Debiutancka płyta Luny, czyli „Nocne Zmory” to kosmos wypełniony kolorami, światłem i muzycznym wachlarzem ciekawych rozwiązań. Jeśli jesteście ciekawi, co inspirowało wokalistkę do stworzenia właśnie takiego albumu, koniecznie przeczytajcie ten wywiad.

 

Rozmowa z Luną

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Gratuluję nominacji do nagrody Odkrycia Empiku 2021. Znalazłaś się w arcyciekawym gronie. Polska scena ma przed sobą świetlaną przyszłość.

  • Luna: Dziękuję. Ja też bardzo cieszę się z powodu tej nominacji.

Czytam opis twojej płyty: „Debiutancka płyta to emocjonalny portret artystki. To próba uchwycenia swoich uczuć, skomplikowanych emocji, a przede wszystkim złożoności strachu.” – brzmi intrygująco, ale i sugeruje, że odbyłaś bardzo ważną podróż w głąb siebie samej. W kawałkach słychać to jeszcze lepiej. Jak pisze się tak osobisty materiał?

  • Ja w ogóle lubię podróżować, a ponieważ w czasie pandemii nie mogłam robi tego w tradycyjny sposób, musiałam wybrać inną metodę. Dlatego podróżowałam w głąb siebie, po swoich myślach, snach, przestrzeniach kosmicznych swojej wyobraźni. To było dla nie absolutnie fascynujące. Miałam okazję wiele rzeczy odkryć.

 

Nocne zmory luna

 

A czy te intensywne podróże zmęczyły cię twórczo i fizycznie?

  • Proces twórczy to dla najpiękniejsze doświadczenie. Właśnie w trakcie pisania opisu albumu uświadomiłam sobie, że materiał na płycie jest bardzo osobisty, przepełniony mną. Z drugiej strony pisząc piosenki, nie opowiadałam o sobie, a raczej o swoich stanach emocjonalnych – strachach. Nocne zmory to są podskórne, nieświadome lęki. Tu nie ma żadnych wydarzeń z mojego życia, doświadczeń pod tytułem „mam złamane serce”. Proces twórczy był dla mnie ciekawy, bo wbrew pozorom nie stanowił autoterapii. Wykreowałam zupełnie inny świat. Moje opowieści podyktowane są moją wyobraźnią, moimi snami, a nie rzeczywistością – tym jaka jestem na co dzień. Z tego względu praca nad albumem była tak fascynująca. Mnie to nie zmęczyło, nie wyczerpało emocjonalnie. Wszystko przez ten element kreacji, a nie opowiadania o moim życiu, o mnie samej.

 

No właśnie, dużo mówisz o innych światach i kosmosie. Kosmos jest u ciebie bardzo słyszalny i to w meta sposób. Nie tylko wymyśliłaś nowe uniwersum, ale też skorzystałaś z jego dźwięków. W piosenkach „Zgaś” i „Mniej” pojawiły się natomiast dźwięki pochodzące z kosmosu, opublikowane przez NASA. Dlaczego kosmos jako byt i koncept jest dla ciebie inspirujący?

  • Trudno podać mi jeden konkretny powód. Od zawsze czułam bliskość z kosmosem. Czułam, że coś nas łączy. Jak byłam małą dziewczynką, lubiłam wpatrywać się w gwiazdy i wyobrażać sobie kosmos jako przestrzeń – trochę przerażającą, majestatyczną, nieskończoną. Budziło to we mnie skrajne uczucia, od strachu do podziwu. Tak samo z księżycem. Stąd mój pseudonim, który z czasem coraz bardziej ze mną rezonuje. Nawet moi bliscy to zauważają i zwracają się do mnie Luna. Lubiłam traktować księżyc jako mojego przyjaciela, rozmawiałam z nim. Do tej pory tak jest – zdarza mi się lunatykować i śpiewać do niego (śmiech).
    Pomyślałam, że mogłabym to moje uczucie w stosunku do kosmosu czy księżyca zawrzeć w swojej muzyce. Byłoby niesamowite, gdyby słuchacze podczas słuchania albumu też doświadczyli tego bezkresu rozgwieżdżonego nieba, przestraszyli się trochę nocnych zmór, które mogą okazać się całkiem przyjacielskie. W końcu album jest nie tylko mroczny, jest w nim sporo światła.

Muzycznie ten krążek jest różnorodny, ale spójny – dla mnie to trochę taka paleta udanie skomponowanych ze sobą barw. Chociaż teraz wolę o nim myśleć jak o konstelacji gwizd lub układzie niezwykłych planet. Faktycznie lubisz tworzyć w taki sposób, żeby osiągnąć taki efekt, czy to kwestia doboru materiału na etapie składania krążka?

