Szkice helweckie i Talia/Całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Szkice helweckie i Talia | |
Wydawca | Księgarnia Pawła Rhode | |
Data wyd. | 1868 | |
Druk | A. Th. Engelhardt | |
Miejsce wyd. | Lipsk | |
Źródło | Skany na Commons | |
| ||
Indeks stron |
SZKICE HELWECKIE
NAKŁADEM KSIĘGARNI PAWŁA RHODE. ART.... GROTTG.... Umieszczenie Twego nazwiska, kochany ziomku, na pierwszej karcie tej książki, którą ośmielam się Ci poświęcić, jest już dla niej dobrą wróżbą. — Położyłem je tutaj z taką otuchą, jak nasz gazda podkarpacki, co stawiając nową chatę, na wiązaniach jej przyszłego dachu osadza bukiet świeży. — Ten, który złożyłem, kładąc tu Twe imię, będzie może najlepszą korzyścią dla dachu, bo nie zwiędnie, gdy dach może łatwo runąć i być zapomnianym, kiedy dziś jest jeszcze tak wątłym, że go skrzydło motyla uderzeniem swojem mogłoby obalić, niemniej jednak rośnie czołem w niebiosy — bo tylko w górę iść może — bez względu czy chatą wichry i burze trząść będą, czy na niej zagnieździ się bocian spokojny, czy piorun spali jej strzechę, czy kuny, udając duchów, łopotać po niej będą — : osadzam niemniej ten bukiet — z miłością bratnią — niech spocznie na chacie i zakwieci ją, jeśli godna, by w niej mieszkał lud „polecany przez Kazimierza Wielkiego, Kordeckiego i Kościuszkę Najświętszej Pannie”. — Niech Ci ten utwór zakwieci trudną drogę Waszą i będzie rękojmią cząstkową ogólnego uznania. Szkice Helweckie. List do E*** Zacznę od końca zanim zacznę od początku — I mijamy lwa Lindau, co stróżem zatoki, Lud ten w świętalnych szatach płynąc, pieśni Wreszcie statek zawinął do cudnej przystani O Renie! Rozkiełznana szmaragdów topieli! Solura Lubię te dzikie drogi chaotycznych światów, Wzorze polskich tułaczy! jak łza czysty, święty, Nakarm duchem i sercem skupczone plemiona
List do P. Ciemno było – jak w duszy, co nawpół zła- Na pielgrzymim kosturze czyny wymodlone Zdała się oddechami pysznego anioła… Ta harmonia z mgieł, obszar ziem otulających, Mieczem, wzniosło je w górę, roztrzęsło w błę- Orły płyną błękitem – ponad przestrzeniami, Zdał się karmić naturę, choć sam był karmiony, I macierzyńska i dziewicza razem, Sonet kanoniczny w albumie Turystki. Są róże, co na grobach kwitną tak wesoło, Są chwile w życiu, które trzeba chwytać, (Napis na skale.) Lud, co nie umie za swą wolność ginąć, Jeziora moje! jeziora! jeziora!... O piękny jest król skał i gór, Blaskami płomienieją z błękitów krainy?... Padłem na traw kobiercu.... Kiedy okiem po licach Alpejskiej doliny Jezioro ciche szybą zbłekitnioną Aż nagle u szczytu [9] I w toń przepadła, w pianach zagrzebana, Orle! my bracia, my obaj na skałach Me imię — ale po nad stromą skałą, Z nad fal Lemanu witaj mi ołtarzu I u filaru Bonniwardów pęta, Królowo dziewic! ty Bogurodzicy Zda mi się, że świat Styngsu niemy i ździczały Łamie się światło, barwą czarowną ginie
O ty cudów ustronie bezbrzeżnej piękności!
Czegoś oczki zapłakała
Maudit soit quiconque a inventé la famille.... [12]
– No cóż, czy ty jeszcze gniewasz się na mnie moja Klotyldo !... mówił po długim milczeniu Henryk, dorzucając drzew do komina, na którym już płonął błękitny płomyk, choć ledwo kilka listków jesień ozłociła na dworze, a babie lata uganiały jeszcze w przestrzeniach stygnącego błękitu, i dziki krzyk żurawi gubił się tęsknie po mglistych, ołowianych chmurach…. – A za co? Za to żem oddał świadectwo prawdzie, – – dodał po chwili z uśmiechem, w którym było jednak nieco zakłopotania bardzo zakochanego człowieka. – Czy nie? – No! Moje dziecko! – tu pocałował ją w czoło, – gniew piękności szkodzi!... Co za wielka historya! Byłaś na balu maskowym u księżnej X*., byłaś już bez maski, miałaś ubiór Lavinii, córki boskiego Tycjana. – Byłaś prawdziwie jego córką – a piękniejszą jak obraz jego córki – Trzeba być jak ty artystką, żeby ten ubiór wybrać, i piękną jak ty, żeby w nim tak wyglądać…. Po twarzy Klotyldy przeszło coś na kształt walki – i ktoś mniej kochający dostrzegłby był, że się już dawno nie gniewała, że tęskniła za dawną harmonią, ale pod wpływem pewnej myśli tajemniczej trzymała się w stanowisku zaczepno odpornem….
Trzy lata – mówił, już nieco gorzko Henryk, siadłszy na podnóżku przy jej krześle, nierad, że jak zwykle nie bawi się jego włosami, a głaszcze tylko spoczywającego obok terrneuwa, – trzy lata szczęścia zbiegło nam jak trzy godziny w raju – nie widziałem chmurki na twoim czole, a jeźlim widział jaką, tom ją umiał z niego zcałować, i ty moje odżegnać umiałaś… a dziś? – czyż ta bagatela miałaby… czy ten rys twojego charakteru byłby mi dotąd uszedł nieznany?... Nie wzięłaś przecie mojej dłuższej rozmowy z Mimozą za…. Prawda, lubię jej rozmowę, – ale moja droga, rozmowa poety z każdą kobietą wygląda dla kogoś, co nie zna ludzi, na to, jak gdyby się w niej kochał, a tylko z ta, w której się prawdziwie kocha, rozmawia jak gdyby chciał ją otruć i nienawidził ją namiętnie…. Czy może jaki inny powód?... nie! nie! nie ! ty nie możesz pamiętać przykrości i przykrością odpłacać, raptem wprost przeciwną istotą stać się nie mogłaś… nie! To byłoby kamień cisnąć w niebieskie, ciche zwierciadło twego ideału…. Klotyldo moja! Jeden twój uśmiech wynagradzał mi tyle! – tyle smutnej przeszłości…. Przypomnij sobie poznanie nasze. – Ten wieczór podwójnie mi drogi, kiedy po raz pierwszy grano mój dramat. Wtedy właśnie widziałem cię po raz pierwszy – na twarzy twojej czytałem wrażenia duszy, którą w tej chwili ukochałem nad wszystkie szały młodości… i puchar rozkoszy wszystkich rzuciłem ci pod nogi; – wywołanemu przez publiczność rzuciłam wieniec – mam go dotąd – potem nie widziałem cię lat dwa – próżno chciałem cię śledzić – byłem zależny, rok brakowało mi do pełnoletniości. – W tym długim roku czujesz – czym myślał o tobie. – – Ty wtedy uczyłaś twego krewnego idiotę – jak gdyby Miranda małego Kalibana,…o! nie zapomnę, gdy mi opowiadano cierpliwość twoją i przytomność. – Pomnę jak przy nauce francuskiego języka ten mały złośnik lżył cię i krzyczał: „złaś, głupiaś!” a ty z anielskim uśmiechem go, powiedzże mi jak to się mówi po francusku?... I w końcu jak koncha do słońca, pod promieniem twej duszy, otwarły się władze martwe dziecka, miłością ożywione…. Nie bierz mi za złe tych wspomnień, niech nie ubliżają twojej skromności – potrzeba mi ich – bardzo potrzeba!... Raz dostrzegłem obraz, który mnie zdjął formą i pomysłem. – Młody muzyk , suchotnik, grający noc ostatnia swej wiosny – lampa jak on dogorywa o północy – on przestał grać, ostatnie girlandy tonów jego boskich, splątane w wieńce tęczowe, konają zmartwychwstania skonem – a w ciszy nocnej, marzącemu o sławie dumnemu samotnikowi, siedząc w kącie, w czarnem, gotyckiem krześle hebanowem, śmierć daje brawo kościstymi dłońmi, z uśmiechem mecenasa !... ten obraz był twój. – Rok mój dobiegł – byłem sierotą – miałem wolność, smutny dodatek sieroctwa – wolny jak ptak, samotny i dziki jak ptak, poleciałem za tobą – długo śledziłem cię daremnie – kierowałaś od dzieciństwa prawie łódką twoja sama – roztropnie – ale tajemniczo – a jak mówił świat ekscentrycznie – głównym przymiotem twoim było, że nie umiałaś znieść niewoli ducha – a raczej że umiałaś ją nie znieść – tego ci nie przebaczono – jam to przeczuł Klotyldo moja! Sierota, co sobie wszystko winna, musi mieć dumę swego sieroctwa, zachować sobie jedyna korzyść: niezawisłość – i z siebie tylko sobie sprawę winna, bo bardziej niż kiedykolwiek sama za siebie odpowiada i pokutuje; biada jej, gdy przy tem poczucie godności osobistej nie jest aniołem stróżem. – Ciebie strzegła ona do końca – pamiętasz, po tych dwóch leci ech mego szukania, wchodzę w galeryi Drezdeńskiej do przybytku Sykstyny – nie było w nim nikogo prócz ciebie – siedziałaś na wywyższeniu i kopiowałaś główki dwóch aniołków dolnych, z zadumą na czole dziewczęcem, pełnem tęsknoty i zamyślenia: ta sama błękitna przepaska była na włosach twoich – i ta bransoletka – i ten biały fartuszek w czarne arabeski…pamiętasz?... Stanąłem za tobą – wstrzymałem oddech – nie wiem co mi się działo – ty przeczuciem obejrzałaś się, upuściłaś pędzel – lekki krzyk ci uleciał – a po chwili krótkiej, nie wiem, czy długiej, wobec Sykstyny, zamieniliśmy pierścionki, a Ona z majestatem dziewiczości i macierzyństwa, zdała się błogosławić zaręczynom dwojga tułaczy, samotnych artystów, kochanków ideału, którzy sobie podali ręce – by iść mniej samotnie i pewniej drogą życia. – – Tu Klotylda ścisnęła dłoń jego, z ledwie stłumionem westchnieniem. – – – Przypomnij sobie – mówił dalej – nasze poranki Weneckie i noce Neapolitańskie – ślub nasz cichy w wiejskim kościółku Tatrzańskim, gdzie powtórzyliśmy słowa przysięgi, która od dawna związała nieśmiertelnie nasze dusze!... Wspomnij ten miesiąc na Kościelisku, burzę w Morskim oku i pierwsze lato pod temi lipami, tę długą prześliczną jesień i zimę przy tym samym prastarym kominie spędzoną – kiedy uwierzyłaś, że nie żądza sławy, ale ty masz w sercu mem pierwszeństwo – a świerszcz, dawny przyjaciel mej samotności, z kąta zazdrościł tobie…. Jak to?... to wszystko cię nie poruszy, nie rozbroi?... – dodał po chwili zamyślenia, patrząc w jej oczy – aż chodząc dużemi krokami, rzekł: – No więc zadaj mi jaką pokutę – po której będzie z nami znowu jak dawniej – i usiłował żartować – ale usiłował tylko. – Dobrze! – odrzekła, wznosząc głowę jasnowłosą, z źle ukryta radością – pokutą twoją będzie – żebyś coś dla mnie napisał – a wtedy… – Zgoda!... zawołał Henryk – O – zobaczemy. – Zgoda! zgoda! – zawołał – tak dawno nic nie robiłem – napiszę ci jaką próbę dialogu i jeszcze co drugiego – wybierzesz co zechcesz – zamykam się na drugie trzy dni. – Daj mi tymczasem tę bransoletkę. Przez ten czas – pomyśl o mnie, rzekł całując jej czoło, a po chwili dodał wracając: – tylko zmiłuj się, z suknią nie przysuwaj się za blisko do komina – a uważaj żeby się nasza Ernestynka nie przeziębiła – i rozmyśl rzecz dobrze! – dodał z przyciskiem –żebym ja nie umilkł! – i zamknął drzwi za sobą. – – – Henryku! Mój drogi Henryku!... zawołała zrywając się jak strwożone ptaszę – i jednym rzutem była przy drzwiach – ale drzwi były zamknięte, a tylko odgłos coraz dalszych kroków gubił się w po komnatach znikając. . . . De omnibus et quibusdam[13] PÓŁKOWNIKOWA. La troppo cara imagine al mi,
Dzień dobry, moje dziecko; czy wypocząłeś dobrze, po twojej długiej podróży – nie mogłam długo usnąć i oswoić się, że cie mam znowu…. I mnie było tak samo – każdy kątek przypominał mi chwile z życia, i starania i miłość twoją, droga mamo – w tych wszystkich podróżach, które mnie przesyciły, stęskniłem się do tych drogich miejsc, których już nie porzucę. – – O! to się pokaże – dotąd nie zbawiłaby mnie wiara moja…. Zasłużyłem na to – ale dziś znam ten świat, którego tak pragnąłem, i ludzi także – wyznaję, że ich mam dosyć – lepszych ani gorszych, mędrszych ani głupszych już nie poznam – do tego smutno wyrzec – ale ty mamo, jesteś dziś jedynym moim przyjacielem – miałem ich za wiele – a tylko jednego mieć można. – Więc takie wrażenia przynosisz z szerokiego świata, który zwiedziłeś chciwie i badawczo? Moje drogie dziecię… Za tobą zawsze tęskniłem, droga mamo – (klęka u jej nóg) ty we wszystkich burzach byłaś moim aniołem stróżem. Tobie ode mnie życie się należy. – – O! mój chłopcze, aniołowie stróże mogą być tylko młodzi…. A – rozumiem – Mój synu, nie krepowałam cię nigdy i w niczem, nie byłam egoistką, wcześnie uczyłam cię myśleć i chcieć – ufając, że reszty dopełni uczucie twoje – i nie zawiodłam się – ufność i miłość twoja są dziś moją nagrodą – ale nie pojmuję, jak w sercu twojem, tyle gorącem i młodem, dotąd nie powstała potrzeba jakiegoś wyłącznego uczucia. – Wiesz, że cię mam jednego; jakikolwiek byłby twój wybór, byle mi dał rękojmię twej pomyślności, pobłogosławiłabym go cała duszą. Tak, tylko dziś brakuje do tego malej rzeczy, to jest, żebym nad moją matkę nikogo nie mógł i nie chciał ukochać – a do tego – wybacz mi, (całując ją w ręce), ale nie wierzę niestety, by ideały chodziły w spódnicach. – – Złośniku, możesz być ukarany. – Widziałem tyle – tyle kobiet – bywałem bałamucony i bałamuciłem się, na szczęście nigdy nie bałamuciłem nikogo, dla tego trochę szacunku dla ciebie jest mi najmilszą z pozostałych trofea – czułem nieraz potrzebę kochania, tęsknotę za czymś wyższem, co każdy człowiek niezezwierzęcony zwie ideałem swoim, ale prawdziwie i silnie nigdy nie kochałem – czasem żartowałem uczuciem i z uczucia, i dziś za pokutę jestem sceptykiem, a choć młody, starym racjonalistą! – a! tak to tak w naszej epoce: nie wierzę w spotkanie tego, co niegdyś ideałem moim marzyłem – wina może nie całkiem moja – pragnę nadal żyć dla ciebie matko, służyć społeczeństwu jak i czem będzie można, w nauce znaleźć resztą wielką niezapełnionych głębi – ale uczuciu tego, co dziś jako syn dla ciebie czuję, nic nie zrówna – a! Dotąd po całych latach zostawiałem cię samą – odtąd pragnę być sługą i synem twoim. Dziecko twego ojca! Niewiara twoja mnie smuci, nie wierzysz w uczucie kobiety; gdyby twój ojciec powstał, rozbiłby twoja niewiarę. Tak – ale prócz ciebie matko, nie widziałem nikogo, podobnej nawet. Wymagacie bardzo wiele, nieobrachowawszy się z sobą; nie wierzycie w trwałość uczucia kobiecego, bo w własną nie zawsze uwierzyć możecie – ale to rzecz przeznaczenia. Co to za pismo? To – zapomniałam ci powiedzieć – ach! I coś dziwnego, że po długich dwóch latach niewidzenia niejedno wyszło mi z myśli, gdym ciebie obaczyła – to nowa znajomość, a raczej bardzo stara. Jak to? Kobieta wiekowa miałaby to delikatne pismo? Bynajmniej – stara bo ufna, nie tak dawna, jak serdeczna. – Wiesz, jak trudne w moim wieku nowe znajomości: tej zimy wszelako natrafiłam na młodą kobietę, która zainteresowała mnie i wzbudziła moje współczucie wyjątkowością swego położenia, – przylgnęła do mnie, i zaufała mi jakoś mimowolnie, coraz to więcej przywiązywała się do mnie, i nie wiem jak to się stało, że była codziennym moim gościem – jaki powab mógł ten młody umysł znaleźć w towarzystwie starej i znużonej jak ja kobiety – nie wiem – nie mogłam przypisać tego memu rozumowi – przypisałam więc sercu, które się sercem płaci – i skończyło się tem, że mnie matką nazwała, a ja w końcu bez niej być nie mogłam. – Gdym opuszczała na lato stolicę, prosiła mnie, bym jej na czas jakiś do siebie przyjechać pozwoliła, – i pisze mi, że lada dzień się wybiera; list się spóźnił i może być lada chwila – ale może to twoją mizantropię razi, – gotowam odprosić – by żadnej przykrości…. O nie! Nie! Droga mamo, któżby nie pragnął poznać miłej i ładnej Polki?... To dziwne – wszak każde odwiedziny były ci natrętne? – przejrzyj list a poznasz choć profil tej duszy…. „Droga Pani! Nabyłam prawa do twego serca, ty do mnie całej. Z poczciwego dziecka podniosłaś mnie do godności polskiej kobiety, czuję, com tobie winna – i dlatego mówię otwarcie jak dziecko z tobą, bo nie mam nikogo prócz ciebie. – Jednostajność miasta, świata i jego form zmęczyła mnie już nadto, mam mnóstwo wielbicieli, ani jednego człowieka, potrzebująca choć jednego serca, co by mnie jak twoje po macierzyńsku wsparło i przygarnęło; ośmielam się korzystać z twego pozwolenia, droga pani, i przybywam na część lata. – Moja konna jazda, co mi proszę wybaczyć, zrobiła wielkie sukcesa – zresztą mnie godnego wzmianki, zestarzałam się bardzo. Czuję się bardzo osamotniona, ale pomówimy o tem nad tym Bohem rusałczanym, o którym tyle marzyłam!!...” Moja mamo, daruj mi ten list!... Ho! ho! ho! Cóż się to z nami dzieje? Pan, co nie wierzyłeś w spotkanie kobiety sobie podobnej…. Ha! Kiedy tak, to powiem ci, że was od dawna miałam na myśli. O, co w to – to nie wierzę – list prawie każdej kobiety jest fatą morganą jej istoty – mogę wiele powabu znaleźć w jej obcowaniu – ale kochać?... ha! ha!... ja zakochany, marzący po księżycu!... – tylko spotkał kogoś zupełnie nowego, niewidzianego dotąd…. Jesteś poetycznym racjonalistą, to ma dwie strony. – Los jej równie oryginalny jak życie. – Szesnastoletnią dziewczyną wydana przez ojca despotę za starca. Za starca, z tradycją osiemnastego wieku, który pragnął jak najdłużej dzieckiem ją zachować, dogadzał jej i nadskakiwał, jak dziadek wnuczce. – W miesiąc po ślubie umarł jej ojciec, w rok utraciła męża, przy którym płakała, jak wnuczka za dziadkiem, bo dobrym był dla niej, i umarł, zostawiając ja panną wielkiego imienia i majątku – których nie potrzebowała mając własne. – Piękna, szlachetna, w pączku już miała umysł niepospolity, miała już paść ofiarą pochlebstw, oszczerstw i chciwości ludzkiej, kiedy ją spotkałam, a wkrótce pod pozorem żałoby obrała na czas jakiś dom mój za mieszkanie. Powiedziano, że jest zakochaną, gdy się usunęła od ludzi. – Korzystając z tego, starałam się nieraz podsunąć jej dobrą książkę, obudzić potrzebę pracy i celu życia, poczucie powinności – to wszystko miała już z natury, tylko pot5rąciłam te struny, a czysto oddźwiękły – polubiła naukę, ukochała literaturę naszą i poetów, poczuła się kobietą – Polką. – Z całą siłą obudziła się w niej miłość ojczyzny, którą każda z nas podwójnie czuje, aż do zrzucenia jarzma, każda na świat przynosi i z życiem tylko dzieciom przekazuje – bo bez tego, jak bez oddychania, żyć niepodobna. O tobie nie mówiłam jej nigdy – zaledwo wie, że mam syna, co podróżuje – ale gdy cię tu zastanie – – nie pomyślałam nad tem… niepodobna byś znowu odjeżdżał – tyś mi przede wszystkiemi drogi!... Zapewne – to niepodobna – to by jej mogło zaszkodzić… ale – gdyby na przykład – (myśli) a!... moja mamo! nęci mnie pewien pomysł – wiesz, żem sceptyk – chcąc osądzić i przeniknąć jej istotę, udam, żem ślepy – – nie zwróci na mnie uwagi, i tak poznam ją najlepiej…. Nie pozwalam… Przebiorę się za dawnego nauczyciela tej szkółki, który ociemniał i tu z waszej łaski żyje – wybornie! Nie pozwalam! Z takimi rzeczami nie godzi się żartować, to mogłoby mi jej serce odstręczyć. – Ale nie! nie! Mamo! nigdy nie zrobiłem ci żadnej przykrości, tak rzadko o co prosiłem – to pierwszy z moich figlów, tak mi się plan mój składa… żalisz się, żem smutny, przysięgam, że wesół będę jak nigdy – lecz tylko na ten raz… mamo droga…. Ha, widzę, żem słabą matką – wymogłeś na mnie lecz pod warunkiem, by odpowiedzialność w razie złych skutków, cała moją była…. Ten pierścionek oddala mi dawniej, zapewniając, że go bez mojej rady nikomu nie odda – rozumiemy się!... Przypuśćmy – więc ja – zakochany, jak upiór rozmawiający z księżycem nad wodospadami… błagający, by przeszły przez płomienie serca mego … a! to wyśmienite! – Może to mieć i poważną stronę swoją, dla tego jedynie przystaję…. To ona!... coś dziwnego mi się dzieje!... jak sarna wyskoczyła z pojazdu – po raz pierwszy zbiegnąć i ręki jej podać nie mogę. Zaraz, co za gracja!... taka niepospolita powierzchowność…. Idźże!... Zaraz – zaraz. A! witajcie! Moja droga! dziecko ty moje! Rok minął – droga pani! I ja tutaj? – nie wierzę sobie sama, tak tu uroczo w tej ustroni, że dotąd snem mi się zdaje. – Nie mogę się tobą nacieszyć. – Nie moje dziecię, zastępowałam – zastępować matkę można, zastąpić ją – nigdy! Czuję to, bo i mnie ją zastępowano, ale mi jej nikt nie zastąpił – ale spocznij – rozgość się nieco – to gorąco musiało cię bardzo znużyć. O nie – w nocy spałam wybornie w pojeździe, a do dnia obudziłam się już tu, nad samym Bohem, którego oczerety ozłacał właśnie wschód słońca… wtedy pojęłam słowa poety: „I mnie matką Ukraina.” Dopiero dziś doszedł mnie list twój – piszesz mi, żeś się zestarzała – moje ty stare dziecko – wyglądasz jak pączek leśny… Bogu dzięki, że ze szklarni miejskich – od czasu jak zaczęłam myśleć nad sobą, wszystko co mnie bawiło, zaczęło mnie nudzić, świetność balów i stroje straciły swoje powaby, wizyty męczyły mnie, szczebiotanie płytkich próżniaków stało mi się nieznośne – jednej operze dochowałam wiary – świat ogadał mnie, żem zakochana – w istocie zakochałam się w tajemnicach myśli i natury i zatęskniłam do szlachetniejszego świata… ciekawość przyjaciółek i domysły konkurentów wypłoszyły mnie z miasta, tu w ciszy będę dalej kształcić się, myśleć i pracować. Ostrożnie z ogniem – uważaj, byś nie straciła głównego wdzięku i nitki w życiu, jego celu – byś nie zasłabła na literatkę z profesji; uważam, że pewne brawowanie wyrobiło się w tobie – to mnie trwoży – cel w naszem życiu główny jest: uszczęśliwiając być szczęśliwą – reszta pomocą, ozdobą i środkiem w życiu – uważaj, by w głębinach wiedzy, której szlachetny głód cię pali, nie zatopić wiośnianych instynktów serca, która żywo czuje, które kiedyś – ukocha… Kiedyś … dziwnie mi wygląda – dziś dalszam od tego niż kiedykolwiek – rękę oddałam bez namysłu memu mężowi, przywiązałam się do niego, opłakałam go serdecznie, ale kochałam go tylko przez wdzięczność, a tego wielkiego uczucia, o jakim myślałam, nie czułam nigdy – dziś nie wierzę, bym je kiedykolwiek czuć mogła (z zamyśleniem) – może mnie świat już niegodną tego uczcił…. Ale to dziki temat – co to za książka?... Syna?... Tak – ten latawiec od ukończenia szkół podróżuje i przysyła mi szkice swoich wrażeń; najmilsza wiadomość jednak, jaką mi przysłał, jest ta, że im dłużej świat zwiedza, tem szczęśliwszy i dumniejszy, że jest polakiem. O – widać, że jest synem swojej matki – pozwoli pani ten zeszyt – tyle marzyłam o tatrach – a wstydzę się, że ich dotąd nie widziałam – (przeglądając) co za łatwość, co za obrazowość – wszędzie –małym środkiem osiąga cel wielki. – Zdaje mi się, że słyszę szum sosen w chmurach, zestrojony z szumem wodospadów, grzmiących po skalach, w dymiące otchłanie – przepiszę sobie ten ustęp, szkoda prawdziwie, że to dyletant… a! ta dylatanterya!... Co to? Znajome mi akordy – tyle czucia – pani ma artystę w domu? Ślepy!... Tak – ubogi chłopiec, który lat kilka, ukończywszy nauki, pracował nad dziećmi wiejskiemi w naszej szkółce, a czytając przy tem po nocach, wzrok utracił. – Niedawno ociemniał, a jako przyjaciel i współuczeń mego syna przyjął gościnność w jego domu. O! Biedny człowiek – te akordy – to niepospolity artysta: O gdyby oczy moje Ta pieśń… jedna z moich najulubieńszych!... nie śpiewam jej od utraty mego męża – ano spróbuję drugą strofę – czy go to zdziwi?... poznamy się w pieśni…. O mój miły, gdybym śmiała Prześlicznie moja droga –wyobrażam sobie jego zdziwienie – odśpiewałaś to jak skowronek, i oczarować go musiałaś. Teraz strofy podwójne. A więc chodźmy dłonią w dłoni, Patrz mi w oczy!... Nikt mnie tu nie mógł milej przywitać, jak ta piosenka – niegdyś nuciłam ją dzieckiem, nie rozumiejąc jej prawie, dziś śpiewam z jakąś dziwną tęsknotą… z uczuciem jakiejś próżni w sobie… przeszłość moja już za mną. – – Pomówiemy o tem – chodź do ogrodu – pokażę ci z bliska nasz Boh, a Bohowi naszą Rusałkę…. Chodźmy – ale pani pozwoli tę książkę… W istocie trzeba by być ślepym… (przeciera oczy) co mi jest? Czy to ja, czy nie ja… to boska istota!… Dziwne – wczoraj jeszcze skończyłam tę podróż, a dziś znowu ją zaczęłam – ależ ta obrazowość – te myśli, to talent granitowy, w którym są żyły prawdziwego geniuszu…. Co za zarozumiałość! Zdaje mi się, jakby dusza bardzo mi pokrewna ją utworzyła! Pragnęłabym go kiedyś spotkać! To mój człowiek – jeśli nie mam zbytku dobrej opinii o sobie, to tego jednego bać bym się powinna, – czuję niebezpieczeństwo. – – Coraz smutniej mi na tym świecie, pełnym zgiełku i szumu – w sercu pusto – ta potrzeba kochania czegoś , przywiązania się, jest klęską, a zarazem rozkoszą każdej kobiety… natura tego powoju, co sam nie może ro0ść ku niebu…. Ach! To ten nieszczęśliwy! Jaki on piękny… i on ślepy!... czegóż bym nie uczyniła, by przewidział… te włosy tak mu na to czoło spadają… co za szlachetna postać… on błądzi… trzeba mu pomóc – Tędy, tędy – ja panu pomogę. Wiem, że zadziwiam pana. – To nic – to siostra, chcąca pomóc bliźniemu, Jestem przyjaciółką choć młodszą, Pułkownikowej, którą uwielbiam, kocham i szanuję jak matkę, wiem od niej o panu, jego pracach i nieszczęściu… boleję nad niedolą użytecznego ziomka – a mam już dla pana wdzięczność za miłą chwilę, którą mi sprawiłeś. Ja – pani? Tak – tą pieśnią, którą znałam i lubię od dawna. To głos pani mi pomógł – przemówił mi do duszy tak, że się w niej zrobiło jasno jak o świcie zorzy – wybacz pani. Pan niemniej wrażenia uczyniłeś na mnie, – w śpiewie przeczułam duszę, która musiała wiele cierpieć, albo spotykać cierpienie, widzę pana raz pierwszy, a to współczucie tak nas zbliża, że zdaje mi się znać pana. – Oddałabym panu moje oczy, byleś widział. . . . Pani!... żart ten tylko tobie przebaczam. Nie żartuje w ten sposób, powtarzam, że bym je panu oddała, byleś mógł widzieć… (hamując się) byleś mógł… uczyć dalej dzieci, to taki wielki zawód – oto chłodnik, tu ławka – ale pan przyszedłeś tu po ciszę – a ja zawadzam – nim odejdę uzbieram panu trochę kwiatów – Pan musi je znać po woni… to fiołek – to konwalia – to jaśmin – to róża. O! znam kolory tych kwiatów – oślepłem późno – dzięki! Ale niech mi pani mówi o naturze – głos pani tak mile mnie przenika…. Dobrze – w naturze cicho jak w nas. Tak – choć nieraz w głębi śpi burza. – Ani chmurki na niebie – słońce już wysoko – chór skrzydlaty odzywa się wesoło – w błękitach nad stepami dzwonią skowronki, drzewa stoją w cichości – nad falistą gierlandą kwiatów drży ruchoma gierlanda motyli… to cisz chwili południowej – tylko dzwon cerkiewny ozwał się nad stepami. I Boh nasz rusałczany szumi i wije się wśród dzikich oczeretów…. Ten daleki szum Bohu, co spada z pod młynka, przypomina mi Dunajec w Tatrach moich…. Pan zna Tatry? – tylko co pożarłam wspomnienia po nich przez syna Pułkownikowej – niech mi pan mówi o Tatrach…. Moje słowo za ciasna ramą dla tych obrazów. – Zna pan pięć stawów? Jaki jest charakter ich?... Niech pani sobie wyobrazi przyszła dolinę Jozafat – przestwór dzikości – w ogromnej przestrzeni, złożonej ze skał rozwalonych – poszarpanych w harmonijnym nieładzie chaosu, - drzewo, ni ptak, ni chwast nie żyje w tej dolinie grozy śmiertelnej – na bryłach bryły, a na bryłach bryły na bryłach, wielkie, szerokie, jak gruzy Babelu, jakby czekały, by myśl jaka w nich wyryć… wśród tych chaotycznych przestrzeni kamiennych pięć zwierciadlanych stawów, czystych jak pierwsza miłość, cichych, jak prawe sumienie – tylko skały i gwiazdy w nich kąpią czoła – czasem jaki orzeł nadpłynie błękitem, krzyknie przerażony i znika w nieskończonościach bezbrzeżnych, skąd żeglował – stawy te łączą się z sobą, leżąc jeden niżej drugiego – aż masa wód ich razem połączona grzmi po stromych biodrach skał, jak z wieżyc odwiecznych, w dymiącą otchłań Siklawy; – o ile w górze nad spadem dziko i martwo, o tyle spadając w dół rozbija się piana o puchy zieloności i górskich kwiatów, skąd wąwozem kwiecistym dalej niewstrzymana, jak myśl ze świata materyi w świat ducha – w każdej z tęcz tego wodospadu czuć arcydzieło Stwórcy, któremu słowo doczesną mogiłą…. Czuję! Widzę!... ależ… podobny obraz znalazłam w tych podróżach. Pisaliśmy je prawie razem – jesteśmy tak zbliżeni, że nas za jednego człowieka brać można. Szczęśliwi!... (po pauzie) I pan straciłeś oczy! – czyż nie lepiej, gdybym ja je była straciła. Co za bluźnierstwo! Któż bardziej, jak kobieta z duszą pani, potrzebny jest dzisiejszemu społeczeństwu? Skoro pani spotka człowieka… który… cię będzie godzien… A!.... co mi jest… oszalałam?... czy to sen?... straszny sen! Stało się!... Dzięki. – – Pan już dawno przestał czytać? – Od – kilku – lat…. W jakim kierunku pan głównie dla siebie pracowałeś? Z powołania byłem nauczycielem – obok tego dzieje zbiorowe miały dla mnie demoniczny powab – starałem się przytem zawsze poczuwać stanowisko Polski w dziejach powszechnych – później wielki kosmos natury dał mi do tego tło w naukach przyrodzonych, filozofia życia dorzuciła jeszcze kilka cichych pewników, sztuka kilka kwiatów, za któremi śledząc, rzuciłem się namiętnie w świat grecki, na końcu którego czarowała mnie ostatnia… postać nieśmiertelnego Byrona… ale wypłynąłem i stamtąd, ukochałem nade wszystko literaturę i dzieje nasze, bacząc na ich stanowisko i powołanie w przyszłości…. A średnie wieki miały dla pana wiele powabu?... Tak – ale mimo bohaterskości ich, mimo myśli, co powlekła tłumy zachodu pod mury Jeruzalem, mimo tumów gotyckich, rycerstwa, wdzięku dam…(ile że pani widzieć nie mogę…) mimo ich czaru całego, nie pragnąłbym ich powrotu. A – mnie szkoda średnich wieków, bo je ukochałam. Choćby Tasso! O wdzięku niewieści! Pani przegląda jakąś drugą książkę?... Keapseak z kobietami Shakespeara. Lękam się Keapspeaków dla pań. Jak to? Wpatrując się w te typy idealizowane, młode dusze pozbywają się własnej indywidualności, woni i pieśni przyrodzonej, i czasem dochodzą aż do artystycznej kokieterii…. Nie poczuwam się do tego – gdyby pan miał oczy, widziałby pan, żem nie straciłam typu, jaki mi Pan Bug dał, – Keapseaki rzadko mi dogadzają, całe moje szczęście, że czytam wielkiego Williama, którego trzymam na kolanach, choć taki wielki. Zaczyna od dziewicy Orleańskiej. Podziwiam epopeję dramatyczną Henryków, ale Joanny po angielsku nienawidzę – to Achillesowa pięta mistrza, – choć tak potężnie znać lwi pazur w tym typie czarownicy. Zgoda na to. Dalej Julinetta, bardzo ją pan uwielbia? Nie do entuzjazmu – ale nikt jej lepiej nie pojął – podziwiam zwłaszcza oddanie obojętności, z jaką gotowa jest iść za mąż, nim ujrzała Romea, a potęgę boleści i odwagę po jego poznaniu. To samo myślałam. – Dalej Jesica. Jako sztuffaggio dziewczęcia lekkiego – mam jednak wstręt do tego typu. A – jużci Kordelia! To niebieska tajemnica na ziemi!... Kordelia i Marquis Poza to moje dwie najmilsze gwiazdy na niebie poezji…. Może nie mam słuszności, ale dla mnie tylko Desdemona!... ta kobieta wyższa nad pospolite formy świata, w którym wzrosła, zdolna zająć się człowiekiem, który zaimponował jej zasługą i nieszczęściem, brawująca wszystko dla niego, kochająca do ostatka i tryumfująca nadludzkim przebaczeniem…. Jestem zwyciężony. – A – pani gdybyś spotkała takiego Otella, któryby w życiu postradał wiele, lecz serce zachował młode i gotowe do ofiar – człowieka ubogiego – nieszczęśliwego. Z rozkoszą podzieliłabym jego nieszczęście, którego by tem samem dla nas nie było! Pani mnie nie pojmuje… wybacz pani…. I tak nieszczęśliwy, nie śmiałby podnieść oczu… aż… do pani… Ha!... pan byś… Cenię nieśmiałość ubogiego – komu innemu nie odsłoniłabym, co się w duszy mej dzieje… ale pańskie oczy, pańskie ubóstwo… A któż pani powiedział, że nieśmiałość ubogiego pozbawia go dumy? Mój panie… Ha! Ja już nic nie wiem, tylko, ze panią kocham! Kocham! Kocham! Ha! Stało się! Wstań – odtąd jesteśmy swoi, prowadzić cię będę, mówić o świecie, a ty mnie o tajemnicach duszy twojej – kocham cię – nie lękam się niczego – wytrwam – (gorąco) o czemu nie jestem ciemną! Kiedy ty ślepym jesteś!... Olgo!... Olgo!... jeszcze słowo!... przebacz – mam wyznać. – – – Wstań – Pułkownikowa – jak ja jej powiem? – – Moja Olgo, chodźmy się przejść, dosyć czytałaś. Dobrze, tylko zarzucę coś cieplejszego. Ta – albo żadna. Przyrzekła ślepemu? Tak!... Ach!... widzę, że miłość ślepa… strach mnie bierze, jak jej to odkryć, cale uczucie mogłoby prysnąć o ten wymysł, mówiłam ci: „Nie zartuj z ogniem”… sama nie wiem…. Chodźmy – mam pani tyle – tyle powiedzieć…. O cudna istota i jaż cię godzien byłem? Ja śmiałem cię okłamać, a ty za to ukochałaś – ślepego?... mniemane ubóstwo i nieszczęście gotowa dzielić z uśmiechem?... Boże mój, teraz przewidziałem, dotąd byłem ciemny. – Wątpiłem i jestem ukarany – a – po cóż idą ku tej kładce nad rzeką – mogą łatwo stracić równowagę – matka chce przejść – Olga ją wyprzedza – tam młyńskie koła! Weszła – och ! chwieje się … traci przytomność… Wzniosła rękę… spadnie! Ha!... Dzięki Ci wielki Boże!... Mój wybawca… (zrywając się) ha!... Co to jest… on nie ślepy?... On nie ślepy?... O tak – ślepy miłością – przebacz mu to kłamstwo, z miłości której nie wierzył, bo nie znał ciebie – upokorzenie karą za to wątpienie, a daruj mu, gdy ci wyznam, ja, słaba matka, że to Edmund, syn mój!... Na kolanach wyznaję moją winę – sędzio mój wspaniały!... Pan mogłeś… (Długie milczenie.) On – nie ślepy!... Uszczęśliw go!... A przez niego – ciebie! Takiego dnia wam życzę wszystkie matki! Polały się łzy me czyste – rzęsiste –
Ay! que vida tan amarga!...[14]
Łza mi się do oka ciśnie, kiedy się zadumam nad zbiorowym strumieniem codziennych łez całej ludzkości. – Pędzą one mętne i krwawe w różnych kierunkach, gorzkie, gwałtowne, spienione i jasne, jak perły rosy wieczornej i brylanty poranne, rozsiane przed wschodem słońca po kwiatach doliny – jak srebrne kryształów zdroje płyną po modrych łożach bławatów, a zawsze pędzą na przód, naprzód! Porywają i wloką ludzi prądem swym – namiętnie, ale naprzód! Nawalnie, jak z oberwanej chmury, szarpią się po bryłach skalistych namiętności i samolubstwa, ale przejrzystym postępu strumieniem, dalej szumią dziko i gwałtownym wodospadem, którego echo kona w przepaści dziejów, grzmią z stromych wieżyc fatum czarnego, z szczytów poświęceń i wysileń, czy z szczytów zbrodni, spadają w przepaść przyszłości, i grzmotem skargi spienionej, od którego uciekali Bogowie wszyscy, przed którym drży natura w posadach swoich, a któremu tylko naga, odarta, śnieżna prawda stoi, boleści szczytów, zwierzają otchłaniom!... A kiedy gwiazda nadziei zadrży nad tą otchłanią strumienia, to szumi gwałtowniej i leci weselej, ale tylko obraz jej chwilowo odstrzeli, – lecz kiedy słońce miłości na spieniony, strącający się strumień, ten łez ludzkości, ciśnie garść promieni i zagra niemi w ich głębiach ciemnych, z odmętów ich sturamiennych, grzmiących, wytryska tęcza drżąca i dziewicza, żeniąca przepaść bez dna z brzegami wieczności, cudnym mostem otchłani, po którym przechodzi na ziemię anioł, – anioł poezyi…. On harfę miał złotą, struny z promieni słońc i jęków świata, z woni róż i radości czystych sumień po dobrym uczynku, z hymnu przebaczenia i z ryku Oceanu były przędzione, – ruszył je akordem życia, a harfa zagrała ku mnie: Za to żeś umiał się rozpłakać nad nędzą nieprzyjaciela, nad cierpieniem jednego człowieka – doznaj szczęścia bolesnego rozpłakania się nad strumieniem łez, co płyną z mąk całej ludzkości, cierpiącej w walce pochodu, na wielkim krzyżu przyszłości. . . . . Wsłuchaj się w strumień ten od kolebki dziejów aż do wrót wieczności, a jeśli ci nie pęknie serce, zmieść w nim ich ból, posłuchaj muzyki zdroju tego, co gra dzikszą melodią niż wiejące na sąd skrzydła wszystkich archaniołów, niż gdyby Niagara przeskakiwała Alpy i leciała po schodach piramid ku oceanowi szalonemu…. I wytężyłem drżąc żądzą nieśmiertelną, za ta arfą ramiona, jak skrzydeł dwoje do lotu – I rzucił mi arfę tę anioł, jak kochankę w objęcie, a siadając nad urwiskiem szumiącego strumienia, rzekł głosem wielkim: „Wsłuchaj się tęskny bracie w strumień ten, rozróżnij łzy te po ich wartości czystej i garść ich w przestrzeń wyrzuć przed oczy ludzkie, zanim popłyną dalej, w krainę ideału i wieczności.” – I z arfą padłem na skale mojej nad morzem – i szyba cichego błękitu fal, oddychającego w bezkońcach modrych, była tylko przede mną, a szyba cichego błękitu rozwartego jak bezbrzeżna pierś Boga! Była tylko nade mną! I lezę nad morzem z arfa mą złota, a życiem stroję ją na Oceanu ton..!. I w skałę uderzam piersią krwawą, jak łabędź ranny, i wołam u ujścia łez w Ocean wieków, która łza najczystsza w Oceanie ludzkości?... Najjaśniej gwieździ mi ta, o którą modli się na progu rozpaczy człowiek, z źrenicą suchą, a której już wymodlić nie może, bo piekło geniuszu i miłości pali pierś jego wulkanem, a nim piorunem trysnęłaby w świat myśl jego, myśl tę męstwem boleści zrodzoną, zgasiłaby może wymodlona suchą źrenicą łza niewieściej pociechy!... Dalej piersi płomienna! Żegluj korabiem dobrej woli, naprzód! Nie cofaj się nigdy, i zadaj kłam przemocy najpiekielniejszej!... Dalej – – – widzę łzę rzewną, jasną nad gwiazdy nocy wschodniej – to łza żalu grzesznika! Peri uniosła cię, jako hasło niebieskie – a z liców Maryi Magdaleny opadłaś na lica fiołka schylone…. I ujrzałem w powodzi pereł czystych łzę sieroty płaczącej na grobach; na licu jej bladem jak opłatek, drżała jaśniejsza niż ta, którą obok całowało zachodnie słońce w kielichu lilii, strojniejszej od Salomona…. I cichy anioł macierzyństwa spłynął po ramieniu księżycowym i zcałował z lica sieroty łzę, co była czystsza niż ta, która z źrenic jego opadła w pierś jej balsamem pociechy, jak kielich wonny lilii białej…. I szumią dalej dziwną, smętną harmonia bieżące fale Kokytu szlochem – ileż milionów w nich łez!... a najpiękniejsze te, co płyną niewidzialne, w ciemnościach nocy, w cieniu więzień, w cichości poświęcenia, w mękach tworzenia i w niemej rozkoszy ofiar bezimiennych!... Patrzcie, oto jak w kalejdoskopie dziejów