoby raczej zaniechać263.
W liście do Twardowskiego z 24 grudnia Pawlicki przedstawił swoją opi-
nię na temat cyklu wykładów, które zamierzał wygłosić ten pierwszy:
Temat do wykładów wydaje mi się nie tylko na czasie być, lecz i w sobie
bardzo pociągający. Jest na czasie bo spory nowożytnej psychologii toczą się
i toczyć będą o stosunek zjawisk cielesnych do zjawisk duchowych. Że jedne
i drugie istnieją, zawsze wierzono, ale jaki zachodzi między nimi związek
przyczynowy, nigdy nie umiano wytłumaczyć, choć każdy mądry człowiek od
263 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 21 grudnia 1902 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, teczka 8699 III, k. 90. Szczegółowy opis wystąpień prelegentów
zamieszczono w artykule: Ankieta w sprawie nauczania propedeutyki filozoficznej w gimna-
zyach, „Gazeta Lwowska” 1902, nr 292, s. 4.
146 Wiek XX
początku świata, nawet najmniej wykształcony, miał lub mieć będzie w tem
swoją opinię. A ta opinia dość znaczną odgrywa rolę w życiu ludzkiem, żeby
nie zasługiwała na rozbiór i naprawę, jeśli można ciemną rozjaśnić, grubą
okrzesać, błędną zastąpić prawdziwą. Bo nie jest przecież obojętnem, jak
człowiek nawet mało cywilizowany, ale zawsze powołany do pełnienia pew-
nych obowiązków w tem życiu a mający zwykle i pewne aspiracye, nawet
nadzieje niezłomne ku życiu przyszłemu, jak on sobie wyobraża tę swoją
cenną połowę, o której nieraz zapomina, ale z którą rozstać się nie może.
Dlatego cieszę się, że Pan właśnie ten temat wybrał i niejednemu ułatwi
lepsze jego zrozumienie. Oczywiście temat obarczony nieprzejrzaną prawie
literaturą, ale gdyby nawet nie wyczerpano jej, a słuchacz wyniósł jakiejś
pojęcie dokładne o materyalizmie i paralelizmie w psychologii, które w skut-
kach na jedno wychodzą, oraz o różnych formach spirytualizmu, a przede
wszystkiem o Arystotelizmie, będzie to zysk wielki. Sądzę, że warto przejrzeć
Mercier’a Les origines de la psychologie contemporaine ed. Paris 97 Alcan
lub Bruxelles Schepens – i tegoż Psychologie, która jest 3-cim tomem jego
Cours de philoso. Psychol. Wyszła po raz 5-y w r. 99. Paris ibid. Dobrze przy
okazji uwzględnić Heinricha264.
Twardowski odpowiedział już następnego dnia, pomimo świątecznej pory.
W swym liście rozwinął przedstawioną wcześniej koncepcję swych wykładów:
Chętnie przy tem skorzystam ze sposobności, aby wykazać, że filozofia chrze-
ścijańska nie wyznaje wcale dualizmu kartezyuszowskiego o co się ją dziś
zwykle w kołach niepoinformowanych posądza, lecz że opiera się na Arysto-
telesie i Tomaszu z Akwinu i wskutek tego nie podlega zarzutom, które moż-
na po części słusznie skierować przeciw owemu dualizmowi. […] Postępować
zaś myślę tak, że pójdę drogą historyczną tj. przedstawię główne teorie do-
tyczące stosunku duszy do ciała tak jak się kolejno w dziejach filozofii wyła-
niały. Zaznaczę w czem każdy następny chciał być lepszy od poprzedniego
i o ile mu się to udało. Zaznaczę też zarazem, ile każdy z tych poglądów ma
dzisiaj zwolenników i obrońców. Pokaże się przytem, zasadniczo różnych od
siebie sposobów zapatrywania się na stosunek duszy do ciała jest właściwie
niewiele; że to co ludzie dziś na ten temat tworzą jest po największej części
mniej lub więcej udatnem powtórzeniem teorii dość poważnych wiekiem
264 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 24 grudnia 1902 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1 t. XXVII, k. 102–103.
265 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 25 grudnia 1902 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 92–93.
266 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 8 lutego 1903 r., tamże, t. 8699
III, k. 94.
267 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 22 lutego 1904 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1, t. XXVII, k. 105. Zob. K. Twardowski, Dzienniki,
t. 1, Toruń 2001, s. 22.
148 Wiek XX
268 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 22 lutego 1904 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 96–97.
269 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 6 marca 1904 r., APB WFiS UW,
IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1, t. XXVII, k. 106.
270 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 8 marca 1905 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 98.
Dalej korespondencja urywa się na cztery lata, aby odżyć w 1909 r. Nie
znaczy to jednak, że filozofowie nie utrzymywali przez ten czas kontaktów
ze sobą, ale tylko o tym, że listy z tego okresu nie zachowały się do naszych
czasów. Pawlicki w swym liście zwrócił się do Twardowskiego w konkretnej
sprawie:
dzisiaj nie mam pisać o filozofji, lecz o bardzo miłym filozofji p. Łukasiewi-
czu, i to z polecenia p. Ulanowskiego. Ten jest zaniepokojony brakiem wszel-
kich wiadomości o p. Dr Łukasiewiczu i kazał mi u Pana dowiedzieć się czy
Doktor jest we Lwowie czy też już wyjechał, bo oczywiście im dłużej będzie
siedział za granicą tem korzyść większa. […] Z mojej strony bardzobym się
ucieszył, gdyby Pan go namówił do napisania obszernieyszej rzeczy, któraby
mogła być przedłożona Akademii. Czy Pan już przejrzał Baeumkera Witelo.
Ein Naturforscher u. Philosoph des XIII Jahrh. Mówiłem o niej na posiedzeniu
Akademii przed kilku dniami, a gdy będzie wydrukowane sprawozdanie nie
omieszkam je przesłać. Książka Nelsona Das vermeintliche Erkenntnispro-
blem wymagałaby także gruntownej analizy i dyskusji. Ale skąd czasu zapo-
życzyć na te wszystkie prace?271.
Twardowski na ten list odpowiedział dopiero trzy miesiące później:
Proszę przyjąć bardzo serdeczne wyrazy podzięki za odbitkę swego spra-
wozdania z książki Bäumkera. Przeczytałem ją właśnie z wielkim zajęciem
i z niemałym pożytkiem tem bardziej, że do przestudyowania dzieła samego
dotąd zabrać się nie mogłem. Na dzisiejszem posiedzeniu Towarzystwa Fi-
lozoficznego Dr. Rubczyński wygłosi referat o dziele Bäumkera – cieszę się
więc, że dzięki sprawozdaniu łaskawie mi nadesłanemu jestem w ogólnych
zarysach doskonale o książce zoryentowany. Przy tej sposobności serdecznie
nie mieć mi za złe, że w sprawie Dra Łukasiewicza i stypendium przez niego
pobieranego ani Przewielebnemu Księdzu Profesorowi ani Prof. Ulanowskie-
mu nie pisałem swego czasu, choć przyrzekłem to uczynić, gdym z Pana-
mi za bytności swej w Krakowie z końcem lutego br. o tej sprawie mówił.
Nie pisałem zaś dlatego, że Dr Łukasiewicz nie godził się na uczynioną mu
przez p. Prof. Ulanowskiego za mojem pośrednictwem propozycyę, a mnie
zaś wprost niepodobna było znaleźć wyjście inne. Dlatego pozostawiłem
sprawę bezpośredniemu porozumieniu się Dra Łukasiewicza z p. Prof. Ula-
271 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 24 lutego 1909 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1, t. XXVII, k. 109–110.
150 Wiek XX
276 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 7 marca 1912 r., Czytelnia
Rękopisów Biblioteki UJ, t. 8699 III, k. 105.
277 List Kazimierza Twardowskiego do Stefana Pawlickiego z dn. 22 października 1913 r., tamże,
k. 107.
278 List Stefana Pawlickiego do Kazimierza Twardowskiego z dn. 25 kwietnia 1914 r., APB WFiS
UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, t. PTF02.1, t. XXVII, k. 115.
152 Wiek XX
154 Wiek XX
natury świata i człowieka, stąd żaden z nich nie mógł zaaprobować poglądów
swego oponenta. Nie był to wówczas bowiem spór indywidualny, ale oddawał
dość dokładnie sytuację panującą w polskiej filozofii. Stefan Pawlicki w tym
sporze stanął na stanowisku możliwości niekonfliktowego współistnienia na-
uki i religii. Nie oznaczało to jednak biernego wyczekiwania, ale autentyczną
walkę na rzecz odnowy duchowej i społecznej w Polsce. Polemiki pomiędzy
tymi dwoma wybitnymi postaciami polskiej filozofii obfitują nie tylko w wy-
mianę argumentów, bo każdy z nich miał świadomość, że druga strona nie
ugnie się pod ich ciężarem, ale są przepełnione dygresjami ogólnofilozoficz-
nymi, daleko wkraczającymi poza samą materię sporu. To także swoiste dzie-
ła literackie, na których mogłyby się uczyć współczesne pokolenia filozofów.
Można tylko żałować, że nie zostały utrwalone w tradycji filozoficznej. Dlatego
w konkluzji zamierzam dokonać oceny wpływu, jaki te polemiki wywarły na
warsztat historyków filozofii w Polsce.
Adam Mahrburg jako filozof
Narcyz Łubnicki w krótkim biogramie Adama Mahrbura napisał o nim:
„Najwybitniejszy przedstawiciel pozytywizmu w filozofii polskiej”283. Litera-
tura poświęcona temu filozofowi, w porównaniu na przykład z Aleksandrem
Świętochowskim, jest jednak nad wyraz skromna. Z tej racji również w pod-
ręcznikach omawiających epokę pozytywizmu w Polsce często próżno poszu-
kiwać jego nazwiska. W swojej epoce była to postać barwna, Mahrburg często
wszczynał bowiem rozmaite polemiki, z których zasłynął jako bezkompromi-
sowy obrońca pozytywistycznej idei nauki. Ta bezkompromisowość zjednała
mu zarazem zwolenników, jak i zadeklarowanych przeciwników. Tak się zło-
żyło, że również ks. Stefan Pawlicki, występując z podobnych pozycji, uczest-
niczył aktywnie w polskich dyskusjach naukowych, w których zasłynął jako
zdeklarowany krytyk pozytywizmu oraz wszelkich odmian materializmu. Nic
zatem dziwnego, że prędzej czy później ostrze swojej krytyki musieli skiero-
wać przeciwko sobie. Starcie tych dwóch nietuzinkowych osobowości i przed-
stawicieli zupełnie odmiennych wizji uprawiania nauki i rozumienia filozofii
miało jednak konsekwencje wykraczające poza samą materię toczonych spo-
rów. W taki właśnie sposób kształtowała się kultura naukowa w Polsce, choć
Mahrburg nie zawsze panował nad swoim piórem, ale za to takiego zarzutu
283 N. Łubnicki, Mahrburg, Adam, [w:] Słownik filozofów, t. 1, pod red. I. Krońskiej, Warszawa
1966, s. 352.
nie daje się skierować przeciwko Pawlickiemu, nawet wówczas, gdy bezcere-
monialnie dyskredytował swego oponenta.
Czyniąc z Mahrburga jednego z głównych filozofów przełomu wieków, wy-
pada przytoczyć o nim kilka słów z jego biografii.
Adam Mahrburg pochodził z rodziny słowackiej. Dziad jego, lekarz wojsko-
wy, przybył do Polski w r. 1812 z armją Napoleona, osiadł na Litwie i spol-
szczył się. Filozof nasz urodził się w r. 1855, ukończył gimnazjum w Mińsku
Litewskim, następnie wydział historyczno-filologiczny uniwersytetu peters-
burskiego; na ławie uniwersyteckiej otrzymał zloty medal za swą rozprawę
o Platonie. Do r. 1885 przebywał w Petersburgu, kierując przez 5 lat ostat-
nich powierzonym mu przez Spasowicza działem literackim w Kraju. Na-
stępnie udał się do Lipska, gdzie pracował pod kierunkiem Wundta razem
z Külpem. Stamtąd przybył do Warszawy, gdzie osiadł na stałe, oddając się
działalności nauczycielskiej i literackiej284.
W Warszawie pracował jako nauczyciel gimnazjum a mimo posiadanych
kwalifikacji nigdy nie dane mu było zostać profesorem uniwersytetu. Sądzić
można, że przyczyniło się to do jego wyjątkowo krytycznej oceny środowisk
akademickich z uczelni na ziemiach polskich. Był w tym zbliżony do Stanisła-
wa Brzozowskiego, którego zresztą uczynił głównym obiektem swoich nader
krytycznych polemik.
Przedewszystkiem katedry nasze, z wyjątkiem niewielu przykładów istotnie
dodatnich, przedstawiają synekury dla niedołęztwa, które nic wspólnego
z nauką nie ma, które stanowi jedynie szaniec obronny dla obskurantyzmu
tak bujnie porastającego na uniwersytecie np. lwowskim285.
Wiązał to między innymi z rozpowszechnieniem się wykształcenia kla-
sycznego, które uważał za bezsens, gdyż wyposaża młodzież w umiejętności
nieprzystające do potrzeb współczesności. Winą za to Mahrburg obarczał sys-
tem edukacji, przesiąknięty nawiązującymi do antyku ideałami humanizmu
284 I. Halpern, Adam Mahrburg (wspomnienie pozgonne), „Książka” 1913, nr 12, s. 631.
285 A. Mahrburg, O kształceniu naszej młodzieży akademickiej, „Kraj. Tygodnik polityczno-spo-
łeczny” 1886, nr 19, s. 1. (Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami artykuły wstępne w cza-
sopismach, podobnie jak i hasła w encyklopediach, nie były przypisywane konkretnym
autorom. Uznając autorstwo Mahrburga takich tekstów autor kierował się kwalifikacjami
zawartymi w „Bibliografii filozofii polskiej” oraz w biografii tego filozofa autorstwa jego
ucznia, Władysława Spasowskiego, opublikowanej w Pismach filozoficznych Adama Mahr-
burga, a zwłaszcza w jego przypisach redakcyjnych do tej publikacji).
156 Wiek XX
158 Wiek XX
160 Wiek XX
do tytułu zwykłej nauki. […] Zaprzeczono jej prawa do nauki. Musi więc albo
dowieść, że nią jest, albo ustąpić na zawsze298.
Przy okazji kwestionował wszelkie fizykalistyczne próby zawężenia jej
przedmiotu. Nie zgadzał się też na koncepcje uważające filozofię za syntezę
wszystkich nauk czy może raczej za ich esencję. Mirosław Mylik trafnie zatem
zauważa, że to
wszystko sprawia, że klasycznej wersji filozofii nie można ujmować i upra-
wiać jako nauki typu przyrodniczego, bądź też jako kontynuacji nauk szcze-
gółowych299.
Aprobował natomiast pogląd, którego źródeł doszukiwał się w koncepcji
„filozofii pierwszej” Arystotelesa: „Ona sama ma cel w sobie i obejmuje sys-
tem prawd, niezależnych od doświadczenia, od świata zewnętrznego”300. Tak
więc ks. Stefana Pawlickiego można uznać za przedstawiciela klasycznej kon-
cepcji uprawiania filozofii. Pogląd taki podziela większość historyków polskiej
filozofii301.
Różnica w ogólnym zapatrywaniu na filozofię i jej przedmiot pomiędzy
Pawlickim a Mahrburgiem nie była aż tak duża, jak mogłoby się na pierwszy
rzut oka wydawać.
Z krótkiego przeglądu historyi wyrazu [chodzi tu o filozofię – SK] to widocz-
nem, że zrazu oznaczał ogólną wiedzę teoretyczną świata w przeciwstawie-
niu do praktycznych umiejętności, od czasu zaś Sokratesa, wiedza teoretycz-
na koncentruje się w poznawaniu duszy ludzkiej, a zwraca się zarazem do
celu praktycznego, do kreślenia praw postępowania moralnego, do ukła-
dania zakonu ludzkiego. Ten charakter psychologiczno-moralny pozostanie
odtąd do końca główną filozofii greckiej cechą i zasługą302.
Mahrburg, jako uczeń Wilhelma Wundta, twórcy psychologii naukowej, tak-
że reprezentował stanowisko uznające aktywną rolę czynnika psychicznego
w poznawaniu rzeczywistości.
162 Wiek XX
164 Wiek XX
166 Wiek XX
168 Wiek XX
327 S. Brzozowski, Nasz oświecony oportunizm i jego akademicy, „Głos. Tygodnik naukowo-
literacki, społeczny i polityczny” 1905, nr 1, s. 7.
i dziejów t. zw. filozofji praktycznej, ale pod żadnym pozorem nie może się
ono stosować do historji filozofji328.
Takie postawienie sprawy w ujęciu zaprawionego w polemikach naukow-
ca wskazuje, że celem jego napastliwych uwag nie jest treść recenzowanej
książki, ale osoba jej autora.
Oczywistym jest tu bowiem, że świat starożytny przedstawiony został
w Historii filozofii greckiej nieomal dokładnie wedle przekonań Mahrburga
na temat przedmiotu historii filozofii. Polemista sięgnął więc do języka, który
pod pozorem naukowości atakuje wprost autora, prawie nic nie mówiąc o tre-
ści atakowanego dzieła.
Stanowisko autora jest teologiczno-kościelne, często nietolerancyjne: w filo-
zofji greckiej wstecz znajduje „oddźwięki prawdy objawionej”, mity uważa
za „resztki świętych tradycji, które po upadku rodzaju ludzkiego i pierw-
szym buncie ocalały” (88); według autora „dzikiego ludu właściwie nigdy
nie było; były tylko ludy zdziczałe które utraciły pierwszą kulturę” (41); „do
utworzenia filozofji potrzeba było tak wyjątkowych warunków, jakie Opatrz-
ność zgotowała ukochanej Helladzie, aby mogła być piastunką wszystkich
idealnych porywów ducha ludzkiego i przygotować drogę dla apostołów
chrześcijaństwa” (41)329.
Szczególnie ta ostatnia uwaga wydaje się wielce chybiona, bo sam Mahrburg
uważał, że człowiek jest produktem przeszłości i ona wywiera na niego prze-
możny wpływ. Z tej racji oczywistym byłoby potraktowanie starożytnej Grecji
jako koniecznego poprzednika chrześcijaństwa.
Mahrburg, zapewne zdając sobie sprawę ze słabości swojej argumentacji,
sięgnął po kolejne zarzuty typu argumentum ad hominem: „W argumentacji
historycznej autor często bywa bardzo nieprzymuszonym albo naiwnym”330.
W innym miejscu zaś stwierdził: „Oryginalnym badaczem autor nie jest”331.
Argumentacja taka pomijała meritum sprawy i niczego nowego nie wnosiła
do przedmiotu sporu. Podobny charakter miał także zarzut: „Język w wyso-
kim stopniu wadliwy, często uszpecony barbaryzmami, jakby pisał cudzozie-
miec”332. Problem w polemikach zaś polega na tym, że tego typu zarzuty są
328 A. Mahrburg, Historja filozofji…, s. 572.
329 Tamże, s. 622.
330 Tamże, s. 623.
331 Tamże.
332 Tamże.
170 Wiek XX
172 Wiek XX
336 S. Brzozowski, Nasz oświecony oportunizm i jego akademicy (2), „Głos. Tygodnik naukowo-
literacki, społeczny i polityczny” 1905, nr 2, s. 25.
337 F. Bizoń, Pawlicki Stefan X. Dr. Historya filozofii greckiej od Talesa do śmierci Arystotelesa.
Tom I. Kraków 1890, „Muzeum”1891, z. 2, s. 121.
338 A. Raciborski, Histoya filozofii greckiej od Talesa do śmierci Arystotelesa, przez X. dra Stefana
Pawlickiego profesora uniwersytetu Jagiellońskiego, „Kwartalnik Historyczny” 1891, R. V,
s. 95.
rii. Czytając tego typu recenzje autor łatwo mógłby potem w następnych wy-
daniach dokonać stosownych korekt.
Spory polemiczne mają więc na celu doskonalenie warsztatu naukowe-
go obu stron sporu. W przypadku polemik Pawlickiego z Mahrburgiem nie
o warsztat naukowy jednak chodziło, a o to, czyje argumenty zostaną utrwa-
lone w pamięci potomnych. Pawlicki, mając za sobą doświadczenia z wielu
sporów polemicznych z przedstawicielami pozytywizmu, i tym razem stanął
na wysokości zadania. Zapisał się trwale w historii polskiej filozofii nie tylko
jako niezłomny propagator religii chrześcijańskiej, ale także jako obrońca tra-
dycji filozoficznej. W efekcie o Mahrburgu historia prawie zapomniała, zaś do
Pawlickiego ciągle wracamy, dostrzegając w jego filozofii wartości nieprzemi-
jające, które zachowują swą aktualność także w epoce współczesnej.
4. SZKOŁY FILOZOFICZNE
4.1. Toruńska szkoła filozoficzna.
Recepcja myśli Tadeusza Czeżowskiego i Henryka Elzenberga
w filozofii polskiej
Zapewnienie historycznej ciągłości myśli naukowej w znacznym stopniu
warunkuje tempo rozwoju nauki w danym ośrodku a nawet w całym pań-
stwie. Naukowcy zdają się intuicyjnie odczuwać wagę tego problemu i starają
się swoje koncepcje uzgadniać z ogólniejszym zamysłem, tworząc tym samym
wspólnoty uczonych. Dla kręgu uczonych powiązanych jakimś wspólnym ry-
sem przyjęło się stosować nazwę szkoła w antycznym jej rozumieniu, gdzie
centralną postacią jest nauczyciel-mistrz przygotowujący uczniów do tego, aby
sami kiedyś zajęli jego miejsce lub stworzyli własny zespół badawczy. W takiej
szkole nie tylko ma miejsce przekaz wiedzy, ale także wspólnie rozwiązuje się
problemy. Według Jacka Jadackiego dla wyodrębnienia szkoły spośród całego
środowiska niezbędne jest uwzględnienie kilku kryteriów – „autoidentyfika-
cja, lokalizacja, genealogia i ideologia”339. Jednak ten wykaz należy poszerzyć
o jeszcze jedno kryterium, które umownie nazwać można prestiżem – środo-
wisko, które zasługuje na miano szkoły musi się czymś pozytywnie wyróżniać,
a mówiąc wprost – zasłużyć na to miano. Wedle takiego stanowiska szkoła jest
wyodrębniana dzięki:
1. Kryterium autoidentyfikacji – przynależność do szkoły dokonuje się
poprzez indywidualną aprobatę zasad, które przyjęto w niej, a zara-
zem jest się przez nią akceptowanym. Więzy naukowe są tym samym
potęgowane przez kontakty towarzyskie;
2. Kryterium lokalizacji (przestrzenne) – mieści się w jednym miejscu
lub jej przedstawiciele są rozproszeni na obszarze umożliwiającym
ścisłą współpracę i wymianę poglądów. Współcześnie odgrywa ono
coraz mniejszą rolę, gdyż efektywne możliwości wymiany poglądów
i współpracy istnieją już niezależnie od miejsca przebywania. Lokali-
zacja jest umowna, bo więź przestrzenna powstaje na skutek podtrzy-
mywanych kontaktów pomiędzy naukowcami, jak też poszczególnymi
ośrodkami. Cechą charakterystyczną dla szkoły jest więc jej swoista
ekspansja, która dokonuje się poprzez naturalne migracje kolejnych
pokoleń naukowców wywodzących się z niej;
339 J.J. Jadacki, Orientacje i doktryny filozoficzne, Warszawa 1998, s. 75.
176 Wiek XX
178 Wiek XX
180 Wiek XX
352 Informacja dla władz partyjnych sporządzona przez POP PZPR przy UMK (1953), [w:] Powsta-
nie i pierwsze dziesięć lat UMK 1945–1956. Wybór źródeł, pod red. H. Duczkowskiej-Mora-
czewskiej, Toruń 1995, s. 308–309.
182 Wiek XX
184 Wiek XX
186 Wiek XX
na bowiem musi rozwijać się twórczo, a nie tylko kultywować i hołubić bez
zastrzeżeń poglądy swego założyciela.