  • Myślę, że ten efekt był w mojej głowie, zanim w ogóle zaczęłam pisać album (śmiech). Taka wizja pojawiała się w moich myślach, a ja za nią podążałam. Muszę przyznać, że podoba mi się stwierdzenie, że ten album to dopasowana paleta barw. Jest na nim cała tęcza. Powiedziałabym, że słychać na nim wszystkie cztery żywioły. Lubię tę symbolikę. Moim ulubionym żywiołem jest ogień, ale na płycie zawarłam zdecydowanie więcej. Ogień, woda, ziemia i powietrze dobrze się na niej uzupełniają.

 

luna

 

Tego albumu dobrze słucha się „na raz”, w całości – od pierwszego do ostatniego utworu. Wielu płyt słucham właśnie w ten sposób, z reguły robiąc coś przy okazji, ale „Nocnych Zmór” nie mogłam słuchać w taki sposób. Chciałam usiąść spokojnie i doświadczać każdego dźwięku.

  • Bardzo się cieszę. Chciałam tak skomponować ten album, żeby miał właśnie taką spójną formę. Oczywiście pojedyncze single nadają się do słuchania osobno – w zależności od nastroju. Jednak to słuchanie materiału w całości daje możliwość poznania tej całej historii. Kiedy sama słucham muzyki, najbardziej doceniam albumy konceptualne – takie, które mają zamkniętą formułę. Cenię możliwość spędzenia wieczoru z jednym artystą i jego spójną wizją.

Czy można zatem założyć, że twój następny album będzie miał konceptualną formułę?

  • Myślę, że tak. „Nocne Zmory” to debiut i chciałam się pokazać z różnych stron, ale nadal zachować pewną określoną formę, korzystać z jednej tematyki.

Twoje klipy są przepiękne, to ruchome obrazy. Są konsekwentne i stanowią przyjemne doświadczenie wizualne. Jak duży wpływ masz na ich wygląd?

  • Bardzo lubię uczestniczyć w całym procesie wizualnym. Od tworzenia okładek singli czy samego albumu, po teledyski. Już pisząc piosenkę, mam przed oczami obraz. Wyobrażam sobie różne sytuacje, kształty czy krajobrazy. Potem te wizje uzupełniam o słowa, dźwięki oraz nuty. Klip może dopełnić wizję wizualną lub całkowicie ją odwrócić – zmienić sposób postrzegania obrazu, jego kontekst. To jest dla mnie fascynujące. Przykładem może być piosenka „Nocne zmory”. Plan teledysku jest wybielony, bardzo jasny. Słuchacze mogą interpretować ten utwór jako mroczny, ale ja go czułam jako ascetyczny, senny, wyblakły, lekko nawet niewyraźny. Wspólnie z reżyserką Olgą Czyżykiewicz pokazałyśmy moją reinterpretację obrazu Francisca Goi „Gdy rozum śpi, budzą się demony”. Te demony w tytule bywają tłumaczone jako „zmory”. Rycina przedstawia twórcę pogrążonego we śnie, a nad jego głową pojawiają się nocne istoty. Pomyślałam, że to są też i moje zmory. Zastanawiałam się, jak pokazać te lęki, myśli w teledysku.

 

 

Motyw snu inspiruje wielu twórców. Lubimy się zastanawiać nad jego sensem.

  • Ja uwielbiam śnić. Sny są tak fascynujące, nawet jeśli nie mają konkretnych kształtów i barw. Wiele moich piosenek powstało po przebudzeniu. Zapisywałam to, co mi się przyśniło. Kiedy rzeczywistość mnie przytłacza, lubię móc uciec do krainy snów, do sfery wyobrażonej.

Ja czasami śnię o szkole. Pracuję, ale okazuje się, że muszę wyjść z pracy i pójść na ważny sprawdzian z chemii. Z tego chyba nie dałoby się zrobić piosenki.

  • Ze wszystkiego można zrobić piosenkę (śmiech). Mam wrażenie, że nie potrzeba wielkiej życiowej tragedii, przełomowego zdarzenia, żeby poczuć inspirację. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, jakaś sytuacja, obserwacja, widok pięknie opadających liści, żeby w głowie zaczęła układać się melodia.

Bardzo pięknie opowiadasz o swoich inspiracjach. Warstwa liryczna twoich tekstów jest niezwykle poetycka. Lubisz poezję?