błyszczą razem łzy ludzkie – girlandami komet rozpadają się i łączą w przestrzeniach błękitu…. Oto łza pierwsza Ewy nad śpiącym Kainem, co zgasiła jej uśmiech ostatni – i łza jej ostatnia nad ciałem Abla, co wywołała znowu uśmiech pierwszy – rozpaczy!... bo związek łzy i uśmiechu jest ciągły, – z harmonii w dysonans, z dysonansu w harmonią płynie! Bo radość jest matką boleści, a boleść matką radości…. Dalej jak wielkie kryształy błyszczą łzy wielkich – a później jednak ujrzemy, że łzy ciche maluczkich i jaśniejsze i „żyźniejsze!” Mimo stóp przepłynęła mi łza Aleksandra Wielkiego, gdy słysząc od Arystotelesa, że są insze światy po za naszym światem, płakał z żalu, że tych wszystkich światów zdobyć nie może!... I łza Cezara nad głową Pompejusza, i ostatnia łza Annibala, złączona z łzą Maryusza nad gruzami Kartagi! Łza Peryklesa nad stosami synów. I jedna łza Cornelii, matki Grachów, łza sztuczna Kleopatry w niewoli, dalej łza Karola Wielkiego w melancholijnej starości, gdy z okna patrzał na łódki Normandów!... I łza ostatnia Napoleona I, całującego synka swego!... Wielkie one wszystkie, ale nikną przy łzach cichych cierpień, jak perły korony przy perłach łąk. . . . W źrenicach Ewy poczęło się źródło łez ludzkich; stamtąd ich strumień szumi gwałtownie i jęczy czyścowo!... Tu Abraham rzuca łzę przerażenia na stos Izaaka, ale gotów!... Tam Dawid heban arfy swojej osadza perłami, dobytemi z źrenic swoich!... A wreszcie Jeremi z chórem wyjących w niebogłosy Żydów, łkając, zawodzi głosami Hioba, cięższymi niż boleść Hioba!... W błękitnym świecie Hellady łza jest przypadkiem: pojawia się chyba w oku Priamów… płacze chyba Kasandry uśmiechem – W świecie Indyjskim jest perłą świetlaną, którą się rzuca na stos lub ołtarz – w świecie Perskim uroczystością, strasznym gościem w przybytkach Dariuszów i Kserksesów, błyskawicą na licu Mirzy Szaffy…[15] w świecie Egipskim stała się niemą rozmową głazów, i uśmiechem boskiej, niemal Izydy, choć się jej u ludzi wszędzie domyślać należy – w świecie Etruskim tajemniczo spływa prędko otarta, a nieraz pochłania ją groźna boleść, w świecie Rzymskim tryska łatwo i namiętnie, jak źródło strumienia, w Germańskim zjawia się u niewiast, ale już tylko w rozpaczy, w Słowiańskim jest towarzyszką i pocieszycielką ludzką, a pieśń nią przesiąkła i stała się łzawą, jak dumka i mazurek…. W sarmackim świecie i dotąd u nas pewien pudor [16] łzę okrywał; jest w tem coś bardzo poważnego i głębokiego; przeciwnie na Zachodzie mężczyzna płaczący jest rzeczą zwyczajną i niewstydliwą – W świecie chrześcijańskim łza stała się jakby zadatkiem życia przyszłego – i okna kolorowe gotyckich katedr średniowiecznych zdają się być odbiciem tęczy łez całej ludzkości!... I znów błyska łza więźnia w samotnej nocy, pod ziemią przez sen spłakana, kiedy mu się okolica rodzinna i dzwon wioski, i woń siana i lasów szum, młodość marząca, dolina jasna i postać dziewicza, których nigdy – nie ujrzy…. daleko…. daleko…. przyśniły!... Oto łza matki, błogosławiącej syna do boju!... I chór matek na pobojowiskach Polski i Litwy, łzy ich krwawsze za dni Murawiewa [17] niż za dni Heroda! Oto łza ojca nad poległym bohaterem! Łzy spłakane uroczyście są relikwiami życia, o ile lada czego sponiewierane rodzajem hańby, – dlatego przeciwstawiamy łzę bohatera i łzę mazgaja, lub sentymentalne wybuchy kaprysu! Tu pozwolimy sobie, dla czytelników muzykalnych, pociągnąć mała paralelę pomiędzy pojęciem artystyczny nem tej chwili żalu, (którą zresztą każdy „człowiek” odczuł w głębi własnego serca). Wspomnieliśmy, jak tę chwilę płaczu św. Piotra pojął Ribera, [24] czysty przedstawiciel szkoły hiszpańskiej w malarstwie – oto – patrzymy, jak ja bosko zaklął Bach, przedstawiciel starej muzyki niemieckiej – w swojej muzyce pasyjnej, według św. Jana: Porównaj te dwie wielkości, kochany czytelniku i zabaw z niemi ile chcesz. Ten sam św. Piotr płacze w jego pasji św. Mateusza, ale o ileż inaczej i mniej złośliwie. – W powyższej ryk żalu namiętnego z Ribery obrazu zdaje się zawodzić w tych tonach, których się nie zapomina!... [25] Łzawy i smutny charakter mają i pieśni Beethovena mianowicie jego „pieśni duchowe” (geistige) z tekstem Rückerta, [26] i pieśń jego cudna z tekstem Goethego: „O trocknet nicht Thränen der Liebe!“ [27][28] – ale o ileż światów wyższe od wszystkich w charakterze smętności swojej cudowne „improperya“[29] Palestryny [30] – przy nich wszystko inne ustąpić musi, a dusza ludzka wobec wyrzutu miłości nieskończonej, smętniejsza niż Jan apostoł przy ostatniej wieczerzy, niż Anheli w Sybirze, unosi się na piórach tonów anielskich w światy świetlane, o niemal nie wyższe jak regiony Danta i błękit Fra Angelika!... Na chwilę jeszcze zwróćmy się ku smętności muzyki światowej, kiedy już o „łzie“ śpiewamy – oto piórko ze skrzydeł ptaka fantazyi wschodniej – piosenka arabska, zwana Lahn, bierzemy ja z potocznego dzieła P. Aleksandra Chrystyanowich, o muzyce arabskiej; są one zbierane w tej pięknej książce z pilnością pszczoły, na prawdziwych kwiatach wschodniej ziemi Helas! Il ne sont plus ces hommes, nobles coeurs! Ils avaient soumis la fortune, tout allait en gré de leurs désirs ! – Le temps dans le cours rapide des événements, les a emportée ; ils ont disparu l’un aprés l’autre – Ainsi le temps emporte et anéantit! – – Leur séparation fait pleurer mes yeux, et leur ravit le sommeil – Ah ! la séparation est pleine de larmes quand on aime !...[31] Przychodzą nam tu na myśl także pieśni gminne hiszpańskie, których nuta przeciągła, tęskna i namiętna ma coś powinowatego z naszą Ukrainą. – Niekiedy pomieszał się w niej charakter mauretański z hiszpańskim tak, jak w architekturze gotycyzm z mauretanizmem, stanowiące dziwny zdźwięk obu pierwiastków – i nic oryginalniejszego, jak obok katedry Sewilskiej jej smukła Giralda, jak obok naszej katedry w prześlicznym, a tak mało przez nas znanym, Kamieńcu Podolskim, naszym Gibraltarze, ów śliczny minaret, na którym do dziś unosi się śród błękitu Królowa korony polskiej. – Te sporności za często powtórzone znużyłyby oko, ale czasem są dziwną i oryginalną niespodzianką – tak jak śród starego Toledo, tego Herculanum wieków średnich, owe pyszne Alkazary mauretańskie stojące na biodrach ruchomych skal, wśród których wąwozu przedziera się z rykiem ponurym namiętny Tajo, jak echo skarg mauretańskich…. Albo wśród czarodziejskiej Alhambry, której wdzięki przechodzą wszystko, co stworzyła wschodnia poezja, – kiedy upojony tą architekturą pełną muzyki i mozaik z skrzydełek motylich i kawałków tęczy, w takich akordach barw zestrojonych, przechodzisz z dziedzińca lwów do chodnika mirtów, i z sali Abenserageów do łaźni sułtanek, oczarowany tymi rzeźbami śnieżnego marmuru, który nie do koronek, ale do którego koronki byśmy przyrównali, i kiedy nieustanna harmonia fontann i woń pomarańcz, i woń goździków z brzękiem odległych gitar, z szumem myrtów i laurów tak smętnie zestrojona, wtórzy ci melancholicznie te wieści o cudach, co znikły w przepaści wieków; raptem w dziedzińcu – uderza cię niezupełnie mile, – ale niepodziewanie, pyszny pałac Karola V, będący ostatnim słowem wykwintnego renesansu, a zrujnowany w pysze swojej tak okropnie, że gwiazdy nieba będące dziś cichym sufitem jego pogruchotanych kolumn, przypominają ci znowu ciszę ślicznej ruiny Heidelberskiej – i nasze, nieopisanego wdzięku, relikwie niepoczczonej przeszłości, stojące w gruzach wielkich i cudnych, od Tenczyna do Ostroga, od Czorsztyna do Olsztyna, od Odrzykonia do Lanckorony, od Malborka do Ławry – od Kowna do Orszy!... A tak mało dłoni młodzieńczych, co by z zapałem ująwszy kij pielgrzymi, wytyczyły sobie podróż po kraju od morza do morza, zbadały lud, pomniki, przeszłość, obecność – zdały z nich sprawę przyszłości, i obeznawszy się z Europą, jedno przeciwstawiły drugiemu! Sporność jednak w wzwyż wspomniana w architekturze może łatwiuteńko przejść groblę ładu. – W zestrojeniu bajecznym i dziwnie zgodnem, podziwiałem renesans z gotycyzmem w kościele San Vincente na przedmieściu Belem pod Lizboną – klasztor obok zrujnowany harmonijnie zestraja w sobie gotycyzm, renesans i maurytanizm, nie liczny z szczęśliwych wyjątków. Nigdy zdaniem naszym barbarzyństwo ikonoklastów nie doszło do tej potęgi, co wandalizm Karola V, gdy wśród przepysznej Moszei, [32] tej królowej arcytworów wschodniej fantazyi, w Kordui, kazał wznieść w środku katedrę gotycką. – Piękna ona i niknie wprawdzie w ogromie harmonijnej Moszei, opartej na lesie dziewiczym marmurowych kolumn, lecz to zniszczenie jej środkowej części godne jest burzyciela Rzymu –, czego sam później miał żałować. – Ale wróćmy do łzy i pieśni. – Niepodobna pominąć tu całego smutku i czaru mazurków i piosnek polskich Szopena. On kilka stworzył, kilka z nich obrobił, – ale unoszą się one w bezimiennym wdzięku nad całą polska ziemią – ognikiem kurhanu, babiem latem łąki, motylem i rusałką natury…. Niemniej w tonie smętności rozlanym w całej Halce Moniuszki. Ileż potęgi smutnej pieśni u Schumanna, mianowicie: „Ich grolle nicht!” i w pieśni Schuberta, które w tęsknej melodii zwykle jaśnieją ku słońcu i przechodzą w jakieś tło świetlane, nieskończoności niebiesko uśmiechniętej, jak ostatnie takty Wanderera. Niemniej tęskne są pieśni Pergoleza, [33] zwłaszcza słyszane na wiolonczeli, a cóż wyrzec o pieśniach Roberta Franza, [34] mianowicie cykl z tekstem Waldaua, że wspomniemy tylko „Cmentarz”, tę pieśń gdzie każdy ton czarną krepą przesłonięty, drży rosą łzawą na kwiatach świeżej mogiły. – (Dziwna sporność! – gdy mogiła poczyna być świeżą, żal zwykle przestaje być świeżym.) – Niech nam się godzi jeszcze wspomnieć o jednej z pieśni znanego już w muzycznym świecie młodego wirtuoza wiolonczeli D. Poppera [35] –, pieśń ta do teksu Goethego: „Wer nicht sein Brod mit Thränen ass” [36] – jest uczuciem swojem i żałością, mianowicie przy wierszu: „Der kennt euch nicht, ihr himmlischen Mächte!” na wysokości, a raczej na dnie niezgruntowanem boleści zawartej w tej strofie. – – Tu znowu malarstwo przywodzi nam na myśl pietę z XIV wieku przez Grivelli, pierwiastkowej szkoły włoskiej – tak rozdzierającej boleści nie widzieliśmy w żadnym religijnym obrazie [37]). – Prawda w podobnym stopniu podziwialiśmy ją raz, w fresku Kaulbacha [38] Izis, będącej dla nas najpiękniejszym, najgłębiej przemyślanym z całego berlińskiego Troppenhausu. Oto smętna i miłościwa bogini Egipska, pełna tej ciszy, jaką oniemiały w wiekach wszystkie mumie i sfinksy, w jakiej płaczą skamieniałe Etiopy w ciemnicach piramid swoich…. Matka milczenia i miłości, będąca uszlachetnieniem duchownem Wenery i zidealizowaniem Cerery, a poniekąd śmiemy rzec, przeczuciem madonny, stoi uniesiona na tle jasnego błękitu. – Szata jej o cudownych fałdach falistych kilkoma rzutami mistrzowskiego ołówka stworzona, powiewa i szumieć zda się. Z starą rogatą lirą na klasycznej głowie, a z krzyżem (!) i dwoma pierwiosnkami w jednym ręku, na drugiem trzyma śliczne, wypieszczone dziecię, krew z mlekiem, promieniejące szczęściem dziecinnem, z pulchnym uśmiechem, paluszkiem w buzi i rączką na matce samolubnie rozpartą – obok niej z odwrotnej strony stoi syn pierworodny, o ludzkim kształcie, ale z nałożoną sobie psią głową, według mitu starego. – On także stoi przy niej, ale sierocy i wzgardzony podniósł ku niej psią głowę, o wyrazie niewysłowionej boleści, którą tylko ołówek historiozofa tak oddać może, i z oczu jego ku niej wzbitych kilka gorących łez upada, – że zdaje się wyć: o matko! i ja twój syn, dla czegóż mną gardzisz, i ja cię miłuję! zdejm mi tylko głowę zwierzęcą, którą mi nałożono przemocą ciemności, a pod nią mam ludzką!... i będę człowiekiem!... W oddaniu natchnionem tego mitu, którego każdy duch człowieczy wstydzić się może, wyśpiewał wieszczo mistrz, boleść i łzy wszystkich klas uciśnionych, wszystkich ludzi i myśli ludów jęczących czy ofiarami przesądu, czy niewoli, czy ciemności, czy potwarzy – całą niesłusznie pokrzywdzoną część rodu ludzkiego! Ale miłościwa Izyda nie ma władzy zdjęcia mu tej głowy – zdjęła ją dopiero miłosierna dłoń Chrześcijaństwa!... Od pośredniego związku łzy z pieśnią, z sztuką w ogóle wracamy do bezpośredniego związku jej z życiem. – – Gdyby geniusz zapoznany w dumie swojej płakać potrafił, łza odkupiłaby wiele! – I oto łza dziecka, płaczącego ze złości – i łza dziecka w dostatkach, które okiem smętnem drugiemu dziecku odartemu i osieroconemu podaje jałmużnę…. Nigdzie łza nie jest wybitniejszą jak u ludu – ona jest perłą jego cierniowej korony!... Kto widział pogrzeb wieśniaka, poczuł to dobrze, mówić o tem estetycznie, po dzisiejszemu, nie godzi się!... Jako łza burzy Która na grobach kwitnie tak wesoło, I drzewa mają łzy swoje; posłuchaj, kiedy prastary dąb w rozrzewnieniu szumi nad głową twoja stuletni dramat wspomnień dziejowych, kiedy lipa matrona, której chór pszczół wtóruje, rozrzewni się łzawą epopeją, i z różańca swego spuszcza perły majowe… i kiedy brzoza elegiczna, długiemi warkoczami, przetkanemi w perły rusałczane, na niebieskiej szybie polskiego stawu, w cichą noc zamiata gwiazdy majowe, jak rozżalona nad niemym łabędziem, który krąży cichem, złotem kołem, jak zaczarowane wspomnienie — I kiedy z listków brzęczących jaworów spadają perły rzewne, jak ostatnie łzy rozstania, czy kiedy z szemrzącej topoli nadwiślańskiej spadnie łza cichej skargi, czystsza niż ta, co spadła z liców Maryi Teresy, gdy podpisując rozbiór Polski, zbrodniarka się stawała, która: gdyby była wyrobnicą i skradła trochę zboża lub przędzy, zamknięto by ją ze złodziejami, ale że okradła naród Sobieskich, znalazł się tuzin historyków i filozofów tłomaczących jej położenie. — Wolę niemy a tak wymowny szum borów sosnowych, straszny i uroczysty jak pochód sprawiedliwych dziejów, czystsza ich złota żywica w słońcu zroniona…. Wolę łzę wierzby spróchniałej nad cichą rzeczułką i starej, dzikiej gruszy cmentarnej, co we łzach szumi i furkocze jak sztandar zestrzelany. I pieśni ptasie mają swoje łzy. – Czyś słyszał we mgłach poranku jesiennego nad szuwarami naszemi jęki czajek, jak duszyczek czyśćcowych, i w ołowianem niebie ginący chór żurawi mający coś z skargi emigracyjnej i z tułactwa sztuki, jak ów przeboski chór smutnych pielgrzymów z Tannhäusera, [48] jak symbol dusz wyższych, płynących w świat lepszy, ale z krzykiem boleści, gdy ci pod nogą szeleszczą oszronione, zżółkłe liście jesieni. – – Ileż łez nie wypłacze słowik? – Szopen ma w sobie coś słowiczego, – a słowik coś Szopenowskiego, rzewnego, jak poezja Lenartowicza. Łzę Matki Polki – unieśmiertelnił Grottger w swojej Polonii, gdzie matka przy chowaniu poległych uklękła z boleści nad ciałem syna; [49] niemniej uroczo oddał ją przedstawiając chwilę, gdy wieść nieszczęsną wyczytano w dzienniku; [50] obraz ten tym jest oryginalny zwłaszcza, że prawie wszystkie twarze w nim pozasłaniane, a jednak w każdej postaci tyle boleści rozrzewniającej, a na stole rzucony arkusz z napisem „Czas”, zdaje się być tylko symbolem Nemezys wieków. – U szczytu jednak dla nas stoi pierwsza kartka tego szeregu utworów – Matka z zasłoniętą twarzą, broniona przez trzech synów: [51] obraz ten, co do kreacji, intuicji i potęgi boleści, śmiemy porównać z powrotem z Golgoty Delaroche’a. – [52] W świeżo wyszłej Lituanice, [53] o której tylko wspomniany, bo o niej bez osobnej całości, w tych ciasnych ramach, mówić nie godzi się, talent ziomka naszego [54] przeszedł w fazę geniuszu. – Że wspomniemy tylko z tego szeregu pierwszy i ostatni obraz – Ducha śmierci, przewiewającego nad ciszą zarośli wodnych i prastarych kniei, cienistej Białowieży, i zjawienie się Bogarodzicy Częstochowskiej w podziemiach kopalni. – Niewiasta wysilona męką ducha i ciała, zdaje się być bliską szału i zwątpienia – Królowa Korony Polskiej jawi się przed nią w sukience, od jej ojców danej, i podnosi złamaną świętą męczennicę tak, jak podnosi się na duchu niejedną matkę Polkę, która z mężem poszła dzielić twardy los wygnania, z uśmiechem anioła niosąc te ciernie, o których, jak kolą, wie tylko ten Bóg, co je nosił!... Takim Polkom cześć!... – Obraz ten, równie jak cała nieśmiertelna Lituanica, (ta pierwsza epopeja największego z powstań, którem szczęsne i dumne może być biedne pokolenie nasze), stawiają młodego mistrza nie tylko na czele malarzy, ale i w rzędzie wieszczów, natchnionej miłością świętej sprawy. I zaprawdę, nie mówiąc już o wielkiej stronie estetycznej, ołówek jego nad sto karabinów służyć będzie ojczyźnie!... Straszliwą jest łza starca; ma w sobie coś przenikającego do głębi – straszliwsza człowieka niemego, najstraszliwsza ślepego, – kiedy Belizariusz [55] woła z wypalonymi oczyma w legendzie: „O! gdybym miał łzy!” ten krzyk równa się tylko krzykowi zrozpaczonego człowieka: „O! gdybym mógł się modlić!...” choć już sam krzyk ten był modlitwą!... Straszną jest łza wdowy pokrzywdzonej, i łza wyrobnika równie jak łza murzyna, ale nie mniej straszną, straszniejszą łza człowieka czującego, że mu dano uczuć jakieś dobrodziejstwo, dawniej mu wyświadczone, w sposób obelżywy… Nic smutniejszego jak łza artysty lub wieszcza, który czuje, że już wszystko wyśpiewał, jak smutek człowieka, że już wszystko swoje spełnił, bo jeden szturm był mu milszy, niż wszystkie sny o laurach, jeden piorun milszy, niż wszystkie anielstwa ciszy!... W istocie dwulicowość słowa perfectum, które to dokonanie wyraża, ma w sobie od dawna coś tragicznego, dowodzącego, że nie tu kres człowieka. – Kiedy dążymy do zrobienia czegoś doskonałego, zowiemy to: „perfectum”, ale kiedyśmy już spełnili, to perfectum znacząc rzecz doskonałą, znaczy od tejże chwili rzecz przeszłą, – ale tu zarazem ujęty jest związek nasz z nieskończonością tego świata, – dlatego łza nad ruiną jest łzą względną, jak sama ruina… Podobnie dwuznaczność wielka słowa „virtus”, ta tajemnica wielkości Rzymian, dokąd pamiętali, że cnota męstwem, a męstwo jest cnotą…. Poezya i muzyka postawiły pojęcie łzy na wielkiej wyżynie – prócz Graya, [56] trzej poeci Albionu Byron, [57] Moore [58] i Shelley [59] zostawili poemat o łzie, jak trzy stopniowania boleści. W starożytności wyżej jeszcze o niej śpiewano: „sunt lacrymae rerum….” – a cóż cudowniejszego, jak powyżej zacytowana strofa o łzach i ich związku z człowiekiem, przez nieśmiertelnego Adama! I co smętniejszego, jak łza drogiego nam Bogdana z nutą Moniuszki!... Muzyka niemniej pełną łez bywa, – że tylko wspomnę