Istotne w tym wszystkim jest to, że taka szkoła musi jakby wrosnąć w sys-
tem uczelni i stanowić jej elementarną część. Można przecież byłoby rozpatry-
wać Uniwersytet Mikołaja Kopernika jako kontynuację szkoły lwowsko-war-
szawskiej, co niejako gwarantowałby Tadeusz Czeżowski i kolejne pokolenia
jego uczniów. Niemniej jednak to w Toruniu zetknęły się dwie wielkie indy-
widualności, które w znacznej mierze ukształtowały oblicze polskiej filozofii
powojennej. Można by mnożyć argumenty, że to spotkanie miało miejsce już
wcześniej, bo obaj razem pracowali już na uniwersytecie wileńskim, ale to
przecież dopiero w Toruniu ich więzy nabrały szczególnego charakteru, cze-
go wyrazem była ich przyjaźń oraz ścisła współpraca, także na polu nauko-
wym. To była autentyczna przyjaźń oparta na wielkim wzajemnym szacunku.
W świetle dostępnych dokumentów i materiałów archiwalnych można dziś
stwierdzić, że ta przyjaźń osobista zaowocowała wieloma dyskusjami nauko-
wymi, w trakcie których obaj filozofowie analizowali swoje prace, poddając
je gruntownej krytyce, ale nade wszystko wskazywali na możliwość ich udo-
skonalenia. W rezultacie tej wymiany poglądów okazało się, że Elzenberg
hołdował praktycznie tym samym ideałom, które przyświecały szkole lwow-
sko-warszawskiej, a które sformułował Kazimierz Ajdukiewicz na pamięt-
nej akademii poświęconej Kazimierzowi Twardowskiemu, zorganizowanej
w dwudziestolecie jego śmierci. Sądzić należy, że sam zdał sobie z tego spra-
wę i zaprzestał krytyki „biurokratów ścisłości”, co było charakterystyczne dla
jego przedwojennych wystąpień. Ale sam Czeżowski pod wpływem Elzenber-
ga istotnie zmienił wiele ze swych poglądów, a także dostrzegł wagę rozwi-
jania problemów aksjologicznych. Oczywiście sprzyjała temu ciągle obecna
w jego pokoleniu trauma wojenna, jak też działania podejmowane przez nowe
władze polityczne, które z nauki chciały uczynić kolejny instrument legitymi-
zacji swej władzy. Nie jest więc prawdą, że Czeżowski był tylko logikiem, bo
po wojnie stał się wszechstronnym filozofem, wypowiadającym się z wielką
kompetencją o problemach aksjologicznych, które także uznał za kluczowe
dla całej filozofii.
Integracja toruńskiego środowiska filozoficznego
Toruń, który nie miał tradycji akademickich, choć zawsze miał takie aspi-
racje, nie dorobił się do momentu zakończenia II wojny światowej własnego
188 Wiek XX
190 Wiek XX
5. SZKOŁA LWOWSKO-WARSZAWSKA
377 Curriculum vitae (2). Teczka osobowa Danieli Gromskiej, Archiwum UJ, S. III-246.
5. Szkoła lwowsko-warszawska 193
378 E. Wójcik, Praca redakcji gazety „Wiek Nowy” (1901–1939) w świetle źródeł archiwalnych,
„Rocznik Historii Prasy Polskiej” 2010, z. 1–2, s. 107.
379 Rozporządzenie Ministra wyznań i oświaty z dnia 23 marca 1897 tyczące się dopuszczenia
niewiast do uczęszczania na wydziały filozoficzne c.k. uniwersytetów w przymiocie uczennic
zwyczajnych i nadzwyczajnych, „Dziennik ustaw państwa dla królestw i krajów w Radzie
państwa reprezentowanych” 1897, Część XXVIII, poz. 84, s. 427.
380 Tamże.
194 Wiek XX
196 Wiek XX
198 Wiek XX
Nie był to jednak tekst bezkrytyczny wobec dokonań swego nauczyciela. Jan
Woleński dostrzegł wkład Gromskiej:
Twardowski używał [1907] terminów „allogenetyczne” i „idiogenetyczne”;
nazwy „alogeniczne” i „idiogeniczne” (uznane w polskiej literaturze za wła-
ściwe, wprowadziła Tennerówna [1914]396.
W swym artykule dokonała bowiem szczegółowej analizy etymologii tych słów,
wskazując poprawne formy ich stosowania397. Od tego też momentu naukowe
dokonania Kazimierza Twardowskiego stały się głównym przedmiotem zain-
teresowania w kolejnych publikacjach Danieli Gromskiej. Jej dokonania na
tym polu są godne uznania i każda współczesna publikacja dotycząca Twar-
dowskiego musi je uwzględniać.
Bliska współpraca z Kazimierzem Twardowskim rozpoczęła się jeszcze
w trakcie trwania studiów filozoficznych. Wówczas w 1910 r. została człon-
kiem Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Choć jeszcze jako studentka była
członkiem komitetu redakcyjnego, to po ukończeniu studiów zaangażowała
się bez reszty w prace redakcyjne. Była prawą ręką Twardowskiego przy re-
dagowaniu „Ruchu Filozoficznego”. Nic zatem dziwnego, że: „Pierwszego se-
kretarza redakcji, M. Tretera, zastąpiła od rocznika 4 (1914–1918) Daniela
Gromska”398. Czasopismo odgrywało wówczas niezwykle istotną rolę spajają-
cą polskich naukowców, gdyż jego łamy gościły filozofów z wszystkich zabo-
rów. Zasług Gromskiej dla „Ruchu Filozoficznego” nie można nie doceniać.
Sam Twardowski w swych Dziennikach pod datą 18 października 1918 na-
pisał: „Po czteroletniej przerwie przyszedł dziś znowu »Ruch Filozoficzny«.
Zasługa Dani Gromskiej”399.
W swych dziennikach pod datą 6 lutego 1921 r. Twardowski odnotował
także swą wizytę u Gromskich, podczas której uzyskał informacje od męża
Danieli Edmunda, że zawarto z Księgarnią Wendego kontrakt „w sprawie
zbiorowego wydania mych rozpraw i artykułów, którym nad wyraz zacnie zaj-
muje się Gromska, Gromski i Czeżowski”400. Starania zostały uwieńczone po-
200 Wiek XX
202 Wiek XX
408 List Danieli Gromskiej do Tadeusza Czeżowskiego z 17.02.1938 r., tamże, k. 305.
409 T. Czeżowski, Kazimierz Twardowski (1866-1938), „Ruch Filozoficzny” 1936–1938, nr 1–3,
s. 2–9.
410 Gromska miała na myśli informacje prasową: Pokaz prac prof. Kaz. Twardowskiego w Bibljo-
tece Uniwersyteckiej w Wilnie, „Słowo” 1938 (1 marca), nr 59, s. 5. Oryginalna informacja
rozpoczyna się następująco: „Dnia 11 lutego 1938 r. zmarł Kazimierz Twardowski, profesor
zwyczajny i honorowy filozofji na Uniwersytecie J.K. we Lwowie. Nestor współczesnej filo-
zofji polskiej, wielki nauczyciel i organizator. Jego pamięci poświęciła Bibljoteka Uniwersy-
tecka pokaz urządzony w hallu na I piętrze”. Informacja zaś kończy się następująco: „Pokaz
ten można zwiedzać w godzinach otwarcia Bibljoteki (godz. 9–21) do dnia 12 marca
1938 r. (ul. Uniwersytecka 5)”.
204 Wiek XX
206 Wiek XX
208 Wiek XX
424 List Tadeusza Czeżowskiego do Danieli Gromskiej z 13.12.1947 r., tamże, k. 338.
425 K. Twardowski, Rozprawy, Lwów 1938.
426 K. Twardowski, Myśl, mowa i czyn, cz. I, s. 13.
210 Wiek XX
212 Wiek XX
438 K. Ajdukiewicz, Zawirski Zygmunt Michał, hasło [w:] Słownik filozofów, Warszawa 1966,
s. 492. Zob. także: B.J. Gawecki, Zygmunt Zawirski (1882–1948), „Przegląd Filozoficzny”
1948, z. 4, s. 436–437.
439 Z. Zawirski, Ilość praw kojarzenia przedstawień: szkic historyczno-psychologiczny, Rzeszów
1910.
440 R. Ingarden, Wspomnienie o prof. Zawirskim, „Dziennik Literacki” 1948, nr 18, s. 7.
441 S. Dziamski, Zarys świeckiej myśli filozoficznej w Poznaniu w XIX i XX wieku, Poznań 1971,
s. 56.
442 Z. Zawirski, Metoda aksjomatyczna a przyrodoznawstwo, „Kwartalnik Filozoficzny” 1923,
z. 1.
214 Wiek XX
Lehre vom Inhalt und Gegenstand der Vorstellungen zamieścił zaledwie dopi-
sek: „praca ta wywarła pewien wpływ na rozwój fenomenologii Husserla”449.
Zawirskiego do studiowania historii filozofii zainspirował zatem niewąt-
pliwie Kant, gdy zajmował się apriorycznymi regułami poznania, czego do-
wodem jest nie tylko jego rozprawa doktorska, ale także późniejsza praca
O modalności sądów (1909), co potem rozrosło się do wymiarów odrębnej
publikacji książkowej (1914). Opracowanie Przyczynowość a związek funk-
cjonalny (1912), które przyniosło mu „nagrodę na III Konkursie Przeglądu Fi-
lozoficznego”450 jest także nie tylko wyrazem kontynuacji podjętych wówczas
poszukiwań, ale również wpływu, jaki na młodego doktora wywierał jeszcze
Kazimierz Twardowski. W każdej późniejszej publikacji odchodził jednak od
linii swego nauczyciela, gdyż nie zadowalały go już rozważania na temat rela-
cji łączących ludzki umysł z rzeczywistością, ale szukał rozwiązań uniwersal-
nych, niezależnych od zmiennych stanów psychicznych. Dla swojego nauczy-
ciela zachował jednak wielki szacunek i zwracał się do niego w rozmaitych
kwestiach, w tym także dotyczących podejmowanych decyzji o charakterze
naukowym. Co istotne, zwracał się nie tylko ze swoimi dylematami nauko-
wymi, ale również w sprawach życiowych. Świadczy o tym choćby zachowa-
na odpowiedź Kazimierza Twardowskiego na wcześniejszy list Zawirskiego,
która stanowiła zarazem korektę jego artykułu Über das Verhältnis der mehr-
wertigen Logik zur Wahrscheinlichkeitsrechnung451. Dawny doktorant przy tej
okazji użalał się w nim przed swym mistrzem i powiernikiem na przeszkody
w swojej pierwszej próbie przeniesienia się do Krakowa na Uniwersytet Ja-
gielloński. Wedle samego zainteresowanego jego starania nie zostały zaakcep-
towane przez Władysława Heinricha, kierującego wówczas Katedrą Filozofii
UJ, który miał dać posłuch informacjom osoby nieprzychylnej Zawirskiemu.
Twardowski w swym liście nie krytykował Zawirskiego a raczej przyjął ton
ojcowski, czyli pocieszał go i starał się nie zniechęcić w dalszych staraniach.
Swe stanowisko sformułował następująco:
Rzecz jasna, że nazwisko osoby, która mogła udzielić Profesorowi Heinricho-
wi w wiadomej sprawie mylną informację, zachowam wyłącznie dla siebie.
449 Twardowski Kazimierz, hasło w: Z. Zawirski, Słownik filozofii – Archiwum PAN w Warszawie,
sygn. III-101, j. nr 51, k. 419.
450 B.J. Gawecki, Zygmunt Zawirski (1882–1948)…, s. 436.
451 Chodziło tu o korektę autorską artykułu Zygmunta Zawirskiego, Über das Verhältnis der
mehrwertigen Logik zur Wahrscheinlichkeitsrechnung, „Studia Philosophica” 1935, vol. I,
s. 407–442.
218 Wiek XX
455 Z. Zawirski, Po Krakowskim Zjeździe Filozoficznym, „Kurier Poznański” 1936, nr 460, s. 13.
456 Księga Pamiątkowa Trzeciego Polskiego Zjazdu Filozoficznego Kraków 1936, „Przegląd
Filozoficzny” 1936, z. IV, s. 319.
457 Tamże.
458 Tamże.
dzieje się według reguł, jakkolwiek my nie zawsze te reguły znamy”459. Stąd
też podobnie jak filozof z Królewca był przekonany, że istnieje możliwość
może nie tyle całkowitego poznania, co zrozumienia świata.
Podobnie tedy jak wszystkie nasze siły ogółem wzięte, tak też i w szczegól-
ności rozum w swoich czynnościach podlega regułom, które możemy badać.
Ba, nawet rozum należy uważać za źródło i władzę do pomyślenia reguł
w ogóle. Bo podobnie jak zmysłowość jest zdolnością do wyobrażeń, tak
rozum jest zdolnością do myślenia, tj. podciągania przedstawień zmysłów
pod reguły460.
Nie wydaje się zatem w pełni słuszne często zajmowane stanowisko, że Zawir-
skiego studia z historii filozofii były warunkowane głównie przez konkursy na
prace filozoficzne, w których wielokrotnie z powodzeniem brał udział. Podą-
żając za myślą Kanta, raczej starał się znaleźć owe reguły nie tyle samodziel-
nie, ile właśnie poprzez wnikliwe studia nad dorobkiem innych myślicieli.
Zdobyta w trakcie studiów nad tradycją filozoficzną wiedza w pewnym mo-
mencie osiągnęła już takie rozmiary, że Zawirski zaczął na własna rękę gro-
madzić i opracowywać nie tylko życiorysy poszczególnych filozofów oraz defi-
nicje podstawowych pojęć filozoficznych, ale także precyzować pojęcia, które
jemu samemu wydawały się niejasne, względnie ich językowe brzmienie nie
oddawało istoty tego, o czym miały orzekać. Taki zabieg jest logiczną konse-
kwencją przekonania Zawirskiego, że „wszystkie pojęcia naukowe dadzą się
do danych empirycznych, sprowadzić, zredukować”461. Nic zatem dziwnego, że
próbując dokonać syntezy wiedzy ludzkiej odwoływał się nie tyle do filozofii
i psychologii, co zwłaszcza do nauk szczegółowych. Starał się zatem za po-
mocą empirycznych uzasadnień wyłożyć sens takich pojęć, jak „zachowanie”,
„sankcja”, „obowiązek”, „wartościowanie”, „wola” itp. Tak właśnie narodziła
się idea słownika z nazwy filozoficznego, ale tak naprawdę oddającego nieza-
mierzenie przekonanie o możliwości dokonania takiej syntezy, którego opraco-
waniu Zawirski poświęcił kilka lat swego życia. Słownik dziś jest dostępny tyl-
ko w formie niekompletnego rękopisu przechowywanego w Archiwum Polskiej
Akademii Nauk w Warszawie. Lektura haseł tego słownika nie tyle jednak
459 Immanuela Kanta logika. Podręcznik do wykładów wydany (po raz pierwszy) przez Gottloba
Benjamina Jäschego, przeł. Z. Zawirski, „Filo-Sofija” 2002, nr 12, s. 131.
460 Tamże, s. 132.
461 Z. Zawirski, W sprawie syntezy naukowej, „Przegląd Filozoficzny” 1936, z. IV (Księga Pamiąt-
kowa Trzeciego Polskiego Zjazdu Filozoficznego Kraków 1936), s. 348.
220 Wiek XX
222 Wiek XX
469 List T. Czeżowskiego do Z. Zawirskiego z 7.03.1939 r., Archiwum UMK, t. 194/V, k. 25.
470 List Z. Zawirskiego do T. Czeżowskiego z 16.III.1939 r., Archiwum UMK, t. 194/V, k. 26.
471 List T. Czeżowskiego do D. Gromskiej, Archiwum UMK, t. 194A/V, k. 199. List ten nie jest
datowany. Zawarta w tym liście sugestia Czeżowskiego o poszerzenie tekstu artykułu o tę
informację nie została jednak uwzględniona przez redaktorki, zapewne ze względu na brak
możliwości wprowadzenia tych zmian w trakcie druku czasopisma. Artykuł Czeżowskiego,
W sprawie polskiego słownika filozoficznego, ukazał się w „Ruchu Filozoficznym” 1939,
nr 3, s. 93–95. Przedruk tego artykułu zamieścił także „Ruch Filozoficzny” 2011, nr 4,
s. 760–762 (numer specjalny z okazji 100-lecia istnienia tego czasopisma).
472 Z. Zawirski, Ze słownika filozoficznego (1938–1941)…, s. 71–79. Hasłem, które w tym tek-
ście zajmuje najwięcej miejsca jest „prawda”.
224 Wiek XX
473 Przewodnik po zasobie Archiwum PAN, oprac. pod kierunkiem H. Krajeńskiej i A. Kuleckiej,
Warszawa 1999, s. 290–291.
474 Z. Jordan, Philosophy and Ideology: The Development of Philosophy and Marxism-Leninism
in Poland Since the Second World War, Dordrecht 1963.
475 Z. Zawirski, O współczesnych kierunkach filozofii, Kraków 1947.
476 Z. Zawirski, Les tendances actuelles de la philosophie polonaise, „Revue de Synthèse” 1935,
vol. 10, s. 129–144.
6. WOJNA A FILOZOFIA
226 Wiek XX
228 Wiek XX
230 Wiek XX
z tego tylko tytułu, że to właśnie on, a nie kto inny”490. Rozważania Ossow-
skiej dotyczyły więc sytuacji, w której wszystkie jednostki są równe wobec
prawa i mają tym samym identyczne obowiązki. Niemniej jednak praktyka
społeczna wskazuje, że w rzeczywistości tak nie jest. Istnieje bowiem uzasad-
nione kulturowo i cywilizacyjnie zróżnicowanie sfery obowiązków człowieka,
które na dodatek wykazuje dużą stabilność i niezależność od wpływów ze-
wnętrznych. Z tej konstatacji wypływa wprost Ossowskiej koncepcja socjo-
logii moralności, której centralną kategorią było pojęcie etosu. Wedle autor-
ki Ethosu rycerskiego i jego przemian etos to „Styl życia danej społeczności.
Ogólna orientacja danej kultury, przyjęta przez nią hierarchia wartości”491.
Analizując kategorię „etosu” zaproponowaną przez Ossowską należy zauwa-
żyć, że ma ona wiele cech, w których interes jednostkowy może stać w kolizji
z interesem społecznym. Chodzi tu zwłaszcza o to, że etos ma zawsze wymiar
ponadjednostkowy, jest wyrazem nadrzędności (dyktatu) społecznego intere-
su nad indywidualnym. W przypadku etosu rycerskiego pojawia się zatem
pytanie – kto decyduje o tym, jakie wartości go konstytuują – czy większość,
która nie uczestniczy w walce, czy też sami walczący? Problem ten zapewne
nie istniał aż do czasu, gdy pojawiły się armie masowe powstałe w miejsce
elitarnego i nielicznego korpusu rycerskiego. Służba wojskowa przestawała
być w taki sposób modelem życia, a stawała się mniej lub bardziej przykrą
dolegliwością. Jeszcze w średniowieczu rzemiosło rycerskie oznaczało służbę,
ale co najwyżej temu, kto sponsorował rycerza. Ossowska trafnie zauważała,
że w takiej sytuacji obowiązki wobec suwerena i siebie samego dominowały
nad interesem państwa. Zdecydowana większość wojowników była samowy-
starczalna w tym sensie, że rynsztunek i broń stanowiły ich własność. Armia
masowa odwraca i tę relację, bo państwo przyznaje sobie monopol na uzbro-
jenie, przyznając licencje na jego produkcję i rozpowszechnianie. Pierwszą
ofiarą tego typu tendencji była instytucja pojedynku, która dotychczas ekspo-
nowała zabawowy charakter rzemiosła rycerskiego. Jeszcze w średniowieczu
pojedynek rycerzy był usankcjonowany, był powszechnie aprobowaną formą
rozrywki dla ogółu. Stan rycerski dopiero w epoce nowożytnej został pozba-
wiony monopolu na noszenie broni i automatycznie stracił swą wyjątkowość.
Gdy każdy mógł zostać wojownikiem, to etos rycerski przestał być magnesem
dla niespokojnych duchów. Stopień komplikacji uzbrojenia oraz zmiana za-
490 M. Ossowska, O człowieku, moralności i nauce. Miscellanea, Warszawa 1983, s. 411.
491 M. Ossowska, Ethos rycerski i jego przemiany, Warszawa 1986, s. 5.
232 Wiek XX
sad walki pozbawiły stan rycerski tak pożądanej przez niektórych wolności,
a w ślad za tym zaczęły uzależniać go coraz bardziej od sponsorów. Zaowo-
cowało to tym, że żołnierze armii masowych zaczęli być wykorzystywani rów-
nież do zadań stricte policyjnych. Przekonać się mogli o tym choćby legioniści
Dąbrowskiego wysłani na San Domingo w celu stłumienia niepokojów we-
wnętrznych. Zmiana usytuowania społecznego ludzi parających się wojną nie
była jednak natychmiastowa, bo nad rzeszami poborowych nadzór sprawowa-
li dawni przedstawiciele stanu rycerskiego. Dawne obyczaje przetrwały więc
wśród warstwy kierowniczej wywodzącej się głównie z kadry oficerskiej. Nie-
mniej jednak dokonywała się nieustanna erozja dawnego etosu rycerskiego
spowodowana głównie postępującą egalitaryzacją grupy dowódczej, do której
przenikały praktyki dotąd właściwe pozostałym warstwom społecznym.
Maria Ossowska trafnie zauważała, że
Każda grupa ludzka hoduje sobie jakiś wzór człowieka czy też jakieś wzory,
które stanowią przedmiot aspiracji jej członków. […] Starożytnej Grecji przy-
pisujemy ukształtowanie w epoce Homera wzoru wojownika. […] Średnio-
wiecze, nawiązując do starożytnego wzoru wojownika, ukształtowało wzór
rycerza. […] Grupy społeczne mają swoje wzory, swoje stereotypy, swoich
bohaterów492.
Bohaterem w przypadku armii masowej mógł zostać każdy, podczas gdy
w przeszłości mógł nim zostać tylko rycerz. W taki sposób kształtowała się
nowa etyka walki, w której dbałość o własne korzyści i pogoń za sławą prze-
stały być wyróżnikiem, a wręcz przeciwnie, stawały się przeszkodą w osiąga-
niu celów, do których przeznaczeni byli ludzie zaangażowani w walce.
W epoce, w której walczyli tylko zbrojni, i to zawsze w bezpośrednim
kontakcie ze sobą, wszyscy walczący byli równi sobie. Wojownik to był swe-
go rodzaju arystokrata, którego dyskwalifikowała nie porażka na polu bitwy,
ale uleganie zwykłym słabościom i namiętnościom. Konsekwencją tego stanu
rzeczy było to, że etos rycerski był wówczas wyrafinowany, zwłaszcza jego war-
tości okazywane na zewnątrz. Owo zrównanie w prawach w znacznym sen-
sie dotyczyło też walczących po stronie przeciwnika, gdyż wszędzie panowały
zbliżone zasady rekrutacji do warstwy wojowników: „szlacheckie pochodze-
nie było niezbędne dla bycia szlachetnym”493. Jeszcze w XV wieku chłopom
i mieszczanom odmawiano prawa do prowadzenia walki u boku rycerstwa.
492 M. Ossowska, O człowieku, moralności i nauce. Miscellanea…, s. 355–356.
493 M. Ossowska, Ethos rycerski i jego przemiany…, s. 23.
234 Wiek XX
etyki prowadzenia wojny na ogół nie jest zachowanie się uzbrojonych i umun-
durowanych ludzi wobec siebie, ale wobec tych, którzy nie są skoszarowani,
uzbrojeni, umundurowani, czyli formalnie w walce nie uczestniczą. Niemniej
jednak jest to zjawisko poznawczo interesujące, gdyż prawo stanowione jest
także elementem etosu, ponieważ zawsze wyraża interes społeczności, w któ-
rej obowiązuje.
Z konkretyzacją zasad etyki zawodu wojskowego w Polsce mamy jednak
do czynienia dopiero z chwilą powstania Szkoły Rycerskiej w Warszawie.