  • Bardzo lubię. Poezja porusza we mnie czułe struny, których na co dzień nie sposób dotknąć. Otwiera nowe furtki. Lubię sama pisać wiersze, ale też czytać. Moje intro i outro na płycie stworzyłam na podstawie wiersza Bolesława Leśmiana. Mam do jego twórczości szczególny sentyment. Była mi bliska w czasach szkolnych. Jego fascynacja śnieniem, oniryzmem, naturą bardzo ze mną rezonuje.

 

luna nocne zmory

 

A czy zamiłowanie do poezji ma jakiś związek z twoimi doświadczeniami aktorskimi?

  • Z pewnością tak. Całe dzieciństwo spędziłam w teatrze. Śpiewałam w chórze Teatru Wielkiego, występowałam tam w różnych spektaklach. Byłam otoczona tym światem. To było niesamowite doświadczenie artystyczne, dzięki niemu patrzę na muzykę zdecydowanie szerzej. Tworząc ją nie skupiam się wyłącznie na napisaniu tekstu i skomponowaniu melodii. Utwór może oddziaływać na wszystkie zmysły.

Rozumiem, że teraz skupiasz się na tworzeniu utworów, ale jestem ciekawa, czy jest taka możliwość, że kiedyś wrócisz do grania w spektaklach lub filmach?

  • Teraz moja głowa jest w muzyce, szczególnie, że zaczynam pisać piosenki po angielsku, a to nowe wyzwanie. Myślę jednak, że na pewno wrócę do grania. Mam w sobie dużo pasji i chciałabym te dwa światy ze sobą przeplatać. Czuję, że możliwość wcielenia się w kogoś innego jest dla nie bardzo ciekawa – chodzi o realizowanie nie wizji własnej, ale czyjejś.

Z dużego ekranu przenieśmy się na chwilę na ten najmniejszy. To pytanie chodzi mi po głowie od pewnego czasu, wreszcie mam okazję zadać je przedstawicielce młodej, polskiej sceny muzycznej. Czym dla ciebie są social media? Jesteś dość aktywna w sieci, ale mam wrażenie, że służy ci ona nie tylko do informowania fanów o nowej płycie czy trasie.

  • To niełatwe, bo jestem bardzo analogową osobą (śmiech). Gdyby nie muzyka, nie byłabym aktywna. Jak założyłam konto na Tik Toku, to z początku byłam przerażona, ale nauczyłam się wszystkiego i dałam zainspirować. Nawet zapisałam piosenkę „Wirtualne Przedmieście”, która jest bardziej o zagrożeniach, jakie czyhają w internecie. Dowiedziałam się, jak balansować na krawędzi światów. Media społecznościowe służą mi do kontaktowania się z fanami, pokazywania kim jestem na co dzień. W końcu Luna to nie jest tylko wymyślona postać, ja czasem potrzebuję iść do sklepu czy napić się kawy, szczególnie rano (śmiech). Wydaje mi się, że media społecznościowe pomagają podtrzymywać relację ze słuchaczami.

 

 

A co z odzewem tych słuchaczy? Kontakt z nimi daje ci siłę?

  • Szczerze mówiąc to dla mnie bardzo specyficzna relacja. Rozmowa po koncercie ma inną dynamikę niż wiadomość na komunikatorze. Z drugiej strony cieszę się, że mogę dostawać feedback na bieżąco. Kiedy wyszła moja płyta, już po godzinie mogłam przeczytać, że podoba się ona moim fanom. To dla mnie niesamowite, że mogę sama szybko sprawdzić, czego najchętniej słuchają, który utwór ma najwięcej odtworzeń.

Media społecznościowe ułatwiały też kontakt w czasie pandemii.

  • Tak się złożyło, że płytę tworzyłam w tym czasie. Na początku, kiedy rzeczywistość uległa gwałtownej zmianie, byłam przerażona. Nie wiedziałam, co się dzieje. Jestem towarzyska, lubię spotykać się ludźmi. Myślę jednak, że czas wyciszenia był dla mnie cenną lekcją. Gdyby „Nocne Zmory” nie powstały w czasie pandemii, brzmiałyby zupełnie inaczej. Nauczyłam się spędzać czas sama ze sobą, mogłam odkryć nowe pasje – chociażby malowanie. To dla mnie okazja do wyciszenia i autoterapii. Zebrałam silę i energię do działania.

Więcej wywiadów i wieści ze świata muzyki (nie tylko) polskiej znajdziecie w dziale Słucham.

Zdjęcia: mat. wydawcy, fot. Wiktor Malinowski