słowiczość Szopena, Peri [60] i raj Schumanna, które jak sam mówił, pisał krwią swego serca, a nade wszystko łkający psalm Liszta „Super flumina Babilonis”, [61] tę pieśń łabędzią tytanicznego mistrza. – Słyszałem ją raz w kościele – części jej stanowią: arfa, głos niewieści, organy, chwilami skrzypce i niekiedy chór, … poczyna się smętnem wyrzekaniem arfy, której drżące tony, wzlatując wolnym rytmem, porywają w swój świat skarg i żałości, niewieści głos odzywa się jak anioł, wiejący nad ruinami, łzawo się żali aż przechodzi w głośniejsze recitativo, – skrzypce poczynają snuć tony jak przędzione z księżyca i z woni róż, co płaczą na gruzach w jego blasku… a chwilami odzywający się jak z dalekich światów chór, woła „Jaruzalem! Jaruzalem!” Jak głos całego narodu z przepaści wieków, jak westchnienie ludu z niewoli, a każden krzyk stopniowo coraz czystszy, boleśniejszy, aż ostatni wzlata najwyżej i przebija niebiosy… a na ziemi tylko łza zostaje po nim – i zda się ludzie słuchając, płaczą cicho jak kamienie, a kamienie poruszone zdają się płakać – jak ludzie!... I znowu w inne światy porwały mnie łzy ludzkie…. Oto łza Gladyatora konającego samotnie w pustej już arenie, gdy mu na myśl przyszły niwy rodzinne, i matka stara i dzieci… a oto łza zawodu, gorzka jak piołun, na samobójcy mogile, i jeszcze łza brata za siostrą, łza bratniej miłości, a dalej na róży spalonej łza drżąca, spłakana nad kochanki mogiłą… a opodal jej na falistej przestrzeni cmentarza łza wygnańca, który po latach wróciwszy z Sybiru, tam szuka za swojemu!... a jednak bardziej gorzka łza wygnańca, –co kona bez ojczyzny i tylko grudkę ziemi do ust przytula, jak naszych tysiąców tysiące, co mesjaniczne dusze oddali na świadectwo prawdzie nieśmiertelnej, co będzie gwieździć, choć gwiazdy pogasną…. I w odmęcie tym ujrzałem pierwszą, ale i ostatnią razem łzę człowieka, co zawsze śmiał się ze wszystkiego i wszystkich, i łzę jakąś okropną spłakaną za kratą obłąkanych, a dalej łzę dziewiczą, świętą, u kraty klasztornej spadłą, gdy za nią zamknięto drzwi na wieki… i jeszcze łza poczciwego sybaryty, w którym serce nie całkiem zatyło, przy bezłzawości opasłego mnicha, który z uśmiechem wypija na stypie bogacza ostatnią kroplę wina, bezczelnie zwanego „lacrima Christi” (!!) rzućmy zasłonę! Wspomnijmy tu łzy Żydów, którym za pewną opłatą wolno było płakać i ryć imiona w gruzach Jerozolimy, i łzy za biletami na pogrzebach Warszawskich – o historyo, jakżeś pełna ironii wróżącej nemezę!... Oto nowe łzy błysnęły z daleka – łza kobiety łaknącej wykształcenia, przed której męzką duszą zaparto bramę świątyni wiedzy… to zbrodnia! – Dalej łza młodzieńca, któremu złodzieje jego młodości miłościwie łamią skrzydła, uczą pełzać i narzucają wstrętny zawód w życiu, dokąd pomyjami swoich teorii nie zaleją piekła jego zapału… i to zbrodnia!... I łza dziewicy, wleczonej przed ołtarze złotego cielca… i to zbrodnia!... I łza sieroty, której kobietę nienawistną każą matką mienić… i to zbrodnia!... I dwie łzy dwóch ludzi, co się raz pierwszy w życiu spotkali i na wieki pojęli, ale znów rozchodzą się na całe życie…. I łza Romea i Julii! I łzy nieme Oświęcimów. [62] I łza ojca, co w najlepszej woli stracił byt swej rodziny…. Łza człowieka, co przeżył wszystko i człowieka, co cynika udawał, i takiego, co kamień udawał, i takiego, co był kamieniem…. A oto najczystsza wśród łez – łza wybranego kapłana, ojca ubogich, sługi chorych, brata grzeszników, dźwigni zrozpaczonych…. I oto jak brylant w słońca promieniu, drży pod gotycką kratą konfesjonału łza spowiednika, … dalej łza lekarza człowieka, … i łza człowieka, co nie ma jednego serca, któreby nazwał swojem, któremu rzekłby: „cierpię!...” ale który wielu dźwiga i pociesza, a więc szczęśliwy, choć nie ma dłoni, na której by czoło oparł… I oto łzy dwie pożegnalne młodzieńca i dziewicy; noc majowa otacza ich cieniem skrzydeł anielskich… lipy stare szumią tak miłościwie, jeszcze chwila, chwil parę… i rumak zatętnił w oddali – a każde z serc pokrył młyński kamień…. Oto jedna – z ostatnich, łza zwątpienia, pełna trucizny…, która zwykle dopełnia czary żywota!... i przeważa szalę boleści – wylęgła w źrenicy Kaina, pełna przekleństwa i zgrozy wyschnie aż na licu Żyda wiecznego tułacza…. Witaj mi, cicha łzo Homera za światłem i Helladą!... i ty pieśni Ossiana [63] w mgłach wiejąca, boska, jak uśmiech pięknej, zapłakanej kobiety. – Odbłysnęłaś w oku Tassa [64] zdziczałem, przepadłaś w bezłzawej Danta źrenicy, powlekałaś ciemne oko Miltona, [65] stałaś się uśmiechem Moliera, uśmiechem Russa, uśmiechem tysiąca; płakałaś po różnych drogach wygnania, błysnęłaś w źrenicy orlej Schillera, w Missolonghi stoczyłaś się jak po licu Łazarza, z twarzy Manfreda marmurowej przedziczałaś w skowytanie Heinego, [66] tej kałuży pełnej pijawek, w której tak cudownie i tak cudacznie odbił się zachód słońca i w płacz krwawy Mussteta, [67] i w zgrzytliwy dysonans Shelleya; spadłaś jak piołun na Roethla ołówek… i płynąc dalej, skamieniałaś Nioby boleścią w Irydionowej źrenicy i spłynęłaś z liców Anhellego, by stopić śniegi Sybiru, na wiosnę przyszłą… Tu szczyty twoje – i jak w kropli wody żyjątek miliony, tak w łzie uczuć i boleści miliony, smętności Cerery i miłości Izydy pełnych. Ale tu się przesila boleść łzy – dochodzi do łzy jednej, w której wszystkie przepadają – do łzy narodu — który wytężywszy wszystkie siły, na nowo upadł pod przemocą niewoli — w tej łzie narodu przepadły wszystkie łzy pojedyncze człowieka!... ale ztąd — poczynają się łzy radości!... łzy zmartwychwstania…
Freude! holder Götterfunken!
Der Ursprung des Lächerlichen ist die Paradoxe, und daher unerwartete Submission unter einem ihm heterogenen Begriff, und bezeichnet damgemäss das Phänomen des Lachens die plötzliche Warnehmung einer incongruenz zwischen einem solchen Begriff, und dem durch denselben gedachten Gegenstand, also zwischen dem Abstrakten und dem Anschaulichen.
Wer den Dichter will verstehen.
Uśmiechu! wdzięku wiosny! oddechu róż! dziecię radości! Witaj w dolinach ziemi!... Łzą rozpoczyna się życie człowieka, uśmiechem kończyć się powinno… Więc lepsza czę[ś]ć dostała się w udziale uśmiechowi niż łzie, choć nie tak wielka i głęboka. – Przejście łzy do uśmiechu jest niezmiernie subtelne – i pajęczej wątłości, że trzeba się oń obawiać, jak o barwę skrzydełek motyla. – Boć radość jest matką boleści, a boleść radości matką!... Człowiek co przebolał, z człowiekiem co myśleć poczyna, mają się do siebie, jak pierwsza łza do ostatniego uśmiechu… Kiedyś w wiejskim kościółku unickim pewien kaznodzieja ludowy nazwał cierpienia talentami. Sam może nie miał świadomości, jak głęboką rzecz wyrzekł. – Rzekł to, rozwijając ludowi ewangelię o talentach rozmnożonych i zakopanych – i zaiste cierpienie jest wielkim talentem, co przynosi inne, bo cóż większego, jak umieć cierpieć?... co bardziej wznosi człowieka… a co go bardziej poniży, jeżeli ten talent zakopie łopatą samoluba i pójdzie dalej z uśmiechem zwierzęcym? Która wielka, twórcza dusza, była bez cierpienia, powątpiewań najstraszniejszych i najczarniejszych rozpaczy? – wolę ironią zgrzytającą człowieka, co się złamał w walce szlachetnej, niż bydlęcy uśmiech cynika, co dał prawo obywatelstwa namiętnościom i przeszedł do tej równowagi, której wiecznie szuka dusza poza ziemią… Nic bardziej rzewnego, jak uśmiech człowieka, który już ani jednej łzy nie ma: patrzcie na taki uśmiech boski na licu Chrystusa cella moneta Tycjana [70] [71] i Chrystusa Scheffera [72], strącającego szatana…. [73] I na ludzkich ustach taki uśmiech płacze całe lata – taki płakał ostatniemi czasy na cichem licu króla wieszczów naszych Adama…. Nic straszniejszego jak uśmiech obłąkania…. Przypomnijcie sobie uśmiech na obrazie Velazqueza, [74] wyobrażającym wariata bawiącego się kwiatkiem [75]…. Czy pamiętacie wdzięk uśmiechów Correggia [76] w jego Notte [77] [78], i na licu św. Małgorzaty, i uśmiech, który dał św. Sebastyanowi [79]!... Dalej nie z tego świata uśmiech Sykstyny [80] – i pełen wszystkich rozkoszy przechodzący w świat lepszy uśmiech madonn Murilla, [81] i uśmiech św. Małgorzaty Rafaela tratującej smoka [82], i uśmiechy Fra Angelica anielskie i Perugina [83] pełne smętności…. Nie zapomnę nigdy uśmiechu Matki Boskiej w chwili zwiastowania, przez Veronesa [84] [85] – jest tam cudowne połączenie dziewiczości z macierzyństwem, w naiwności bez granic i anielskiej pokorze, którego antystrofą uśmiech boleści madonny Solimena!... Czarującym jest uśmiech św. Cecylii Rafaela [86], pełnym tęsknoty św. Cecylii Scheffera [87], zadumania pełnym św. Cecylii Delarocha [88], dziewiczości anioła św. Cecylii Carlos Dolce [89] [90], wdzięku bez granic św. Cecylii Dominikina [91] [92], a klasyczności ziemskiej pełen św. Cecylii Rubensa [93] … tak jak sentymentalizmu św. Cecylii Poussina [94][95], a prostoty pełnej królewskości i królewskości pełnej prostoty świętej Cecylii van Eyka i świętej Agnieszki wielkiego Alonsa Cano [96][97]. Malarze tutaj wymownie wypowiedzieli związek uśmiechu z muzyką…. Uśmiech zachwycenia jest słońcem życia, inny zaś uśmiech prześliczny swobody dziewczęcej, piękniejszy niż pączek róży wiośniany, jak na licu Lawinii, córki Tycjana [98]. – Szkoła Flamandzka dała nam pustotę i rozpasanie uśmiechu. Hogarth [99] nadał mu cechę filozoficzną, subtelną i głęboką, która przy wielkim komizmie w jednej chwili czasem zdolna przerazić, jak śmiech dziecka przy uśmiechu wyszczerzonej w słońcu, wśród kwiatów trupiej głowy, w której wąż się zagnieździł – i Holbein [100] schwycił pewien rodzaj uśmiechu intelligencyi mistrzowsko, że wspomnę tylko portret Erazma Rotterdamczyka [101] i Anny Bole[y]ny [102]. – – – Strasznym jest uśmiech efronta, straszniejszym cynika, obrzydliwym ultra sceptyka, obrzydliwszym starej, bezczelnej kokietki. – Uśmiech dziewiczy ma w sobie coś boskiego, jak uśmiech Ewy przed grzechem, uśmiech kobiecego tryumfu jest pełen odcieni, niemniej uśmiech niedowierzania, i uśmiech zgorszenia, co zastąpił rumieniec. – Prześliczny jest uśmiech genialny Shakespeare'a, jakby go Holbein był umiał pojąć! Jak go Kaulbach pojął w swej reformacyi i rozrobił na licach jego bohaterów, od Mirandy aż do Calibana, szkoda tylko, że Caliban nadto przypomina opętanego z obrazu Rafaela [103] … Żadna łza nie jest tak łzawa, jak uśmiech Moliera: przypomina on płaczący śmiech Kolumba nad postawionem jajem w obrazie Hogartha [104].[105] – Pełen rzewności jest uśmiech Byrona, Shelleya pełen rozpaczy, Woltera pełen sarkazmu. – Tu poczyna się, z przejściem w sarkazm, straszliwa strona uśmiechu. – Często, jakkolwiek pozory mylą, można z rodzaju śmiechu poznać człowieka – i to nie tylko, jak mówiono, głupiego po śmiechu jego, bo śmiech i uśmiech mają tyle odcieni szlachetnych i podłych, pięknych i obmierzłych, czarujących i gorzkich, że często zdradzi tam, gdzie słowo udaje prawdę. Ludzie szlachetni mają uśmiech gwałtowny, wybuchający dziecinnie i naiwnie, uśmiech podłej radości ma coś z ryku tygrysa i łkania krokodyla. Oto straszliwy uśmiech szpiega, który przestał być człowiekiem, w chwili, kiedy wyciąga dłoń po pieniądze, które go palą – uśmiech spodlonej kobiety, która jeszcze nie całkiem zezwierzęconą, dalej uśmiech pijaka, karciarza, oszusta, bandyty i rudego Żyda, co konie kradnie, i lazarona, co rozwalony jak Zeus pod zrujnowanym portykiem marmurowym, leży i żuje swe makarony, udrapowany w kilka jasnych łachmanów, że mógłby go malować Murillo w tej ciszy słońca, gdy leniwa, zmysłowa fala morza pianą niekiedy liże mu brudne wyciągnięte nogi, i cygana wisielca, kiedy obieszonemu śród lasu księżyc cichy zajrzy w oczy… A oto patrzymy na grupę, co już dawno zginęła… Siedzą pudrowane postacie w pysznej, jasnej komnacie, dowcipy iskrzą się, jak w czartowskiej kuźni… Oto siedzi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Twórcze przeczenie, zwane Wolterem, gdy poklaskuje podziałowi Polski i apoteozuje w Katarzynie podłość podłości, sarkazm, zwany Diderotem i świństwo, zwane La Mettrie!... [106] kiedy Rousseau z rozdartym uśmiechem boleści tułał się po świecie, ten jeden człowiek dobrej woli na Zachodzie w XVIII wieku, jak go tylko Narcyz Brachvogla a raczej Dawison rozumiał. Dalej patrzmy na uśmiechy dyplomatów kongresu Wiedeńskiego – siedzą razem pełni sromu, a jest tu wszystko, prócz miłości i sumienia!... I cóż z nich zostało? „Z owoców ich poznacie.” Popatrzmy dalej na uśmiech, gdy lata nie bywał na twarzy i wraca, oto zakwitł smętnie na twarzy dumnej artysty, wywołanego po latach zapoznania i potwarzy!... boski on i straszny. – Człowiek, co cierpiał gwałtownie i długo, ma zwykle na twarzy jakiś wyraz srogości; spotkałem raz znajomego, który idąc najprozaiczniej w świecie, zajadał gruszkę, ale był w nią tak zakąszony, że wyraz jego mógł posłużyć do kartonu Ugolina…. Piękny jest uśmiech szlachetnego tryumfu, przepyszny bywa tragiczny uśmiech pogardy na licu Rachel [107] lub Ristori, [108] i uśmiech Jaga, Shylocka i Ryszarda III na licu Dawisona, [109] - nigdzie kobiecość nie otrzymała tak strasznego policzka, jak w pierwszym dialogu Ryszarda III. Z Anną, gdzie trumna męża w jednejże chwili świadkiem przekleństw i żałoby a po chwili zaręczyn, uwieńczonych szatańskim śmiechem Ryszarda! Lady Makbet nie jest tak przerażająca, i za tę scenę baby mogłyby ubić Williama, jak ongi Orfeusza…. Oto znów uśmiech despoty, znaczący uśmiech Richelieu’go [110] i pełen napuszoności Ludwika XIV. [111] – Nikt tak nie oddał pogardy rzeczy ziemskich, jak Delaroche, w obumarłym uśmiechu Maryi Antoniny, idącej na rusztowanie [112][113]. We Francyi, gdzie kobiety odgrywały podobną rolę w społeczeństwie jak uśmiech na twarzy człowieka, a woda w parku, ma on, jako jedna z tajemnic ich wdzięku swoją niepospolitą charakterystykę, czuły a raczej rozumiały one to same – znali to ich sylwetkarze z profesyi, od miniaturowego Papy Balzaka do marnotrawnego ojca i zgrzybiałego syna Dumasów. – Monarchiczna, zadziwiająca pewność siebie przebija się w martwym uśmiechu P. Maintenon [114][115], obrzydły bezczelnością musiał być uśmiech P. Mauntoban, pełen lubego macierzyństwa jest uśmiech P. Sevigné, [116] pełen godności w cierpieniu uśmiech naszej Maryi Leszczyńskiej, [117] tej pszczoły francuskiego dworu. Pycha parafiańszczyzny wyszczerzać się musiała z szpiczastych ząbków p. Pompadour, pełen intelligencyi szlachetnej i dumnej do końca był uśmiech p. Roland, prostotą naiwną i zdrową kwitł uśmiech Karoliny Corday, [118] wyniosłością i próżnością błyskał uśmiech Maryi Antoniny, ujmującym i słodyczy pełnym bywał na ustach Józefiny, pełen zgłupiałej rasy na wardze Maryi Ludwiki. [119] – Konwencyonalnym był uśmiech p. d’Abrantes, [120] czarujący i cudowny wychylał się z rytmu wachlarza, jak z pod skrzydła motylego, uśmiech p. Recamier, [121] nad którym rozpływał się Chateaubriand, a który był w stanie rozdąsać Napoleona. – Pretensyonalny i przerutynowany bywał uśmiech p. Stäel [122] i jako taki musiał działać u ludzi często szkodliwie dla niej; od Schyllera do Kościuszki. – Nic sprzeczniejszego z sobą jak kilkakrotne wspomnienia o niej Byrona [123]. – Sensualizmem filozoficznym przejrzały, błyskający jenialnymi instynktami życia i sztuki jak klinga kindżału w słońcu (szkoda, że nieco zardzewiała) czaruje interesujący uśmiech p. Sand. – W uśmiechu tym znać, że on inaugurował tyle innych, że rozpromienił się blaskiem intelligencyi na ustach Edmei, i zesmętniał melancholicznem znamieniem sztuki na ustach Consuelo, a zdziczał Tytanów siłą na dumnych wargach Lelii tragicznej [124] –, tak jak znowu zakwaśniał na jagodach Poczwarki, jak się rozpłakał na ustach spalonych Julii i jak pobielił wargi Spirydyona…. [125] Piekielnie żałować przychodzi, że kopuły tych gmachów cudnych jak dzikie w dziewiczych latoroślach spowite gmachy indyjskie, podziurawione dyssonansami moralnemi, jak uśmiech Panny Quentigny, wyglądający wśród tylu skarbów genialnej artystki. Jednej z największych malarzy tak natury jak serca ludzkiego, jak takie przeczenie mimowolne, jak słowo: „perfectibilite” na ustach Lukrecyi Florani, [126] jak ateizm na ustach młodego Sorède [127][128] – i tyle szlachetnego Frumance! [129][130] A jednak nikt bez podziwienia nie wspomni o uśmiechu Stenia [131], utopionego wśród roślin podwodnych, cichych jak sen jego śmiertelny, o uśmiechu strasznym Bozzy [132][133], pełnym pychy wszystkich szatanów pomnożonych przez wszystkie mierności – i o typie artystów uśmiechniętych tak gorzko Tewerinie, [134] kiedy mówi o boskiej dziewczynie, zwołującej ptaki niebieskie – i Szopenowski uśmiech skrzypka [135][136], i jeszcze uśmiech Zdenka [137][138], a uśmiechy murzynów, których tak wydatnie oddało jej pióro – obejmujące wszystkie sytuacje życia – od spokojnego uśmiechu panny Valangis, [139] do wyrazu pogodnego i świadomego siebie Valvedra [140] – i do łzy bezimiennej Jaqua w bukiecie róż zbłąkanej, tak rzewnie, tajemniczo, perłowo!... Uśmiech jest jednym z głównych wdzięków kobiety, wyrazem dziewiczości i słodyczą macierzyństwa; kobieta bez poezji jest jak roślina, co nigdy nie kwitnie, kobieta bez uśmiechu, jak piękny ogród bez zwierciadła wody, kobieta bez uczucia, jak Inez de Castro po śmierci, [141] uśmiech jej podobny błyskaniu próchna i łusce węża, ale najnieszczęśliwszym jest uśmiech kobiet, które się zawsze i nie wiedzieć czego śmieją, krok ma tylko od słowiczego tonu do rechotania żab, jak krok tylko od wzniosłości do śmieszności, od patosu do karykatury, od szczytu do otchłani. Byron w trzeciej części swego Charolda, [142] nieporównanej smętności i wdzięku, nazwa uśmiech kanałem dla łzy przygotowanym… Jakaś wieść z lepszego świata cudu pełna zaklętą jest w uśmiechu uwielbienia. – Oryginalnym bywa uśmiech człowieka skłonnego do optymizmu. W oddaniu pochwały drugim jeniusz jest zwykle optymistą tak, jak mierność na wszystkim szuka plam, prócz na sobie, i często woli zdechnąć, niż drugim wymierzyć sprawiedliwość. – Pociesznym jest uśmiech człowieka, który myśli, że powiedział coś mądrego, a urżnął głupstwo solenne, o taki uśmiech posądzi mnie nieraz może niejeden wspaniałomyślny krytyk z plejady trzody piszącej oficjalnie, ale pomyślawszy to, ostrzegam go, że się w tejże chwili uśmiechnie tymże uśmiechem. – Obrzydliwym nad trądy jest uśmiech Polki, tańcującej w roku powstania, kiedy dziesięć tysięcy jej braci nie zastygło w mogiłach; dłużej orły pamiętają o ich kościach niż te bohaterki nowoczesne bez ojczyzny, niż te podłe lafiryndy, wzrosłe jak konopie, niewiedzące, po co i do czego, toć straciwszy ojca lub brata rok, chociaż noszą żałobę, a nie donosiły jej po tylu zamordowanych męczennikach świętych! Wiwat kosmopolityzm i wygoda! ale Bogu dzięki jest ich niewiele. –