Książę Adam Czartoryski powołany na jej pierwszego komendanta był twórcą
Katechizmu rycerskiego, w którym ujął podstawowe zasady sztuki wojennej
i określił powinności żołnierskie. Kodeks sformułowany został w formie pytań
i odpowiedzi, ale jego twórca jednoznacznie wskazał na egalitarny charakter
powinności ciążących na przyszłych dowódcach:
każdemu wolno ten stan obrać, który mu skłonność i sposobność wyznaczy,
i tym końcem wprowadzone są w tem Zgromadzeniu nauki do wszystkich
sposobiące stanów; karność zaś żołnierska obrana, bo najporządniejsza
i najszlachetniejsza497.
Katechizm podkreślał jednak jeszcze, że nie chodzi o zwykłe posłuszeństwo
prawu, ale o wewnętrzną aprobatę zapisów w nim zawartych. Niemniej jednak
kierunek przemian został wyznaczony. Uchybienie obowiązkom było już nie
tylko ujmą, „plamą na honorze”, ale stało się także przestępstwem. Ideałem
żołnierza (rycerza) od tego czasu staje się Rzymianin (równie dobry obywatel,
co wojownik). W ślad za tym postępuje też zjawisko odwrotne, bo niektóre
wartości dotąd konstytuujące etos rycerski stają się cenionymi przymiotami
ogółu. Ossowska dostrzegała to zjawisko, wskazując na walory, które powinny
charakteryzować dobrego obywatela. Wśród nich znalazła się
Rycerskość, przestrzeganie reguł fair play w nieustannej rywalizacji i współ-
zawodnictwie, w jakim uczestniczymy w życiu codziennym […]. Rycerskość,
której żądamy ma przejawiać się nie tylko w toku walki. Jej przepisy uczą
nas także jak przegrywać i jak wygrywać498.
Zarazem jest to okazja do tego, aby zastanowić się, co w przeszłości wzbo-
gacało walkę o komponent moralny? W epoce antycznej i średniowieczu walka
497 A.K. Czartoryski, Katechizm rycerski, wydał i przedmową opatrzył H. Mościcki, Warszawa
1916, s. 19.
498 M. Ossowska, O człowieku, moralności i nauce. Miscellanea…, s. 363.
236 Wiek XX
była bowiem sprawą elity – równi walczyli przeciw sobie. Na walkę przenoszo-
no w naturalny sposób konwenanse i zwyczaje panujące w obrębie własnej
klasy. Rody rycerskie wywodziły swój początek od antycznych korzeni, sięgając
chętnie do greckich mitów czy przypowieści biblijnych. Elita nie była zaintere-
sowana rozpowszechnianiem się wartości, które pielęgnowała, a nawet starała
się je zrytualizować w sposób niedostępny dla pozostałych grup społecznych,
jak choćby w przypadku ceremonii pasowania na rycerza. Niestety pojawienie
się armii masowych zdeprecjonowało rycerskie konwenanse. Włączenie mo-
ralnych zasad prowadzenia wojny do systemu prawa było przecież rezultatem
zaniku zasad etosu rycerskiego, a nie nadmiaru jego reguł. Prawo jest arbitral-
ne i kierowanie się motywacjami moralnymi może spowodować, że niekiedy
tracą przed jego instytucjami swój zdobiący charakter. Samo przestrzeganie
prawa nie jest przecież żadną zasługą moralną. Niemniej ciągle jednak istnie-
je potrzeba, aby role istotne dla całego społeczeństwa odgrywały osoby, które
pielęgnują swą odrębność od pozostałych. Skoro prawo stanowione ma zawsze
charakter egalitarny, to taka odrębność ma coraz bardziej duchowy charakter.
Dlatego dzisiaj etos rycerski wyraża się poprzez pielęgnowanie honoru, owej
ulotnej, ale jakże wyróżniającej cechy osobowości jednostki.
Honor
Jeśli w danej grupie wartością szczególnie cenioną i pożądaną staje się
honor, to przez to grupa staje się w pozytywny sposób wyróżniona z reszty
społeczeństwa. Z racji wagi, jaką przywiązuje się do zachowań mieszczących
się w ramach tego terminu, członkowie tej grupy sami czują się wyróżnie-
ni spośród ogółu, a za nimi pogląd ten podziela także reszta społeczeństwa.
Honor zatem w wymiarze społecznym „uszlachetnia” dany zawód, nadaje
mu cechy posłannictwa. Francuski filozof i socjolog Eugéne Dupréel twier-
dził, że prawie każda grupa wytwarza na własny użytek pojęcie honoru, który
przez to odgrywa rolę wskaźnika identyfikacji z grupą. Inaczej mówiąc, bez
wypracowanej koncepcji honoru żadna grupa nie może się ukonstytuować.
Dzięki honorowi ludzie są motywowani do ponoszenia ofiar i do realizowania
ambitnych zamierzeń. Ponadto honor nabiera społecznego znaczenia, stając
się czynnikiem wprowadzającym przewidywalność ludzkich zachowań oraz
liczenia się z głosem opinii społecznej. Zdaniem tego autora dzięki ukształto-
waniu ogólnoludzkiego poczucia honoru człowiek czuje się czymś więcej niż
reszta świata przyrody, a przez to rodzi się nasze poczucie wyższości i domi-
nacji nad nią.
238 Wiek XX
502 Zob. T. Kotarbiński, Garść wspomnień, „Opinia” 1948, nr 33. Tekst ten został przedrukowany
w książce …A mądrości zło nie przemoże, pod red. J.J. Jadackiego i B. Markiewicz, Warszawa
1993.
503 B. Russell, Marriage and Morals, London 1929, s. 92. Polskie tłumaczenie za Heleną Bołoz-
-Antoniewicz.
504 B. Russel, Has Man a Future?, New York 1962, s. 78. (W oryginale – Patriots always talk of
dying for their country, and never of killing for their country).
505 Zob. M.P. Singh, Quote Unquote: A Handbook of Famous Quotations, Delhi 2006, s. 291
(w oryginale – War does not determine who is right – only who is left).
240 Wiek XX
Strategie przetrwania
W świetle zachowanych pamiętników, materiałów archiwalnych oraz lite-
ratury wspomnieniowej można wyodrębnić cztery typowe strategie przetrwa-
nia realizowane przez polskich filozofów. Pierwsza z nich wiązała się z próbą
biernego oczekiwania na koniec wojny i kontynuowania w ramach tajnego
nauczania działalności dydaktycznej, a często również naukowej. Druga stra-
tegia przetrwania za wszelką cenę dotyczyła głównie osób pochodzenia ży-
dowskiego oraz tych, które z różnych względów były poszukiwane przez wła-
dze okupacyjne. Trzecia strategia wiązała się z aktywnym włączaniem się do
walki zbrojnej i była najrzadziej obierana. Czwartą zaś była emigracja. Nie za-
wsze te strategie okazywały się skuteczne. Wielu naukowców zginęło w dzia-
łaniach wojennych bądź padło ofiarą hitlerowskiego terroru. Wojna zawsze
też eksponuje problem bezradności intelektualistów wobec totalności działań
wojennych zarówno w sensie fizycznym (nieumiejętność zapewnienia sobie
bezpieczeństwa), jak i w sensie intelektualnym (niezdolność do racjonalnego
wytłumaczenia okrucieństw wojny). Ta bezradność wywarła wyraźny wpływ
na kształt polskiej etyki powojennej.
Podjęte rozważania nie obejmują losów tych ludzi nauki, którzy wojnę spę-
dzili w mundurze, a dopiero po niej obrali ścieżkę kariery naukowej. Mamy
w historii filozofii polskiej wiele takich przykładów a z najbardziej znanych
filozofów walczących na froncie wschodnim warto przypomnieć Bronisława
Baczkę oraz Józefa Czerwińskiego. Pierwszy z nich reprezentuje dziś polską
umiarkowaną prawicę, drugi zaś znany jest z konsekwentnie lewicowych po-
glądów. Baczko jako podpułkownik WP w latach 1947–1951 studiował fi-
lozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Doktorat obronił w 1953 r. na pod-
stawie dysertacji o Polskim Towarzystwie Demokratycznym. Czerwiński zaś,
socjolog moralności, dziś jest prezesem Rady Krajowej Synów Pułku, a jesz-
cze do niedawna był wykładowcą socjologii w Wyższej Szkole Pedagogicznej
Towarzystwa Wiedzy Powszechnej.
Na wojennych losach polskich filozofów mocno zaważyły doświadczenia
okresu międzywojennego. W świecie nauki popularność zyskała wówczas
ideologia klerkizmu, cechą której było nieangażowanie się w życie polityczne
i społeczne. Wyjątek robiono w zasadzie tylko dla towarzystw naukowych.
Klerk to człowiek dystansujący się od wszelkiego angażowania się w sprawy
publiczne, zachowujący postawę „bezstronnego obserwatora” i poświęcający
się całkowicie tylko swemu powołaniu, czyli w przypadku naukowców służ-
242 Wiek XX
musu, ale, jak się okazało, zarazem zupełnie bezradny w sytuacji, gdy taki
przymus się pojawił.
W efekcie na długo przed II wojną światową Kotarbiński zrozumiał, że po-
stawa klerka nie odpowiada potrzebom pracy zespołowej. Tym samym pełna
wolność uprawiania nauki była jego zdaniem niemożliwa, bo wolność musi
podlegać regułom rozumu, dlatego wiąże się zawsze z odpowiedzialnością,
czyli musi być tak spożytkowana, aby nie prowadzić do „warcholstwa”. Czło-
wiek odpowiedzialny walczy ze złem, wyrzeka się wszelkiej przemocy, nie ma
potrzeby wyzysku innych.
Pacyfizm to wytwór klerków, którzy od zawsze byli twórcami a nie wanda-
lami, choć odwagi im nie brakowało (przykładem jest tu internowanie Russel-
la podczas I wojny światowej, a później także bierny opór rodzimych filozofów
wobec władzy komunistycznej). Niechęć do bezpośredniego zaangażowania
się w walce nie uchroniła jednak nikogo od skutków wojny. Często stanowiło
to wstydliwy moment biografii wielu filozofów. Łatwo jest zatem dziś opisywać
tylko koleje losu tych, którzy wojny nie przeżyli. Sama świadomość tego, że
inni walczą i giną, gdy samemu się tej możliwości było pozbawionym, mogła
zatem mieć wyjątkowo destrukcyjny wpływ na poszczególnych przedstawicieli
świata naukowego.
Wspomnienia o filozofach zmarłych i poległych podczas wojny
Środowisko polskich filozofów przed wojną było dość liczne, a zatem krót-
ki tekst nie jest w stanie opisać losu każdego jego przedstawiciela. Dlatego
w podjętym opracowaniu mowa jest tylko o tych, którzy przed wojną byli ab-
solwentami filozofii lub uczestniczyli w seminariach doktorskich, a pamięć
o nich przetrwała w cudzych wspomnieniach.
Strategia ryzyka nie była łatwym wyborem dla filozofów. Nie uchylali się
jednak od udziału w walce zbrojnej czy w konspiracji. To przede wszystkim
im hołd pośmiertny oddali ich nauczyciele i promotorzy. Uważali to za swój
moralny obowiązek i dlatego dziś można odtworzyć ich losy. Upamiętnili ich
w ten sposób po wsze czasy, wyrażając im wdzięczność za inspirację w re-
alizacji zamierzeń naukowych. W taki sposób wykazali słuszność maksymy:
„ucząc innych – uczę się sam”. Władysław Tatarkiewicz, składając zwycza-
jowe podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do powstania traktatu
O szczęściu napisał: „Żywi poznają, co od nich w tej książce pochodzi – ale
244 Wiek XX
246 Wiek XX
516 T. Kotarbiński, Garść wspomnień (o filozofach poległych w pogromie ghetta), „Opinia” 1946,
nr 33, s. 1.
517 A. Bolewski, H. Pierzchała, Losy polskich pracowników nauki w latach 1939–1945, Wrocław
1989.
już wyjaśnionych, to nadal jest wiele białych plam, jak choćby w przypadku
Judy Prusinowskiego518.
Kolejną ważną publikacją wspomnieniową, wydaną także przez PTF pod
redakcją J. Jadackiego oraz B. Markiewicz, jest książka Próg istnienia. Zdzie-
siątkowane pokolenie. Zamieszczono w niej dwa ważne opracowania dotyczą-
ce filozofów poległych podczas Powstania Warszawskiego oraz trwania życia
filozoficznego w Polsce podczas II wojny światowej. Autorem ich obu jest Ja-
cek Jadacki. W swym opracowaniu wymienił 10 nazwisk polskich filozofów,
którzy polegli w walce, w tym 5 podczas Powstania Warszawskiego519. Nazwi-
ska te jednak pojawiły się wcześniej w innych publikacjach.
Do kwestii strat osobowych w środowisku polskich filozofów wrócił jesz-
cze Jan Woleński w artykule na temat wkładu osób pochodzenia żydowskiego
w rozwój polskiej filozofii. W artykule tym skorygowano i uzupełniono wiele
faktów z wojennych życiorysów polskich filozofów, ale jednak nadal nie bra-
kuje w nich białych plam. Pojawiły się w nim także nowe nazwiska, jak np.
Józef Pepis (1910–1941)520. Rozrachunki z wojną w polskiej filozofii ciągle
więc trwają.
Z przedstawione wykazu publikacji wynika jednak niezbicie, że to właśnie
filozofowie wykazali największe zainteresowanie wojennymi losami swoich
kolegów. Nie przeszkodziło temu nawet to, że większość z nich z przekonania
była pacyfistami.
Walka o przetrwanie
Historię wojen pisze się z punktu widzenia sprawców a nie ofiar. To agre-
sor przecież decyduje na kogo napadnie, a na kogo nie. Nie wydaje się więc
prawdą twierdzenie, że to zwycięzcy piszą historię, bo to pisanie i tak musia-
łoby być reakcją na to, co uczynił napastnik. To agresor przecież przeznaczył
do unicestwienia cały naród żydowski i polską inteligencję. Ci, którzy zginęli
głosu nie mają, a przecież nie wolno o nich zapominać przede wszystkim po
to, aby ich losy już więcej nie stały się niczyim udziałem. Zadaniem nauki
jest jednak wyciąganie z historii wniosków istotnych dla życia społecznego
i dlatego warto się przyjrzeć indywidualnym losom tych, którzy w tych tragicz-
518 …A mądrości i zło nie przemoże, pod red. J.J. Jadackiego i B. Markiewicz, Warszawa 1993,
s. 173.
519 Próg istnienia. Zdziesiątkowane pokolenie, pod red. J.J. Jadackiego i B. Markiewicz, Warsza-
wa 1995.
520 J. Woleński, Żydzi w filozofii polskiej, „Studia z Filozofii Polskiej” 2010, t. 5, s. 24.
248 Wiek XX
nych czasach przeżyli. Każda historia życia jest niepowtarzalna, ale z każdej
z nich wynika konkretna nauka dla przyszłości. Wojna nie jest sprzyjającym
okresem dla filozofów, a zatem wymowa faktów z nią związanych, w ich inter-
pretacji, ma głównie wymiar pacyfistyczny. Świadczą o tym nawet drobne fak-
ty z wojennych życiorysów polskich filozofów. Mieczysław Wallis wspomina
rozmowę, jaką przeprowadził Tadeusz Kotarbiński z pisarzem Ferdynandem
Goetelem:
Rozmowa, jaką miał podczas okupacji niemieckiej z Ferdynandem Goetlem.
Goetel powiedział, że gdyby nie cierpienia milionów niewolników nie było-
by piramid egipskich. Na to Kotarbiński: „W takim razie byłoby lepiej, gdyby
piramid egipskich nie było”521.
Z taką oceną większości filozofów spotykała się każda zmiana okupiona nie-
koniecznym cierpieniem.
Na wojnie nie potrzeba intelektualistów rozmyślających o metafizycznych
zagadnieniach, starających się wyznaczać nowe kierunki myślenia. Potrzeba
za to jak najwięcej wykonawców, od których nikt nie oczekuje nowych idei,
ale gotowości do zabijania innych. Zadaniem zaś dla wszystkich, nawet tych
nieuczestniczących w walkach, jest przetrwanie. Aby przeżyć, trzeba było się
wykazać niekiedy większą pomysłowością niż przy pisaniu uczonych trakta-
tów. Na wojnie filozofów zatem nie potrzeba, muszą się oni podporządkować
ogólnej zasadzie przetrwania, bo potrzebni będą dopiero gdy umilkną działa.
Na podstawie wojennych życiorysów filozofów ocalałych z wojennej pożogi
można mniemać, że intuicyjnie zaakceptowali takie rozwiązanie, a uczestni-
cząc w tajnym nauczaniu, podtrzymywali przecież nieustanną gotowość do
natychmiastowego podjęcia tego, co potrafią najlepiej. O tym, że tak było prze-
konuje fakt, że po wojnie wszyscy podjęli trud odbudowy systemu szkolnic-
twa akademickiego w Polsce.
Sam przebieg wojny potwierdził trafność starego powiedzenia: „Kiedy ro-
zum śpi wtedy rodzą się demony”. Wśród ludzi pragnących tylko przetrwać
więzi społeczne przybierały nieraz karykaturalny wymiar, a zatem otoczenie
przestawało dawać poczucie bezpieczeństwa. Ludzie są mistrzami przetrwa-
nia i potrafią dać sobie radę nawet w najtrudniejszych warunkach. Zwykłym
obywatelom łatwiej jednak było uniknąć śmierci niż osobom publicznym zna-
521 Materiały Archiwalne Mieczysława Wallisa, APB WFiS UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, Rps
14, T. I–III, k. 8.
250 Wiek XX
252 Wiek XX
535 Jędrzeja Śniadeckiego Teorya jestestw organicznych z przedmową Adama Wrzoska zawierają-
cą rys życia Jędrzeja Śniadeckiego i krótki rozbiór jego teorii, Poznań 1905.
254 Wiek XX
536 A. Wrzosek, Religijność naszych znakomitych lekarzy XIX wieku, „Archiwum Historii i Filozofii
Medycyny” 1927, t. VII, z. 2, s. 160.
537 Tamże, s. 161–163.
538 Tamże, s. 167.
256 Wiek XX
pologii. Sam Wrzosek nie dbał o popularność i miał bardzo krytyczne zdanie
o tych naukowcach, którzy o nią dbali.
Profesor Adam Wrzosek mawiał, że karierę naukową w naszej rzeczywistości
robi się na kilka sposobów: per protegam, per vaselinam, per pecuniam,
przez wdzięki kobiece, a na końcu per scientiam541.
Historia życia i działalności Adama Wrzoska w okresie międzywojennym
doczekała się wielu opracowań, w tym również stanowi zasadniczą część jego
biograficznej książki, mało znany jest natomiast okres związany z jego działal-
nością w latach II wojny światowej. Okres ten dla niemłodego już Wrzoska był
przepełniony wytężoną pracą oraz wieloma traumatycznymi wydarzeniami,
które jednak nie ograniczyły jego energii i zdolności twórczych. Umiejętność
życia i pracy w warunkach zagrożenia oraz deficytu informacji i zasobów, na-
byta jeszcze w latach I wojny światowej, pozwoliła mu pogodzić twórczą pracę
z koniecznością zapewnienia sobie i swoim bliskim bezpieczeństwa fizyczne-
go i materialnego. Nigdy zatem nie przerwał pracy naukowej, a działając w taj-
nym nauczaniu zapisał swoje nazwisko złotymi zgłoskami w dziejach historii
wychowania w Polsce.
Na swoim ekslibrisie zamieścił motto „Prawdą, pracą i wytrwałością”542,
któremu pozostał wierny przez całe swe pracowite życie. Właśnie o tym jak
bardzo było ono wypełnione pracą dobitnie nas przekonują koleje jego losu
podczas wojny. W opracowaniach dotyczących Wrzoska ten okres kwituje się
zaledwie kilkoma zdaniami, bo niewiele na ten temat wiadomo. Tymczasem
w Archiwum PAN w Poznaniu zachowały się po Adamie Wrzosku jego dzien-
niki, w który zapisywał ważniejsze wydarzenia ze swojego życia, a także efek-
ty swej pracy naukowej. Charakterystycznym rysem dziennika jest to, że ze
względów bezpieczeństwa nie zawiera on żadnych odniesień do tajnego na-
uczania ani do jego działalności naukowej i publicznej z okresu przed wojną.
Adam Wrzosek o kreowaniu przyszłości
Stosunek do nauki polskiej Wrzosek miał wyrobiony w duchu tradycyj-
nym. Podkreślał to wielokrotnie, w tym także robiąc notatki z przeczytanych
541 A. Malinowski, Edukacja akademicka w Polsce w perspektywie czasowej, „Homines Homini-
bus” 2012, vol. 8, s. 238.
542 J. Hasik, R. Meissner, Prof. dr med. Adam Wrzosek (1875–1965) – pierwszy dziekan Wydziału
Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego, [w:] J. Hasik, J. Juszczyk, Dzieje Wydziału Lekarskie-
go Uniwersytetu Poznańskiego i Akademii Medycznej 1919–1979, Poznań 1979, s. 158.
543 A. Wrzosek, Wypisy i notatki z przeczytanych książek. Przegorzały 1944–1945. Poznań 1945,
Archiwum PAN w Poznaniu, P-III-70, p. 26.
544 Tamże.
545 Tamże.
258 Wiek XX
546 A. Wrzosek, Dzienniki VII (21.III.1941 – 6.V.1945), Archiwum PAN w Poznaniu, P-III-70,
P-III-70, p. 26, s. 40–43.
Dzięki pracy człowiek się uspołecznia, staje się pożytecznym i sam siebie
doskonali. Ludzie nauki nie są w tym zadaniu żadnym wyjątkiem, a wręcz
przeciwnie, ciąży na nich szczególna odpowiedzialność, bo powinni być świa-
domi na ile ich praca jest pożyteczna dla innych. Dla każdego prawdziwego
naukowca zatem wojna to okres destrukcji, bo nauka to misterne, długotrwa-
łe formułowanie i budowanie możliwie jak najbardziej trwałych struktur. Na-
ukowiec na wojnie jest zagubiony, bo jego zdolności na pozór nagle okazują
się nikomu niepotrzebne. To, co przez całe życie starał się minimalizować,
czyli pośpiech i brak refleksji nad tym, czym się właśnie zajmuje, nagle stały
się wartością samą w sobie, a cała przeszłość znika w oczach. Adam Wrzo-
sek zracjonalizował okres wojenny na specyficzny sposób. Uznał bowiem, że
wojna to konieczny etap do prawdziwego odrodzenia całej ludzkości, w czym
można dostrzegać wpływ prac Wincentego Lutosławskiego547, a zwłaszcza
jego książki Ludzkość odrodzona. W adnotacji z 27 czerwca 1941 r. pisał:
Wszystko przetrwać trzeba i przetrwamy, bo ożywia nas nadzieja, że po tej
największej w dziejach świata wojnie, nastąpi w Europie i w innych czę-
ściach naszej maleńkiej kuli ziemskiej nowy ład, sprawiedliwszy, więc lepszy
niż dotychczasowy, co daj Boże548.
Taka aprobata oczyszczającego charakteru wojny wynikała z pesymistycz-
nej oceny natury ludzkiej. Pod datą 24.03.1941 r. napisał bowiem:
Wojna i towarzysząca jej klęska nie naprawiła dotąd ludzi. Ludzie dobrzy
może stali się lepszymi, ale źli pozostali złymi. Kradzieże, oszustwa często się
zdarzają. Objawów miłości bliźniego nie ma dużo u nas, za to nieżyczliwości
wzajemnej nie brak. Za mało jeszcze wojna wstrząsnęła sumieniami ludzi.
Wierzę, że pod wpływem zawieruchy wojennej nastąpi u nas przyspieszenie
odrodzenia moralnego, że staniemy się rzetelni, pracowitsi, pobożnymi549.
