W wieku niemal 30 lat zamieszkałem w bloku. Zastanawiam się, czy ludzie się zmienili na gorsze, czy to jednak ja się przyzwyczaiłem do mieszkania w domu jednorodzinnym. Opiszę tu kilka perypetii pomiędzy mieszkańcami.
Ostatnio skończyłem na wyborze zarządcy wspólnoty mieszkaniowej przez osoby, które zgodnie z prawem nie miały do tego uprawnień.
W tej chwili nie pamiętam czy się nie orientowaliśmy w przepisach, czy może nie chcieliśmy nikomu robić pod górkę z prawem, ale nie skorzystaliśmy z prawa do odwołania do sadu (ktoś to sugerował w komentarzu, ale historie są z opóźnieniem;)) Wystosowaliśmy oficjalne pismo do rzekomego zarządu (w którym dla przypomnienia zasiadało dwóch mieszkańców- prywatnie kumple dewelopera) oraz kolejne do zarządcy osiedla z prośbą o wgląd w dokumenty z zebrań i rzekomo podjętej uchwały. Obydwa pisma były wysłane w odstępach 2 miesięcznych po których było wiadomo, ze zarząd i zarządca nas ignorują. W międzyczasie odbyły się 2 zebrania z nowym zarządem. Na każdym z nich i po każdym z nich żądaliśmy dokumentów do wglądu (mamy takie prawo w każdej chwili). Za każdym razem nas zbywano, ze nie maja czasu lub pełnej dokumentacji, a nasze ataki przestały się podobać kilkudziesięciu mieszkańcom, ktorzy stwierdzili, ze jest ok, zarząd jest, niech sobie rządzą. W międzyczasie jedna kobieta, która się wcześniej zgłosiła jako kandydatka, widząc co się dzieje, zrezygnowała z tej funkcji. Na wzajemnych przepychankach upłynęło kolejnych kilka tygodni. Na jednym z zebrań Pani Adwokat stwierdziła nawet, ze uchwały wspólnoty są ważniejsze od ustawy państwowej. Na moja prośbę, żeby napisała to na piśmie odparła, ze nie ma zamiaru.
Kolega w końcu ponownie wziął sprawę w swoje ręce. Uznając z nami, ze zarząd działa nielegalnie, złożył do sądu wniosek o sądowne ustalenie zarządcy ze wskazaniem na firmę, której glosy zbierał. Pozostało tylko czekać na werdykt.
Ostatnio skończyłem na wyborze zarządcy wspólnoty mieszkaniowej przez osoby, które zgodnie z prawem nie miały do tego uprawnień.
W tej chwili nie pamiętam czy się nie orientowaliśmy w przepisach, czy może nie chcieliśmy nikomu robić pod górkę z prawem, ale nie skorzystaliśmy z prawa do odwołania do sadu (ktoś to sugerował w komentarzu, ale historie są z opóźnieniem;)) Wystosowaliśmy oficjalne pismo do rzekomego zarządu (w którym dla przypomnienia zasiadało dwóch mieszkańców- prywatnie kumple dewelopera) oraz kolejne do zarządcy osiedla z prośbą o wgląd w dokumenty z zebrań i rzekomo podjętej uchwały. Obydwa pisma były wysłane w odstępach 2 miesięcznych po których było wiadomo, ze zarząd i zarządca nas ignorują. W międzyczasie odbyły się 2 zebrania z nowym zarządem. Na każdym z nich i po każdym z nich żądaliśmy dokumentów do wglądu (mamy takie prawo w każdej chwili). Za każdym razem nas zbywano, ze nie maja czasu lub pełnej dokumentacji, a nasze ataki przestały się podobać kilkudziesięciu mieszkańcom, ktorzy stwierdzili, ze jest ok, zarząd jest, niech sobie rządzą. W międzyczasie jedna kobieta, która się wcześniej zgłosiła jako kandydatka, widząc co się dzieje, zrezygnowała z tej funkcji. Na wzajemnych przepychankach upłynęło kolejnych kilka tygodni. Na jednym z zebrań Pani Adwokat stwierdziła nawet, ze uchwały wspólnoty są ważniejsze od ustawy państwowej. Na moja prośbę, żeby napisała to na piśmie odparła, ze nie ma zamiaru.
Kolega w końcu ponownie wziął sprawę w swoje ręce. Uznając z nami, ze zarząd działa nielegalnie, złożył do sądu wniosek o sądowne ustalenie zarządcy ze wskazaniem na firmę, której glosy zbierał. Pozostało tylko czekać na werdykt.
blok osiedle zarząd zarządca sad
Ocena:
91
(99)
Komentarze