Coś szatańskiego ma uśmiech kobiety radej, że się zemściła, o ileż bardziej anielski jest uśmiech kobiety, która przebaczyła; unieśmiertelnił go Scheffer na świetlanym licu swojej św. Moniki tak, jak Wiktor Hugo, ten Rubens poezji na twarzy umierającego w opuszczeniu Waljeana, który nie chciał, by go nawet uśmiech jego tyle bolesny zdradził. Oryginalnym był uśmiech tolerancki cesarza Józefa II, tego kaprysu historyi, którego Niemcy chcą mieć męczennikiem postępowych idei, szkoda tylko, że dławione przez niego narodowości krwią zapisały protest przeciw temu; była to parodia Fryderyka II bez jego rezultatów. I na twarzy Fantiny [143][144] w jej boskim bezzębnym uśmiechu, gdy śliczne swe zęby przedała, by dać chleba dziecku. – i włosy ostrzygła i przedała, by dać chleba dziecku. – – Ten uśmiech poświęcenia przeciwstawiemy bezczelnemu uśmiechowi egoisty – który urąga wszystkiemu, co nie z niego – i z politowaniem patrzy na sobie niepodobnych wariatów. – I nawrócisz bandytę, i nawrócisz złodzieja, nawrócisz szpiega – i ateusza, ale egoistę nie! Bo na egoizm nie ma lekarstwa; on zawsze kiełkuje jak ziemia, skoro tylko może i gdzie może. Nawróć go, przewróć go, wywróć go – on zawsze wyjdzie na swoje. – Dalej pełnym smętności jest uśmiech zapomnienia, którym przez zapomnienie roześmiał się człowiek nieszczęśliwy, by za chwilę znowu posmutnieć. Nie żądaj niczego prócz zapomnienia, a nie zapomną nigdy o tobie. – Dalej gorzki śmiech człowieka, gdy czuje słabość swoją – czy to wobec potęg materyi, których zdeptać nie chce, udając przed sobą samym brak siły, czy na myśl, że nie ma siły cofnięcia złego, które spełnił, wskrzeszenia najlichszego robaka, którego rozdeptał po drodze, czy to nad tajemnicami ducha, które bada na próżno, czy nad bezmiarem morza ryczącego śmiechem demonów – czy szeroko otwarłszy okno, utonie w ciche gwiazdy nocy majowej, czy wreszcie, kiedy otworzy okno duszy swojej i zagłębi się jak orzeł w przepaście własne – czy kiedy pocznie wątpić o sercu żony, czy kiedy z rozdzierającym uczuciem zwątpi serce przyjaciela, lub własną siłę bycia wiernym zasadom swoim przeciw całemu światu – wszędzie ten uśmiech słabości urąga na jego licach, a ma prawo straszliwie urągać, bo więcej złego przez słabość, jak przez złość się dzieje, i trudniejszą odwaga cywilna niż wojskowa. Dalej uśmiech radości dziewiczej, wiosennej, tak, jak go genialnie w śpiewie swoim stopniuje nieporównana kolorystka pani Artot, [145] gdy w pierwszym akcie Traviaty woła bez końca i końca tylko to jedno słowo: „Gioja!” [146] z całą nieskończonością jego ludzkich, łkających odcieni. To znowu uśmiech zemsty – jak go strasznie oddał Halewy [147] w ostatniej scenie „Żydówki”, kiedy Eleazar swoim strasznym tam! Jak gromem zabija kardynała, a ofiara przepada w płoniach, orkiestra w momencie spadania zasłony wybucha w taki straszny śmiech zemsty tryumfującej, że całe piekło zda się w nim urągać. Co bezbronne mści się najmocniej – tak baranek Boży zemścił się na świecie, zbawiając go – tak się i Polska na nim kiedyś zemści! i tu przepaść, co ją od innych ludów dzieli i zawsze dzielić będzie! – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – Patrzcie dalej – na człowieka czystego jak łza a spotwarzonego, co idzie spokojnie uśmiechnięty cicho i pewnie. – Każden człowiek ma samowiedzę swego dobra, – która winna stać na straży pocieszającej u szczytu jego sumienia, to jest tak wysoko, by jego stóp żadne piany namiętności ludzkich nie dosięgły. Jeśli dosięgną, to znać że go nie ma, bo nie chce, lub mieć nie wart. – Tak jak i samowiedzę swego złego ma każdy – i przysłoni ją blask chwały i zamaskuje ją słowo taleyrandowskie, ale zdradzi je niechybnie uśmiech Piłatowy, ten blady, drżący na wargach i niepewny. Czy to samo nie dostateczne, by się zastanowić nad istotą uśmiechu ludzkiego?.... A oto znowu czarowny uśmiech młodości, nieświadomej życia i jego piołunów – jak lekkie scherzenda w symfoniach Schumanna, lub impromptu’s Szopena, które przez łzy tak rusałczano się śmieją, których tony chichoczą tak czarująco, że przypominają to ciche bul! bul! bul! bul! Rozmarzniętego strumyka na wiosnę, ginące rytmem radosnym pomiędzy krzewinkami poczynają pękać, obsypanemi w białe palmowe zawiązki, gotowe na palmową niedzielę!..... Dekadencya umysłu ludzkiego najwybitniej krystalizuje się w uśmiechu – jeśliś ciekaw, przestudiuj twarze królów hiszpańskich, jak je nam przekazały mistrzowskie pędzle Velazquezów i Sanchez Chelów w Madrycie. [148] – Uśmiechy te od Ferdynanda Katolickiego aż do ostatnich Filipów drą się chytrze do władzy, stają na jej szczycie – śmieją się potężnie, dumnie, z całego świata, czy na pobojowisku Pawi, czy nad gruzami Rzymu, czy wreszcie na monasterze Kompostelli. – Karleją już wobec szczątków Armady, w cieniach Eskurialu na twarzy katolickiego a nie chrześcijańskiego Filipa II, a dziecinnieją prawie do idiotyzmu u następców i są z dawnemi tak sporne, jak strzał działa ze skały Rocgun w Gibraltarze w chwili, gdy zachodzi słońce, które tam nigdy nie zachodziło! – – – – – – – – – – – – – – – – – – – Kobiety poetów polskich, przez wielkich malarzy uwydatnione, mogłyby się złożyć na księgę ćmiącą wszystkie Keepseaki, - a głównie znaleźlibyśmy je w dziełach Słowackiego, – jako najfantastyczniejszego z śpiewaków, i znów w dziełach Kraszewskiego, naszego wieszcza obyczajowego. W Słowackim na przykład: uśmiech Goplany z girlandą jaskółek u czoła, i Aliny z dzbankiem na głowie i Swentyny jemiołuszki, tej dumki, co się stała człowiekiem, i panny Anieli, gdy z uśmiechem i dużą łzą w oku rzuca kwiatek w wazon z lawy, a pisze do Beniowskiego – "Kiedyś.... każ sobie panny pokazać pokoje - znajdziesz go!”... i uśmiech Fenixany książęcy, i Judyty z siną podkową na piersiach, i smętnej Dejaniry, i Anieli niewinnej, i Maryi Stuart winnej i Wandy po utonięciu w łodzi uśmiechniętej, i różnica uśmiechów Lilli i Rozy Wenedy – i uśmiech Eloï boski! wreszcie Violetty w galopie z złotą podkową i Aldony tak smutnej. W Kraszewskim zaś – także niemałe pole dla artysty psychologa, by uwydatnić prawdę tak, jak ja mistrz w słowie przekazał. I tak na przykład, uśmiech prosty a kobiecy Maryi z świat i poety, łza bladej dziewczyny z pod Ostrej bramy, i owa Smaragdina z dzbankiem w "Powieści bez tytułu" i ta uśmiechnięta w trumience swojej Frascatella ze sztylecikiem krzyżowym na piersiach i Julia zmysłowa w Diable. – Dalej tak przerażająco prawdziwy, cichy i bezimienny uśmiech rozczarowanej Anny z Dwóch światów, i tuż przy nim tyle różny uśmiech drgający na wargach spalonych Poli, i Jaryna dziewicza, i spłakana twarz dziewczyny z Żaków krakowskich, zawodzącej na grobie brata studenta - i owa staruszka zbierająca kule w Kordeckim, i Pepita z pod włoskiego nieba, i Sabina z czasów Neronowych… wszystkie te postacie cudne zbliży nam piękność w prawdę zmieniona – wszystkie one czekają od szczytów wzgórz, na których dymił stos boskiej Elsinoï, aż do głębi tych wód nocnych, cichych, w których gwiazdy natchnienia ukołysały Maryę Malczewskiego! [149] I oto jeszcze uśmiech człowieka z inteligencyą, który walczy i szarpie się z życiem, którego wszystkie mierne psiuki skubią za nogi i głupiego, co życia używa – Zaprawdę, jeśli człowiek głupi człowiekowi mądremu wydaje się głupim, o ileż kroć więcej człowiek mądry głupiemu może i ma prawo wydać się głupim! – I jeszcze – uśmiech człowieka, co chce być powagą lub wyrocznią – ten najśmieszniejszy i z niego bez miłosierdzia śmiać się można. Niesmacznym jest uśmiech człowieka, który z dowcipu robi rzemiosło, - a lepszym uśmiech pulchnego bankiera lub adwokata gracza i bon vivanta z przymrużonym okiem – jakże wzbudzającym cześć wyraz pojmującego swe stanowiska, sumiennego adwokata obywatela. – Wstrętnym jest wyuzdany uśmiech pański, gdzie cynizm lub srogość ozłocone świetnością, jak na mistrzowskich portretach Franciszka I [150][151] przez Tycjana, a Henryka VIII [152][153] przez Holbeina – albo nawet na twarzach Mazarynek Delarocha [154][155]. – Delaroche umiał po mistrzowsku stopniować wyraz twarzy ludzkich, że wspomnimy tu tylko o jego pielgrzymach [156][157] przy twarzy mężczyzny, ponurej i pełnej strudzenia w pielgrzymce życia i twarzy niewiasty pięknej jeszcze, ale troskami pooranej; jakże uroczy jest uśmiech leżącego u nóg ich chłopięcia, które jaśnieje między nimi jak wesoły, błękitny strumyk pomiędzy dwoma groźnemi ścianami skał granitowych, szumiący pieśnią wiosenną. – Wiosennego wdzięku równie jest uśmiech Adonisa [158][159] Thorvaldsena, kontrastujący tak mocno z wyrazem jego boskiej nocy, unoszącej dwoje dzieciątek, jak cudne uśmiechy jego gracyj i amorków, a nad wszystko rybaka, którego dziewczęta rusałczane wciągnęły w świat swój podwodny. Przypomina mi się równie uśmiech starej rzeźby, wyobrażającej chłopca bawiącego się z żółwiem [160], i jedna (z dwóch podobno jednych) rzeźba Rafaela Sanzio [161], wyobrażająca chłopię zranione niesione na grzbiecie Delfina –, uśmiechnięte w śnie swoim bosko, jak młoda dusza przeczuwająca głębię własnej nieskończoności. – – Boskim być musiał uśmiech św. Teresy, śpiewającej w czarnej, gotyckiej celi klasztoru Incarnation w Avila, promieniste „glozy” swoje przy arfie, cichej powiernicy mistycznych dusz, i takim pojął tem uśmiech Tiepolo [162][163] w ekstazie swojej św. Katarzyny, [164] równie jak Solimena [165][166] w swojej Matce bolesnej, uśmiech jeszcze zapytujący po raz ostatni, ale już pełen rezygnacji i przebolenia – a Correggio [167][168] w swojej św. Małgorzacie uśmiech oczarowania, w swoim św. Sebastianie, [169] tem arcydziele arcydzieł, uśmiech ekstazy duchowej, w swojej Jonie ideał ekstazy zmysłowej [170].[171] – Że wspomnimy tu jeszcze uśmiech Matki bolesnej Scheffera, zdający się mówić z podziwieniem: panie! jakiżeś wielki, kiedy nawet nad bólem moim możesz panować!... i jego św. Monikę, i św. Cecylię, które go czynią malarstwa Szopenem. Tu wspominam imię Roethla, [172] młodego malarza, gdzie Heine i Schumann zdają się spotykać w kreacjach tego strzaskanego olbrzyma. Oto rycina „śmierć przyjacielem” (der Tod als Freund).[173] U szczytu starej wieżycy gotyckiej wnętrze izdebki zgrzybiałego dzwonnika, – w wielkim krześle siedzi stuletni starzec i kona – nad nim na ścianie krucyfiks, przed nim biblia na stole – ręce już ołowiane leżą na poręczach karła – poranek – on powinien by dzwonić, – ale już nie może – a więc śmierć, famulus jego wyręcza go, i ciągnie sznur podzwonny w jego izdebce – on z nią już tak oswojony, że patrzy „z uśmiechem” półdziecinnym na dzwoniącą, okrytą mniszym habitem, z muszlą na piersiach, ale tak rysowaną, że przez habit znać kości szkieletu – brrr! Aż mrowie przechodzi, głowa jej z mniszego kaptura zerkająca z pewna kokieterią, odsyła mu jego uśmiech ostatni – mający tyle – tyle przeszłości po za sobą – przez wielkie, różnoszybne okno rozwarte widać igiełki wieży gotyckiej i paszcze kamiennych potworów – a w dalekiej dali… na dole, ogromna przestrzeń pól, wód, i lasów, nad któremi wzlata słońce poranne – na okno przywiała sobie jakaś ptaszyna… taj szczebioce…..! jak ów „sweet bird” w więzieniu Chillonu Byrona, szczebioczący nad głową zemdlonego Bonniwarda. – – – Nie mówiąc ani o jego freskach Akwizgrańskich, ani o pochodzie Hannibala, już ten obraz uderza jak taran geniuszu w krytykę, co odmawiała geniuszu Roethlowi. – – Nikt jednak takiego uświęcenia nie nadał uśmiechowi boleści w malarstwie, jak boski Morales [174][175], swoim Ecce homo, które spotkałem po czarnych krużgankach klasztorów Hiszpańskich – i nikt po nim, jak Murillo, którego madonny jednym typem stać mogą obok Rafaelicznych. – Ileż cudu w uśmiechu dziecinnym i dziewiczym jego Niepokalanego poczęcia w Madrycie, o tyle piękniejszego od tego, co w Louwrze! Ileż szczęścia w uśmiechu jego św. Antoniego (katedra Sewilska) [176], do którego schodzi w orszaku Świętych dzieciątko Jezus; ale odbiegłem daleko – wybacz moja Klotyldo, znowu powiew myśli powiał gdzie indziej…. Oto – by nikomu krzywdy nie zrobić – uśmiech starej panny dewotki, wracającej z roratów w śpiczastym kapiszonie, z oczyma karpia umierającego, ołtarzykiem zatabaczonym, oprawnym w klamerki o niedźwiedzich pazurkach, w asystencji mopsa i szpica wrzeszczącego w niebogłosy, a z zapasem ploteczek garderobianych, uzbieranych w kościele od czcigodnych kumoszek. Ale odwrotnie – jakże godnym uwielbienia uśmiech osoby, która nie poszła za mąż, bo za wzniośle i za delikatnie pojęła Zycie, które było pasmem niepostrzeżonych poświęceń dla drugich, ciągłej zależności i cierpień, wiadomych tylko temu, który wie wszystko. Uśmiech krytyki, która, ilekroć chce być oficjalną, jest głupią, ma w sobie coś rozkładowego, pergaminowego, nie tylko przez żółć swoją. Trudnym do ujęcia jest odwrotnie różny uśmiech krytykowanego, bo on bezbronny i dumny stoi na pręgierzu wyższym od pokrzyw, wolno żakom miotać nań kamieniami i błotem, a ludziom zbrukanym prawić mu o ideale – lub pisać rozbiory niewarte podpalenia fajki, a mści go tylko leniwa opinia, która nierządnie kołem się toczy i vox populi, nieubłagana potomność, której słoneczności zaiste nie ujrzą oczy od rosy wyżarte, - ale nie budźmy Eumenid – kochamy Beniowskiego, lecz dalecyśmy od wyznawania Beniowszczyzny…. Bogatym w najdelikatniejsze odcienia jest uśmiech rozczarowania gorzki – uśmiech deziluzji epidemiczny – a jednak dezilluzya [177] jest rodzajem egoizmu, bo jakiem prawem człowiek nie będąc doskonałym, może się rozczarować niedoskonałością drugiego? – nauczyła mnie tego jedna Polka – cześć jej za to. – Choć dezilluzacya [178] jest nieproszonym gościem, który przemocą wchodzi w każde serce, i im większe, tem szerzej się w niem rozgaszcza, kto nie żąda od ludzi więcej, jak od nich żądać można, a od siebie tyle, ile powinien, kto po oziębnięciu stosunku zacznie od poszukania winy w sobie, nie w drugim, ten zaasekuruje się na całe życie od rozczarowań, a prawdziwy zawód łatwiej zrozumie, zatem i łatwiej przebaczy i przeboli, bo wiele zrozumieć, to jest wiele przebaczyć. – Jednotronnym i łatwym do odgadnieni jest uśmiech człowieka wrażeń, – który od nich okiełzany, idzie jedynie drogą fantazyi swojej, niebaczny nieraz na głos rozumu, dokąd mu czynem dokonanym nie wrzaśnie sumienie w głębi ducha. – Ale wolę go stokroć od uśmiechu człowieka na urząd rozumnego, w którym uncji uczucia nie znajdziesz, który praktyczność nie za środek, ale za cel w życiu poczytał, i życie na miarę, a słowa i myśli swoje na wagę urządził – ludzie tacy z szczytu swego rozumu nieraz staczają się lawiną głupstwa lub potworności, jak de Maistre, [179] kiedy dowodzi, że pewni tylko ludzie powinni się kształcić, by drugimi rządzić, a drugim na nić nauka, niech tylko umieją słuchać [180], – lub kiedy wielki teolog ogłasza, że kat jest głową widomą sprawiedliwości Bożej na ziemi [181]! Na ten raz, choćby z świętej zgrozy, będziemy zdania Woltera, że dokąd nie ujrzemy, że jedna część ludzi rodzi się z ostrogami, a druga o czterech łapach, dotąd nie przepuścimy na chwilę, by jedni drugich mieli prawo ujeżdżać. – Dziwnie ironiczne jest zjawisko, że właśnie ludzie lękający się przewrotów społecznych, sami je zwykle wywołują lub przyśpieszają, widzieliśmy to nieraz niestety! To przekleństwo przywiązane do nich jak kula do nogi dowodzi, ze rozum w nich nie jest epidemicznym, a epidemiczna prywata, która śmiejąc sąd indywidualny przeciwstawiać instynktom i rozumowi narodowemu, gotowa i katem się posłużyć, aż terroryzm w postaci antikata, przez nią wywołany, nie poda jej krwawej ręki, i razem, kolejno i krwawo, pracują nad odpychaniem dnia sprawiedliwości!. . . Okropne są te uśmiechy targowickie, których fałdy, jak echo, poruszyły się nawet za dni naszych. . . . Rzućmy zasłonę, tam gdzie była, niech ją dzierżą dzieje…. I odwróćmy gdzie indziej oczy – oto starzec weteran, co po latach wróciwszy z Sybiru, nie zastał dzieci swoich, zastał tylko prawnuka, na którego patrzy z uśmiechem wybranych, kiedy się dziecię bawi jego wyszczerbioną szablicą…. Nieśmiertelne są uśmiechy świętych ascetów Murilla, [182] mianowicie sewilski św. Feliks z dzieciątkiem Jezus na ręku, [183] a nad wszystko św. Franciszek z Asyżu pod krzyżem, [184] gdy go Zbawiciel jedną ręką, zdjętą z gwoździa, przygarnia do siebie… wyraz jego ma coś już nie z tego świata, a pokora postawiła nogę maluczkiego na głowie globu… by się do krzyża podwyższył – dla nas to największy obraz hiszpańskiej szkoły! – – – A teraz przez sporność przypomniały nam się uśmiechy główek Greuza [185] i niektórych Guercina… [186] po nich przypomniał nam się humorystyczny uśmiech Dickensa, a wreszcie uśmiech młodej, rumianej gosposi polskiej, która otoczone dziećmi, w chwili, gdy ksiądz proboszcz święci, uśmiecha się z radości, że się baby i placki udały…. Uśmiech Machiavella i Richelieu’go, nie stanie za uśmiech wyrafinowany Napoleona III jakby się z korupcji ogólnej uśmiechał – stojąc sam korupcją – Smętny obawą niewieścią, ale pełen gotowości męskiej; gdyby się w miejscu ks. Berry [187] znalazła, zdaje się uśmiech melancholiczny cesarzowej Eugenii. [188] – Nic smętniejszego, jak uśmiech dobroduszny świątobliwego starca Piusa IX, który zdaje się opłakiwać złe swego wieku, kiedy szarpie tym męczennikiem, za łotrów odpowiedzialnym, cała hydra jego otoczenia, wszystkie matactwa rządów, które tak w zbrodnię wezbrały, że wobec ludzkości i dziejów nie mają już dziś tego prawa, jakie miewa każdy zwyczajny i pogardzony zbrodniarz!... Każde prawie złe człowieka da się wytłumaczyć, żadne złe rządów wytłumaczyć się nie da, bo w nich ono jest zasadą zbiorową, sympatyczną, która społeczeństwo urządziła tak, że się złe się jak trąd chwyta człowieka. Nigdy też katolicyzm nie zrósł się tak z Polską, mianowicie z Litwą jak dziś, kiedy satrapa moskiewski wyrzekł prawdę w Watykanie, że katolicyzm a rewolucja to dziś jedno. Tak jest i będzie jedno, ale nie w takich, co by z polityki byli katolikami, tak jak ludzie bez wiary idący z procesyami Warszawy 1861 r., – choć nie wierzymy by byli tacy!....... Dziwnie