Praca miała zaś dla Wrzoska szczególne znaczenie. W sylwestrowej adno-
tacji, swoistym rozliczeniu z mijającym rokiem 1943, pisał:
547 Zob. W. Lutosławski, Ludzkość odrodzona: wizje przyszłości, Warszawa 1910; tenże, Wojna
Wszechświatowa: jej odległe przyczyny i skutki: zarys filozofji historji: wiekowe walki ludów,
Warszawa 1925. Autor tych prac wyrażał pogląd, że droga do wiecznego pokoju prowa-
dzić musi przez uprzednie pokonanie barbarzyństwa, swoiste oczyszczenie ludzkości z ele-
mentów destrukcyjnych.
548 A. Wrzosek, Dzienniki VII (21.III.1941 – 6.V.1945)…, s. 15.
549 Tamże, s. 3.
260 Wiek XX
Praca powinna mieć namaszczenie swego posłannictwa, powinna posiadać
wartość wewnętrzną, nosić na sobie wyraźne piętno godności ludzkiej. Praca
wykonywana z głęboką świadomością jej posłannictwa społecznego, choćby
była bardzo zwykłą, więcej bardzo od „bardzo wysokiej”, której motorem jest
tylko ambicja. […] Każdy może, a więc powinien, uczciwie pracować według
swych zdolności. Każda uczciwa praca jest równowartościowa pod względem
moralnym, jest zarazem twórczą w mniejszym lub większym stopniu. […] Każ-
dy człowiek powinien szanować swoją godność ludzką. Wtedy każda jego
praca będzie uczciwą, a zarazem pożyteczną […]. Człowiek mądry życiowo
nie gardzi żadną pracą uczciwą, jeżeli tylko odpowiada ona jego uzdolnie-
niom i jest z niej zadowolony, znajdując nawet przyjemność w należytym jej
spełnianiu. Wielki uczony, znakomity poeta, świetny malarz mają obowiązek
tworzyć dzieła niepospolite. Gdyby zmarnowali swe talenty nic nie robiąc lub
zajmując się pracą dla nich całkiem niewłaściwą, grzeszyliby550.
Dokładnie tak samo postrzegał swoje zadanie życiowe. Jego praca miała więc
cel społeczny, tak postrzegał też swój życiowy obowiązek pracy. Nie musiał
przecież już pracować z racji osiągniętego wieku, a jednak pracy poświęcał
każdą wolną chwilę.
Wojenna epopeja Adama Wrzoska
Z zapisków osobistego Dziennika wiadomo, że Wrzosek przybył do War-
szawy jeszcze w 1939 r. Motywem jego przyjazdu do stolicy był zamiar słu-
żenia swymi kwalifikacjami Wojsku Polskiemu, które zmagało się z hitle-
rowskim najeźdźcą. Z takim zadaniem zresztą oddelegowano go z Wydziału
Lekarskiego wraz z innym profesorem, Witoldem Kapuścińskim. Zamierzali
udać się do Departamentu Sanitarnego Ministerstwa Spraw Wojskowych, aby
zgłosić gotowość członków Wydziału do służby czynnej i otrzymać dla nich
przydziały odpowiednich stanowisk. […] W następnym dniu delegaci odbyli
naradę z szefem sanitarnym – generałem Stanisławem Rouppertem, który
polecił im przyjść na drugi dzień po przydziały do służby wojskowej. Gdy
obaj delegaci zgłosili się do Departamentu Sanitarnego nie było już w War-
szawie inspektora sanitarnego ani jego kancelarii551.
Wrzosek wrócił zatem sam do Poznania, ale zaraz po jego powrocie 10 wrze-
śnia do miasta wkroczyli Niemcy, którzy rozpoczęli planowe aresztowania
550 Tamże, s. 34–36.
551 Z. Maćkowiak, M. Musielak, Adam Wrzosek: Życie i działalność, Poznań 2000, s. 188.
262 Wiek XX
264 Wiek XX
562 B. Kampioni, Anatomia opisowa i interna, [w:] Uniwersytet Ziem Zachodnich i tajne kursy
uniwersyteckie 1939–1945: pokłosie wspomnień…, s. 98.
563 Tamże.
6. Wojna a filozofia 265
564 Z. Grodecka, Tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich (TUZZ) 1940–1945, „Biuletyn Informacyjny
Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – Okręg Wielkopolska” 1999, nr 2(37), s. 17.
565 I. Ćwiertnia-Sitow, Pierwszy rok studiów na Uniwersytecie Ziem Zachodnich, [w:] Encyklopedia
medyków Powstania Warszawskiego, http://lekarzepowstania.pl/tajne-studia-medyczne/
wspomnienia-i-relacje/pierwszy-rok-w-uniwersytecie-ziem-zachodnich-irena-cwiertnia-sitow/
– dostęp 10.12.2016.
566 Z. Grodecka, Tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich (TUZZ) 1940–1945…, s. 19.
266 Wiek XX
studentów medycyny był także Jerzy Krakowiecki, wnuk Adama Wrzoska. – W. Kapuściński,
Wykłady z fizyki, [w:] Uniwersytet Ziem Zachodnich…, s. 101.
571 Z. Maćkowiak, M. Musielak, Adam Wrzosek…, s. 195.
572 Tamże, s. 60–61.
573 A. Wrzosek, Dzienniki VII (21.III.1941 – 6.V.1945)…, s. 25.
268 Wiek XX
niu bądź poważnemu uszczupleniu. Pierwszy raz stało się tak w momencie,
gdy w grudniu 1939 r. zmuszony został do przeprowadzki do Warszawy. Był
w stanie wziąć ze sobą tylko skromną część swego dorobku i zbiorów, w tym
zwłaszcza biblioteki. Drugi raz stało się to podczas Powstania Warszawskiego,
gdy spłonęła jego willa a wraz z nią prawie wszystkie jego wojenne dokonania.
Także jego dzienniki zostały spalone, co prawda później próbował je odtwo-
rzyć, ale zadanie to nigdy nie zostało dokończone, a poza tym wiele szczegóło-
wych informacji zapisywanych bezpośrednio po zdarzeniach było już niemoż-
liwych do odtworzenia. O skali naukowego zaangażowania Wrzoska możemy
dowiedzieć się z jego Dzienników, obejmujących w zasadzie dopiero okres od
1944 r. W dniu 5 marca tego roku zanotował:
Napisałem drugą połowę krótkiego życiorysu Marcinkowskiego, co mi zajęło
4 dni, a w druku wypełniłoby jakie 24 stron formatu przeciętnej książeczki.
Jest to brulion. […] Dalsze dwa dni zajęło mi pisanie życiorysu Chałubińskie-
go. Będzie on znacznie krótszy. Jutro go może dokończę. Marcinkowskiego
życiorys wyszedł trzy razy obszerniejszy niż go zamierzałem napisać. […] Pi-
sząc zwłaszcza o Marcinkowskim, którego uwielbiam, tym trudniej jest mi
się skracać. Doszedł on niemal do świętości w życiu, czyniąc wolę ojca, który
w niebiesiech. Zaliczyć go można do świętych, w znaczeniu nie tyle kościel-
nym, lecz świeckim. Nieposzlakowane i bezmiernie ofiarne życie jego może
służyć wzorem dla każdego lekarza i dla każdego społecznego działacza574.
Tempo pracy Wrzoska nie malało mimo jego zaangażowania w działalność
Wydziału Lekarskiego TUZZ. Zaledwie dwa dni później, 7 marca napisał:
Wczoraj skończyłem życiorys Chałubińskiego, zacząłem pisać życiorys Ję-
drzeja Śniadeckiego. Dzisiaj napisałem tylko dwie następne strony, bo mi
brak niektórych źródeł do niego, które dziś wieczorem może dostanę. Wo-
bec tego zacząłem pisać życiorys Święcickiego575.
Aż trudno uwierzyć, że w warunkach wojny, pozbawiony dostępu do magazy-
nów informacji źródłowych, czyli archiwów i bibliotek, był w stanie realizować
tak poważne projekty naukowe. Co istotne, ten zapisek uwidacznia także kwe-
stię ciągłości polskiego ruchu naukowego, który nawet w mrokach wojny dalej
funkcjonował. Naukowcy ze sobą współpracowali, wymieniali się źródłami i in-
formacjami, czego beneficjentem był w tym momencie akurat sam Wrzosek.
574 Tamże, s. 55.
575 Tamże, s. 60.
270 Wiek XX
Dnia 27 b.m odbyło się posiedzenie Komisji historii nauk ścisłych i medycz-
nych Polskiej Akademii Umiejętności. Miałem komunikat o Józefie Majerze
jako zasłużonym organizatorze polskiej nauki580.
Dopiero stamtąd wraca Wrzosek do Poznania, co opisał w swoim Dzien-
niku bardzo lapidarnie:
W Krakowie wsiedliśmy do wagonu towarowego wieczorem 11 marca,
a dopiero 14-go po południu przyjechaliśmy do Poznania. […] Od przyjazdu
aż do tej chwili krzątam się około zorganizowania na nowo Zakładu historii
medycyny i Zakładu antropologii. Cenniejsze rzeczy Niemcy zabrali. Pozosta-
ło trochę półek, szkielety lednickie – znaczna część księgozbioru rzeczonych
zakładów w podziemiach spalonego kościoła św. Michała i w częściowo
spalonym Zakładzie anatomii prawidłowej. Wszystko wożę do budynku wy-
stawionego nad kotłownią dla moich dwóch zakładów. Niestety II p. zajęła
Katedra botaniki ogólnej przeniesiona do tego budynku przez Niemców581.
Mimo utraty w pożodze wojennej prawie całego warsztatu naukowego,
natychmiast bez reszty pogrąża się w pracy. O skali jego zaangażowania na-
ukowego najlepiej świadczy zapisek datowany na 24 lipca 1945 r.:
Przed przystąpieniem do pisania krytyki poznania w naukach medycznych
przeczytać ponownie Claude Bernard’a, Chałubińskiego, a nadto Zimmer-
manna, Oesterlena, Cabanisa i in. Paracels nielogiczny, narwany, oryginalny.
Sydenham – zrównoważony. Śniadeckiego O niepewności zdań i nauk… Stru-
vego. Historia logiki w Polsce. Poświęcić jeden rozdział Bernardowi i jeden
Chałubińskiemu582.
Warto tu przypomnieć, że to niezrealizowane ostatecznie zamierzenie nauko-
we miało być tak naprawdę rozszerzeniem i uwspółcześnieniem wczesnej
pracy Wrzoska z 1899 r. Sceptycyzm a krytyka w medycynie583.
Dokonał wówczas także swoistej inwentaryzacji poniesionych przez siebie
strat własnego warsztatu naukowego.
Niewiele zresztą zostanie po mnie rękopisów. Pamiętnik, który pisałem od
r. 1901, a któryby w druku zajął kilka pokaźnych tomów, spłonął w czasie
580 A. Wrzosek, Dzienniki VII (21.III.1941 – 6.V.1945)…, s. 141.
581 Tamże, s. 144.
582 A. Wrzosek, Rozmyślania, luźne uwagi (1941, 1942, 1945), Archiwum PAN w Poznaniu,
P-III-70, p. 26, s. 17.
583 A. Wrzosek, Sceptycyzm a krytyka w medycynie, „Krytyka Lekarska” 1899, nr 7, s. 223–226.
272 Wiek XX
w czasie wojny zachowało się tylko w tak okrojonej postaci. Dzięki nim wiemy,
że Wrzosek zajmował się jednak nie tyle bieżącymi sprawami życiowymi, ile
pracą naukową i dydaktyczną. Zastanawiał się także nad kształtem odrodzo-
nego po zakończeniu działań wojennych państwa polskiego. W odrodzonej
Polsce oczekiwał konkretnych zmian, które przedstawił w adnotacji z 1 stycz-
nia 1944 r.:
Rozwiązania dwóch ważnych zagadnień oczekuje najbliższa przyszłość po-
wojenna: bezrobocia i rzetelnej płacy za pracę. Na wysokość płacy powinna
wpływać nie tylko jej ilość i jakość, lecz i wartość jej moralna. Każdy powi-
nien mieć zabezpieczoną pracę tak wynagradzaną, aby mu wystarczało na
utrzymanie rodziny i siebie, na robienie wkładów w mieszkanie i na odkła-
danie grosza, aby z czasem np. maximum po 10 latach uczciwej pracy mógł
mieć mieszkanie na własność w kooperatywie mieszkaniowej, składającej się
z bloków kamienic lub domków z ogródkiem, przeznaczonych dla pojedyn-
czych rodzin. Każdy rzetelny pracownik powinien tyle zarabiać, aby mógł
zaspakajać nie tylko swoje potrzeby fizyczne, lecz również kulturalne586.
Gdy pisał te słowa, był już człowiekiem wiekowym, ale śmierci się nie bał.
I to nie tylko dlatego, że wojna strywializowała majestat śmierci.
Jaką jest rzeczą niedorzeczną bać się śmierci a jednocześnie nic nie robić,
aby sobie na dobrą śmierć zasłużyć. Tak jak może być dobre lub złe życie,
tak samo może być śmierć dobra i zła587.
O tym, że śmierć może być złą decyduje bowiem ludzka praca i posta-
wa moralna. „Moralność stanowi największą zaletę człowieka; ona to nadaje
istotną wartość jego pracy. […] Praca powinna być szczęściem, a nie przekleń-
stwem dla człowieka”588. Sam swoim życiem i działalnością naukową, pro-
wadzoną z taką konsekwencją nawet w mrokach okupacji, dowiódł trafności
przesłania tej maksymy. Zarówno I, jak i II wojna światowa nie przeszkodziły
mu nie tylko w prowadzeniu pracy naukowej, bowiem dla dobra narodu i od-
radzającego się ze zniszczeń wojennych państwa wykształcił całe pokolenia
lekarzy, bez których powrót społeczeństwa do normalnego funkcjonowania
byłby przecież niemożliwy.
276 Wiek XX
Autor Logiki religii był przekonany, że także jego obowiązkiem moralnym
jako filozofa jest walka z zabobonami. Nakłaniał go do tego głos własnego su-
mienia, gdy dokonywał rozrachunku z własnym życiem, bo sam kiedyś uległ
wielu z tych zabobonów595. Zadanie filozofów ujął zatem metaforycznie, jako
wyprowadzanie ludzi z ciemności na światło. W zestawieniu zabobonów, któ-
re filozofowie mieli obowiązek zwalczać nawet za cenę grożących im sankcji
były takie poglądy, jak „marksizm”, „proletariat”, „klasa”, „rewolucja”, „rów-
ność”, „socjalizm”, „walka klas”, ale również takie jak „wiara”, „dusza”, „al-
truizm”, „nieśmiertelność”.
Józef Maria Bocheński nigdy nie zaakceptował nowego układu polityczne-
go ukształtowanego w Polsce po zakończeniu II wojny światowej, gdyż uważał
go za narzucony. Dlatego też pozostał zagranicą i włączył się czynnie do walki
z narzuconym systemem politycznym. Jego działalność w tym względzie była
specyficzna, bo walczył piórem, piętnując nieludzki charakter tego systemu
oraz wskazywał na degradację moralną ludzi w nim uczestniczących. Rolą
filozofii jest więc uważna obserwacja bieżącej sytuacji i poprzez wskazywanie
wynaturzeń takie inspirowanie społeczeństw, aby władza z obcego nadania
nie pozbawiła Polaków nagromadzonego w historii dorobku duchowego. To
właśnie w zachowaniu dorobku pokoleniowego upatrywał realnej szansy na
to, że gdy tylko pojawi się taka możliwość, nastąpi zmiana istniejącego stanu
rzeczy. Filozofów uchylających się od tego zadania po prostu nie szanował.
Historia ostatecznie przyznała mu rację, system został obalony bez rewolucji,
a w jego miejsce za aprobatą ogromnej większości społeczeństwa wprowadzo-
no rozwiązania wypróbowane przez społeczności demokratycznych państw.
Interesującym jest zatem również wskazanie narzędzi, jakie filozofia do tego
zadania mogła wykorzystać.
Etyka i sumienie
Bocheński pojmował etykę w duchu Arystotelesa, jako dział filozofii prak-
tycznej. Nie ukrywał tego, otwarcie twierdząc: „jestem i bodaj zawsze byłem
arystotelikiem”596. Twierdził zatem, że etyka, to „zespół zasad postępowania
uznawanych przez nas w kierowaniu naszym życiem”597. Co istotne, zasady
te nie muszą być naszego autorstwa, ale kierowanie się nimi zależy wyłącznie
595 Tamże, s. 7.
596 J. Bocheński, Wszystko podlega prawom logiki poza którą jest już tylko nonsens, „Znak”
1982, nr (328), s. 83.
597 J. Bocheński, Etyka, Kraków 1995, s. 9.
od danego człowieka. Jest to ważna konstatacja, gdyż etyczny może być tylko
ktoś świadomy i kierujący się określonymi racjami, a zatem dokonujący świa-
domych i racjonalnych wyborów. Nie muszą one zawsze być koniecznie dobre,
gdyż są niekiedy determinowane okolicznościami zewnętrznymi, a zwłasz-
cza kulturą, w której się funkcjonuje, a także posiadanymi predyspozycjami.
Twierdził więc: „Naprawdę jest tak, że człowiek napotyka wszędzie na prze-
szkody, opory, granice, których przekroczyć nie może”598. Te bariery nie są jed-
nakże wspólne wszystkim bez wyjątku, stąd jego etyka jest indywidualistycz-
na. Człowiek ponosi więc pełną odpowiedzialność za siebie i za to co czyni.
Zauważał także, że we współczesnych warunkach uwidacznia się tendencja,
w której ludzie po prostu coraz częściej nie chcą ponosić tej odpowiedzial-
ności i przyjmują postawę nazwaną przez niego „bierniactwem”. Taka posta-
wa jest rozpowszechniona w społeczeństwie, które w jakiś sposób narzuca ją
jednostkom. Człowiek współczesny jest poddany jakby tyranii społeczeństwa,
która wyzwala w jednostkach poczucie bezsiły i bierności. Jednostki przez to
mają wrażenie, że wszystko zależy od społeczeństwa, a nie od nich samych.
Bocheński nie potępiał jednak całkiem owego bierniactwa, gdyż ostatecznie
jest ono świadomym wyborem danej osoby, która nie może czy też nie chce
osiągnąć tego, co w życiu możliwe. Rezygnuje więc z możliwości pomnażania
swego osobistego szczęścia, a tym samym pogrąża się w nieszczęściu. Jak za-
uważył: „bierniak to człowiek niejako umarły, zachowuje się jak martwy liść
miotany wichurą, nie jak pilot co umie i chce swoim lotem kierować”599. Osta-
tecznie zatem żyć etycznie to nie poddawać się bierniactwu, a chcieć czegoś
w życiu i ku temu się kierować: „etyka mówi właśnie ku czemu i jak kierować
życiem. Przyjęcie jakiejś etyki jest rozsądne i celowe”600. Ktoś, kto kieruje się
rozumem, przyjmuje zatem jakąś etykę i stara się postępować wedle jej zasad.
Oznacza to zarazem, że nie kieruje się racjami, których nie pojmuje i których
nie aprobuje.
Indywidualizm etyczny Bocheńskiego nie zakłada jednakże samowiedzy
etycznej. Człowiek powinien mieć świadomość racji, jakimi kierują się inni,
ale nie wolno mu ich bezkrytycznie przyjmować. Jeśli tak uczyni, staje się
po prostu owym bierniakiem. Nie akceptował zatem stanowiska o wyłącznie
społecznych źródłach etyki, gdyż wówczas człowiek byłby tylko bezwolnym
wykonawcą. Bycie etycznym wymaga zatem korzystania ze swego rozumu
598 Tamże.
599 Tamże, s. 10.
600 Tamże.
278 Wiek XX
przy podejmowaniu wszelkich decyzji. To, czym się kierujemy w życiu (jaką
etykę akceptujemy) jest sprawą osobistej decyzji każdego człowieka. Znaczy
to także, że wybór określonej etyki nie zwalnia nadal od obowiązku myśle-
nia i dokonywania wyborów. Jak najbardziej za to wolno ludziom korzystać
z rad innych osób znaczących (autorytetów) w sytuacjach, w których nie po-
trafią dokonać wyboru lub mają wątpliwości, czy ich wybór jest pożądany.
Bynajmniej nie chodzi o trafność wyboru, bo wówczas byłaby to jakaś for-
ma utylitaryzmu. A zatem racje, którymi ludzie się kierują w swoim życiu
nie mogą mieć charakteru relatywistycznego, a wyłącznie bezwzględny. Autor
Logiki religii odwołuje się tu do Kantowskiego imperatywu kategorycznego,
który przecież ma charakter bezwzględny i który każdy rozumny człowiek jest
w stanie sam sformułować oraz świadomie zaakceptować. Przy takim ujęciu
uwypukla się indywidualistyczny charakter tej etyki: „tylko to, co wykonane
pod naciskiem woli jest dobre”601. Wola jest ludzką dyspozycją wewnętrzną
i nawet w sytuacji moralnie wątpliwej potrafi uchronić człowieka przed po-
pełnieniem błędu (występku), ale pod warunkiem, że sensownie kierujemy
własnym życiem. Jeśli potrafiliśmy określić cel własnego życia, to potrafimy
też wytyczyć drogę prowadzącą do jego osiągnięcia. Podążanie tą drogą wy-
maga jednak istnienia instancji, która czuwa nad tym, abyśmy do tego celu
przynajmniej starali się dążyć. Bocheński nadaje więc etyce specyficzny cha-
rakter – jest ona efektem indywidualnego wyboru, ale choć ten wybór nie jest
obowiązkiem, to raz dokonany nakłada na nas określone obowiązki, których
uzasadnienie nie ma wymiaru zewnętrznego. Chodzi tu o to, że racje innych
oraz ewentualne ich zachęty byłyby w tym przypadku wyborem cudzym, a nie
własnym. Etyka zaś jest zawsze indywidualistyczna „nakazuje bezwarunko-
wo, bez żadnego uzasadnienia ani celu”602. Stąd też wynika, że niestety: „Ety-
ka to duchowe chomąto nałożone na człowieka, to przymus wykonywania
rzeczy nieprzyjemnych”603. Człowiek moralny zawsze więc dąży do tego, co
jest możliwe i co w jego mniemaniu przyniesie mu największe zadowolenie.
Indywidualizm etyczny Bocheńskiego stanowi zatem jakąś formę racjonalne-
go egoizmu. Mamy świadomość tego, co jest możliwe, ale mamy zarazem też
wiedzę o tym, jakim ograniczeniom podlega dostępność przedmiotu naszego
pożądania. Świadczy o tym teza autora Logiki religii głosząca, że „O słuszno-
ści lub niesłuszności zasad można rozstrzygnąć tylko ze stanowiska jakiegoś
601 Tamże, s. 12.
602 Tamże.
603 Tamże, s. 14.
280 Wiek XX
282 Wiek XX
615 J.M. Bocheński, O moralności, etyce i mądrości, „Kultura” 1991, nr 7–8 (526–527), s. 132.
616 Tamże.
617 Tamże, s. 134.
618 Tamże.
619 Tamże, s. 135.
kazy wynikłe z zasady ogólnej nie są także nakazami moralnymi, gdyż mają
charakter względny, co znaczy, że obowiązują tylko pod pewnymi względami
i tylko w określonych sytuacjach. W języku logiki mają one postać: „czyń
q jeśli chcesz p”. Ich celowość sprawia, że Bocheński stwierdził ostatecznie
„Mądrość jest technologią dobrego życia”620.
W całym zaś systemie etyki:
Mądrość i moralność nie zawsze żyją w zgodzie. […] Jako skrajny wypadek
takiej sprzeczności między mądrością a moralnością wymienia się męczeń-
stwo. Męczennik woli raczej umrzeć niż sprzeniewierzyć się sprawie, którą
uważa za słuszną – przedkłada więc pozornie zasadę moralności ponad na-
kaz mądrości621.
Filozof ten zauważa jednak, że może to być wybór mądrościowy, bo chcąc
zachować za wszelką cenę życie mógłby popełnić zdradę, ale nie czyni tak
właśnie z tego powodu, że życie ze świadomością zdrady może wydawać mu
się nie do zniesienia. Dlatego życie człowieka jest w pewnym sensie sztuką
mądrych kompromisów dokonywanych pomiędzy moralnością a mądrością.