spotykają się z sobą dwa młodzieńcze uśmiechy – Hamleta, kiedy Ofelii mówi o klasztorze, i Cordelii, – kiedy nie chce powiedzieć ojcu jak go kocha, ona uśmiecha się tylko anielsko, bo słowo byłoby bluźnierstwem i uczucia doczesną mogiłą, – Toć, kiedy wielka radość wstrząśnie ci duszą, objawi nowe światy, roztopi serce, że się łzami pieśni i rozkoszy rozpłynie, to zwierz ją lasom, wodom i skałom – tylko nie ludziom, bo ci ją strują, splamią, zohydzą, że ją przeklniesz sam w sobie z goryczą piołunu. . . . Toć, kiedy wielka boleść rozedrze ci serce i zatarga wnętrzami, wyspowiadaj, wypłacz ją lasom, wodom, dolinom, księżycowi, wiośnie cichej, skałom niemym – tylko nie ludziom, bo ci ja uczynią stokroć boleśniejszą, dłuższą, potworniejszą, aż się bólem zatoczysz w otchłań rozpaczy i potrzaskasz czoło na kamiennych progach doświadczenia. – – Bo na szalę twą cisną bodaj niepotrzebnego kulfona, byle była cięższa! – Nic bardziej jasnego, miłościwego, pełnego dobrej woli, jak uśmiechy wesołe, choć groźne, na starych portretach ojców naszych, tych twarzy pełnych zdrowia, zapału, wiary dziecinnej a świętej, rąk gotowych chwycić o każdej dobie za kordy, by wedle słów wieszcza: „zbawcę zbawić!” – A maja je wszystkie oblicza prawie królów i hetmanów, pań i dziewic – charakterystyką ich jest uśmiech króla Jana III –, niemniej wyraz twarzy Pułaskiego, kawalerski uśmiech księcia Józefa i anielski uśmiech Kościuszki – pełne one miłości i powagi, a zawsze te same, wybrane, boże! Czy pełne grozy marmurowej, jak na sarkofagu hetmanowej Żółkiewskiej [189], Zofii Ostrogskiej [190][191] i Montelupich [192][193], czy macierzyństwem promienne, jak Anny Jagiellonki i Jadwigi, czy jaśniejące nieziemsko, jak Barbary Radziwiłłównej, – czy gotowe na boleści, jak Maryi Leszczyńskiej i Krasińskiej, – czy braterstwem męskie, jak Chrzanowskiej, Platerównej i tylu – tylu innych!..... dumnym niech będzie człowiek, co się z Polki rodzi!... Rozdzierającym jest uśmiech, który Matejko dał Rejtanowi, uśmiech, który przewidział w przerażeniu proroczem Skarga, pojęty tak potężnie genialną myślą naszego młodego mistrza, tego komety na niebie naszej i europejskiej dzisiejszej sztuki, tego proroka przeszłości, pełnego smutku i żałoby, czasem zbyt czarnego, który bardzo boleć musiał, nim z jego ducha tyle strasznych postaci i upostaciowań wyszło przed oczy nasze, postaci, na które obecność z korzyścią dla przyszłości spoglądać winna. – – Cała suma sumienia człowieka, chwilowo go definiująca, mieści się nieraz w uśmiechu i jego różnicy; patrzmy na przykład na uśmiech Tyberiusza, – a Waszyngtona – Napoleona III – a Lincolna – lub Palmerstona – Cavoura [194] a Bismarcka – Manciniego a Garibaldiego. – Pełnym szlachetności i część synowską wzbudzający, jest uśmiechnięty wyraz na portretach Smolki, i smętności rycerskiej pełen uśmiech Langiewicza. – Uśmiech pysznego człowieka, który się wścieka w upokorzeniu, podała nam tradycja w twarzy Kserksesa, kiedy zrozpaczony klęską i hańba swoją, pobity od garstki wolnego ludu, kazał ze złości bić morze łańcuchami za to, że się buntowało tyranowi! – Eschyles podał nam okropny uśmiech Klitemnestry, kiedy witając Agamemnona, kobierce roztacza przed jego stopami. – – Najrozmaitsze graduacje uśmiechów niewieścich, pełnych gracyi i poezji zaklął Winterhalter [195] w swoich rusałkach, kołujących nad wodami. Dreszczem przechodzą szydercze śmiechy ludzi przedrzeźniających się pysze, siedzącej na tronie gruzów, w fresku Kaulbacha, [196] wyobrażającym pomieszanie języków…. Pełne świętości są uśmiechy w obrazach trzech mistrzów, religijnego nowoczesnego malarstwa: Overbecka, [197] Corneliusza [198] i Elstera. – Pierwszego Wniebowzięcie Bogarodzicy w katedrze kolońskiej, tak pełne świętego uśmiechniętego wyrazu, że zda się, iż gleczery Mont Blanc i Jungfrau od niego mogłyby topnieć, – drugiego sąd ostateczny w Monachium, i śmierć Romea i Julii w rycinie – tam uśmiech wieczności, tu śmierci spokojnej, tam nieskończoności skończonej, tu nieskończonej skończoności wyraz zawarł się w uśmiechu. – Niemniej wyrazu mają uśmiechy czterech pór roku, dnia i świata, w wielkim fresku berlińskim jego, wykonanego według pomysłu Schinkla [199] – mianowicie twarz Apollina jest tam pełna wyrazu, jak piękność uśmiechnięta w majestacie do natury; – trzeci mistrz Elster, w swojej historyi sakramentów, nadał uśmiechowi wyraz mistyczny, świeży, równie uroczy a bardziej głęboki, jak Hübner [200] swoim świeżym Madonnom. – Okropnym jest uśmiech kłamany, przymuszony: takim Nero Pilotego [201] okłamuje siebie i rozpadający się świat prastarej Romy, – – Nigdy nie zapomnę uśmiechu na twarzach jednej grupy Schillinga, [202] tego młodego spadkobiercy wdzięków Thorvaldsenowych, [203] a ucznia godnego Ritschla [204] i Henela. – Wyobraża ona noc pomiędzy snem a marą (Schlaf u. Traum). [205] Noc ujęła za rękę sen, pacholę cudne, śniące coś anielskiego, z makówkami w drugim ręku, a mara u boku nocy stojąca, z motylemi u ramion i skroni skrzydłami, szepcze mu obrazy snów z uśmiechem pięknem jak one – noc pogląda na nich z rozpogodzeniem jasnem. – Pod tą grupa słyszałem rozprawę trzech krytyków – uśmiechy ich, choć pobieżnie warto naszkicować dla ich charakteru, który nie miał charakteru; – pierwszy estetyk z rzemiosła, policjant piękności, zatabaczony rozprawiał o sztuce frazeologicznie a na zimno, jakby sałatę zaprawiał, a uśmiechał się jak człowiek, co się sam słucha, popisując się skarbem swej erudycyi – drugi sensualista piękności, w złem znaczeniu tego wyrazu, z cynicznem uśmiechem a rumieńcem dobrobytu na twarzy, rozprawiał i mecenasował, smakując piękności jak ostrygi – trzeci tylko z uśmiechem zadowolenia notował, co mówili dwaj pierwsi, bo temu piękność była dojną krową – i pojąłem czemu żaden prawie umysł twórczy nic dotąd nie skorzystał od krytyki – łazili oni po posągu jak owady, szkoda, że posąg nie czuł ich – taką kamienność wzgardliwą winien mieć krytykowany wobec podobnych krytyków. – – – I jeszcze przypomniał mi się uśmiech Psychy z Capuy [206], z rozbitą czaszką wygrzebanej – uśmiech tak pełen czaru i muzyki, jak obecne w sercu uczucie przyjaźni – korona uczuć – – szkoda tylko, że ostatnią kroplą na dnie kielicha przyjaźni jest trucizna, którą popielato zasępia resztę życia, – że uśmiech ten przechodzi w taki smętny, jak w licu Gulnary Scheffera, [207] a czasem tak zrozpaczony, jak na spiekłych wargach jego Franceski Rimini. [208] – Ale pojęcia przyjaźni są tak różne, – że tworzą tęczowy kalejdoskop, pełen tajemnic ducha ludzkiego. – Niewielu pojmuje ją jak Schiller i Byron, a wielu w taki sposób, że wolę dwa konie na wiejskim pastwisku, które położywszy na grzbietach swoich zwieszone głowy, tulą się razem pod biodra kurhanu, gdy wiatr słonej jesieni szamocze ich grzywami – – wolę łzy, kto remi malarz Robert na głos kobzy napełnił źrenicę swoich wołów i tę twarz wielbłąda, – która zajrzała do namiotu ojca zadżumionych!... Charakterystycznym bywa dziś epidemiczny uśmiech blagi – blag ery mają swój sposób śmiania się, wyszczerzony i bezczelny –, złożony z wyrazu małpy i kokietki – przypomina się tu mimowolnie uśmiech Falstaffa i uśmiech Papkina. – Za nim staje w myśli uśmiech milczka, co jest jak woda, rwąca brzegi cichaczem, a czekający na swego Hogartha polskiego, a wreszcie wyraz śmiejący państwa Jowialskich, od którego samo widmo melancholii musiałoby parsknąć w śmiech homeryczny. – Więcej tam delikatnego komizmu i nacechowanych wad społecznych, niż w tuzinie moralistów i kopie całej komediopisarzy i rysowników nowoczesnych. – Wielkiej tragiczności jest uśmiech, który w średnich wiekach nakrył się czapką trefnisia –, osobach: Tribuleta, Nika, Stańczyka. Velazquez zrobił straszliwy i wielki smutkiem ludzkości zbłaźnionej, portret karła, błazna księcia Alby, w Madrycie. Fatalnym bywa czasem uśmiech, z którym nie wiedzieć, co zrobić – wygląda i mówi przez sumienie, konfuzja i głupstwo. – Cyprian Norwid oddał go z straszną prawdą w swoim rysunku lokaja spanoszonego, który nie chce poznać starej matki, i przypadłą do siebie odpycha ręką pełną pierścieni. – Takiż uśmiech mają ludzie, którzy kpią ze wszystkiego i z siebie samych – taki miewają wysokie figury po nagłem otrzymaniu dymissyi, a i niższym się taki przytrafia – jak owemu senatorowi w Dziadach, który wypadł „z łaski” – jest on obrazem wielkich Polaków, co płaszcząc się wrogom, trują się potem własnemi ekscellencyami, a kluczem szambelańskim otwierają, jak wytrychem, dzieciom swoim wrota do świątyni hańby! – – Namiętność szczególnie się przebija w uśmiechu Miraboa [209] zapienionym, – kiedy umierając jeszcze mówił swemu służącemu: „Soutiens cette tête c’est la plus forte en France.” [210] – – ale o ileż wznioślejszym jest uśmiech zemsty szlachetnej, taki, z jakim Ludwik XII, król francuski mawiał: „Le roi de France ne venge pas les injures du duc d’Orléans!” [211] – o ile straszniejszym jest uśmiech mściwości, jaki Berlioz w swoich wieczorach orkiestry dał Benvenutowi, Celliniemu i Violi [212] – i nic prawdziwszego, nikomu łatwiej czuć chęć zemsty, jak artyście – nikomu trudniej ją pohamować – nikt nie jest bezbronniejszym, – ale też dla tego Opatrzność zemstę jego tak straszną uczyniła – biada temu, kogo trafi raz zemsta bezbronnego człowieka! Mimo całego wstrętu naszego do sztuki francuskiej, niepodobna nam nie podnieść uśmiechu pani Plessy [213] i pana Got – w sztukach nowoczesnych – mianowicie Augièra [214] – naturalność tej artystki jest taka, że po pierwszych dziesięciu minutach zapomina się, że się jest na scenie, a uśmiech jej z siłą wirtuoza umie sytuacjom nadawać najrozmaitsze i potężne znaczenia. Jeśli(co jest pewnikiem), literatura i dramat są odzwierciedleniem społeczeństwa i jego jakości moralnej – to dreszcz nas przechodzi przed tą literaturą i społeczeństwem – nawet w najmoralniejszych jej sztukach, które przypominają starego salonowca pobożnisia, z rodzajem obojczyka na szyi a przypinanymi łydkami na nogach…. Sztuki te i społeczeństwo wraz się uzupełniają – i po ojcowsku uśmiechający się nad obojgiem Napoleon III, stojący korupcją zmaterializowanego, walecznego narodu, który przeżył w jednym wieku dziesięć stuleci w przewrotach społecznych, wulkanicznych podrzutach i chwale. Ale wróćmy jeszcze do uśmiechu sielskiego – jakże on świeży, rumiany jak brat maliny i druh dzierlatki – czy to na ustach dziewuchy krakowskiej – czy Pokucianina chłopaka – czy Hucuła barczystego – czy starego bacy z nad pięciu stawów – czy na ustach Litwinki – czy ukraińskiej rusałki – czy smutnej wieśniaczki z podgórza Karpat. – Uśmiech wiejskiej niewiasty polskiej pełen powagi i rzewności miłościwej, oddał nasz prawdziwie rodzimy artysta pan Andrzej Grabowski, [215] Krakowianin – jest w nim coś prawie świątobliwego – ewangelicznej prostoty ludowej, jakby zamyślona nad kolebką dziecięcia śpiewała: „Kto się w opiekę” – i chciała od niego odwrócić wszystkie burze żywota, a razem jest w niej to, co myślemy idealizując sobie lud polski w przyszłości, taki jakim winniśmy go zrobić przed Bogiem, narodem i sumieniem, – w którym także sielskie niewiasty błogosławiłyby na nowo do boju synów swoich, Racławickich potomków. – Uśmiech sceptyka ma swoją wybitną cechę, w której bywa zwykle coś zwierzęcego – a coś strasznego ma uśmiech zdziecinnienia, jaki czasem na ustach otwartych, trzęsących i bezzębnych spotykamy – – – – – najfatalniejszy jest uśmiech zobojętnienia na wszystko, z zwątpienia pochodzący – taki, jakim śmieje się Cenci Beatrice, w dramacie Shelleya, [216] czy na cudnym obrazie Guida, [217] – o ileż inaczej w tej chwili ostatniej pojął ją de la Roche! [218] o ileż inaczej pojął wielki Schiller swoją Maryą Stuart, – którą ożywiła na nowo pani Ristori, [219] co do mimiki największa artystka świata – jej wyraz twarzy kiedy dowiaduje się z radością dziecinną prawie, że będzie miała szczęście spowiadania się przed śmiercią, – kiedy wstaje od spowiedzi, kiedy grupuje wokoło siebie służebnice i poleca je Bogu, a idąc na rusztowanie błogosławi wrogów i ostatni uśmiech pożegnania anielsko rzuca ziemi, na której tyle cierpiała – są jedynemi w tym rodzaju sztuki – ani potężny Aldridge, [220] ani demoniczny Dawison [221] nie dopięli tej potęgi, tej prawdy życia, i nie dziw nam, że się przy niej zaćmiła gwiazda Raszeli. – Uśmiech na ustach człowieka słabego, który umie ładnie mówić, a topnieje i przepada, gdy przyjdzie działać, pojawia się często w życiu i łatwym jest do odgadnienia – uśmiech wiecznego wahania się ma na ustach nieśmiertelny Hamlet – a kiedy gra go Devrient [222] czy Wagner, [223] wedle nas, pierwszy mistrz w tej roli, uśmiech ten nie schodzi mu z ust, nawet w chwili, kiedy nad modlącym się ojczymem zbrodniarzem staje z mieczem i powiada sobie, że go teraz nie zbije, bo dusza modląca się mogłaby pójść do nieba, że go woli zabić w chwili jakiej grzesznej, by poszedł na samo dno piekieł, i z tem odchodzi – znać nawet w tym obrazie pozornej zemsty wahanie, gdzie Hamlet łudzi sam, siebie, bo go nie stać na energię zgładzenia tyrana – i dopiero w ostatniej chwili, ten człowiek, (który jest obrazem wiekuistym, jak osłabia charakter najpotężniejszy z natury despotyczne wychowanie), bije się sardenapalicznie i jak lew umiera, przekazując swój testament przyszłym pokoleniom o jaśniejszej doli…. Wyraz twarzy kobiety wiejskiej, oddaje u nas ceniona p. Aszperger, że wspomniemy tylko o roli matki Balladyny, Joanny, kobiety z gminu, a nade wszystko wieśniaczki w liście żelaznym p. Małeckiego, – – że już nie powiemy nic o jej rolach takiej potęgi, jak Deborah lub Waryatka – gdyby p. Aszperger [224] była poszła drogą Dawisona, [225] byłaby dziś szczęśliwą rywalką pani Bulioskiej i Janauszek, – ale zasługą jej będzie zawsze, że jako Polka pozostała wierną scenie ojczystej. Kto widział uśmiech bardziej boski jak ten, z którym konali męczennicy Chrześcijaństwa, i męczennicy nasi, na uświeconym bruku Warszawy i Wilna r. 1863!?... tu wypadałoby skończyć – a jednak uśmiech to rzecz nieskończona, równie jak łza… urocza jak paralela między pączkiem róży a ustami dziewczęcia… oto uśmiech skromnej dziewczyny w chwili oświadczyn, gdy się jak w listeczki malina, kryje między krewnych, wedle słów cudnych Wasilewskiego – i w chwili, kiedy powiada: „kocham!...” i znowu uśmiech babuni miedzy grupą wnucząt: znałem pewną babunię, która z radością przeniosła się z jednej ulicy na drugą, bo mówiła, że będzie bliżej wnucząt, a wnuczęta mieszkały o 20 mil na wsi, ulica więc była tylko zbliżeniem w tym kierunku!... Uśmiechu! dziecię radości! ty jesteś zwiastunem błękitnych chwil życia!... Wypiastowany w świecie Hellady boskim, i wiejący nad błoniami Auzonii!... [226] Kiedy powraca wiosna, skrzydlata i śpiewna, siejąca girlandy tęcz i motyli, i z piosenką skowrończą skacząc, a po głazach zdrojów rozmarzłych, garście pereł miota, jak łzy burzy po kwiatach, ty kwitniesz na licu jej, jak kwiatów król – i jawisz się najprzód na licu dziecka, kiedy uśmiechnie się do matki raz pierwszy, i na licu matki, gdy pierwszy raz usłyszy: mamo. I dalej w życie! Patrzcie! młode pachole idzie w świat z natchnieniem w duszy – nie zna życia – wiosna w duszy i wiosna natury otaczają go… w myśli jego błękitno jak w niebie – on uśmiecha się w naturze i jemu natura, patrzy w nią miłościwie, jakby szukał jej ostatniego słowa. I spotkał okiem kształty dziewicy z uśmiechem Ewy przed grzechem, uśmiechnął się – spojrzał – już ścisnął dłoń jej – las zaszumiał głośno i zabrzmiał pieśniami, wiatr rozwiewał mu jasne włosy, a warkocze jej niósł mu do ust i zarzucał na szyję – on wiódł ją za rękę i szeptał jej strumień słów nieuczonych, ona z główką w pół pochyloną, jak maczek na zagonie, którym wiatr porusza, słów tych słucha jak rajskiej muzyki z uśmiechem zdziwienia… dłoni odcisnąć nie śmie, choć nie wie czemu… a jakaś rozkosz rozsadza im piersi – ona pochyliła główkę jak brzoza, pobladła, i znów uśmiech odsłonił perłowe ząbki, oddech jej pierś jak falę unosi – on zerwał fiołek ona wzięła go z uśmiechem – i idą dalej, już nic nie mówią – uśmiech i oczy jej rozmową – przepadają w głębi szumiącego lasu – i nikną – już znikli… jak wspomnienie!... Perłami łez geniusz sieje swe pola, a uśmiech jego spokojny i uroczysty. I znów spojrzałem w inną stronę, i przeraził mnie przymarzły uśmiech na twarzy Almanzora!... lecz dalej jaśniał uśmiech geniuszu świadomy siebie i siły swojej, pełen harmonii Helleńskiej, i jak boski Apollo pięknością swoją tylko rozkazujący, i stamtąd poleciał na lica Parysa i Heleny i na Aspazyi korale [227], gdy siedząc na kolanach Alcybiada, dysputowała z Sokratem i … niedowierzała Platonowi… i przeleciał na twarz Sokrata spokojną, kiedy toast trucizny spełniał do przyszłych pokoleń, że od tego uśmiechu na zawsze przestał się śmiać Arystofanes… i z dali chór Faunów odderzał mu śmiechem homerycznym, a śmiech ten przeleciał wieki, odkwitł na pulchnym licu Falstaffa [228] i Tartuffe'a, [229] przemignął błyskawicą po twarzy ostrzącego nóż Shylocka i skonał skrzywieniem dzikiem na twarzy Mefistofelesa. – Charakterystyczne są uśmiechy artystów, – kto zapomni uśmiech Rafaela, kto nie pomyśli nad uśmiechem Salwatora Rosy? [230] Oto trzy głowy pełne wyrazu i znaczenia: Uśmiech Liszta wyraża majestat natchnienia i jego żelazną konsekwencję w każdej walce podejmowanej zwykle dla drugich, tak, że nazwalibyśmy go Galileem muzyki – boć treścią jego całej istoty jest: e pur si muove. [231] – Uśmiech Wagnera znamionujący przebolenie i dumną inteligencję świadomą siebie wśród walki, która go uczyniła Kopernikiem muzyki. – Wreszcie uśmiech Berlioza, w którym znać uczucie i smętność narzeczoną innych światów. – nazwalibyśmy go Kolumbem muzyki, bo choć nie odkrył Ameryki, to instrumentacja jego, [232] będąca tem, czem rysunek Kaulbacha, skróciła drogę do Indyi…. I przyjdzie czas, gdzie mu lichwą oddadzą sprawiedliwość. – Ale patrzcie na twarz Beethovena, który jest dla muzyki, czem św. Paweł dla dziejów Religii. – Głowa pełna majestatu boleści, twórczych mąk i chaotycznej zadumy. A jednak i on dał uśmiechowi kilka danin nieśmiertelnych, że wspomnę tylko dziewiątą symfonię, której radość ducha ogarniająca, zdaje się być proroctwem dni lepszych, dojrzalej ludzkości. – Symfonię tę jak piramidę na grób sobie wystawił mistrz i orłem przy głowie swojej posadził pieśń Schillerową – a lwem u nóg swych postawił Florestana. [233] – I jeszcze uśmiech Szopena, jak go pojął Scheffer [234] – według apokaliptyki jego tonów, boć on jest w muzyce tem, czem św. Jan w dziejach religii…. Widziałem raz słońce, kiedy po burzy wyszło z błękitów nad Muraniem [235] – i pięknością swą zaśmiało się do burzy nad mnóstwem pereł rozsypanych w dolinach; takiego wesela w naturze, i tylu piękności świateł więcej nie widziałem! I spotkałem raz uśmiech pięknej, zapłakanej kobiety – uśmiech smutny jak pieśń Ossiana, najwyższy, – bo pełen przebaczenia w cierpieniu!... piękna jak narzeczona anioła, chora i wiedząca, że żyć nie będzie, leżąc obrywała listki róży z uśmiechem ciekawości… czy prędko umrze!... i nie widziałem – i nie chciałem już widzieć żadnego uśmiechu… aż raz ujrzałem u gotyckiej furty czarnego kościoła dziecię, podające z uśmiechem jałmużnę zbolałemu starcowi…. On na widok tego kwiatka zapomniał wszystkich boleści i zawodów życia i uśmiechnął się – a ten akord uśmiechów ich, jak przeszłość z przyszłością, chwycił do arfy swej, stojący nad niemi stróż anioł i powiał z nim w błękity…. I oto pierwszy uśmiech przyjaźni, sympatya zagnieździła się w nim na całe niebo przyszłych rozkoszy… na niebo nie z tej ziemi, – przeto o nim śpiewać będziemy, – ale – nie na tej ziemi!... Oto uśmiech bohatera przebaczającego!... I uśmiech poety na widok doścignionego ideału, ściganego całe życie, który przestaje go nęcić, skoro go dosięgnął ramieniem piorunowem… i znów powraca smętne słowo „perfectum!” i w smętności się uśmiech ten rozpłynął, aż spoczął w śmierci nieśmiertelności pełnej, po mękach Tantala!... Ten uśmiech unieśmiertelnił wielki Ritschl [236] w swoim posągu Psychy i Zefira [237], gdzie (pod dłutem mistrza boskiej Piety [238]) [239], marmur stał się powiewem…. Ale z daleka doleciał mnie dźwięk wesoły, pusty, szalony!.... pełen woni kwiatów i uśmiechów dziewic… il Bacchio!... w godowej sali, drżącej światłami, wonią i muzyką, młoda para leci wirem szalonym – lecą – snują się – jednako myślą i czują – a taniec zdaje się ich odrywać od ziemi… i z grzmotem muzyki a szałem tańcu w wielką girlandę splątane pary, kołują z uśmiechem wesela – splatają się i rozplatają jak gracye i muzy – lecą! lecą! Jak liście burzą niesione – a za kilka godzin, gdzie pójdą te uśmiechy? – zostaną – tylko nieco – inne! I ujrzałem pary szkieletów kołujących szalenie, wiejących galopem grzmotu w ciemne przestrzenie, z uśmiechem zwątpienia, którego zląkłby się cichy uśmiech cieniów Elizejskich, nad którym schyla się czasem uśmiech Seleny, drżącej nad falą Lety!... I jeden niemy siedział w gwarze tłumu i śmierć galantka przywiała – przypięła mu kokardę – i polecieli gdzieś… za błędnym ognikiem…. I znalazłem w prochu rozkruszoną maskę Satyry – miała resztki uśmiechu Horacego, ale w nieładzie swoim zdała się niedogryzkiem Jorika! I poczułem, że smutno temu, co płacze z boleści, ale smutniej temu, co z boleści się śmieje. Uśmiech to straszny, który niesie chwila Lecz są jak rana ukryta rozumnie, I odrzekł mi z daleka chór obłąkanych chichoczący głosem satyr i wieńczony kwiatami komedyi, i uśmiech płaczący na licach poetów, i urągający życiu spokojnym wyrazem Melpomeny… I znowu w dali ujrzałem pary wiejące chmurami duchów, przy muzyce piorunów, ale już z uśmiechem jasnym – duchy ludzkości w świat wiecznego wesela… i zawołałem: „Uśmiechu! Ty jesteś symbolem dobra na ziemi!” Und weckt mit Küssen den Freund! [240]
Nad pocałunkiem długo się rozwodzić byłoby absurdem… i niepojęciem jego istoty, – kto go ciekawy, niech pocałuje a dowie się. – Nie bez racyi podobno woła pewien śpiewak: O! czyżeś nigdy nie całowała! i trudno, co innego o pocałunku powiedzieć; filozofowi, co by o jego znaczeniu filozoficznem chciał rozprawiać, zamknąć usta pocałunkiem! Kiedy wmyślemy się w stworzenie światów, przychodzi nam na myśl ostatni pocałunek anioła i szatana, – jako pierwszy dyssonans praw harmonii wiekuistej, pierwsze rozdarcie bolesne na wieki! następnie pierwszy, rozkoszy pełen pocałunek Adama i Ewy w raju, a za niemi pocałunki wszystkich kochanków całego świata, co świat chwilowo w raj zmieniają. – – Pocałunek Erosa i Psychy nieśmiertelny, i Brutusa dany „swej matce!” Ifigenii i Oresta, i pocałunek Morfeusza, gdy obejmując usypia istotę, próżno chcącą go widzieć, bo ledwo oczy otworzy. – niknie. I wspomniałem pocałunek śmierci, który kończy komedyę życia, i pocałunek Judasza we wszystkich odcieniach jego! Poczęty na licu Zbawiciela – na licu Polski skończony! – A dalej pocałunek Medei – i pocałunek Almanzora serdeczny! – Ohydnym jest, gdy się zmysłowość przymiesza do pocałunku. – Bogowie zazdrościli pierwszemu pocałunkowi kochanków, a choćby ostatniemu Romea i Julii, i pocałunkom przyjaźni bratnim, których echo w niebiesiech się kończy. – Muzyka jest nieustająca powodzią pocałunków – jak harmonia sfer ładu – bytu miłości! – Prostota jest siłą pocałunku, jak u owej niewiasty, co dotknęła z wiarą szaty Zbawiciela – jak pocałunek u stóp krzyża ustami cichej zakonnicy złożony. – Fala całuje łódź, kołyszącą pocałunki dwojga ludzi szczęśliwych, w noc Neapolitańską…. Pocałunki grających dzwonów, wichrów burzy, fal morza, są jedną harmonia życia – z pocałunków chmur rodzi się piorun, z pocałowania słońca i kaskady – tęcza! O! nic większego nad świętość uczucia macierzyńskiego – patrzcie, czy wam co rozdarło bardziej serce, jak obraz matki, co ostatni raz całuje martwą dziecinę, patrząc w nią jeszcze – i jeszcze – i jeszcze – – – I miłość siostry z braterską jest jednem z najświętszych uczuć – nie znam tragiczniejszej chwili, jak kiedy Irydion poczyna z wolna odpychać od piersi swojej boską Elsynoe!... żaden poeta świata starożytnego nie dał nam obrazu tak tragicznej potęgi! – I znowu pocałunek matki, której syn po latach wraca, i pocałunek jaszczurczy macochy!... i głośny, zdrowy, serdeczny pocałunek wiejskiego parobka, zaaplikowany swej narzeczonej, i tragiczny pocałunek Tassa, [241] ścianom więzienia swego dany dla Eleonory!.... wspomnijcie na pożegnalny, niemy pocałunek Jakuba i Racheli [242], w obrazie Giorgiona, [243] i w drugim jego obrazie dwie tylko głowy – książęca powracającego z krucjaty i jego żony [244] – – i Rafaela dziecinny pocałunek dzieciątka Jezus z św. Janem, na który z uśmiechem patrzy Bogarodzica [245][246].… I w sfery przyszłości uleciałaś myśli moja – a głosy arf zlane z pieśniami milionów, rozlegały się w przestrzeniach, zlane rozkoszą
pocałunków – był to obraz ludzkości, idącej ku Stwórcy po wiekach, który na jej czole składał pocałunek ideału!... i zawołałem w radości wielkiej: „O pocałunku! tyś symbolem piękności na ziemi!” Oj to, to, to, to, to,
Potok jej myśli jest tak czysty,
No, moja Klotyldo! … czy pokuta godna odpuszczenia?! – spytał Henryk z uśmiechem – i które z dwóch, czy próbę dialogu, czy trzy monografie wybierzesz sobie?... Oboje! – zawołała już w jego objęciu… i szeptała ze wzruszeniem, całując jego usta i oczy: Widzisz – udawałam gniew tylko, po zdarciu maski zaraz się ukoiłam, ale nieraz myślałam sobie: że jestem powodem, że zaniedbujesz twoje prace, wydawało mi się!... przebacz…, że mnie włóczysz jak kulę do nogi przykutą, żebyś był swobodniejszy, tak dawno nie tknąłeś żadnego rękopisu… A tak chciałam znowu coś wymóc, chwyciwszy tan pozór… Teraz ty mnie ukarz… On zamknął jej usta powodzią pocałunków, – ale, rzekła po chwili – i ja przez tan czas nie próżnowałam – oto dokończyłam portrecik Ernestynki i Pawła, w kształtach aniołków dwóch z pod stóp Sykstyny…. Tu uchyliła lekką zasłonę: w błękitnej niszy, na którą pół światła rzucała wisząca lampa alabastrowa, stała kołyska z dwojgiem śpiących bliźniąt corregiowskiego wdzięku, a nad nią zawisł obrazek dwóch aniołków, z pod stóp Sykstyny. – Cicho!... szepnął Henryk, oparty na ramieniu Klotyldy. . . . Tym snem niech śpią jak najdłużej. – I stali tak długą, niemą chwilę dłoń w dłoni. Morituri te salutant patria! Pomyślał ojciec, choć matce tego nie objawił – – – – To za próbę dialogu, rzekła wreszcie, opuszczając zasłonę – a za monografię czem tobie odpłacę? Henryku mój!... Za monografię łzy, bym łzy w niebieskim oku twojem nigdy nie widział, chyba radości i współczucia – za monografię uśmiechu, wieczny uśmiech taki!... a za monografię pocałunku, którą z wielką niecierpliwością bazgrałem, taki – pocałunek nieskończony. . . . – Pojmujesz zresztą moja jedyna, że obrazek ten jest tylko intermezzo myśli mojej, a że u mnie tak często muzyka brata się z poezyą, i prawie mi są nierozdzielne, więc pomyśl sobie tę całość, jako sonatę w słowie, część pierwsza, monografia łzy, to niby largo affettuoso, smutne, jak piosenka grabarza, co ideę swoją nieraz zakopuje miasto tej dziewicy i siebie z nią – druga część monografia to allegro semplice! Prosta – jak śpiew rolnika miotającego ziarno, a wróżąca żniwo plenne – trzecia, pocałunku, to presto appasionato i nieco buffo, wesoła jak pieśń drużby, co wraca z wesela, jak gra fal strumyka, co o tamy jeszcze nie trącił, szum harmonii, dziecka dysonansu, i matki jego razem – tak pojmowałem te trzy obrazy i dla tego ci je określam. – – Po chwili milczenia dodał smutniej, – wkrótce wezmę się do dramatu, dlatego próba dialogu posłużyła mi za małe studium … ależ dramat… tak mi dziwno i smętno, gdy chwilowo dawszy rękę Talii, myślę tknąć szaty Melpomeny! Moja Klotyldo! Czy myślisz – a raczej czy czujesz, że przyszłość moja ma przyszłość?... – Ona lekko trąciła okno, przy którym stali, i milcząc wskazała niebo gwiaździste… A jasnowłose czoło oparła na jego piersi młodzieńczej. . . . (DODATEK.) KROPLE CZARY. CZĘŚĆ III. SILVA RERUM Wiecież czemu ta brama stoi tu otworem? Nie płacze naród na trupie syna, Niewierzy w Polskę — kto w łokieć uwierzył!... NA CZEŚĆ Czy was powitać błotem i kamieniem?
Nie takaś straszna jako cię malują, Wróg tobie za to na misie miedzianej, Tyś jak „Amen” w pacierzu, był Amen powstania! Spadną, i światła gromki w świat poleci goniec, Choć w ciemni cytadeli śmierć twa tajemnicą,
O! bo trudniejsza odwaga cywilna Aż sprawiedliwość przeważy w otchłanie, On jak Grek starożytny, z ran bestyi skrwawionych Wzorze kapłanów w rocznikach niedoli, O Rządzie Narodowy! Drezno, 1866. O czysty, jasny, z pokrwawinem runem, Ni[e]chaj drży ziemia! – pękają marmury,
I. Olbrzymich wałów przestworze spienione, II. Olbrzymich wałów przestworze spienione, Większy człowieka duch! by się nie trwożył – Olbrzymich wałów przestworze spienione, Ojczyzna zórz,
Bolesławito, o sławo narodu! Jako pochodnia w sumieniu caratu, Przy niej najbliżej stąpa młodzian biały, Nad wszystkie togi – nie szumiał – lecz śpiewał, Stanęła, szatę rozdarła z boleścią Błyszczące z twarzy, przeżarło mu kości,
Na wieczną hańbę carskiemu rządowi,
Już wiosna zlata, w doliny ziemi Błękitne, czyste, muszczą warkoczami, W noc chłodną, marcową. Ku! ku! ku! ku! Zatęskniłby zwrotny, Tu leżę na ziemi
Sercem mnie pytasz, o cichy młodzianie! Zmartwychwstających piorunem ja wieńczę I nad twą głową wyciąga ją drżąca O młode dziewczę! jak jeszcze wiosenno To nawlókłbym je na mej arfy struny Hej! do nauki o bracia Rusini, Więc baczność! praca na taką praktykę, Dla pychy, złota, czy marnej doktryny Gdy noc piekielna zapadła nad światem, WSTĘP DO POEMATU: „LICA MEJ ZIEMI.” Poświęcone z wdzięcznością X. J. S.
Kocham te dzikie, wspaniałe wybrzeża, I kiedy warknie dzwon jego peknięty, Uniesą w górę, jak orłów skrzydłami, Pojrzyj w to jasne – czyste – polskie niebo,
Ty! co zapalasz słońca, jak gromnice, RÓŻNE WIERSZE. Maryan nad prawdy posągiem pracował, Na ścianie arfa wisiała – na której Winna mieć szczęście ludzkości, co budzi Złość – od ludzkości zabija łańcucha! . . .
I odtąd nagi, jako szczyt Golgoty, Rycerz Bolko jedzie na łów, na łów z świtem slońca – Rycerz Bolko jedzie w drogę do książęcia brata, Rycerz Bolko jedzie na bój, na bój z wschodem słońca, Ona woła: zostań, błagam, na miłość twej matki. . . . I popędził gromoskrzydły, za nim gnają szyki,
Do rdzawej furty starego klasztoru – „Dom nasz otwarty tułaczej starości, Kolibry a wspomnienie – to mała różnica – Wtedy chmurą wspomnienia, jak kolibrych stado
Na góry wyniosłe wychodził nocami cichemi, O dniu weselny! o dniu radosny! . . . . . Kampanilo bij w dzwony! . . . Na ten Wezuwiusz zapału, Pieśń, jak rzuconą palmę! . . . o! w radości
Le vent etait l’ennemi de Gilliatt,
Tu koniec pieśni – muza się oddala, I leć twą drogą! . . . bo nadto znędzniona Niechaj Ci smutek każdego „człowieka”
Oświata ludu ! szkółki zakładajcie!...
Wśród kopalni ognie gorą Skonał ktoś! . . . W przepaściach zaćmienia!
Tam w głębokim – wielkim – cieniu, Szyzma dziegciem nie ochrzciła ! . . . Że Różycki z ciebie będzie,
Biją! walą! grzmią młotami, Przeciągają zapłakani, Bo nie tak źle śród płomieni! . . .
Z iskier jasnych warkoczami
Kocham wichry! kocham burze! Gdy mnie dziś płazy nazwą wariatką, Paryż 1867 O różo szczęśliwa natchnieniem i wonią Edenu tajemną! A jedna stanęła i patrzy przed siebie Pod mgłami zimnemi śpią smętne – w dalekiej, o! cudnej
(Patrz w I. i II. części Kropel Czary noty: A., B., C. i D., z treścią ich wiąze się ta nota, jako jedna z relikwi, których nie mieliśmy pod ręką). — Odezwa Langiewicza do wojska, po zajęciu Staszowa 17/2. 1863 r.
Pół sotni kozaków, jeden szwadron dragonów, jedna rota piechoty i jedna rota strzelców ośmieliły się zaatakować nasz obóz. Wedle zwyczaju, po zdradziecku przed rozpoczęciem boju zapalili miasto, ażeby tysiące rodzin po lasach i polach zmarniały od głodu i mrozów. Towarzysze broni! wasza dzielność ocaliła miasto i zmusiła podłego wroga do ucieczki. („Czas” krakowski.) Jak ważną, jak „przeważną” jest u nas obecnie kwestya szkółek, jak każdy co ich nie zakłada, nie ulepsza, nie czuwa nad niemi i nie propaguje onych założenia, krajowi szkodzi, niech nas przekona ów najwymowniejszy, a niedający się zaprzeczyć wykaz statystyczny Lelewela w VII. tomie jego dziejów Polski. Słowa te w marmurze, a jeszcze bardziej w sumieniu każdego Polaka, nie odszczepieńca ryćby należało. Oto krótki wywód Lelewelowski, na karcie 132: |
- ↑ Rigi, góra Szwajcarska 10,000 stóp mająca, od Rzymian zwana mons rigidus.
- ↑ Rigi - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Około 10,000 mil kwadratowych.
- ↑ Alluzya do fresku Norymberskiego Kaulbacha.
- ↑ Góra naprzeciw Rigi.
- ↑ Pilatus - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Stosowany niejako do formy muzycznej zwanej „Kanon”, gdzie każdy takt basowy powtarza ton, czyli myśl wiolinu poprzedniego taktu, dorabiając wiolin nowy itd. Do nieskończoności.
- ↑ Znany pod nazwą Pissevache.
- ↑ Wysokość z której spada Giessbach, dochodzi do około 1000 stóp.
- ↑ Mer de glace – Grota wykuta w lodach
- ↑ Szkice helweckie wyszły pierwotnie w „Dzienniku Literackim“ lwowskim.
- ↑ Przeklęty jest ktokolwiek wymyślił rodzinę....
- ↑ De ómnibus [rebus] et quibusdam [áliis] (łac.) — O wszystkich [sprawach] i niektórych [innych].
- ↑ Ay! que vida tan amarga!... - Och które życie jest tak gorzkie! ... Wers z wiersza Vivo sin vivir en mí, patrz całość wiersza w oryginale na stronie Poemas de Santa Teresa de Jesús.
- ↑ Mirza Shafi Vazeh, poeta piszący azersku i persku, jego poezje w swoim czasie były tak popularne, że doczekały się przekładów na prawie wszystkie języki europejskie - patrz artykuł w angielskiej wersji w Wikipedii Pieśni Mirzy Szaffy tu w tłumaczeniu na niemiecki w zbiorach archive.org. były popularne nie tylko jako wiersze, ale także jako pieśni, muzykę do niektórych skomponował sam autor, np. Neig' schöne Knospe, do 12 innych wierszy muzykę skomponował Anton Rubinstein, m.in. do tłumaczeń na rosyjski Piotra Czajkowskiego, patrz: Zulejka i Gelb rollt mir zu Füssen w IMSLP / Petrucci Music Library.
- ↑ Pudor - w hiszpańskim - wstyd, w sensie wstydliwość, skromność, także w sensie nieśmiałość. W innym znaczeniu niż tu zdaje się być używane także - czystość.
- ↑ Michaił Murawjow Wileński - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Rzym.
- ↑ Chodzi o obraz Rafaela Lo Spasimo di Sicilia, tłumaczone na Droga na kalwarię (Boleść sycylijska) patrz w Wikipedii, pochodzący z l. 1516-17, tj. okresu rzymskiego, ale obraz ten znajduje się w Muzeum Prado, w Madrycie, zatem nie może chodzić o wcześniej wspominany obraz przedstawiający padającego pod krzyżem w Rzymie, mimo tematyki.
- ↑ Drezno.
- ↑ Obraz Guido Rei'ego Ecce Homo w Wikipaintings.
- ↑ Lipsk.
- ↑ Obraz Ribery Zaparcie się św. Piotra w Wikimedia Commons, z Galleria Nazionale d’Arte Antica in Palazzo Corsini w Rzymie nie odpowiada opisowi autora, więc to nie o niego chodzi. Być może o obraz Ribery Pokutujący św. Piotr?
- ↑ Patrz artykuł Jusepe de Ribera w Wikipedii.
- ↑ Jusepe de Ribera - patrz artykuł w Wikipedii. Autorowi zdaje się raczej chodzić o obraz: Św. Mateusz z aniołem gdzie ewangelista pochyla się z płaczem nad opisem pasji, w Wikipaintings, niż o obraz: Święty Piotr.
- ↑ Friedrich Rückert - patrz artykuł w angielskiej Wikipedii.
- ↑ O trocknet nicht Thränen der Liebe! - O nie wysychają łzy miłości!
- ↑ Chociaż właściwie, to wiersz Wonne der Wehmut <Rzewna rozkosz> J.W. Goethe'go wygląda jak następuje:
Trocknet nicht, trocknet nicht,
Tränen der ewigen Liebe!
Ach, nur dem halbgetrockneten Auge
Wie öde, wie tot die Welt ihm erscheint!
Trocknet nicht, trocknet nicht,
Tränen unglücklicher Liebe!Co lepiej pokazuje o łzy jakiej miłości autorowi chodzi:
Nie schną, nie schną,
Łzy wiecznej miłości!
Och, oko tylko wpół wysuszone
Jakże ponury, jak martwy mu się świat wydaje!
Nie schną, nie schną,
Łzy niespełnionej miłości! - ↑ Improperia - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Giovanni Pierluigi da Palestrina - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Helas! Il ne sont plus ces hommes, nobles coeurs! Ils avaient soumis la fortune, tout allait en gré de leurs désirs ! – Le temps dans le cours rapide des événements, les a emportée ; ils ont disparu l’un aprés l’autre – Ainsi le temps emporte et anéantit! – – Leur séparation fait pleurer mes yeux, et leur ravit le sommeil – Ah ! la séparation est pleine de larmes quand on aime !... - Niestety! Nie ma już tych ludzi, szlachetnych serc! Poświęcili fortunę, wszystko było zgodnie z ich pragnieniami! - Czas z szybkim biegiem zdarzeń, zabrał je, zniknęły jedna po drugiej - jako czas zwycięża i niszczy! – Rozłąka przyprawia ich o płacz a sen o radość - Ach! rozłąka jest pełna łez, kiedy kochasz! ...