W tym też dostrzega przyczynę istnienia podwójnej moralności – jednej au-
tentycznej, a drugiej opartej na mądrości.
Sumienie w praktyce
Bocheński sprawom sumienia nie poświęcił żadnego osobnego tekstu, co
nie znaczy, że nie uznawał jego siły i znaczenia. W jego przekonaniu każ-
dy człowiek przyjmuje własną etykę, której wskazaniami stara się kierować
w swoim życiu. Problemem jest na przykład sytuacja, w której wskazania
marksizmu-leninizmu stają się zestawem zaleceń ślepo realizowanych przez
jednostki. Dla Bocheńskiego marksiści reprezentowali zatem postawę, którą
dosadnie nazwał bierniactwem. Marksizm zaś przyznał sobie wyłączny status
naukowości, co wskazywać miało na jego racjonalność i bezpośredni związek
z rzeczywistością. Tymczasem autor Logiki religii nie miał żadnych złudzeń,
w jego przekonaniu marksizm-leninizm nie jest „żadną nauką, jest wojującą
wiarą”, a jako „utopijne uszczęśliwianie ludzkości jest skazany na ostateczne
niepowodzenie”622. Jego wykłady sowietologiczne były więc nakierowane nie
na walkę z marksistami, ale na uświadomienie im, że stając się bierniakami
620 Tamże, s. 136.
621 Tamże, s. 137.
622 J.M. Bocheński, Marksizm-leninizm nauka czy wiara, Lublin–Śląsk–Warszawa 1988, s. 95.
284 Wiek XX
wyrzekli się własnej wolności i skazali się sami na udawane i pozorowane ży-
cie. W takiej sytuacji ich wiara lec musi w gruzach, bo marksizm „jest zagro-
żony degradacją do roli zbioru rytualnych formułek, których nikt nie będzie
brał na serio, poza ich funkcją polityczną”623. W jego wykładach próżno za-
tem szukać ataków na tego czy innego marksistę, jest tylko chłodny analitycz-
ny dyskurs oceniający. Jest to zgodne z założeniem, które przyjął: „Jako na-
ukowiec, badacz, nie mam prawa głosić jakichkolwiek wartości. Stwierdzam
tylko fakty i związki między nimi”624. Takie stanowisko prezentował zresztą
i przy innych okazjach:
„filozofia” jest terminem dwuznacznym; oznacza z jednej strony analizę na-
ukową wolną od wszelkiego wartościowania, z drugiej zaś „filozofia” w po-
tocznym znaczeniu to zespół rad dawanych przez mędrca innym, rzekomo
mniej mądrym. Nie przeczę, że bodaj większość filozofów spełniała obie te
funkcje. Jeśli zaś chodzi o mnie, uważałem się zawsze wyłącznie za naukow-
ca i broniłem się, jak mogłem, przed kazaniami na katedrze. Tak więc nie
dawałem rad rzekomo mniej mądrym ode mnie625.
Wprowadzony przez Bocheńskiego termin „dyskurs totalny”, który stano-
wi sumę dyskursu religijnego z dyskursem świeckim, pozwala każdej osobie
uczestniczyć niejako na dwóch poziomach życia społecznego. Pierwszy z nich
jest wspólną płaszczyzną społecznego porozumiewania się, niezależną od
przekonań indywidualnych, a zatem istnieje możliwość zrozumienia się osób
reprezentujących odmienne religie i kultury. Drugi poziom stanowi dyskurs
pewnego wtajemniczenia, gdyż wiąże ze sobą osoby tylko akceptujące „credo”
stanowiące istotę dowolnej wypowiedzi religijnej. Osoby dobrowolnie akcep-
tujące „credo” stanowią więc nie tyle odrębną kategorię kulturową, ile pewną
przestrzeń komunikacyjną, w której wypowiedziom o charakterze religijnym
przyznaje się podobny status logiczny.
W kontekście rozważań o. Bocheńskiego o uniwersalizmie kultury kato-
lickiej rysuje się pierwsza powinność każdego Polaka, którą jest niedopusz-
czenie do tego, aby ojczyzna została wyrwana z szerszego kontekstu kulturo-
wego, jaki zapewnia katolicyzm:
Wyrwanie ojczyzny własnej z większej wspólnoty jest niewykonalne, gdyż
traci ona przez to własny sens i oblicze. […] kultura, np. polska stanowi
623 Tamże.
624 Tamże, s. 93.
625 J. Bocheński, Wszystko podlega prawom logiki poza którą jest już tylko nonsens…, s. 88.
626 J.M. Bocheński, O patriotyzmie, [w:] tenże, Patriotyzm. Męstwo. Prawość żołnierska, Komorów
1999, s. 14.
627 Tamże.
628 Tamże, s. 18.
286 Wiek XX
jest pluralizm, ale marksiści nie potrafią sobie nawet go wyobrazić. W jednym
z wywiadów zamieszczonych w „Kulturze” paryskiej zauważył: „Nie wiedzą,
jak się robi pluralizm, jak się robi kompromisy. Nigdy o tym nie słyszeli”629.
Jednak już wówczas, w przededniu czerwca 1989 r., był optymistą i trafnie
przewidywał nastanie epoki pluralizmu, który zrodzi się ze zmarginalizowa-
nych nurtów wolnej dyskusji, jakie w Polsce przetrwały pomimo istnienia
wszechwładnej cenzury. Choć ideologia rozpadła się, to jednak marksizm stał
się podstawą określonego światopoglądu, który wykorzystując monopol infor-
macyjny trwa w świadomości ludzi. W Polsce 1989 r. „Istnieją różne poglądy
na świat. One i teraz istnieją. Jeśli raz Polska dostanie wolność, to będą one
formułowane i głoszone. Przeważać będzie zapewne jakiś rodzaj światopo-
glądu chrześcijańskiego”630. Proroczo przewidywał już wówczas, że ten świa-
topogląd niekoniecznie będzie podstawą wyłącznie pozytywnych przemian,
bo pod wpływem marksizmu oraz historycznych tendencji zapoczątkowanych
jeszcze w dobie Reformacji stał się jakby kaleki:
To jest chrześcijaństwo często bezmyślne, jakby bez kośćca, sentymentalne,
nie przejawiające się w praktyce. Ludzie nie żyją po chrześcijańsku, chociaż
chodzą do kościoła…631
Takie „zredukowane” chrześcijaństwo nie ma dość siły, aby automatycznie
zająć miejsce marksizmu. Dlatego nie dostrzegał wówczas możliwości, aby-
śmy sami wybili się na niepodległość: „Los Polski zależy od tego, co się dzieje
w Rosji”632. Wygrać zaś Polskę można jeśli wygra się z nomenklaturą, do któ-
rej należą wyłącznie ci, którzy mają realną władzę. Reszta liczonej wówczas
na prawie trzy miliony członków partii to „obibocy”, którzy marksizmu nie
będą bronić, a więc nie będą wrogami przemian. Prawdziwa walka toczy się
bowiem pomiędzy elitami, a nie masami. Odmiennie niż marksiści nie uważał
zatem mas za podmiot przemian historycznych.
Masa zawsze robi to, co jej „góra” powie. Liczy się walka pomiędzy elitami
o to, kto będzie „u góry”. Masa pójdzie za tymi, którzy wygrają633.
629 „Priwislenije”. Rozmowa z ojcem Józefem Marią Bocheńskim, „Kultura” 1989, nr 9 (504),
s. 102.
630 Tamże, s 103.
631 Tamże.
632 Tamże, s. 105.
633 Tamże, s. 107.
7. Pomiędzy filozofią a ideologią 287
Ważna tu jest konstatacja, że walka nie musi oznaczać rewolucji, bo dla jej
rozpoczęcia muszą być spełnione wszystkie warunki wojny sprawiedliwej,
inaczej bowiem doprowadzi do zmiany jednej nomenklatury na inną. W Pol-
sce takie warunki nie były jeszcze spełnione:
Warunki wojny sprawiedliwej, a zatem i sprawiedliwego powstania są nastę-
pujące: słuszna sprawa – to jest w Polsce niewątpliwe – przepędzić to wasze
kierownictwo; prawowita władza – nie może byle kto decydować o powsta-
niu – tu jest wielka trudność dla Polski i wreszcie – szanse zwycięstwa – bez
nich wojna jest niesprawiedliwa634.
Ponieważ uważał, że tylko w państwach bogatych o wysokiej kulturze jest
możliwa pokojowa zmiana władzy, nie dostrzegał wówczas takiej możliwości
w Polsce. W takich totalitarnych państwach zmiana władzy odbywa się za-
wsze siłą. Dostrzegał też istnienie w Polsce ludzi zyskujących na znaczeniu
politycznym, jak Wałęsa czy Józef Glemp, ale wówczas nie przewidywał, aby
oni mogli stać się ośrodkiem decyzyjnym porywającym masy. To zadanie miał
spełnić ktoś inny. Dla podjętych rozważań nie jest istotne na ile Józef Bo-
cheński miał rację, ale to, że dostrzegał możliwość dokonania zmian na innej
drodze niż siłowa. Obowiązkiem elit intelektualnych było więc zachowanie
takiej możliwości, a nakazuje to elitom duchowym, które w przyszłości miały
przejąć kontrolę nad narodem, właśnie przyjęta na drodze indywidualnego
wyboru etyka. Bocheński nie był zaskoczony więc tym, że ówcześni opozycjo-
niści w imię wyznawanych ideałów ryzykowali długoletni pobyt w więzieniu
czy utratę pracy. Zgodnie z tym, co uznawał, nic co ważne nie przychodzi bez
wyrzeczeń.
Człowiek jest maleńkim i bezsilnym fragmentem wszechświata, istniejącym
tylko w ciągu ułamka kosmicznej sekundy, ale ten ułamek to wszystko, czym
rozporządzamy. Jak postępować, by go nie zmarnować – o tym uczą przy-
kazania mądrości635.
Z marności własnego istnienia staramy się uciec, opierając swe życie na czymś
od nas trwalszym.
634 Tamże.
635 J. Bocheński, Podręcznik mądrości tego świata…, s. 225.
288 Wiek XX
własną kulturę. Taką kulturę współtworzą nie wartości materialne, choć i one
nie są bez znaczenia, ale zbiór wspólnie podzielanych przekonań duchowych
ukonstytuowanych w oparciu o wartości istniejące wyłącznie w wymiarze du-
chowym.
O co toczyć się powinna walka?
Walka nie jest wynalazkiem współczesności, może też być prowadzona na
różne sposoby. Według Bocheńskiego jej prowadzenie jest czymś naturalnym,
gdy chodzi o fizyczne istnienie bądź poglądy. Problemem są głównie stosowa-
ne środki, a nie sama walka. W walce bowiem można użyć zarówno bomby
atomowej, jak i zapisanej kartki papieru. Istnieją jednakże sytuacje, w których
uchylanie się od walki jest nie tylko tchórzostwem, ale także sprzeniewierze-
niem się sumieniu, wyrzeczeniem własnego człowieczeństwa. Wojna i walka
jest sprawiedliwa (a więc jest moralnym obowiązkiem każdego) wówczas, gdy
przemawia za tym słuszność sprawy, instancja ją prowadząca ma kompeten-
cje do jej ogłoszenia oraz gdy istnieją szanse powodzenia. Nie ma obowiązku
toczenia walki, gdy nie ma szans na zwycięstwo. Można nawet zauważyć, że
Bocheńskiego nie tyle przerażała sama walka, ale to, że przez swą bezczyn-
ność Zachód pozbawia sam siebie szans na zwycięstwo. Dlatego tak waż-
ny jest obowiązek zwalczania szkodliwych zabobonów, bo przegra nie tylko
Zachód, ale i prawda. Filozofowie nie mogą się od tej walki uchylać, bo po
przeciwnej stronie walka jest prowadzona nieustannie: „Partia komunistycz-
na jest […] partią w akcji. Walka z nią może i musi przyjmować także inne
formy – w gruncie rzeczy jest to jednak spór o idee”637. Nie trzeba wywoływać
wojny, aby wygrać tę walkę. To walka o dusze, a rezygnacja z niej jest nieomal
równoznaczna z przyjęciem roli niewolnika. Pacyfizm panujący na Zachodzie
obwiniał o wywołanie II wojny światowej i innych konfliktów zbrojnych:
Według mnie, pacyfiści są odpowiedzialni za wojnę. Rozbrajają oni pokojo-
wo nastawione kraje i narody, w krajach wojujących zaś – nie mogą pacy-
fizmu krzewić638.
Motywuje swoją opinię tym, że narody pokojowe zawsze w końcu prze-
grywają. Przed takim pacyfizmem ostrzegał, bo filozofowie powinni go zwal-
637 J.M. Bocheński, Lewica–religia–sowietologia, Warszawa 1996, s. 272.
638 J. M. Bocheński, Kultura racjonalnej argumentacji. Profesor Józef Maria Bocheński kończy
dziewięćdziesiąt lat (Wywiad M. Graczyk z J.M. Bocheńskim), „Filozofia Nauki” 2003,
nr 3–4, s. 164.
290 Wiek XX
czać, tymczasem zaś od tego obowiązku się uchylają, aprobując zabobon pa-
cyfizmu.
Przypisujemy innym nasz sposób myślenia, nasz własny brak idei, ponieważ
zaś wielu spośród nas nie wierzy już w nic, nie może sobie wyobrazić,
że jakiś Chruszczow, Mikojan czy Gomułka w coś wierzy; mają być tacy
sami, jak my639.
Walka rozstrzygnie się zatem nie na polu militarnym czy ekonomicz-
nym, ale w sferze duchowej, w której w ogóle nie jest prowadzona. Jego apel
o walkę z zabobonem pacyfizmu był zatem kierowany do elit intelektualnych
(a więc filozofów zwłaszcza) oraz politycznych, aby nie zajmowali się działa-
niami, które nie dają nadziei zwycięstwa. Ze swego punktu widzenia uważał,
że nauka musi być w tę walkę zaangażowana:
Nauka jednak wypowiada się na temat jednoznacznie. Partia komunistycz-
na jest dziś tym samym, czym była zawsze: filozofią w akcji. Oczywiście sto-
suje także środki wojskowe, ekonomiczne, polityczne, psychologiczne i inne
– nie duchowe. Są to jednak środki w służbie idei. Mamy do czynienia
przede wszystkim z walką w dziedzinie duchowej. Najwyższy czas zrozumieć,
że dopóki komunizm zwalcza się tylko peryferyjnie, środkami fizycznymi,
agitacją itp. i nie jest się w stanie wkroczyć w sferę duchową, ma on nad
wolnym światem przewagę640.
Zwycięstwo w tej walce nie powinno być sprawą trudną, ale jej warunkiem
jest to, aby intelektualiści, a zwłaszcza filozofowie nie uchylali się od niej.
Swoje nadzieje Bocheński wiązał z przekonaniem, że „człowiek, który rze-
czywiście zna komunizm, staje się antykomunistą. Wydaje mu się on czymś
wstrętnym, w najwyższym stopniu odpychającym”641. To, że zdarzają się wy-
jątki nie zmienia faktu powszechności takiego przekonania. Jeszcze w latach
pięćdziesiątych Bocheński sformułował podstawy teoretyczne walki o ducha,
którą nauka wolnego świata musi prowadzić. Ponieważ sfera duchowa rządzi
się prawami, które wymagają przyjęcia jakiegoś wspólnego stanowiska łączą-
cego cały obóz prowadzący walkę przeciwko ideologii komunistycznej, Za-
chód powinien wypracować własne stanowisko jednoczące go w tej walce.
292 Wiek XX
Można jeszcze powiedzieć więcej: to właśnie walka duchowa może zniszczyć
korzenie wojny fizycznej. Każde zwycięstwo w tej walce, każde nawrócenie
ludzi po tamtej stronie na ideały wolnego świata – gdyż to jest właśnie sens
tej wojny – zmniejsza szanse krwawej wojny. Pełne zwycięstwo w wojnie du-
chowej całkowicie likwiduje niebezpieczeństwo fizycznej. Także z tego po-
wodu walka ta jest najważniejszym problemem i najważniejszym zadaniem
nadchodzących lat645.
Przytaczając słowa św. Jana z Damaszku: „Godnym pochwały jest wyba-
czać własne krzywdy. Lecz wybaczać krzywdy innych jest nikczemnością”646,
Bocheński miał na myśli także prowadzoną walkę duchową. Nie traktował za-
tem komunistów jako wrogów, a wręcz przeciwnie uważał ich za tych, którym
nie jest dane podążać za światłem rozumu. W 1987 r. głosił to, co potwierdził
z całą wyrazistością 1989 r.:
marksizm-leninizm traci zwolenników. Jest to przede wszystkim widoczne
w krajach tzw. demokracji ludowej, gdzie ocenia się, że nie ma praktycznie
w ogóle wierzących marksistów-leninistów, a ci co się do niego przyznają,
czynią to niemal bez wyjątku dla kariery647.
Nie znaczy to jednak, że marksizm sam zniknie, musi go wyrugować z życia
wola ludzi. Dlatego czymś moralnie słusznym jest, aby ten zabobon usunąć
z życia. Jego los nie spoczywa zatem w rękach samych marksistów, ale zależy
od tych, „którzy posiadają nieporównywalnie lepszą broń duchową”, bo opar-
tą na racjach rozumu. A racje te wskazują jednoznacznie na to, aby „stale sta-
wiać czoła wyzwaniu marksizmu-leninizmu i nastawić swoje myśli i działania
na nieustanną walkę z nim. Jest to sprawa sumienia”648. Zdaniem Bocheń-
skiego walka duchowa nie zakończyła się wraz z upadkiem muru berlińskie-
go. Ona ciągle trwa, dopóty pozostałości zabobonów zakorzenione w świado-
mości społeczeństwa przez ustrój komunistyczny nie zostaną wykorzenione.
Sprostowanie fałszów, które mimo tego oporu przesiąknęły do duszy pol-
skiej, jest sprawą ważną i pilną – jedną z najważniejszych, jakie stoją obec-
nie przed nami649.
645 Tamże.
646 Tamże, s. 165.
647 J.M. Bocheński, Marksizm-leninizm nauka czy wiara…, s. 95.
648 Tamże, s. 94.
649 J.M. Bocheński, Lewica – religia – sowietologia…, s. 399.
294 Wiek XX
296 Wiek XX
ich upublicznić. Taką sytuację można utożsamiać z postawą, którą inny ksią-
dz-filozof, Józef Maria Bocheński, nazwał „bierniactwem”.
W świetle tych uwag za prawdziwego filozofa niewątpliwie musiałby być
uważany Józef Tischner. W pracach Bocheńskiego próżno jednak szukać od-
wołań do myśli Tischnera, i na odwrót. Choć mieli nieomal identyczne poglą-
dy na sposób uprawiania filozofii, to związani byli z odmiennymi tradycjami
filozoficznymi, które w zasadzie odseparowały od siebie ich dorobek. Bocheń-
ski filozofów dialogu uważał prawie za filozoficznych hochsztaplerów, gdyż
jak twierdził uzależnianie istnienia człowieka od specyficznej relacji z dru-
gim jest zabobonem. Uważał bowiem, że „wielcy ludzie dokonywali nieraz
największych rzeczy – a więc i istnieli najbardziej intensywnie – w samotno-
ści”653. Z drugiej zaś strony Tischner nie uważał, aby filozofowie analityczni
mieli coś istotnego do powiedzenia o tym, co jest dla filozofii najważniejsze –
czyli o samym człowieku. Stąd wydana pod jego redakcją Filozofia współcze-
sna nawet nie wspomina o nurcie filozofii analitycznej654.
Niemniej jednak to Józef Tischner, niezależnie od Józefa Bocheńskiego,
przeprowadził dogłębną krytykę marksizmu, dostrzegając w nim także tre-
ści, które mogą stanowić podstawę dialogu. Nie podzielał więc już w punk-
cie wyjścia dominującego wówczas stanowiska, że z marksistami nie da się
dyskutować. Wielu naukowców z katolickich instytucji naukowych tak jed-
nak uważało. Dla przykładu Mieczysław Krąpiec, wybitna postać tzw. lubel-
skiej szkoły filozoficznej twierdził, że marksizm, przypisując sobie monopol
na naukowość, sam określił siebie „światopoglądem naukowym”, przez co
wszystkie inne stanowiska uważał za nienaukowe. Choćby z tej racji poważna
dyskusja nie jest możliwa, bo z założenia marksiści muszą narzucać swoje
poglądy innym. Z drugiej jednak strony zauważał, że u samych marksistów
istnieje dążenie do takiego dialogu, ale oczekują oni, że inni filozofowie będą
reprezentować równie ideologiczne stanowiska, jak oni sami. Wynika to bo-
wiem z samych podstaw marksizmu, który zakłada, że filozofia jest częścią
swoistej duchowej „nadbudowy” nad istniejącymi stosunkami społeczno-eko-
653 J. Bocheński, Sto zabobonów, Warszawa 1988, s. 29. Ponadto Bocheński uważał, że muszą
zaistnieć warunki do zawiązania dialogu filozoficznego, z których najważniejsze wydaje
się przekonanie, że „filozof będzie dyskutować tylko z kimś, o kim sądzi, że ma coś do po-
wiedzenia o zagadnieniach, które interesują jego samego” (Sens życia i inne eseje, Kraków
1989, s. 129). Zapewne więc nie dostrzegał takiej możliwości w kontaktach z filozofami
dialogu.
654 Zob. Filozofia współczesna, pod red. J. Tischnera, Kraków 1989.
7. Pomiędzy filozofią a ideologią 297
298 Wiek XX
300 Wiek XX
302 Wiek XX
Dialog więc zawsze otwiera nadzieję, zatem Tischner nigdy nie postulował
unicestwienia marksizmu, ale poszukiwał drogi prowadzącej do konstruk-
tywnego i równoważnego dialogu. Warunki, jakie w owym czasie istniały, za-
przeczały zwłaszcza jego równoważności. A jednak taką przestrzeń do dialogu
ostatecznie udało mu się otworzyć. Trafnie ocenił ten stan rzeczy Jan Woleń-
ski, twierdząc:
Prawdziwym ewenementem stał się dialog marksistów z filozofią katolic-
ką, popularny zwłaszcza w latach osiemdziesiątych i rekomendowany także
przez wpływowych myślicieli katolickich, przede wszystkim ks. Józefa Ti-
schnera (1931–2000). Obie strony wskazywały, że zarówno marksizm, jak
i doktryna katolicka (przynajmniej w jednej z jej interpretacji) mogą współ-
tworzyć filozofię pracy674.
Autor Filozofii dramatu, snując swe rozważania wokół miejsca nadziei
w życiu człowieka, zauważał także jej ścisły związek z pracą wykonywaną
przez ludzi. Doceniał także to, że to właśnie marksizm zapoczątkował nadzie-
ję związaną z jej wyzwoleniem. Pisał o tym następująco:
Kształtując teoretyczne i praktyczne zręby nadziei wyzwolenia pracy, nowo
powstały marksizm ożywiał tym samym i umacniał podobną nadzieję, jaka
spontanicznie rodziła się w każdym uciśnionym człowieku. Miało to różne
następstwa. Jednym z nich było to, że sam marksizm bywał i musiał być oce-
niany poprzez pryzmat tej nadziei, z której wyrósł i którą ożywił. […] Oczeki-
wania ludzi uciśnionych wydobywają na plan pierwszy przede wszystkim to,
co bezpośrednio lub pośrednio wiązało się z pojęciem wyzysku pracy. Trzeba
to mocno podkreślić: marksizm przynosił odpowiedź na oczekiwania nadziei
dlatego, bo zawierał precyzyjną definicję wyzysku pracy, bo ukazywał jego
źródła i wyjaśniał sposoby jego zniesienia675.