- ↑ Moszea - świątynia muzułmańska, meczet.
- ↑ Patrz artykuł Giovanni Battista Pergolesi w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuły Robert Franz na niemieckiej Wikipedii i Robert Franz na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł David Popper w Wikipedii.
- ↑ Wer nie sein Brot mit Tränen aß - Kto nigdy nie jadł chleba ze łzami. To trzecia zwrotka (w niemieckiej wersji Wikiźródeł) wiersza Harfenspieler<Harfiarz>, całość wiersza pod adresem: [1].
- ↑ Londyn, własność prywatna(lorda Ward).
- ↑ Patrz artykuły Wilhelm von Kaulbach na niemieckiej Wikipedii i Wilhelm von Kaulbach na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Pośrednio tylko nazywamy Charolda przyszłym, bo muzyka przyszłości istnieć przestała — zamienia się ona już w muzykę obecności.
- ↑ Patrz artykuł o niemieckim malarzu m.in. sześciu obrazów inspirowanych Odyseją Homera Friedrich'u Preller'ze starszym na niemieckiej Wikipedii i angielskiej Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Moritz von Schwind w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Johann Wilhelm Schirmer na niemieckiej i Johann Wilhelm Schirmer na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Lipsk.
- ↑ Alexandre Calame - szwajcarski malarz - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Idem.
- ↑ Być może chodzi o obraz Sonnenaufgang uber dem Monte Rosa, tzn. Wschód słońca nad Monte Rosa, na http://www.artnet.de.
- ↑ Idem.
- ↑ Tannhäuser - opera Ryszarda Wagnera - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Karton z cyklu Polonia, pt. Na pobojowisku - patrz w Wikimedia Commons.
- ↑ Karton z cyklu Polonia, pt. Żałobne wieści - patrz na Wikimedia Commons.
- ↑ Karta tytułowa cyklu Polonia - patrz na Wikimedia Commons.
- ↑ Patrz artykuł Paul Delaroche w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Lituania w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Artur Grottger w Wikipedii, który nota bene dotyczy, towarzysza zabaw dziecinnych i przyjaciela zarówno Władysława jak i jego brata Stanisława; (na podstawie: Agaton Giller "O Władysławie hr. Tarnowskim". Chociaż może, mimo znajomości, to rzeczywiście nie jest kumoterstwo).
- ↑ Belizariusz - o postaci i jak zaznacza autor o legendzie z końca XII wieku - patrz w artykule w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Thomas Gray w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł George Gordon Byron w Wikipedii.
- ↑ Przypuszczalnie autorowi chodzi o Thomasa Moore'a, patrz artykuł Thomas Moore w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Percy Bysshe Shelley w Wikipedii.
- ↑ Jacopo Peri - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Autorowi chodzi o Psalm 137, „Super flumina Babilonis” <Nad wodami babilonu>, z muzyką Fr. Liszta wykonywany i współcześnie, np. pod batutą Lászkó Tamási w Debreczynie, chociaż częściej kojarzony z muzyką innych kompozytorów.
- ↑ O legendzie o miłości Anny i Stanisława Oświęcimów - patrz w artykule Stanisław Oświęcim w Wikipedii..
- ↑ O Pieśniach Osjana patrz w artykule w Wikipedii, tłumaczyli je na polski m.in. Władysław Ostrowski, Seweryn Goszczyński, a także autor.
- ↑ Patrz artykuł Torquato Tasso w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł John Milton w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Heirich Heine w Wikipedii
- ↑ Być może chodzi o Alfreda de Musset, (przez literówkę) - w takim wypadku patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Consumatum est! - dokonało się. Słowa Jezusa w chwili śmierci.
- ↑ "Freude, schöner Götterfunken, Tochter aus Elisium"; są to pierwsze dwa wersy An die Freude, czyli Ody do radości Schillera - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Drezno.
- ↑ Patrz artykuł Grosz czynszowy (obraz Tycjana) w Wikipedii.
- ↑ Paryż.
- ↑ Patrz artykuł Ary Scheffer w Wikipedii; co do obrazu, to być może chodzi o Kuszenie Chrystusa..
- ↑ Patrz artykuł Diego Velázquez w Wikipedii.
- ↑ Wiedeń.
- ↑ Patrz artykuł Antonio Allegri da Correggio w Wikipedii.
- ↑ Drezno.
- ↑ Patrz o obrazie o oryginalnym, tj. włoskim tytule "La Notte",artykuł Adoracja Dzieciątka (obraz Correggia) w Wikipedii.
- ↑ Paryż.
- ↑ Drezno.
- ↑ Patrz artykuł Bartolomé Esteban Pérez Murillo w Wikipedii.
- ↑ Idem.
- ↑ Patrz artykuł Pietro Perugino.
- ↑ Wiedeń.
- ↑ Patrz artykuł Paolo Veronese w Wikipedii.
- ↑ Bologna.
- ↑ Sztych.
- ↑ Drezno.
- ↑ Paryż.
- ↑ Patrz artykuł Carlo Dolci w Wikipedii.
- ↑ Berlin.
- ↑ Domminikina, to spolszczenie od Domenichino, pseudonimu Domenico Zamieri'ego, patrz artykuł o Domenico Zampierim w Wikipedii.
- ↑ Paryż.
- ↑ Paryż.
- ↑ Bardzo możliwe, ze chodzi o Nicolasa Poussina, patrz artykuł Nicolas Poussin w Wikipedii.
- ↑ Paryż.
- ↑ Patrz artykuł Alfonso Cano w wikipedii.
- ↑ Berlin.
- ↑ Patrz artykuł William Hogarth w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Hans Holbein (młodszy) w Wikipedii.
- ↑ Madryt.
- ↑ Obie w Berlinie.
- ↑ Gobelin w Dreźnie.
- ↑ Londyn.
- ↑ William Hogarth Jajko Kolumba w Wikimedia Commons.
- ↑ Julien Offray de La Mettrie - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Rachel Félix - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Adelaide Ristori - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Bogumił Dawison - patrz artykuł w angielskiej Wikipedii.
- ↑ Ponieważ autor nie wymienia portretu ani autora, zerknijmy do Wikimedia Commons.
- ↑ Ponieważ autor nie wymienia obrazu ani artysty, zerknijmy do Wikimedia Commons.
- ↑ Ze sztychu.
- ↑ Kopia obrazu Paula Delaroche Maria Antonina przed trybunałem rewolucyjnym autorstwa Alphonse François w Wikimedia Commons.
- ↑ Portret [w]spółczesny z pałacu księżnej Berry w Wenecyi.
- ↑ Franciszka d'Aubigné, Markiza de Maintenon - patrz artykuł w Wikipedii, inny jej portret niż w tym artykule w angielskiej Wikipedii.
- ↑ Marie-Madeleine Pioche de la Vergne, hrabina de La Fayette, zw. Madame de La Fayette - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Maria Leszczyńska, córka króla Polski, zwana była we Francji dobra królową, ze względu na zaangażowanie się w dobroczynność, stąd też zapewne wzmianka autora o "pszczole miodnej francuskiego dworu". Co do uśmiechu, to przedstawił go Jean-Marc Nattier w portrecie Marie Leszczyńska, królowa Francji, czytająca Biblię w Wikipedii.
- ↑ Charlotte Corday - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Marii Ludwik okazało się być co niemiara, ale możliwe, że autorowi chodzi o Marię Ludwikę Burbon - patrz artykuł w Wikipedii, która może istotnie uśmiech na portretach ma nieciekawy, ale przy tej ilości dzieci, wynikać to mogło z rozkojarzenia połogowo-macieżyńskiego, a nie "zgłupienia rasy".
- ↑ Laure Junot, księżna Abrantès - patrz artykuły we francuskiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Juliette Récamier - patrz artykuły we francuskiej i angielskiej Wikipedii oraz na temat jej portretu w polskiej.
- ↑ Germaine de Staël - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ W listach.
- ↑ Lélia powieść George sand z r. 1833, zmieniona w r. 1839 - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Bohater powieści George Sand pt. Spiridion z r. 1839 - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Bohaterka powieści George Sand pt. Lucrezia Floriani z r. 1846, - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Mr. Sylvestre.
- ↑ Sorède - postać z powieści George Sand pt. Monsieur Sylvestre z r. 1865, - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Confession d'une jeune fille.
- ↑ La Confession d'une jeune fille, (tzn. Wyznanie młodej dziewczyny), powieść George Sand z r. 1864 - patrz t. 1 i t. 2 w oryginale francuskim w archive.org.
- ↑ Lelia.
- ↑ Mosaistes.
- ↑ Bartolomeo Bozza postać z powieści George Sand Les maîtres mosaïstes z r. 1838 - patrz oryginał francuski w archive.org.
- ↑ Teverino, powieść George Sand z roku 1845 - patrz oryginał francuski w archive.org.
- ↑ Sonneurs.
- ↑ Les Maîtres sonneurs, powieść George Sand z r. 1853 - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Consuelo.
- ↑ Consuelo, powieść George Sand z r. 1842 - patrz t. 1, t. 2 i t. 3 w archive.org.
- ↑ Lucienne de Valangis, bohaterka La Confession d'une jeune fille, powieści George Sand z r. 1864, - patrz t. 1 i t. 2 w oryginale francuskim w archive.org.
- ↑ Z powieści George Sand Valvèdre z r. 1861 - patrz oryginał francuski w archive.org..
- ↑ Inez de Castro - patrz artykuł w Wikipedii. Autorowi chodzi z pewnością o ekshumację, koronację i osadzenie na tronie jej szczątków przez męża i króla Portugalii Piotra I Sprawiedliwego z nakazem oddania im hołdu należnego królowej, którego za życia dostąpić nie mogła.
- ↑ Harold, czy jak chce autor Charold, to bohater poematu Byrona Wędrówki Childe Harolda patrz artykuł w Wikipedii i 2 wersje poematu w oryginale angielskim, w tamtejszych Wikisource.
- ↑ Hugo, Miserables.
- ↑ Jean Valjean i Fanitna to bohaterowie Nędzników - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Désirée Artôt - patrz artykuł w angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Gioia - po włosku: radość.
- ↑ Jacques Fromental Halévy - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Zapewne autorowi chodzi o Alonso Sánchez'a Coello - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Chodzi o Antoniego Malczewskiego i jego powieść Maria, tu z odesłaniem do wolnelektury.pl.
- ↑ Paryż.
- ↑ Obraz Tycjana Franciszek I w Wikipedii.
- ↑ Cytowane ze sztychu.
- ↑ Obraz H. Holbeina młodszego Henryk VIII w Wikipedii a właściwie jeden z portretów Henryka VIII tego autora, kopia innego tamże.
- ↑ Ze sztychu.
- ↑ Być może chodzi autorowie o oblicza kobiet na obrazie Paula Delaroche Kardynał Mazarin umiera na Wikimedia Commons czy Ostatnia choroba kardynała Mazarina.
- ↑ Berlin, zbiór Raczyńskich.
- ↑ Obraz Paula Delaroche Pielgrzymi w Rzymie z roku 1842 obecnie dalej w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
- ↑ Monachium.
- ↑ Rzeźba B. Thorvaldsena Adonis w Wikimedia Commons.
- ↑ Lonore
- ↑ Drezno, odlew.
- ↑ Wiedeń.
- ↑ Giovanni Battista Tiepolo - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Obraz Tiepola Św. Katarzyna ze Sieny w Wikimedia Commons.
- ↑ Drezno.
- ↑ Francesco Solimena - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Idem.
- ↑ Antonio Allegri da Correggio - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Obraz Correggia Madonna z Dzieciątkiem i św. Sebastianem w Wikipaintings.
- ↑ Berlin.
- ↑ O obrazie Correggia Jowisz i Io - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Alfred Rethel - patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Rycina Alfreda Rethela Der Tod als Freund <Śmierć jako przyjaciel> w Wikimedia Commons.
- ↑ Jedyny, prócz Rafaela, którego boskim (divino) zwano. – – –
- ↑ Luis de Morales, zw. Il Divino - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Obraz Bartolome Esteban Murillo Wizja św. Antoniego z Padwy w Wikipaintings.
- ↑ Deziluzja - brak lub pozbawienie złudzeń, rozczarowanie.
- ↑ Deziluzacja - Pozbawianie złudzeń, rozczarowywanie.
- ↑ Joseph de Maistre - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Lèttres et opuscules. [Tzn. „Listy i dziełka.”]
- ↑ Soirés de St. Perersbuorg. [? Wieczory Sankt Petersburskie. (?)]
- ↑ Bartolomé Esteban Murillo - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Obraz Murilla Saint Félix de Cantalicio w WikiGallery.org.
- ↑ Obraz Święty Franciszek obejmujący Chrystusa na Krzyżu - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Jean-Baptiste Greuze - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Guercino, pseudonim który posługiwał się Giovanni Francesco Barbieri - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Małgorzata de Valois, księżna Berry - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Cesarzowej Eugenii, żony cesarza Napoleona III - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Żółkiew.
- ↑ Tarnów.
- ↑ Zofia z Tarnowskich Ostrogska - patrz artykuł w Wikipedii - nagrobki z katedry w Tarnowie, można zobaczyć m.in. na stronie: [2].
- ↑ Kraków
- ↑ Nagrobek Montelupich w Krakowie - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Camillo Cavour vel Camillo Benso di Cavour - premier Królestwa Sardynii, a potem zjednoczonych Włoch, patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Franz Xaver Winterhalter - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Wilhelm von Kaulbach - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Johann Friedrich Overbeck - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Peter von Cornelius - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Karl Friedrich Schinkel - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Julius Hübner - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Carl Theodor von Piloty - patrz artykuł w Wikipedii; i jego obraz Neron przygląda się pożarowi Rzymu w Wikimedia Commons.
- ↑ Johannes Schilling - rzeźbiarz niemiecki - patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Bertel Thorvaldsen - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Ernst Rietschel, albo Ernst Friedrich August Rietschel - rzeźbiarz niemiecki - patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Być może chodzi o rzeźbę Nacht wykonaną w piaskowcu - patrz Nacht w Wikimedia Commons.
- ↑ Reprodukcja rzeźby Psyche z Capui na Wikimedia Commons.
- ↑ Zapewne pędzla Ary Scheffera.
- ↑ Guido I da Polenta prowadzący wojnę z rodziną Malatesta chciał utrwalić pokój związkiem małżeńskim swej córki Franceski, z Giovannim Malatestą, synem i spadkobiercą Malatesty da Verucchio, pana Rimini. Giovanni był odważny ale zdeformowany. Guido wiedział, że Francesca odmówi Giovanniemu, więc ślub wzięła z pełnomocnikiem, przystojnym bratem Giovanniego, Paolo Malatesta. Francesca zakochała się w Paolo i była nieświadoma oszustwa aż do rana dniu ślubu, kiedy zostali zaskoczeni i zamordowani przez Giovanniego. Tyle legenda opisywana w poezji, operach i malarstwie; jednakże zarówno Francesca jak i żonaty Paolo mieli własne dzieci. Obraz Ary Scheffera Cienie Franceski z Rimini i Paola Malatesty ukazują się Dantemu i Wergiliuszowi na Wikimedia Commons i artykuł o nim w Wikipedii.
- ↑ Honoré Gabriel Riqueti de Mirabeau - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Soutiens cette tête c’est la plus forte en France. - Wesprzyj tę głowę najwyższą we Francji.
- ↑ Le roi de France ne venge pas les injures du duc d’Orléans! - Król Francji nie pomści zniewagi księcia Orleanu!
- ↑ Soirrés d’orchestre. [Tzn. Wieczory orkiestrowe, autor przetłumaczył ten wieczór: „Nowela przeszłości. 1555. – Pierwsza Opera.”, lwowski Ruch Literacki, nr 3 z 15 I 1876.]
- ↑ Jeanne Sylvanie Arnould-Plessy - patrz artykuł w angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Guillaume Victor Émile Augier, znany jako Guillaume lub Émile Augier - patrz artykuł w angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Andrzej Grabowski (malarz) - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Patrz dramat Percy Bysshe Shelleya The Cenci po angielsku i artykuł o nim w angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Obraz Beatrice Cenci jest przypisywany Gido Reni'emu - patrz artykuł o obrazie w angielskiej Wikipedii i o Guido Reni'm w polskiej.
- ↑ Hippolyte De La Roche, albo inaczej Hippolyte Delaroche, znany powszechnie jako Paul Delaroche - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Adelaide Ristori - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Prawdopodobnie autorowi chodzi o zmarłego w Łodzi aktora imieniem Ira Aldridge - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Bogumił Dawison - aktor pochodzenia żydowskiego, urodzony w Warszawie, grający najpierw we Lwowie, potem w Hamburgu, Wiedniu i na ostatek w Dreźnie i tam zmarły, znany zwłaszcza z ról szekspirowskich, grał w języku niemieckim, stąd za takiego też jest uważany aktora - patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Devrient - ba, ale który, bo była to liczna rodzina aktorsko-teatralno-operowa, patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii. Być może Gustaw Emil Devrient, ze względu na jego repertuar, zwłaszcza rolę Hamleta; patrz artykuły w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Joseph Wagner - ur. w r. 1818 albo 1819, zm. 1870, austriacki aktor; - patrz zdjęcie w roli Hamleta w Wikimedia Commons
- ↑ Aszperger - nazwisko wielu aktorek polskich, m.in. Kazimiery (1818-1852) i Anieli z Kamińskich (1815-1902) o którą autorowi zapewne chodzi, znanej z ról Ofelii w „Hamlecie” W. Shakespeare’a, tytułowej w „Marii Stuart” J. Słowackiego i Anieli w „Ślubach Panieńskich” Aleksandra Fredry. Aniela z Kamińskich Aszpergerowa - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Bogumił Dawison - aktor wywodzący się z rodziny żydowskiej mieszkającej w Warszawie, pierwsze kroki aktorskie stawiał we Lwowie, następnie grał w Hamburgu, Wiedniu i Dreźnie, tam też zmarł, stąd uważany za aktora niemieckiego. Wsławił się zwłaszcza grą w dramatach szekspirowskich; patrz artykuł w niemieckiej i angielskiej wersji Wikipedii.
- ↑ Auzonia - dawna, poetycka nazwa Włoch, choć istnieje tam też miejscowość Ausonia w regionie Lacjum.
- ↑ Aspazja - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Falstaff - postać ze sztuk Williama Shakespeare'a, do której później odwoływali się i inni artyści - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Tartuffe, albo Świetoszek, bohater komedii Moliera Tartuffe ou l'Imposteur - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Salvator Rosa - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ E pur si muove. - A jednak się kręci. Patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Hector Berlioz - patrz artykuł w Wikipedii; napisał także Grand traité d'instrumentation et d'orchestration modernes, zwany też w skrócie Traité d'Instrumentation w r. 1843, (egzemplarz z kolekcji Boston Public Library dostępny online), który to traktat później przetłumaczył na polski Władysław Tarnowski.
- ↑ Florestan to bohater opery Ludwiga van Beethovena Fidelio - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Ary Scheffer Portret Chopina w Wikipedii.
- ↑ Murań, góra w Tatrach.
- ↑ Ernst Rietschel - patrz artykuł w niemieckiej wersji Wikipedii.
- ↑ Paryż.
- ↑ Drezno, odlew.
- ↑ Ernst Rietschel Pieta z roku 1851, udostepniona przez [3].
- ↑ Ostatni wers wiersza Fr. Schillera Die Erwartung <Oczekiwanie>, całość wiersza do którego odwołuje się autor można przeczytać w oryginale niemieckim na stronie: www.wissen-im-Netz.info, wśrod wierszy z pierwszego okresu.
- ↑ Torquato Tasso - o jego życiu w artykule w Wikipedii.
- ↑ Drezno.
- ↑ Giorgione - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Kraków.
- ↑ Tulczyn (?).
- ↑ Rafael Santi, obraz Święta rodzina ze św. Janem Chrzcicielem prezentowana jest w Internecie w: Ślaskie Kolekcje Sztuki, obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum w Nysie, tam też informacja, że przez jakiś czas należał do rodu von Matuschka.
- ↑ Patrz sprawozdanie Łepkowskiego 1866.
- ↑ Dedykacją pieśni obdarzony został: Antoni Zaleski (1842-1866), ps. Jan z Puszczy, autor książki „Namaszczony”, którą wydał P. Rhode w Lipsku w r. 1865 (Edmund Jankowski (red.) “Słownik pseudonimów pisarzy polskich XV w. – 1970 r.”, Tom II (J-Q), Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków, 1995, str. 154), inny jego pseudonim to: J.K. a pod tym pseudonimem wiersz w: „Dzienniku literackim” 1865, 65, (tamże, str. 63) urodzony i zmarły we Lwowie, poeta i prawnik (tamże, Tom IV (A-Ż Nazwiska), r. 1996, str. 789).
- ↑ Drukowane w „Dzienniku Literackim” lwowskim.
- ↑ Zamordowani pod Sołowijówką: Biesiadowski, Izbiński, Peretiatkowicz, Krypski, Kostko, Bobowski, Przedpełski, Wasilewski, Wołoncewicz, Przedrzymirski i jego brat pięcioletni. Wszyscy inni ranni, bez zmysłów powleczeni do Żytomierza – (Patrz o Sołowijówce Kalendarz polski na rok 1866, Zürich.)
- ↑ Pod Wawelem.
- ↑ Umieszczone w „Dzienniku literackim” lwowskim z małemi wariantami. [Tj. z niewielkimi zmianami.]
- ↑ Galilaee, vicisti! – Zwyciężyłeś, Galilejczyku! (zwrot cesarza Juliana Apostaty, tj. odszczepieńca).
- ↑ Umieszczony w „Dzienniku literackim” lwowskim.
- ↑ Można by przełożyć na: Prawdziwie jest którym „dobrze”, o tym myślę.
- ↑ Galilaee vicisti! – Zwyciężyłeś, Galilejczyku! (zwrot cesarza Juliana Apostaty, tj. odszczepieńca).