304 Wiek XX
306 Wiek XX
308 Wiek XX
310 Wiek XX
szyły jej wartości, aby na powrót stała się etyczną. Przesłanki dialogu wokół
pracy ciągle istnieją, ale ten dialog nie może mieć wymiaru czysto teoretycz-
nego, bo sam proces pracy zawsze wiąże podmiot pracujący z przedmiotem
pracy. W ślad za toczącym się dialogiem muszą iść stosowne przemiany ota-
czającej rzeczywistości. Podstawą tego dialogu powinna być oczywiście praca:
Trzeba o tym pamiętać: polska praca jest. Nie jest tak, żeby ją dziś tworzyć
z niczego. Ona jest. Ona potrzebuje uzdrowienia, ale nie wskrzeszenia z mar-
twych697.
regulującą relacje pomiędzy ludźmi musi być etyka. Marksizm nie mógł stać
się podstawą do nawiązania dialogu, bowiem dla Tischnera był pozbawiony
treści etycznych. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro centralne miejsce przy-
znawał zawsze walce o „coś”. Pisał zatem:
Kluczem do zrozumienia mechanizmów rządzących komunistycznym syste-
mem władzy jest znaczenie słowa „mieć” – „mieć chleb”, „mieć władzę”,
„mieć człowieka”, „Ma władzę” ten, kto „ma człowieka”. Ale jak można mieć
człowieka? Można go „mieć”, dysponując środkami, bez których człowiek
nie może żyć705.
Dlatego też uważał, że w socjalizmie zamiast tradycyjnego kapitalizmu
powstał „kapitalizm państwowy”, a stąd wyzysk pracy wcale nie zniknął, tylko
przybrał inną formę. Jednym z przykładów owego wyzysku jest sama koncep-
cja „dyktatury proletariatu”, która przecież pozwala jednym zabierać i dawać
drugim tylko z tego powodu, że obligatoryjnie przyznaje sobie monopol na
sprawiedliwość. Skoro sprawiedliwe jest państwo, bo ma na to monopol, to
człowiek nie może już takim być. Zatem zostaje on niejako odgórnie pozba-
wiony możliwości wykazania się swoją sprawiedliwością, możliwości bycia
dobrym. Dlatego marksiści zarazem zakładać musieli, że każdy człowiek z sa-
mej natury jest zły.
A skoro jako człowiek nie jest w stanie być dobry, to nie powinien chcieć być
wolny. Po co mu wolność, jeśli dobro zostało mu odmówione706.
Tischner zauważał też, że w społeczeństwie komunistycznym nie było go-
towości ani oczekiwania na dialog. Tłumaczył sobie ten fakt następująco:
Komunizm twierdził, że człowiek jest w całości „produktem społecznym”
i jako taki jest „własnością społeczeństwa”. Człowiek może rozporządzać
sobą, ale jedynie w tych ramach, jakie wyznacza mu „komuna”707.
Nie będąc wolnym, człowiek nie chciał też tego stanu zmieniać. Przenosiło się
to także na relacje z państwem, które miało monopol na wszystko, a na doda-
tek nie miało żadnego interesu, aby utracić swą dominującą pozycję. Z uwa-
gi na taki monopol na linii państwo – obywatel występuje tylko monolog,
314 Wiek XX
strona nie mogła czy też nie chciała tego zrozumieć i sytuację, jaka miała miej-
sce w 1980 r. rozpatrywała tylko jako ustępowanie przed większą siłą, a nie
jako pomnażanie wspólnego dobra. Pojawiały się wówczas hasła, które w ów-
czesnych realiach musiały brzmieć wyjątkowo nie na miejscu, jak np. „socja-
lizmu będziemy bronić jak niepodległości ojczyzny”. Nie było więc miejsca na
rzetelny dialog, bo wedle Tischnera: „Dialog rzetelny to taki dialog, w którym
przejawia się dialektyka koncepcji źródłowej, zatem dialog zarazem uznający
rację drugiego, jak poddający krytyce ową rację”712. Kiedy jednak wreszcie do
jakiegoś dialogu doszło, okazało się, że filozof miał rację, bo w Polsce ludzie,
których dzieliło tak wiele doszli we wspólnym interesie do porozumienia. Ale,
co istotne, sami z tego porozumienia wielkich korzyści nie osiągnęli, wygrał
wspólny interes – Polska. A jednak Tischner dostrzegł, że ci, w interesie któ-
rych dialog się toczył, stracili najwięcej, zamiast zyskać. Po czerwcu 1989 r.
ludzie stali się wolni, mogli już decydować za siebie, ale oczekiwany przełom
nie nastąpił. W Etyce solidarności ubolewał, że współcześnie praca znowu tra-
ci swoje znaczenie, bo znowu niesie za sobą cierpienie człowieka.
Najczęściej jest to cierpienie człowieka pracującego, lecz może również
wchodzić w grę ból tego, kto odbiera owoc pracy. Nie zawsze jest to cier-
pienie cielesne, lecz może to być cierpienie duchowe, np. doświadczenie
bezsensu pracy713.
Pozostawał jednak wierny swemu przekonaniu, że marksizm, jako pozba-
wiony przesłania etycznego, nie nadaje się do budowy żadnego normalnego
społeczeństwa, bo ten brak wypacza całą istotę i znaczenie etyki. Pytał więc:
Czy to tylko przypadek, tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, że właśnie
marksizm stał się w naszych czasach filozofią, za pomocą której tak często
dokonywano usprawiedliwienia aktów zwyczajnego okrucieństwa? Czy to
nie ta filozofia umożliwiła, a nawet zainspirowała zastąpienie słów „zbrod-
nia” i „przestępstwo” słowami „błąd” i „wypaczenie”?”714.
Dlatego podstawą przemian musiał być inny system wartości. Ubolewał nad
tym, że chrześcijaństwo nie ma żadnej atrakcyjnej dla ludzi oferty w tym
względzie. Skłaniał się zatem przez pewien czas do liberalizmu, ale szybko
i na nim się zawiódł.
712 J. Tischner, Marksizm a osobowość…, s. 668.
713 J. Tischner, Etyka solidarności…, s. 31.
714 J. Tischner, Polski kształt dialogu…, s. 159.
316 Wiek XX
8. FILOZOFIA NA EMIGRACJI
318 Wiek XX
320 Wiek XX
322 Wiek XX
732 Z. Zawirski, Po Krakowskim Zjeździe Filozoficznym, „Kurier Poznański” 1936, nr 460, s. 13.
733 Tamże.
324 Wiek XX
Between the Two Wars736. Należy sądzić, że tekst ten był przede wszystkim
próbą zaistnienia w angielskim środowisku filozoficznym. Niestety w momen-
cie jego ukazania świat żył innymi problemami niż zajmowanie się naukowy-
mi problemami zaprzyjaźnionego, ale w powojennych układach niewiele zna-
czącego, kraju. Trzeba podkreślić jednak, że później Jordan konsekwentnie
rozwijał myśli zawarte w tym tekście, aż ostatecznie jego pogląd stał się na
tyle znany, że zaważył w znaczący sposób na poglądach większości historyków
polskiej filozofii. Gwoli sprawiedliwości, tezy zawarte w tej pracy odzwier-
ciedlają w znaczącym stopniu wcześniejsze stanowisko Zawirskiego, a nadto
zawierają sugestię rozdzielenia szkoły lwowsko-warszawskiej na dwa nurty,
warszawski (logicystyczny) i lwowski (tradycyjny).
Praca ta nie otworzyła niestety przed Jordanem bram uniwersytetów an-
gielskich, choć później w całości została włączona do wydanej w Oxfordzie
w 1967 r. pracy zbiorowej Polish Logic: 1920–1939. Do tej ostatniej publika-
cji Jordan załączył również szczegółową bibliografię własnego autorstwa737.
Co interesujące, przetłumaczył on na angielski znajdujące się w tej publikacji
teksty – Jana Łukasiewicza On determinism oraz dwa teksty Bolesława So-
bocińskiego Successive Simplifications of the Axiom-System of Leśnievski’s
ontology i An investigation od protothetic. Ponadto zredagował i uwagami opa-
trzył tekst Leona Chwistka Antinomies of formal logic. Wstęp do tej publikacji
zbiorowej napisał Tadeusz Kotarbiński, a zatem Jordan utrzymywał, choćby
ograniczone, kontakty z głównymi przedstawicielami szkoły lwowsko-war-
szawskiej.
Jordan w swoich pracach na temat historii polskiej filozofii kwestionował
zatem zasadność traktowania szkoły lwowsko-warszawskiej jako kolejnego
kierunku neopozytywizmu. Powtarzał przy tym argumenty, które wcześniej
sformułował Zawirski. Stanowisko Zawirskiego oddawało zapewne poglądy
znaczącej części uczniów i współpracowników Twardowskiego, którzy byli
przekonani, że sami uprawiają naukową nowoczesną filozofię oczyszczoną
ze wszystkich zagadnień, o których nic sensownego nie da się powiedzieć.
Znalazło to wyraz choćby w polemikach przedstawicieli tej szkoły z mark-
sistami, która toczyła się na łamach „Myśli Filozoficznej”. Owa polemi-
ka została wywołana celowo przez marksistów, a otwierał ją napastliwy ar-
736 Z.A. Jordan, The Development of Mathematical Logic and of Logical Positivism in Poland
Between the Two Wars, „Polish Science and Learning” 1945, t. 6.
737 Polish Logic: 1920–1939, ed. S. McCall, Oxford 1967. Opracowanie Z. Jordana znajduje się
na stronach 347–397 a bibliografia na stronach 398–406.
326 Wiek XX
741 Z. Jordan, Philosophy and Ideology: The Development of Philosophy and Marxism-Leninism
in Poland Since the Second World War, Dordrecht 1963, s. 11-12. W przytoczonym frag-
mencie użyto tłumaczenia Jana Woleńskiego z jego książki Filozoficzna szkoła lwowsko-war-
szawska, Warszawa 1985, s. 312. Przytoczona tu praca Jordana w wydaniu z 1963 r. ma
612 stron, co przy wyjściowym tekście z 1945 r. liczącym zaledwie 47 stron wskazuje na
to, ile autor musiał poświęcić pracy nad jej ostateczną redakcją.
742 J. Woleński, Filozoficzna szkoła lwowsko-warszawska…, s. 314.
743 Zob. Z. Jordan, Philosophy and Ideology (Chapter 3. Other schools and other philosophers).
744 Z. Jordan, Philosophy and Ideology…, s. 197–199.
328 Wiek XX
tym wspierała go żona – Wanda Jordan-Czapska, która podobnie jak jej mąż
aktywnie uczestniczyła w życiu intelektualnym polskiej emigracji.
O pierwszym okresie pobytu państwa Jordanów po zakończeniu wojny
w Anglii zachowały się fragmentaryczne informacje. Ich droga życia jest za-
pisana w zasadzie publikacjami, które ukazywały się w niszowych wydaw-
nictwach bądź były rozpowszechniane przez polskie ośrodki prowadzące
działalność edukacyjną wśród emigracji powojennej. Droga do angielskich
uniwersytetów była zamknięta nie tylko z powodów formalnych, ale chyba
także dlatego, że Jordan nie chciał przyjąć obywatelstwa brytyjskiego uważa-
jąc, że nie przystoi to polskiemu patriocie. Z tej racji oczywiście nie mógł mieć
paszportu i droga do ewentualnego powrotu czy choćby odwiedzin ojczystego
kraju była przed nim zamknięta745.
Jordan mimo swoich związków z powstałą po wojnie formacją polityczną
emigracji „Polski Ruch Wolnościowy: Niepodległość i Demokracja” (NiD)746
starał się podtrzymywać kontakty naukowe z krajem. Nie znajdował się wów-
czas jeszcze na „czarnej liście” polskich cenzorów. Niemniej jednak związek
z NiD-em spowodował, że Jordan poważnie zajął się publicystyką polityczną
oraz działalnością edukacyjną. NiD stwarzał niemałe możliwości publikowa-
nia, gdyż wydawał kilka czasopism, jak „Trybuna NiD-u w Stanach Zjed-
noczonych”, „Jutro Polska”, „The New Leader” czy „Anglo-Polish Review”.
Na arenie politycznej ugrupowanie zasłynęło zwłaszcza opracowaniem, nieja-
ko w imieniu całej Polski emigracyjnej, memoriału do prezydenta USA Tru-
mana, aby zajął się sprawą Polski na arenie międzynarodowej747. Tego typu
wystąpienia nie przysporzyły NiD-owi zwolenników wśród emigracji, a tym
bardziej w kraju. Jordan pełnił wówczas funkcję członka władz naczelnych
745 S.L. Andrzejewski, Zbigniew Jordan, „Kultura – Instytut Literacki – Paryż” 1980, nr 11, s. 104.
746 NiD powstał w Londynie 17 lutego 1945 r. a pierwszym jego przewodniczącym był Ro-
wmund Piłsudski. Skupiał tych przedstawicieli emigracji, którzy byli przekonani, iż pobyt
na obczyźnie przeciągnie się w czasie, a zatem był nastawiony na konsolidację emigracji.
Jednym z jego członków był Jan Nowak-Jeziorański. Ruch ten blisko współpracował także
z Radiem Wolna Europa. Archiwum NID znajduje się w zespole archiwalnym numer 22
przechowywanym w Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce.
747 Memoriał „Do Pana Prezydenta Stanów Zjednoczonych A.P. W.S. Trumana w Waszyngtonie”
z 25.VI.1946 r. z apelem o zainteresowanie Rady Bezpieczeństwa ONZ i światowej opinii
publicznej sprawą Polski – dokument jest przechowywany w archiwum Instytutu Józefa
Piłsudskiego w Ameryce w zespole akt nr 22 – Polski Ruch Wolnościowy „Niepodległość
i Demokracja” – 1945-1994.
330 Wiek XX
755 Z. Jordan, O „Granicach” nauki, „Kultura – Instytut Literacki – Paryż” 1955, nr 12, s. 134–138.
756 Noty biograficzne autorów…, s. 2.
757 Z. Jordan, Filozofia wyroczni i dekretu, „Kultura – Instytut Literacki – Paryż” 1948, nr 11,
s. 11–33.
758 T. Terlecki, Dobrze myśleć – dobrze postępować…, s. 109.
759 Tamże.
760 Z. Jordan, Trzydziesty piąty podpis pod protestem 34, „Kultura – Instytut Literacki – Paryż”
1964, nr 7–8.
761 Zob. np. Z. Jordan, Odwrót od Października, [w:] Wizja Polski na łamach Kultury 1947–1976,
do druku przygotowała G. Pomian, Lublin 1999, s. 222 oraz 240. Jordan do tego odłamu
nie zaliczał w 1957 r. np. Adama Schaffa, którego uznawał wówczas raczej za przedstawi-
ciela skrzydła konserwatywnego w partii komunistycznej.
332 Wiek XX
767 A. Iwańska, Zbyszek, „Kultura – Instytut Literacki – Paryż” 1980, nr 11, s. 105.
768 Zob. Czarna księga cenzury PRL, oprac. T. Strzyżewski, London 1977.
769 J. Skoczyński, J. Woleński, Historia filozofii polskiej, Kraków 2010, s. 408. Znacznie po-
ważniejszym błędem jest informacja podana w Filozofii polskiej na obczyźnie (pod red.
W. Strzałkowskiego, Londyn 1987, s. 167), że Jordan habilitował się jeszcze przed wojną.
338 Wiek XX
340 Wiek XX
342 Wiek XX
2. kadr profesorskich,
3. naukowym,
4. młodzieżowym782.
Na tym samym spotkaniu zgłoszono wniosek w sprawie usunięcie z Uni-
wersytetu Jagiellońskiego profesorów: Władysława Szafera, Stanisława Pigo-
nia, Władysława Woltrera i Adama Vetulaniego. Pojawił się na tym gremium
również Adam Schaff, który postulował: „koła partyjne muszą się czuć na
uniwersytetach pełnoprawne”783. To nie były jednak tylko postulaty, za tymi
słowami poszły konkretne czyny. W każdym razie już we wrześniu 1948 r.
kierownik Wydziału Oświaty i Propagandy PPR Stefan Żółkiewski przedsta-
wił „Propozycje dotyczące planowego przygotowania marksistowskich ka-
drów naukowych w zakresie nauk humanistycznych”. W pierwszej kolejności
„uwaga winna skupić się na następujących dyscyplinach: historia, historia
literatury, filozofia, ekonomia, prawo i jego teoria”. Cel ten zamierzano osią-
gnąć przez:
a) mianowania profesorami i przesunięcia już działających naszych pra-
cowników wyższych uczelni,
b) mianowania nowych sił,
c) tworzenia odpowiednich ośrodków pracy naukowej kolektywnej,
d) przeniesienia i tworzenia celowej sieci naszych placówek w wyższych
uczelniach784.
Zamierzano w nieodległej perspektywie wprowadzić obowiązujący
w ZSRR system kariery naukowej (prace kandydackie, aspirantura), a także
usunąć „nieodpowiednie” kadry i zastąpić je własnymi. Marksiści polscy jed-
nak jeszcze nie stanowili konkurencji dla uczniów Twardowskiego. Domina-
cja szkoły lwowsko-warszawskiej zwłaszcza w filozofii i psychologii wydawała
się wówczas jeszcze bezdyskusyjna. Jan Kott, współzałożyciel i redaktor lewi-
cowego tygodnika „Kuźnica” w datowanym na 19 października Szkicu memo-
riału w obronie polityki partyjnej na uniwersytetach pisał jeszcze:
we wszystkich dziedzinach nauki, a zwłaszcza w humanistyce, nie wycho-
waliśmy ani jednego partyjniaka z autorytetem naukowym, który może
344 Wiek XX
346 Wiek XX
795 J. Chałasiński, Humanistyka przed Kongresem Nauki Polskiej, „Rejs” – ilustrowany dodatek
„Dziennika Bałtyckiego” 1950, nr 29 (z 16.07.), s. 2.
348 Wiek XX
350 Wiek XX
352 Wiek XX
354 Wiek XX
Ruch Filozoficzny na razie się nie rusza, bo 1. nie ma jeszcze prawie polskiej
produkcji filozoficznej, 2. nie mamy żadnych prawie informacji o ruchach
filozoficznych zagranicą. […] więc nie byłoby materiałów dla Ruchu Filozo-
ficznego812.
Zabiegi Czeżowskiego odniosły pożądany skutek, skoro już dwa lata później
pisał z dumą do Kotarbińskiego: „obecnie intensywnie kończymy druk ob-
szernego zeszytu Ruchu Filozoficznego. Jednocześnie przygotowuję numer
następny”813. Zabiegał także o to, aby recenzje nowych książek filozoficznych
na jego łamach zamieszczali najlepsi znawcy problemu. Inaczej mówiąc, pro-
ponował np. Kotarbińskiemu lub Znamierowskiemu napisanie recenzji kon-
kretnych książek specjalnie dla „Ruchu Filozoficznego”. Co istotne, recenzje
te bywały nawet bardzo obszerne, jak choćby ta książki T. Pawłowa Teoria
odbicia pióra Narcyza Łubnickiego, która liczyła aż 25 stron maszynopisu814.
Mimo tych trudności, także związanych z niedostępnością papieru i środków
finansowych, Ingarden w swoim liście z 3 sierpnia 1949 r. pisał „kwituję od-
biór pierwszego po wojnie numeru „Ruchu Filozoficznego”815. Przy tej okazji
zgłosił także uwagi polemiczne do recenzji jego artykułu O poznawaniu cu-
dzych stanów psychicznych napisanej przez Tadeusza Witwickiego.
Cel stawiany przy reaktywowaniu „Ruchu Filozoficznego” został więc osią-
gnięty, gdyż czasopismo to stało się rzeczywiście centralnym czasopismem fi-
lozoficznym w Polsce. Przede wszystkim jednak odzwierciedlało życie filozo-
ficzne w kraju i służyło wymianie doświadczeń oraz współpracy z zagranicą.
Nie można zapominać, że Czeżowski w tym okresie prowadził korespon-
dencję również ze Zbigniewem Jordanem, który wówczas był współpracow-
nikiem Radia Wolna Europa. Przesyłał mu egzemplarze „Ruchu Filozoficzne-
go”, a ten zamieszczał krótkie informacje na temat jego zawartości w prasie
polonijnej, paryskiej „Kulturze”, jak również w angielskich czasopismach fi-
lozoficznych. Efektem tego było, że np. René Wellek z Uniwersytetu w Yale
dowiedział się, że w „Ruchu” ukazała się recenzja jego książki, a ponieważ
jedynym polskim filozofem, którego znał był Roman Ingarden, za jego pośred-
812 List Tadeusza Czeżowskiego do Romana Ingardena z 17.05.1848, tamże, t. 185/V, k. 17.
813 List T. Czeżowskiego do T. Kotarbińskiego z 16.04.1949 r., Archiwum PB WFiS UW, IFiS PAN
i PTF, Rps U. 598, t. 5, k. 46.
814 List T. Czeżowskiego do T. Kotarbińskiego z 28.02.1950 r., tamże, k. 47.
815 List Romana Ingardena do Tadeusza Czeżowskiego z 3.08.1949 r., Archiwum UMK, t. 185/V,
k. 18. Następny numer kwitowany przez Ingardena jest w liście z 20.03.1959 r., tamże,
k. 24.
356 Wiek XX
358 Wiek XX
cie; ale (jak dowiedziałem się z boku) oba nazwiska są źle widziane (Łubn.
został dość ostro zaatakowany w ostatnim tomie Woprosów Fiłosofii)822.
Na podkreślenie zasługuje też wyjątkowa zdolność Tadeusza Czeżowskie-
go do pokonywania przeszkód stawianych przez cenzurę. Mimo że nie był
ulubieńcem nowych władz, potrafił zachować ciągłość wydawniczą „Ruchu
Filozoficznego” aż do końca wydania całego rocznika XVII. Inne czasopisma
musiały zniknąć z rynku wydawniczego już wcześniej. W 1951 r. w korespon-
dencji toczonej przez Czeżowskiego pojawiły się wątpliwości co do dalszej
przyszłości czasopisma. Dla przykładu Roman Ingarden w liście z 22 stycznia
1951 r. pisał: „Co słuchać z Ruchem Filozoficznym, czy się jeszcze jaki zeszyt
ukaże? Miałem o tym sprzeczne wiadomości. Co do Kwartalnika to PAU do-
stało polecenie wstrzymania »dalszego druku«”823.
Już w kwietniu 1951 r. sprawa przyszłości czasopisma była przesądzona.
Świadomość tego stanu rzeczy miało całe środowisko „twardowszczyków”, bo
Czeżowski dzielił się swoimi doświadczeniami z walki o utrzymanie ciągłości
istnienia czasopisma z jego przedstawicielami. Ci zaś ze swej strony stara-
li się podtrzymywać go na duchu w nadziei, że to ważne ogniwo spajające
środowisko jednak zostanie zachowane. Izydora Dąmbska w swym liście do
Czeżowskiego pisała, chcąc podtrzymać jego nadzieje, że jego praca nie poszła
na marne: „Ruch przedstawia się imponująco. Nie traćmy nadziei, że utrata
samodzielności jest tylko przejściowa. Życzę Ci tego gorąco”824. Dobitnie to
świadczy nie tylko o zainteresowaniu „twardowszczyków” sprawą kontynuacji
druku „Ruchu Filozoficznego”, a także wskazuje na jego charakter integrujący
całe środowisko.
Centralizacja nauki oraz wydawnictw naukowych w Polsce
W pierwszych latach powojennych stosunek marksistów do przedwojen-
nej tradycji naukowej był nacechowany wyraźnym respektem. Próbkę tego re-
spektu spotkamy w polemikach marksistów z przedstawicielami szkoły lwow-
822 List T. Czeżowskiego do T. Kotarbińskiego z 6.07.1950 r., Archiwum PB WFiS UW, IFiS PAN
i PTF, Rps U. 598, t. 5, k. 48. Trzeba jednak podkreślić, że Czeżowski był już wcześniej uprze-
dzony o tym przypadku przez Renatę Mayenową w liście z 26 VI 1950 r. (Archiwum UMK,
t. 189/V).
823 List Romana Ingardena do Tadeusza Czeżowskiego z dn. 22.01.1951 r., Archiwum UMK,
t. 185/V, k. 39.
824 List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Czeżowskiego z 16 .IV 1951 r., Archiwum UMK, t. 182/V,
k. 141.
360 Wiek XX
828 P. Hübner, Nauka polska po II wojnie światowej: idee i instytucje, Warszawa 1987, s. 99-100.
362 Wiek XX
364 Wiek XX
W konsekwencji jako jedna z pierwszych doświadczyła odsunięcia od pracy
dydaktycznej i naukowej w roli docenta na Uniwersytecie Warszawskim. Jej
wykłady z filozofii zawieszono, jak w liście do Kotarbińskiego cytowała sło-
wa ówczesnego dziekana swego wydziału, „ze względu na to, że Ministerstwo
zawiesiło w tym roku wszelkie wykłady filozofii i z tej racji, że Pani nie jest
obowiązana w b.r. do wykładów”833.
To właśnie ona bezbłędnie uchwyciła zamysł przyświecający wydawaniu
„Myśli Filozoficznej” w jednym ze swych listów do Tadeusza Kotarbińskiego:
Przeglądałam w tych dniach zeszyt 1-2 „Myśli Filozoficznej” – boli ten przy-
miotnik w nagłówku. Ta „Myśl” jest taka, jak można było oczekiwać, wie-
dząc że powstała na trupach „Przeglądu Filozoficznego” Weryhy, „Ruchu
Filozoficznego” Twardowskiego, „Studia Philosophica” też Twardowskiego
i „Kwartalnika Filozoficznego” P.A.U. Uderza mnie to, że czy się weźmie do
ręki (mam na myśli obecną produkcję krajową) pismo historyczne, eko-
nomiczne, artystyczne, „filozoficzne” czy inne jakieś jeszcze, zawsze trzeba
czytać (i na dodatek to samo i tak samo) o języku, o walce klas, o imperia-
lizmie i o Watykanie. Po co te zróżnicowania w nagłówkach! I ta dziwaczna
terminologia: „Cokolwiek jest naukowe i prawdziwe – to marksizm; stąd
przez kontrapozycję: „Cokolwiek nie jest marksizmem, nie jest naukowe
i prawdziwe”. Można na drodze syntetycznych definicji nadać dowolny sens
wyrazom. Ale tutaj jest w tej różności definicyjnej arogancja jaskrawa i tani
sposób poniżenia oponenta. Marnujesz, więc nie jesteś marksistą – ergo
jesteś obskurant, wróg prawdy etc. I tani sposób wmawiania, że ktoś jest
marksistą (choćby nieświadomym), jeśli się chce go sobie na szyld do re-
klamy wsadzić. Choćby się ten bronił, że nie jest. I nie jest naprawdę przy
normalnym, analitycznym sensie tego słowa834.
Wcześniej jeszcze spotkała się z krytyką Adama Schaffa swej jeszcze
przedwojennej pracy o konwencjonalizmie. Pisała o tym w innym liście do
Kotarbińskiego:
Niedawno przeczytałam artykuł Schaffa, zwrócony częściowo przeciw mej
rozprawce o konwencjonalizmie i relatywizmie. Nie byłoby trudno odpo-
wiedzieć, bo mi się zarzuty jego nie wydają ani uzasadnione ani słuszne […].
Po namyśle postanowiłam Schaffowi nie odpowiadać. Jemu przecież nie
chodzi o szukanie o szukanie prawdy, tylko o index idearum prohibitorum
833 List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 26.V.1951 r., tamże, k. 25-26.
834 List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 21.I.1952 r., tamże, k. 29–30.
835 List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 20.XII.1951 r., tamże, k. 27–28.
836 List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 21.01.1952 r., tamże, k. 30.
366 Wiek XX
368 Wiek XX
846 List Romana Ingardena do Tadeusza Czeżowskiego z dn. 02.IV.1957 r., Archiwum UMK,
t. 185/V, k. 71
847 List Tadeusza Czeżowskiego do Romana Ingardena z 11.03.1959 r., Archiwum UMK,
t. 185/V, k. 89.
370 Wiek XX
848 W tym miejscu na marginesie listu Elzenberg zamieścił przypis – „… i jak dobrze się zna na
marksizmie”.
849 List Henryka Elzenberga do Tadeusza Czeżowskiego, Archiwum UMK, t. V/183, k. 143.
Elzenbergowi chodziło o sprawozdanie z tego kongresu W. Cerf, The Eleventh International
Congress of Philosophy, „Philosophical Reviev” 1955, vol. 64 (2), s. 280–299. Kongres prze-
biegał w dniach 20–26 sierpnia 1953 r.
850 S. Žižek, If there is a God, then anything is permitted, “ABC Religion and Ethics” – http://
www.abc.net.au/religion/articles/2012/04/17/3478816.htm.
851 J-P. Sartre, Egzystencjalizm jest humanizmem, przeł. J. Krajewski, Warszawa 1998, s. 38.
852 S. Žižek, Lacan, przeł. J. Kutyła, Warszawa 2008, s. 123.
372 Wiek XX
374 Wiek XX
376 Wiek XX
861 S. Brzozowski, Eseje i studia o literaturze, Wrocław 1990, t. I, s. 108 (przypis 14).
862 A. Mencwel, Stanisław Brzozowski: kształtowanie myśli krytycznej, Warszawa 1976, s. 115.
863 S. Brzozowski, Eseje i studia o literaturze…, t. I, s. 77.
być inne. Jako artysta był on zobowiązany nie tylko zaprezentować życie Ro-
sjan, ale starać się zrozumieć dlaczego dali przyzwolenie na tak tragiczny bieg
zdarzeń. Twórcy są więc sumieniem swoich narodów, to brzemię i bezgranicz-
na odpowiedzialność przed wszystkimi żyjącymi. Nie da się od niej uciec ani
scedować na innych, po prostu muszą z nią żyć i tworzyć. Brzozowski swój
pogląd wyraził dobitnie w Legendzie Młodej Polski:
Dostojewski zajmował się nieustannie problemem zbrodni i nieustannie bro-
nił stanowiska odpowiedzialności zbrodniarza. W Biesach podkreśla, że
lekarze nie znaleźli w Stawroginie cech obłędu. Idzie tu bynajmniej nie
o stanowisko tout comprendre, c’est tout pardonner. O coś innego zgoła.
Dostojewski przyjmuje tu moralną odpowiedzialność za całe straszliwe dzie-
je Rosji, przyjmuje rzeczywistą Rosję jako konkretny dziejowy kształt
własnej duszy. To jestem ja i to jest moje – ten cały świat krwi i zbrodni:
z tego my wydobędziemy przyszłość864.
Stanisław Brzozowski odczytywał zatem Dostojewskiego nie jako powie-
ściopisarza, ale raczej jako filozofa i psychologa, który stara się zgłębić porzą-
dek świata i tajniki ludzkiej duszy. Odczytując to przesłanie nie tyle był więc
krytykiem literackim, ile historykiem filozofii, który poszukuje odpowiedzi na
dawno już postawione pytania.
Żądza, jej ukształtowanie, jej racjonalna indywidualność, to jest właśnie
odsłonięcie najgłębszej metafizycznej istoty człowieka, obnażenie jego
twórczości. „Straszna siła jest w pięknie” mówi Dostojewski, i drży na przy-
pomnienie, że ideał niebiański tak bliski jest ideału sodomskiego865.
Nie zgadzając się na wielkie narracje w duchu Heglowskim, odnajduje
u Dostojewskiego proste odpowiedzi na dręczące go pytania. Nie istnieje więc
żaden obiektywny duch świata, bo musiałby być przewidywalny i wytłuma-
czalny, a skoro tak nie jest, to świat musi kierować się jakąś racjonalnością, ale
nie musi ona niczego determinować. Istotą świata nie jest więc niewzruszony
Absolut czy wieczna materia, ale samo życie znajdujące się w nieustannej
dynamice.
Jest to demon świata Dostojewskiego w jego najstarszej postaci. Mówi on:
wszystko jest wszystko jedno; jest tylko ślepe i głuche jak prawo ciążenia dą-
864 S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski, [w:] tenże, Eseje i studia o literaturze…, t. II, s. 991.
865 S. Brzozowski, Głosy wśród nocy, [w:] tenże, Eseje i studia o literaturze…, t. II, s. 1130.
378 Wiek XX
żenie do rozkoszy; indywidualność jest złudzeniem, nie zrasta się, nie spaja
się ona w jedno z trawiącym was i odradzającym ogniem żądzy866.
Ale w żadnym wypadku nie oznacza to, że nie ma żadnych odpowiedzi, bo
cała kultura jest właśnie próbą ich udzielenia. Zatem wedle Brzozowskiego
autor Zbrodni i kary formułuje jakąś koncepcję kultury ludzkiej, w której on
sam mieści się z całą swoją twórczością.
Chce on przekonać siebie, że kultura nie jest złudzeniem, że człowiek w sa-
mej swej żądzy przenika się swym historycznym dziełem, że jego namięt-
ność nie jest żądzą rozkoszy, lecz tworzeniem życia, i to życia coraz wyższego,
i to życia coraz bardziej określonego, coraz wyższego życia867.
Przy okazji tych interpretacji Brzozowski formułuje przesłanie kierowane do
jednostek twórczych, bo choć tworzyć może każdy, to przecież tylko niektórzy
rzeczywiście podnoszą kulturę na coraz wyższy poziom. I do tych właśnie kie-
ruje swe przesłanie:
Człowiek może żyć tylko spalając samego siebie, przekraczając w ogniu na-
miętności samego siebie, tylko miłość do człowieka nieznanego, do stwarza-
nia go, płonąca w ogniu namiętności, tylko ta tragiczna bezinteresowność
wobec namiętności obnaża najgłębszą istotę człowieka – trawiący i kształ-
tujący ogień bezwzględnego stwarzania. Żaden ideał, żaden postęp z jakimś
ostatecznym usprawiedliwiającym rajem nie jest uzasadnieniem człowieka,
wszystko to są więzienia, kłamstwa: prawdą jest tylko życie stwarza-
ne przez szczery stosunek do samego siebie, do własnego swego
twórczego, rwącego się w namiętności ja. Zbrodnia i grzech lepsze są niż
kłamstwo duszy, lepsze, jeżeli zbudzi się z nich życie, trwalsze są, jeżeli choć
zbrodnię swą tragiczniej bezinteresownie zdoła przeżyć człowiek868.
Tym niemniej nikt artysty nie zwolni od konieczności opisywania świata ta-
kim, jakim on jest naprawdę. To nie jest prawdą, że wszyscy postrzegają świat
tak samo, bo dla większości nie jest on żadną zagadką. Jest czymś, co istnieje
w postaci dokładnie takiej, jaką postrzegają. Tym zaś, którzy sięgają głębiej
nie jest dany spokój duszy:
866 Tamże.
867 Tamże.
868 Tamże, s. 1131.
380 Wiek XX
873 Tamże, s. 3.
874 S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski…, s. 1053 (przypis 38).
875 S. Brzozowski, Teodor Dostojewski. Z mroków duszy rosyjskiej…, s. 113.
Nie będzie to dla nikogo odkryciem ani niespodzianką, gdy powiem, że po-
wieści Dostojewskiego są zamaskowanymi dramatami, a on, choć ani jedne-
go dramatu nie napisał – największym może dramaturgicznym geniuszem
stulecia876.
382 Wiek XX
384 Wiek XX
Dlatego Tischner pisał, że dobro chce się „dobrzyć”, a jest to możliwe wyłącz-
nie w prawdzie. Dobro podobnie jak prawda nie jest częściowe, jest albo go
nie ma. W tym sensie Tischner jest platonikiem. „Dla Sokratesa prawda jest
drogą do ocalenia życia, dla Raskolnikowa drogą do ocalenia życia jest kłam-
stwo”886.
Dostojewski zdaniem Tischnera oddał w Zbrodni i karze najgłębszą praw-
dę o życiu człowieka, i zrobił to po mistrzowsku, bo więcej w jego prozie
prawdy o życiu niż w uczonych traktatach etycznych. Dla Tischnera było bo-
wiem czymś oczywistym, że człowiek na tym świecie ma pomnażać dobro,
a jeśli zbłądzi, to na tę drogę ma wrócić o własnych siłach. Raskolnikow jest
wyrazistym przykładem takiego procesu. Dlatego w Filozofii dramatu Tisch-
ner tak wiele miejsca poświęcił Raskolnikowowi, który z głębi swego upadku
wydźwignął się z powrotem do ludzkiego wymiaru. To, że mu pomogła w tym
Sonia nie jest przecież niczym nadzwyczajnym, bo tego właśnie domaga się
wezwanie o pomoc, które milcząco wysyła człowiek znajdujący się w biedzie,
nieszczęściu.
Zbrodnia nie jest także czynem zwyczajnym, ale swą niezwykłość zyskuje
dopiero wówczas, gdy sprawca przyjmie na siebie brzemię winy. Wedle inter-
pretatorów Dostojewskiego mamy wówczas do czynienia ze zjawiskiem od-
rodzenia moralnego. Wina może dopiero wtedy zostać zatarta, gdy sprawca
zbrodni przejdzie procedurę „wewnętrznego przyznania się”. Nie musi wcale
ponieść kary nałożonej z zewnątrz, bo jej wymiar określa wówczas sam. Przy-
kładem takiego „odrodzenia” dla Tischnera był właśnie Raskolnikow.
Nie można nikomu narzucić świadomości mordercy bez jego przyzwolenia.
A przyzwolenie to nie jest możliwe bez wewnętrznego sprawdzenia.
Sprawdzenie to polega na spotkaniu z prawdą. Raskolnikow nie dlatego
uznaje się za mordercę, że mu ktoś inny powiedział, ale dlatego, że napraw-
dę nim jest887.
Nie odbyło się to automatycznie, lecz było skutkiem długotrwałego procesu.
Przecież początkowo Raskolnikow sam siebie oszukiwał, ba, nawet swemu
czynowi przypisywał pewną zasługę wobec świata. Świadomość winy zyskał
w następstwie podjęcia wysiłku życia w prawdzie. Wina jest własna, a nie
cudza, inaczej nie może zostać przeżyta i stać się źródłem odrodzenia mo-
ralnego. Tischner jednak zauważył, że aprobata własnych przewin skutkuje
886 J. Tischner, Filozofia dramatu…, s. 109.
887 J. Tischner, Filozofia dramatu…, s. 121.
386 Wiek XX
388 Wiek XX
896 L. Chwistek, Moja walka o nową formę w sztuce, „Wiadomości Literackie” 1935, nr 51–52,
s. 5.
897 Cyt za: K. Estreicher, Leon Chwistek. Biografia artysty (1884–1944), Kraków 1971, s. 109.
898 Tamże.
390 Wiek XX
392 Wiek XX
394 Wiek XX
Jest tutaj wierny swej koncepcji wielości rzeczywistości, gdyż wyraźnie roz-
granicza rzeczywistość popularną (potoczną) dostępną każdemu przeciętne-
mu człowiekowi od rzeczywistości wyobrażeniowej dostępnej tylko artystom.
Dalej zaś pisze:
O to właśnie chodzi, że artysta, który nie chce poprzestać na tych formach,
które są w obowiązującej rzeczywistości – bo to przecież jest jedynem źró-
dłem prawdziwej sztuki – szuka z konieczności form nowych, a szukanie to
nie może się odbywać w drodze zimnej kalkulacji, ale musi być wynikiem
spontanicznego aktu twórczego. Znalezienie nowej formy nie oznacza oczy-
wiście tego samego, co znalezienie nowego przedmiotu, czego dowodem,
że fotografja najzupełniej fantastycznego przedmiotu pozostanie obrazem
naturalistycznym. Chodzi tu o stworzenie właściwego milieu, polegającego
na wzajemnem ustosunkowaniu różnych kształtów barwnych, które są wła-
ściwemi elementami obrazu. Ale powstanie tego milieu jest równoznaczne
z rzuceniem podstaw pod nową rzeczywistość. Przeprowadzenie tego
celu jest pracą obliczoną na daleką metę i jest w zupełności niezależne od
mody909.
W swym szkicu o malarstwie Czyżewskiego zauważa, że:
Dążenie do uproszczenia praw tworzenia jest jednym najważniejszych
postulatów współczesnej sztuki, ale nie może ono być naśladowaniem
tego co już było bez względu na to, czy chodzi o sztukę swojską czy obcą.
Naśladowanie sztuki ludowej nie przestaje być naśladowaniem dlatego,
że należy się do danego narodu910.
W tym samym szkicu datowanym na marzec 1922 r. ogłasza: „Stowa-
rzyszenie formistów przestało istnieć”. Nie było to jednak do końca prawdą.
Idea formizmu zdążyła zainspirować wielu innych artystów plastyków. Chwi-
stek wspomina o grupie warszawskiej, która co prawda nie współpracowała
organizacyjnie z krakowską, ale przejęła jej idee i sposób traktowania sztu-
ki. Formizm krakowski kontynuowali uczniowie i wychowankowie „starych
mistrzów”, do grona których zaliczał przede wszystkim Mariana Szczyrbułę,
Józefa Jaremę oraz Zygmunta Waliszewskiego. Jednak formizm kształtowa-
ny był nie tylko przez Chwistka. Wśród założycieli Ekspresjonistów Polskich,
czyli późniejszych formistów miał godnego siebie rywala i późniejszego etato-
wego oponenta Stanisława Ignacego Witkiewicza.
909 Tamże.
910 L. Chwistek, Tytus Czyżewski a kryzys formizmu…, s. 3.
396 Wiek XX
Pojęcie formy jest w zasadzie bez porównania prostsze niż pojęcie treści, ale
zdobycie go wymaga o wiele głębszego wżycia się w sztukę. Ażeby usunąć
wszelkie wątpliwości, zwrócę uwagę na następujące elementy formy, które
są stosunkowo najłatwiejsze do zrozumienia:
1. Kompozycja, tj. wzajemne ustosunkowanie elementów dzieła sztuki,
a więc w rzeźbie i w malarstwie; sposób rozmieszczenia użytych kształtów,
stosunek ich wielkości, stopnia skomplikowania, kierunku itp.; w poezji:
sposób rozmieszczenia akcentów i zgłosek (rytm, rym), budowa i sposób
rozmieszczenia zdań itp.
2. Koloryt, tj. jakość i sposób rozmieszczenia barw w malarstwie, rozmiesz-
czenie światła w rzeźbie, jakość użytych dźwięków w poezji.
3. Technika, tj. wymiar i kształt płótna, gatunek farb, sposób ich kładzenia
w malarstwie, wymiar i gatunek materiału i sposób obrobienia w rzeźbie,
tzw. styl w poezji913.
Jest rzeczą niewątpliwą, iż takie rozumienie formy przez Chwistka wywar-
ło znaczny wpływ na estetykę polską. Ciekawe wnioski można wyciągnąć, gdy
porównuje się teorię warstwowej budowy dzieła sztuki Ingardena z koncepcją
formy Chwistka. Podobieństwo jest uderzające, a więc jego poglądy były wni-
kliwie studiowane nawet przez zwolenników koncepcji filozoficznych, w tym
przypadku fenomenologów, które Chwistek zaciekle zwalczał. Jeśli uzupeł-
nimy jego rozważania na temat formy o koncepcję wielości rzeczywistości, to
podobieństwo będzie jeszcze głębsze.
Koncepcja wielości rzeczywistości opracowana przez Leona Chwistka za-
kłada istnienie czterech jej odmian:
• rzeczywistość rzeczy odnoszącą się do naszego otoczenia, którą zwał
też popularną;
• rzeczywistość fizyczną opisywaną przez naukę (fizykę), czyli rzeczywi-
stość ciał fizykalnych:
• rzeczywistość wrażeniową opartą na bezpośrednich danych zmysło-
wych, zwaną przez niego rzeczywistością psychologistów, względnie
rzeczywistością wrażeń;
• rzeczywistość wyobrażeniową, wrażeń reprodukowanych, zwaną
przez siebie także rzeczywistością wizjonerów.
Wszystkie te rzeczywistości dostarczają prawdziwego obrazu świata i nie
ma sposobu, aby definitywnie rozstrzygnąć, że któraś rzeczywistość jest praw-
dziwa mniej lub bardziej od innych. Każda z nich jest opisywana i rozumia-
913 Tamże.
398 Wiek XX
w Krakowie wskazał, jak wielość rzeczywistości może być wykorzystana przez
artystę do stworzenia dzieła, które znajdzie nabywców i odbiorców. Konse-
kwentnie bowiem stał na stanowisku, że artyści tworzą dla ludzi i to ich za-
daniem jest kreowanie takich dzieł sztuki, które spotkają się z zainteresowa-
niem otoczenia. Stwierdził wówczas:
Gdybyśmy teoretycznie zastanawiali się nad tym, co dostępne dla ogółu,
odpowiedź byłaby bardzo trudna. Pytanie to można rozstrzygnąć o wiele
łatwiej przez wczucie się w popularny pogląd na świat, poprzez wżycie się
w to, co kiedyś nazwałem rzeczywistością naturalną. Proces taki jest dla
ludzi twórczych, żyjących w świecie abstrakcji albo marzeń, w wyjątkowych
tylko razach dostępny. Rezultat ten jest taki, że jednostki takie w wyjątko-
wych tylko razach są popularne. Na ogół dobrymi popularyzatorami są ci,
którzy obracają się w popularnej sferze pojęć, tj. ci, którzy żyją w tej samej
rzeczywistości916.
Tak rozumiana wielość rzeczywistości przenosiła się jego zdaniem także na
całe społeczeństwo, rozwarstwiając je pod względem kulturowym:
Przyszedłem do przekonania, że człowiek, poruszający się na wyżynach kul-
tury w naszych czasach, żyje z konieczności w innej rzeczywistości niż przed-
stawiciele kultury średniej. Świat rzeczy i orientowanie się w nim jest już
terenem dokładnie opanowanym. Dalszy rozwój możliwy jest tylko przez
sięgnięcie do rzeczywistości głębszej, do świata wyobrażeń, niesłusznie iden-
tyfikowanego ze światem złudy. Opanowanie tego świata jest rzeczą przy-
szłości, na razie jest to dziedzina nieuchwytna dla przeciętnego człowieka917.
Logiczną konsekwencją tego przekonania jest filozoficzne uzasadnienie po-
słannictwa klasy reprezentującej rzeczywistość wyobrażeniową, czyli kulturę
wyższą, Jak zauważa autor:
Do tego, żebyśmy mogli korzystać z życia w całym tego słowa znaczeniu,
potrzebne jest, żeby pewna grupa ludzi znajdowała się poza życiem. Prócz
zwykłego życia musi być i jest inne życie – życie w świecie marzeń i abstrak-
cji. Prócz zdobywania życia musi być zdobywanie coraz to nowszych terenów
w tym tajemniczym, a tak bardzo nieuchwytnym świecie918.
916 L. Chwistek, Zagadnienia kultury duchowej w Polsce, [w:] tenże, Pisma filozoficzne i logicz-
ne…, t. I, s. 157.
917 Tamże, s. 158.
918 Tamże, s. 163.
400 Wiek XX
402 Wiek XX
Właściwa teoria malarska rozwinąć będzie się mogła dopiero z chwilą, kiedy
powstaną systemy zupełnie jasno sformułowanych zasad i szkoły pracujące
w imię tych systemów. Takim systemem zasad jest nasz strefizm, który nie-
chybnie rozwinie się z czasem w samodzielną szkołę malarską925.
Jego nowa koncepcja zakładała opracowanie schematu obrazu, jako kompo-
zycji barw i kształtów. Sądził, że jest to możliwe w odniesieniu do sztuk pla-
stycznych, niezależnie od epoki czy stylu. Chciał wprowadzić do sztuki, która
na pozór wydaje się dziedziną zupełnego bezładu, jakiś porządek. Było to
jego nigdy nieziszczonym marzeniem. Jednak nie ustawał w poszukiwaniach
i w jednym ze swych szkiców starał się w prosty sposób wyłożyć całą istotę
swej koncepcji:
Zwróćmy uwagę na jakikolwiek kształt, np. kształt kobiety, kształt ten może
przez schematyzacje stać się kształtem elementarnym, takim np. jak koło,
może jednak pojęty być jako kształt złożony. W tym drugim przypadku nasu-
wa się pytanie, jaki jest stosunek kształtu złożonego do kształtów elementar-
nych. Niech tymi elementami będzie elipsa i trapez. Spróbujmy zbudować
kształt kobiety z elips, z trapezów i z trapezów i elips. Okaże się, że z pew-
nym przybliżeniem zadanie to możemy wykonać. Spróbujmy teraz podzielić
obraz na strefę elips i strefę trapezów. W strefie elips kobiety zbudowane
będą z elips, w strefie trapezów z trapezów, na pograniczu – z trapezów
i z elips. Jeśli pojmiemy kształt kobiety jako elementarny, to na odwrót,
będziemy mogli budować trapezy i elipsy z kobiet, jak to się robi w sztu-
kach dekoracyjnych i w balecie. Najprostszy podział streficzny opiera się na
kontraście: linia prosta – linia krzywa, ale oczywiście są tu nieograniczone
możliwości. Jest jasne, że analogicznie postępować możemy z barwami926.
Uważał także, że pomiędzy strefami barw i kształtów nie muszą istnieć wspól-
ne granice. Rozróżniał także warianty strefizmu: łagodny i radykalny, z któ-
rych pierwszy zachowywał łatwo dostrzegalne podobieństwo rzeczy przedsta-
wionych z naturalnymi odpowiednikami.
Jako logik starał się też jasno precyzować zasadnicze terminy używane
w swej teorii. Takiego wyjaśnienia wymagał przede wszystkim sam termin
„strefa”. Chwistek wyjaśnia go następująco:
Przez strefę rozumiem część płótna ograniczoną w ten sposób, że dwa do-
wolne punkty można połączyć nie wychodząc poza nią. Każdy kształt, każda
zasadnicza barwa (biała, czarna i sześć barw tęczy) posiadać może tylko jed-
ną strefę. Nadto istnieją osobne strefy: dla kształtów drobnych, dla kształ-
tów grubych, dla światła (barwy jasne), dla cienia (barwy ciemne), wreszcie
mamy osobną strefę wklęsłą i strefę wypukłą927.
Nie oznacza to jednak, że strefizm był czymś zupełnie nowym w estetyce
Chwistka. Sam wielokrotnie podkreślał, że jest to rozwinięcie formizmu, gdyż
zasadniczym zadaniem każdego artysty jest znalezienie własnej formy, a więc
właściwej sobie kompozycji dzieła oraz związanego z tym „własnego ujęcia
rzeczywistości”. W 1927 r. urządza własną wystawę w krakowskim Salonie
Niezależnych, na której zaprezentował tylko płótna powstałe w zgodzie z teo-
rią strefizmu. Płócien było ponad dwadzieścia, a przedstawiały wyłącznie
portrety. Postać człowieka wypełniająca większość płótna stwarzała bowiem
większe możliwości zastosowania w praktyce jego teorii niż dzieła wieloele-
mentowe.
Sam artysta zdawał sobie sprawę z tego, że strefizm jest teorią niemożliwą
do realizacji w dziele sztuki. Sprzeczność była bowiem natury logicznej, gdyż
kompozycja dzieła zawsze jest wyrazem jakiejś zgody artysty na określony
obraz rzeczywistości, a strefy występujące w dziełach sztuki są zaprzecze-
niem jedności. Obrazy streficzne są z konieczności jakimś ukłonem w stro-
nę realizmu bądź są pełne sprzeczności wewnętrznych. Taką sprzecznością
był niewątpliwie brak głębi w obrazie spowodowany jednowymiarowością po-
szczególnych stref. Zauważyli to nie tylko krytycy, ale i sam Chwistek, który
w swym artykule zamieszczonym w „Przeglądzie Współczesnym” napisał:
Strefy rozbijają obraz na kawałki i jest w ogóle wątpliwe, czy idealną jed-
ność można w tym przypadku osiągnąć. Doświadczenie uczy, że jest to moż-
liwe, dokonuje się jednak kosztem życia obrazu928.
Chodziło tu o to, że każdy obraz rzeczywistości, jakikolwiek by nie był, jest
pewną całością. Rzeczywistość potoczna jest bowiem równie pełna jak rzeczy-
wistość wizjonerów. Nie traci jednak optymizmu i zamierza swe poszukiwania
artystyczne kontynuować. Pisze więc dalej:
404 Wiek XX
Niemniej należy się zapytać, czy jednolitość kompozycji nie jest jednym
z przesądów narzuconych przez klasyczną estetykę. Jestem pewien, że tak
jest rzeczywiście. Złożenie obrazu z luźnych części jest niezmiernie trudne,
jeśli jednak się uda, działa bardzo silnie i naprawdę doprowadzić może do
bardzo silnych wzruszeń artystycznych929.
W latach późniejszych Chwistek, atakowany ze wszystkich stron i osamot-
niony w tej walce, szuka argumentów na obronę strefizmu. Nie przypadkiem
wskazywane przez niego argumenty świadczyły na rzecz nie tylko strefizmu,
ale także na rzecz koncepcji wielości rzeczywistości. Znajduje je tym razem
poza granicami kraju, w pracach Russella, angielskiego fizyka Eddingtona czy
Carnapa930. W kraju nie znajduje jednak zrozumienia. Krytykują go zarów-
no Zbigniew Pronaszko, jak i wieczny oponent Stanisław Ignacy Witkiewicz.
Niezależnie od tych ocen strefizm jest jedną z niewielu w pełni oryginalnych
koncepcji artystycznych, które zrodziły się w sztuce polskiej i zyskały solidne
wsparcie teoretyczne. Sam twórca strefizmu nazywał go trochę na wyrost teo-
rią. Wydaje się, że mógłby stać się nią, gdyby został ściślej powiązany z kon-
cepcją wielości rzeczywistości. Na to jednak zabrakło czasu, gdyż zaangażo-
wanie w pracę dydaktyczną oraz zmiana w 1930 r. środowiska krakowskiego
na Lwów spowodowały koncentrację uwagi Chwistka na innych problemach.
Mniej uwagi poświęcał twórczości artystycznej a więcej samej filozofii. Nie-
mniej jednak w swej sztuce strefizmowi pozostał wierny do końca.
929 Tamże.
930 Por. T. Kostyrko, Leona Chwistka filozofia sztuki, Warszawa 1995, s. 14–17.
Zakończenie
element odgrywa ważną rolę, choć początkowo wydawał się w żaden sposób
niepowiązany z pozostałymi. Do spełniania takiego zadania filozofia jest pre-
dysponowana najbardziej ze wszystkich nauk.
Podjęta próba dokonania pewniej syntezy dziejów Polski przez filozoficz-
ny pryzmat nie jest pierwszą ani jedyną. Autor nie uzurpuje sobie prawa do
nieomylności ani prawa do pouczania innych. Zdaje sobie bowiem sprawę
z tego, że intuicyjnie każdy jest w stanie wypracować podobna syntezę. Być
może rację mają George Lakoff i Mark Johnson, gdy twierdzą:
Wygląda na to, że zdolność pojmowania doświadczeń za pośrednictwem
metafory jest kolejnym zmysłem, jak wzrok, dotyk czy słuch, a metafora
dostarcza jedynego sposobu postrzegania i doświadczania znacznej części
świata rzeczywistego932.
Taki sposób gromadzenia doświadczeń czyni każdą podjętą próbę unikalną
a więc i niepowtarzalną. Stwarza to wyjątkową okazję do podjęcia polemiki
przez wszystkich, których doświadczenia i wiedza powstały na równie niepo-
wtarzalnej drodze. Niemniej jednak mogą one prowadzić do powstania kolej-
nej syntezy, tym razem już doskonalszej. I jeśli tak się stanie, to zadanie, jakie
postawił przed sobą autor, zostanie wykonane.
932 G. Lakoff, M. Johnson, Metafory w naszym życiu, przeł. T.P. Krzeszewski, Warszawa 2010,
s. 305.
Wybrana bibliografia
A mądrości i zło nie przemoże, pod red. J. Jadackiego, B. Markiewicz, Warszawa 1993.
Adamkiewicz M., Wartość pracy w polskiej tradycji moralnej, Warszawa 2008.
Ajdukiewicz K., Język i poznanie. Wybór pism z lat 1920–1939, t. I–II, Warszawa
1960.
Andrzejewski L., Zbigniew Jordan, „Kultura” 1980, nr 11.
Błachnio J.R., Biblioteka Warszawska: forum polskiej filozofii w latach 1841–1915,
Bydgoszcz 1999.
Bocheński J.M., Marksizm-leninizm nauka czy wiara, Lublin–Śląsk–Warszawa 1988.
Bocheński J.M., Sto zabobonów, Warszawa 1988.
Bolewski A., Pierzchała H., Losy polskich pracowników nauki w latach 1939–1945,
Wrocław 1989.
Borzym S., Filozofia polska 1900–1950, Wrocław 1991.
Borzym S., Panorama polskiej myśli filozoficznej, Warszawa 1993.
Borzym S., Przeszłość dla przyszłości, Warszawa 2003.
Borzym S., Tło filozoficzne nauki polskiej. Od odzyskania niepodległości do stalinow-
skiego pierwszego Kongresu Nauki Polskiej. Przegląd stanowisk, Warszawa
1995.
Brożek A., Kazimierz Twardowski w Wiedniu, Warszawa 2010.
Brzozowski S., Teodor Dostojewski. Z mroków duszy rosyjskiej, Kraków 1906.
Chwistek L., Pisma filozoficzne i logiczne, t. I–II, Warszawa 1961.
Czartoryski A.K., Katechizm rycerski, wydał i przedmową opatrzył H. Mościcki, War-
szawa 1916.
Czeżowski T., Główne zasady nauk filozoficznych, Wrocław 1959.
Czeżowski T., O początkach UMK i organizowaniu katedr filozoficznych w Toruniu,
[w:] Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Wspomnienia pracowników, pod red.
A. Tomczaka, Toruń 1993.
Czeżowski T., Odczyty filozoficzne, Toruń 1958.
Czeżowski T., Pisma z etyki i teorii wartości, Wrocław 1989.
Molicki A., Stanowisko filozofji Karola Libelta i stosunek jego do innych współcze-
snych filozofów polskich, Lwów 1875.
Mróz T., Selected Issues in the History of Polish Philosophy, Vilnius 2016.
Maćkowiak Z., Musielak M., Adam Wrzosek: Życie i działalność, Poznań 2000.
Mylik S., Stefan Pawlicki: jeden z prekursorów nauki polskiej, Warszawa 2005.
Nauka polska na obczyźnie. Stan i perspektywy badawcze, pod red. W. Hładkiewicza,
M. Szczerbińskiego, Gorzów Wielkopolski 2000.
Ochorowicz J., Wstęp i pogląd ogólny na filozofję pozytywną, Warszawa 1872.
Ogrodnik B., Ingarden, Warszawa 2000.
Ossowska M., O człowieku, moralności i nauce. Miscellanea, Warszawa 1983.
Ossowska M., O pewnych przemianach etyki walki, Warszawa 1957.
Ossowski S., Dzieła, t. IV. O nauce, Warszawa 1967.
Palacz R., Klasycy filozofii polskiej, Warszawa–Zielona Góra 1999.
Pawlicki S., Historia filozofii greckiej, t. I, Kraków 1890.
Pawlicki S., Materyalizm wobec nauki, „Przegląd Polski” 1869–1870, t. 3 i t. 4.
Polak P., Spór wokół ewolucji sprzed stu lat, „Zagadnienia Filozoficzne w Nauce”
2007.
Polska filozofia powojenna, t. 1–3, pod red. W. Mackiewicza, Warszawa 2001–2005.
Próg istnienia. Zdziesiątkowane pokolenie, pod red. J. Jadackiego, B. Markiewicz,
Warszawa 1995.
Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku, pod red. B. Skargi, t. I–V, Warszawa
1994-1997.
Rymarkiewiczówna M., Filozofja Libelta. Epistemologia – filozofia przyrody, Poznań
1933.
Schaff A., Aktualne zagadnienia polityki kulturalnej w dziedzinie filozofii i socjologii,
Warszawa 1956.
Schaff A., Moje spotkania z nauką polską, Warszawa 1997.
Schaff A., Zadania frontu filozoficznego w świetle uchwał I Kongresu Nauki Polskiej,
„Myśl Filozoficzna” 1951, nr 1–2.
Schrade U., Szkoła Elzenbergistów, [w:] W. Mackiewicz, Ludzie i idee. Polska filozofia
najnowsza, Warszawa 2003.
Skoczyński J., Woleński J., Historia filozofii polskiej, Kraków 2010.
Skolimowski H., Polish analytical philosophy: a survey and a comparison with British
analytical philosophy, London 1967.
Straszewski M., Dzieje filozoficznej myśli polskiej w okresie porozbiorowym, t. 1, Od
rozbiorów do roku 1831, Kraków 1912.
Straszewski M., Historja filozofji w Polsce, przerobił i uzupełnił ks. F. Kwiatkowski,
Kraków 1930.
Nota bibliograficzna
Indeks osobowy
A
ADAMKIEWICZ Marek 37, 59, 407
ADDISON Joseph 90
AJDUKIEWICZ Kazimierz 182, 183,
187, 203, 212, 230, 288, 332,
340, 344, 345, 347–349, 352,
354, 356, 360, 363, 365, 366,
407
AJDUKIEWICZOWA Maria 79–84
ALBERTRANDI (Albertrandy) Jan
Chrzciciel 30
ALEKSANDER WIELKI 150
ANDRZEJEWSKI Stanisław L. 328,
332, 334, 335, 407
ARYSTOTELES 61, 62, 107, 136, 145,
146, 148, 160, 172, 192, 211,
276
ASSORODOBRAJ Nina 347
AUBERT Vilhelm 277,
AVENARIUS Richard Heinrich Ludwig
388
B
BACON Francis 76, 91, 92
BACZKO Bronisław 240, 325, 365
BAD Hersz 244
BALEY Stefan 318, 319
BARACH Sigmund C. 80
BARON Alfons 244
BASZNIAK Tadeusz 381
BATOWSKI Zygmunt 123, 243
CZUBAK-SCHOLLE Magdalena 8
CZUBATY Jarosław 125
CZYŻEWSKI Tytus 387, 391, 393,
394, 399
Ć
ĆWIERTNIA-SITOW Irena 265
ĆWIKLIŃSKI Ludwik 140, 141, 143
ĆWIRKO-GODYCKI Michał 266
D
DARWIN Karol 80, 94–115, 412, 413
DAWIDOWICZOWA Alina (z Chwist-
ków) 388, 397
DĄBROWSKA Maria 339, 340
DĄBROWSKI Jan Henryk 232, 261
DĄMBSKA Izydora 198, 200, 202–
204, 207, 208, 210, 223, 325,
351, 359, 360, 363–369, 408
DICKSTEIN Samuel 244, 252
DIETL Józef 269
DOBROWOLSKI Antoni Bolesław 347
DOBRSKI Konrad 106
DOBRZYCKA Magdalena 86
DOBRZYCKI Wojciech 79, 86, 87, 90,
91
DOSTOJEWSKI Fiodor 371–377,
379–387, 407, 414
DREWNOWSKI Jan Franciszek 344
DUBISLAW Walter 221
DUCHIŃSKI Franciszek Henryk 132
DUCZKOWSKA-MORACZEWSKA
Henryka 180
DUPRÉEL Eugene 236, 237, 408
DWORZACZEK Ferdynand Karol 78–
85, 91
DYBOWSKI Benedykt 98, 99, 101,
102, 105, 107, 114, 115
DZIAMSKI Seweryn 64, 212
DZIEDUSZYCKI Wojciech 142
DZIEMIDOK Bohdan 374
E
EDDINGTON Arthur Stanley 404
ELZENBERG Henryk 174, 177, 180,
181, 184–191, 205, 250, 340,
351–353, 369, 370, 408, 411–
413
ENGELS Fryderyk 180, 182, 312
EPIKUR 186
ESTREICHER Karol 389, 390, 402,
403, 408
EUDOKSOS 320
EUKLIDES 320
F
FEUERBACH Ludwig 179
FICHTE Johann Gottlieb 30, 34
FISHER Robert 227
FLOURENS Pierre 99
FRANKENTHURN Paul Gautsch
Freiherr, von 114
FRAUENGLAS Edward 244
FRITZHAND Marek 182
FROMM Erich 382
G
GARBOWSKI Tadeusz 244
GAWECKI Bolesław Józef 212, 213,
214, 216, 408
GEBERTOWA Gizela 197
GIEDROYĆ Jerzy 318, 329, 331
GIELECKI Wojciech 244
GLEMP Józef 287
GLINKA Zygmunt 237, 408
GŁOMBIK Czesław 99, 110, 408
GÖDEL Kurt 322
GOLDBERG Henryk 90, 91
GOETEL Ferdynand 248
GOŁUCHOWSKI Józef 10, 25
GORZKA Cezary 190
GOTLIB Henryk 387
GÓRSKI Karol 243
GÓRSKI Konrad 177, 185
HOMER 232
HOSIASSON-LINDEBAUM Janina
223, 244
HOURCASTREMÉ Pierre 76
HRYŃKOWSKI Jan 387, 395
HÜBNER Piotr 338, 341, 342, 343,
346, 361, 408
HUME David 183, 409
HUSSERL Edmund 216
HUXLEY Thomas Henry 102
I
IBSEN Henrik 374, 375
ICHHEISER Gustaw 223
IGEL Salomon 244, 253
INDAN Franciszek 177, 184, 356, 358
INGARDEN Roman 208, 212, 214,
217, 218, 244, 295, 312, 322,
349, 353–356, 359, 363, 369,
396, 408, 410
IRZYKOWSKI Karol 243
IWAŃSKA Alicja 334
J
JADACKI Jacek Juliusz 140, 156, 157,
174, 195, 200, 238, 246, 247,
407, 408, 410, 411
JADCZAK Ryszard 181, 190, 199,
241, 325, 368, 408, 409
JAKIMOWICZ Irena 390
JAKUBOWSKI Marek Nikodem 52, 409
JAN z Damaszku 292
JANKOWSKA Adelajda (ps. PAWŁOW-
SKA) 262
JAROŃSKI Feliks 13, 14, 31, 32
JASZOWSKI Błażej 153
JAZUKIEWICZ-OSEŁKOWSKA Lu-
dwika 373
JEZIERSKI Feliks 77, 90
JODKOWSKI Kazimierz 80, 94, 95,
116, 413
JOHNSON Mark 406
L
LA BRUYERE Jean de 90
LACAN Jacques 371
LAKOFF George 406
LAMARCK Jean Babtiste 95, 97
LANDMAN Adam 55
LANGE Friedrich 98
LAPIE Paul 67
LEBIEDZIŃSKI Włodzimierz 308, 309,
409
LEGUTKO Ryszard 211
LEIBNIZ Gottfried Wilhelm 77, 91, 145
LENIN Włodzimierz Ilicz 180
LENKIEWICZ Antoni 305
LEŚNIEWSKI Stanisław 265, 288, 326
LÉVINAS Emmanuel 297, 298
LIBELT Karol 24, 25, 34, 37–40, 45–
73, 77, 78, 99, 133, 162, 179,
409, 410, 413
LIPPS Theodor 136
LISOWSKI Zygmunt 318
LITTRÉ Emile 106
LOCKE John 74
LORENTZ Stanisław 341
LUTOSŁAWSKI Wincenty 184, 257,
259
LYELL Charles 106
Ł
ŁAPICZ Czesław 179, 181
ŁEMPICKI Jan 243, 244
ŁEMPICKI Stanisław 193, 194
ŁOŚ Paweł 95
ŁUBNICKI Narcyz 154, 352, 355, 358
ŁUKASIEWICZ Jan 149, 150, 184,
196, 217, 218, 255, 288, 322,
324, 326, 332, 409, 413
M
MACKIEWICZ Witold 175, 409, 410
MAĆKOWIAK Zenon 260, 261, 267,
410
SPINOZA Benedykt 8, 91
SPENGLER Oswald Arnold Gottfried
46
SPYTKOWSKI Józef 244
STALIN Józef 180, 362
STANISŁAW AUGUST 76
STAROST Mirosław 244
STASZIC Stanisław 20, 21, 24
STEINHAUS Olga 390
STĘPIEŃ Antoni Bazyli 297
STIRNER Max 376, 382
STÖHR Adolf 196
STRASZEWSKI Maurycy 10, 20, 23,
24, 27, 28, 30, 61, 139, 410
STRÓŻEWSKI Władysław 360
STRUŚ Józef 269
STRUVE Henryk 25, 86, 89, 92, 93,
109, 136–138, 142, 143, 148,
150, 168, 171, 201, 211, 270
STRUZIK Elżbieta 298, 414
STRZAŁKOWSKI Wiesław 334, 408
STRZELECKI Michał 241
STRZEMIŃSKI Władysław 390
STRZYŻEWSKI Tomasz 334
SUCHMIEL Jadwiga 195, 196, 197,
198, 411
SUCHODOLSKI Bogdan 250
SUCHORZEWSKA Janina 244
SUSZKO Roman 349
SYDENHAM Thomas 270
SZAFER Władysław 342
SZCZEPANOWSKI Stanisław 401
SZCZERBIŃSKI Marek 176, 410
SZCZURKIEWICZ Tadeusz 347
SZCZYRBUŁA Marian 394
SZEBEKOWA Alicja 243, 244
SZOKALSKI Wiktor Feliks 269
SZOTEK Barbara 11, 40, 132, 408, 411
SZUKIEWICZ Hanna 262
SZUMERA Grażyna 411
SZUMILEWICZ-LACHMAN Irena 214,
217
Ś
ŚLEZIŃSKI Krzysztof 250, 411
ŚNIADECKI Jędrzej 253, 254, 257,
268–270
ŚWIĘCICKI Heliodor 257, 268, 269
ŚWIĘCICKI Tadeusz 265
ŚWIĘTOCHOWSKI Aleksander 103,
104, 106, 107, 130, 154, 411
T
TALES z Miletu 172
TARSKI Alfred 326
TATARKIEWICZ Władysław 9, 182,
204, 242–244, 320, 347, 349,
353, 367, 369, 408, 409, 411
TEAJET 320
TENNER Juliusz 192, 249
TEOFRAST 192, 211
TERLECKI Tymon 317–319, 323, 329,
330
THORMAYER Paul 221, 222
TISCHNER Józef 285, 293–316, 372,
383–386, 411, 414
TOŁŁOCZKO Stanisław 153
TOMASZ z AKWINU św. 146
TOMASZEWSKI Tadeusz 352
TOMCZAK Andrzej 178, 179, 188, 407
TOPOLSKA-PIECHOWIAK Maria Bar-
bara 176
TOWIAŃSKI Andrzej 36, 194, 380
TRENTOWSKI Ferdynand 21, 25, 32,
33, 77, 108
TRETER Mieczysław 199
TRETIAK Andrzej 243
TRUMAN Harry S. 328
TUROWSKI Tomasz 22
TWARDOWSKI Kazimierz 12, 92,
93, 115, 119, 133–153, 170,
171, 177, 181–184, 186, 187,
190, 195, 196, 198–204, 206,
208–212, 214–218, 220, 230,
322–326, 342, 347, 351, 352,
WILLMANN-GRABOWSKA Helena
244
WINCŁAWSKI Włodzimierz 190
WINKLER Konrad 387, 395, 399
WIŚNIEWSKI Ryszard 190, 411, 413
WITELO (Witelon) 149
WITKIEWICZ Stanisław Ignacy (Wit-
kacy) 244, 253, 387, 394, 399,
404
WITKOWSKI Romuald Kamil 140,
387
WITKOWSKI Stanisław 141, 196
WITOS Wincenty 121, 122
WITWICKI Władysław 192, 196, 201,
218, 228, 321, 412
WOLAŃSKI Marian S. 329
WOLEŃSKI Jan 199, 247, 249, 252,
303, 326, 334, 337, 338, 410–
412
WOLNIEWICZ Bogusław 412
WOLTRER Władysław 342
WÓJCIK Ewa 193
WRÓBLEWSKI Witold 179, 181
WRZEŚNIOWSKI August 98, 99, 102,
103, 105, 110, 412
WRZOSEK Adam (ps. A. Śniadecki)
253–260, 262–264, 266–272,
410
WUNDT Wilhelm Maximilian 155, 160
www.wydawnictwoscriptum.pl
Filozofii
Pol
s kiej